Menu

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 14

To wszystko działo się jak gdyby w spowolnionym tempie. Ten sterylny budynek, ten specyficzny zapach i setki osób, przewijających się przez izbę przyjęć, przyprawiało mnie o ból głowy. Praktycznie nawrzeszczałam na pielęgniarkę stojącą w recepcji, nie potrafiąc złożyć jednego sensownego zdania. Kiedy to Justin dogadał sie za mnie z tą kobietą, pobiegłam od razu w kierunku, który nam pokazała.Swoją droga, byłam wdzięczna Justinowi za to, że był przy mnie. Wszystko we mnie się przewracało. Serce chciało wyskoczyć mi z piersi, a oddech był płytki i rozszalały. W momencie, gdy zobaczyłam Chrisa oraz rodziców Katty, zachciało mi się płakać. Mój brat na mój widok od razu wstał, a to jak wyglądał, przeraziło mnie. Podeszłam do niego i nawet nie zdążyłam zapytać co się stało, a on w momencie się do mnie przytulił. Był rozżalony i zapłakany. Objęłam go i zaczęłam uspokajać, głaszcząc go po włosach. Gdy jako tako się uspokoił i odsunął do mnie, od razu zapytałam.
- Chris... Jak to się stało? - mój głos porządnie drżał.
- Ja.. My.. Nie chciałem.. To moja wina.. Ten skurwysyn... - nic co powiedział Chris nie było spójne i zrozumiałe.
Złapałam go za ramiona i patrzyłam mu w oczy, gdy zza rogu wyłoniła się sylwetka Trish. Niosła kawy, wyglądając na poważnie zmęczoną. Kiedy stwierdziłam, że z Chrisa nic nie wyciągnę, postanowiłam zapytać się Trish co się stało. Kazałam Chrisowi usiąść i zanim cokolwiek powiedziałam, Trish spojrzała na mnie wzrokiem mordercy i podchodząc do mnie, wysyczała cicho.
- Wiesz do jakiego celu ludzie wykorzystują posiadanie telefonów? Tak, między innymi do odbierania połączeń albo odpisywania na smsy! Sophie, przechodziliśmy tutaj przez gehennę!
Spojrzałam w bok i zagryzłam wargę. 
- Trish, przepraszam Cię. Ja ...
- Nie przepraszaj mnie tylko swojego brata, bo nie było Cię wtedy kiedy najbardziej Cię potrzebował! - warknęła Trish.
- Do cholery, Trish! Nie jestem jasnowidzem, żeby przewidywać to co się stanie. Skąd mogłam wiedzieć, że coś przydarzy się Kat! - zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. 
- Właśnie dlatego powinnaś odbierać te pieprzone telefony. Nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteś, dopóki Ignac przypadkiem coś o tym nie napomknął. Jesteś cholernie nieodpowiedzialna Sophie! - Trish wyrzuciła ręce w powietrze, będąc wyraźnie sfrustrowana.
Spojrzałam jej w oczy i wysyczałam. 
- Nie przyszłam tu po to, żeby się z Toba kłócić. Chce się dowiedzieć co się dzieje z Katty. 
- Może sama idź i zobacz. Ale tylko na chwile. - gestem głowy pokazała mi na oddalone o kilka metrów duże, białe drzwi. 
Podchodząc do nich, minęłam zapłakanych rodziców Katty oraz mojego brata, który właśnie rozmawiał z Justinem, albo przynajmniej próbował. 
Łapiąc za klamkę, przełknęłam ślinę i biorąc głęboki oddech, weszłam ostrożnie do środka opuszczając w dół wzrok. Kiedy stanęłam pewnie na obu nogach i zamknęłam za sobą drzwi, podniosłam powoli wzrok i to co zobaczyłam, zatrzymało mi na ułamek sekundy cały świat. Poczułam jak robi mi się zimno, gdy moim oczom ukazała się nieprzytomna i leżąca sylwetka Kat, która była poprzypinana do różnych urządzeń, które jak mniemam trzymały ją przy życiu. Boże, nie miałam pojęcia, że to wszystko mogło być tak poważne. Oblizałam suche wargi i na trzęsących się nogach, podeszłam bliżej łóżka Katty. W sali jedne co można było usłyszeć, to mieszający się dźwięk wszystkich tych aparatur. Powoli analizowałam całe ciało Katty. Jej twarz była opuchnięta i widać było kilka, albo nawet kilkanaście siniaków, zupełnie poranione ręce i klatkę piersiową. Z wielkimi oczyma, bardzo powoli dotknęłam bezwładnie leżącej dłoni Katty, która była lodowata. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, to nie mogło się dziać. 
Poczułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Pokręciłam głową, wiedząc że muszę być teraz silniejsza niż zwykle. Zacisnęłam mocno wargi i biorąc głęboki oddech, odezwałam się cicho.
- Cześć kochanie.... Mam nadzieję, że mnie słyszysz. Więc... Chciałam cię przeprosić za to, że nie było mnie tu od początku. Ale wiem, że sobie poradzisz. No bo ty, Katty Hamilton miałabyś sobie nie dać rady? Niemożliwe. - przysiadłam na skraju łóżka i kontynuowałam. - Nie wiem jak i dlaczego to się stało, ale wiem, że musisz do nas wrócić. Tutaj wszyscy na Ciebie czekają. Ja, Twoi rodzice, Trish, Chris... Wszyscy Cię potrzebujemy. Wiem, że z tego wyjdziesz, że będziesz osiągała dalsze sukcesy. Głęboko w to wierzę. Trzymam za Ciebie kciuki. Wracaj do nas... Proszę..- wyszeptałam błagalnie, zamykając oczy. Wtedy usłyszałam ciche odchrząknięcie, więc odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam stojącego pod drzwiami Justina. 
Spojrzałam mu w oczy i ponownie odwróciłam głowę w stronę Katty. Hm, nawet teraz była śliczna. Po chwili Justin odezwał się spokojnie.
- Pokłóciła się z Chrisem, wybiegła z domu i wsiadła za kierownice. Prawdopodobnie była zupełnie zapłakana i lewo panowała nad samochodem. Jak twierdzi Chris i rodzice Katty, jej samochód najechał na coś i straciła nad nim kontrole, wjeżdżając w pobliski mur. Cudem przeżyła. 
Słysząc ostanie zdanie, poczułam jak coś wewnątrz mnie rozwala się na milion kawałków. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Katty mogła by być na drugim świecie. O nie. I wtedy, gdy wyobraziłam sobie jej brak, pękłam w środku. Nie wiedziałam dlaczego, ale gwałtownie wstałam i podbiegłam do Justina, rzucając mu się w ramiona i rzewnie płacząc. Co jakiś czas zanosiłam się szlochem, na co Justin mocniej mnie do siebie przytulał. Byłam mu wdzięczna za to, że tu był ze mną. 
- Tak bardzo się o nią boję... - wyszeptałam, dławiąc się jeszcze własnymi łzami.
- Wyjdzie z tego, to silna dziewczyna. Poza tym, jest pod opieką świetnych specjalistów. - Justin starał się mnie uspokoić. 
Odsunęłam się od niego i otarłam twarz wierzchem dłoni. Spojrzałam jeszcze raz na Katty i postanowiłam wyjść porozmawiać z Trish o tym co konkretnie dolega Katty.
Wyszłam z sali i odszukałam wzrokiem moją przyjaciółkę. Podeszłam do niej i zapytałam cicho.
- Co jej jest? 
- Raczej co jej NIE jest. - westchnęła Trish. - Ma połamane żebra, pękniętą miednice i podejrzewają uraz kręgosłupa. Ale najgorsze jest już za nią.
- Najgorsze? - zmarszczyłam brwi, niezupełnie łapiąc o co chodzi Trish.
- Katty miała krwotok wewnętrzny. Na szczęście lekarzom udało się go zatamować. Ale była blisko ...
- Nie. Nie mów dalej. Zrozumiałam. - powiedziałam złamanym głosem. - Kiedy się wybudzi? - Boże, czułam jak moje nogi się pode mną uginają, gdy dochodziły do mnie wszystkie informacje o obrażeniach Katty.
- Jest w śpiączce farmakologicznej. Na dniach powinna się obudzić. Przynajmniej tak twierdzą lekarze. - powiedziała Trish, a w jej oczach widziałam cholerne zmęczenie i nadzieję. 
Pod wpływem impulsu, przytuliłam się do Trish, a ona zrobiła to samo. Obu nam było ciężko, przecież to nasza przyjaciółka leżała w szpitalu w ciężkim stanie. Odsunęłam się na moment od Trish i spojrzałam na mojego wykończonego brata.
- Chyba musze go stąd zabrać. - mruknęłam.
- Daj spokój, obie dobrze wiemy, że nie ruszy się stąd na krok. Będzie tu czuwał. - rzuciła Trish.
Pokiwałam głową, mimo to podchodząc do mojego brata.
- Chris... Chyba powinieneś iść do domu odświeżyć się i przespać na moment. - położyłam dłoń na jego ramieniu, ale gdy spojrzał na mnie, od razu ją odsunęłam.
- Czy Ty kurwa poważnie myślisz, że ją tu zostawię? Może dla Ciebie nie, ale dla mnie to jedna z najważniejszych osób na świecie.
- Chris! Nie mów tak! Przecież to moja przyjaciółka! - oburzyłam się, mrożąc go wzrokiem.
- Przyjaciółka? Ty się słyszysz? Nie było Cię tu w momencie, kiedy było najgorzej i pojawiasz się wtedy, kiedy nikt Cię tu nie prosił?! - warknął Chris, patrząc na mnie jakby miał mnie zaraz zabić.
- Na litość boską, ile razy mam powtarzać, że nie jestem uwiązana do telefonu i też mam swoje pieprzone życie?! Okej, zawaliłam, że nie odbierałam i nie było mnie tu w najgorszym momencie, ale zrozum, że nie jestem wszechwiedząca i nie miałam pojęcia, że coś takiego się wydarzy. - powiedziałam, ani na moment nie odwracając wzroku. - Rozumiem, że jesteś zdenerwowany i jest Ci ciężko, ale nie musisz się na mnie wydzierać, szczególnie na środku korytarza. Mnie też nie jest łatwo, uwierz. Chciałam po prostu Cię zabrac do domu. - szepnęłam, parząc na niego z delikatnym bólem w oczach.
- Dobra, rozumiem. - rzucił niedbale Chris. -Nie Sophie, zostaje tutaj. Jeśli będę miał pewność, że z nią lepiej, może wróce.
- To może przynieść Ci świeże ubrania? - zapytałam cicho, wycofując się z tej walki.
- Jeśli chcesz. - mój brat machnął ręką i oddalił się ode mnie, zupełnie mnie olewając.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Czy mój brat właśnie mnie potraktował jak wroga numer jeden? Starałam sobie to wszystko tłumaczyć tym, że jest mu ciężko. 
Postanowiłam wracać do domu, więc pożegnałam się z Trish i rodzicami Katty. Mojego brata nie było na korytarzu. Stwierdziłam, że nie będę robiła drugiego podejścia do rozmowy z nim, bo wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. 
Gdy szłam zimnymi i sterylnymi korytarzami do wyjścia, ogarnęło mnie poczucie winy i bolesna pustka. Zaczęłam analizować każde słowo Trish i Chirsa. Może faktycznie mieli rację ? Może nie zachowałam się jak dobra i odpowiedzialna przyjaciółka? Coś w tym chyba było.
Czując chłód otuliłam się ramionami, mimo tego ,że na zewnątrz było ciepło i przyjemnie. Wsiadając do samochodu Justina, byłam myślami zupełnie gdzie indziej, wobec tego dookoła mnie panowała cisza. Przynajmniej tak mi się wydawało. Wbiłam wzrok w jakiś punkt i trawiłam każde słowo i zdarzenie sprzed kilkudziesięciu minut. 
- Hej, odpuść sobie. Przecież to nie Twoja wina. - nagle odezwał się spokojnie Justin.
Przekręciłam głowę w jego stronę i zmarszczyłam brwi.
- Jak mam sobie odpuścić, kiedy moja przyjaciółka na mnie krzyczy, a mój brat ma do mnie pretensje i traktuje mnie jak wroga? - zapytałam, czując jak gromadzi się we mnie złość.
- Cóż, to Karma. - rzucił luźno Justin, skręcając w prawo.
- O czym Ty pieprzysz? - poziom mojego zdenerwowania z każdą kolejną sekundą wzrastał.
- O tym, że teraz to Ty czujesz się tak, jak czuli się kiedyś Twoi znajomi i rodzina. W zasadzie nadal sie tak czują. - wzruszył ramionami.
- Co chcesz mi przez to przekazać?
- Co? Powinnaś się zorientować. Od kilkunastu dni traktujesz swoich najbliższych jak zło ostateczne. Krzyczysz na nich, nie przyjmujesz żadnego z tłumaczeń i masz ich w dupie. Dopiero musi wydarzyć się tragedia, żebyś przestała patrzeć tylko na siebie i ten pieprzony występ. To chce Ci przekazać. - powiedział sztywno Justin.
- Zatrzymaj ten samochód. - warknęłam, czując, że lada moment wybuchnę. Te słowa mnie zabolały. Cholernie.
Kiedy Justin nie zatrzymał pojazdu, warknęłam ponownie.
- Zatrzymaj ten pierdolony samochód, słyszysz?! - odpięłam pasy, w skutek czego wewnątrz wozu rozległo się drażliwe pikanie. 
Justin spokojnie zjechał na pobocze i od razu na mnie spojrzał. - O chuj Ci chodzi, co? Prawda Cię boli? - ton głosu Justina doprowadzał mnie do szału.
- Daruj sobie. Już powiedziałeś co chciałeś powiedzieć. - syknęłam, walcząc z samą sobą. - Popełniłam błąd i otwarcie sie do tego przyznaje. Ale nie musisz mówić mi, że miałam wszystkich w dupie. 
- A nie tak było? Raniłaś wszystkich. Gdybyś tylko widziała Sue i Trish w dzień, kiedy je zupełnie olałaś. Przestałaś nawet rozmawiać z Chrisem, bo Twoje zawody były ważniejsze. Wolałaś siedzieć na sali i katować się, bo chcesz dojść do perfekcji, której i tak nie osiągniesz. 
Słysząc te słowa, oczy zaszły mi łzami. Zagryzłam mocno wargę, czując jak moje serce przeszywa ból. Spojrzałam na Justina i drżącym głosem, dodałam.
- Wygrałeś.
Po tym krótkim, ale przepełnionym wszystkimi uczuciami słowie, otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Podeszłam do tyłu i otworzyłam bagażnik, biorąc z niego swoją torbę. Zamykając drzwi bagażnika, poczułam jak Justin ni z tego, ni z owego staje za mną. Nawet nie wiedziałam kiedy wyszedł z samochodu. Nie miałam już siły na rozmowę,już  dotarło do mnie każde z jego słów. Zakładając torbę na ramie, ruszyłam w dół ulicy. 
- Sophie, przepraszam. - usłyszałam za sobą głośne słowa Justina. 
Zamknęłam mocno powieki, próbując opanować łzy. Nie chciałam przy nim płakać. Nie chciałam w ogóle tego robić. Stałam tyłem do chłopaka, czując jak wszystko wewnątrz mnie, przekręca się do góry nogami. Gdy się nie odezwałam, Justin kontynuował. 
- Dziewczyno, nie chciałem tego tak powiedzieć ..
- A jak?! - wrzasnęłam, obracając się do niego. - Wszystko dokładnie zrozumiałam. Nie musisz mówić nic więcej. - spojrzałam na niego, mając wrażenie, że zaraz strace głos i siłę. 
- A teraz zostaw mnie. Nie mam już siły na te wszystkie zarzuty, poddaje się.
Po tych słowach, obróciłam się i prawie biegiem, ruszyłam w stronę domu. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam w nich jedną z piosenek Jamesa Arthura. Wewnątrz mnie wszystko pękało. Zrozumiałam jak bardzo byłam w sobie zadufana, jak bardzo chciałam być doskonała. Popełniłam masę błędów, to było pewne. Ale ucieczka na sale, była dla mnie wyzwoleniem. Tam nikt mnie nie osądzał, nikt mnie nie obwiniał. Byłam tam sama ze sobą, z własnymi myślami, z własnymi rozterkami. Tam wszystko było inne. Odnajdywałam wtedy własne 'ja'. 
Po kilkunastu minutach byłam w domu. Było w nim pusto. Tak samo jak w moim sercu. 
Rozpakowałam swoje rzeczy i niektóre z nich wrzuciłam do prania. Cały ten czas z moich oczu wylewał się wodospad łez. Czułam się strasznie. Położyłam się na łóżku i wyłam do poduszki. 
Już jutro miałam zawody, a nawet nie pojawiłam się na sali. Ale chyba podjęłam decyzję. Zrezygnuję z zawodów, nie mam na tyle siły by wystąpić. Nie byłam w dobrej kondycji psychicznej.  Moje serce bardzo mnie bolało, ale wiedziałam, że to dobra decyzja.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Przespałam połowę dnia i całą noc. Boże, wyspałam się za wszystkie czasy. 
Obudziłam się o 6, wiedząc, że to już na dzisiaj koniec. Dlatego powoli wstałam i pościeliłam łóżko. Byłam wdzięczna mamie, że nie budziła mnie. Wtedy bym już nie zasnęła. 
Kiedy poogarniałam cały pokój, poszłam się umyć. Wchodząc pod prysznic, przez moją głowę przemknęła myśl o dzisiejszym konkursie. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z głowy tę myśl. 
Nałożyłam na włosy kokosowy szampon i powoli wmasowałam go w nie,ciało natomiast umyłam waniliowym żelem. Po kilkunastu minutach stałam już przed lustrem, owinięta w ręcznik. Wytarłam się dokładnie i umyłam zęby. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, nakładając później na twarz delikatny makijaż. 
Nadal będąc w ręczniku, weszłam do pokoju, wyciągając z szuflady świeżą bieliznę, a z szafy jasne, postrzępione u dołu spodenki z wysokim stanem oraz białą, zwiewną koszulkę na ramiączkach. Nie mogłam siedzieć w domu, wszystko mnie przytłaczało. Dlatego założyłam na ramie długą, brązową torbę, a na nogi ubrałam sandałki tego samego koloru. 
Od rana słońce przyjemnie świeciło. Wyszłam z domu, zakładając na nos okulary. Te same, które pożyczył mi wczoraj Justin. Wtedy spojrzałam na komórke i okazało się, że od wczoraj nie dostałam żadnej wiadomości. Żadnej. 
Włożyłam słuchawki do uszu i prawie od razu włączyłam 'You lost me' Christiny Augilery. Tak bardzo oddawałam się tej piosence. Szłam powoli przed siebie, mijając przechodniów, którzy pewnie biegli do pracy, albo na umówione spotkanie. Było mi to tak bardzo obojętne. Nadal czułam w sobie wczorajsze emocje. Zrozumiałam przekaz wszystkich słów, które zostały wczoraj wypowiedziane w moją stronę. I tak, było mi przykro.
Sama nie wiem kiedy, ale znalazłam się przed drzwiami szpitala. Cieszyłam się, że tu przyszłam, bo chciałam z nią pobyć. 
Znając już drogę do sali, w której leżała, byłam tam szybciej niż ostatnio. Gdy weszłam do środka, spojrzałam na Katty, która nadal leżała w tej samej pozycji. Podeszłam do niej i usiadłam na krześle, opierając się łokciami o łóżko. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.
- Wiesz Kat. Chyba zrozumiałam. Przepraszam Cię, za wszystko. Wiem, nie byłam dobrą przyjaciółką i siostrą dla was ostatnimi czasy. Zawaliłam pare spraw. Ale przecież wiesz, jak bardzo kocham to co robię. Wiesz jak pozwala mi to uciec przed wszystkim co mnie dręczy. Mimo to, wiem, że was zraniłam. Teraz muszę być przy Tobie, muszę wspierać Ciebie i Chrisa. Musi być dobrze, nie zostawię Cie. Nie wezmę udziału w zawodach, nie jeśli Ty tu leżysz... - szepnęłam i biorąc rękę Kat, przyłożyłam ją do swojej twarzy. - Tak bardzo Cię przepraszam.
W tej chwili poczułam jak chłodna dłoń Kat delikatnie zaciska się na mojej, więc od razu uniosłam wzrok i napotkałam słabe oraz zmęczone, ale otwarte oczy Katty. Kąciki jej ust delikatnie drgnęły, a chwilę potem otworzyła suche usta i ledwie słyszalnie powiedziała kilka krótkich słów.
- Zatańcz. Proszę. Dziękuje.
Miałam pustkę w głowie, zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. To był dla mnie szok. Oczywiście cieszyłam się, że Katty otworzyła swoje oczy i odezwała się. Byłam cała roztrzęsiona i nie miałam pojęcia co zrobić. Złapałam mocniej dłoń mojej przyjaciółki i gdy chciałam się odezwać, Katty powoli zamknęła oczy i poluzowała uścisk dłoni, tym samym na nowo zasypiając. Kręciłam głową i modliłam się w myślach, żeby Katty odzyskała świadomość już na dobre. Ale z drugiej strony przeszła przez prawdziwe piekło, była poważnie poturbowana, więc musiała się zregenerować, żeby do nas wrócić. 
Puściłam jej dłoń i zaczęłam analizować to, co właśnie się wydarzyło. Katty poprosiła mnie, żebym wystąpiła. Przecież to dla niej chciałam zrezygnować, a ona prosi mnie o występ. Wobec tego musiałam spełnić jej prośbę. Gdybym tego nie zrobiła, a ona by się wybudziła zabiłaby mnie, że jej nie posłuchałam. Wiedziałam, że mój udział w tym konkursie całkowicie zadedykuje jej. Zastanawiałam się jedynie, czy ktokolwiek z moich przyjaciół przyjdzie mnie wesprzeć. 
Pokręciłam głową i wstając, sięgnęłam po torebkę. W tym momencie na salę weszła pielęgniarka, przyjaźnie się do mnie uśmiechając. 
- Wszystko w porządku? - zapytała, lustrując mnie wzrokiem. Najprawdopodobniej szok jeszcze nie zszedł z mojej twarzy.
- Tak, wszystko okej. - mruknęłam poprawiając koszulkę. - Ale Katty ..
- Coś się stało? - pielęgniarka wyraźnie się zaniepokoiła.
- To znaczy ona.. Przebudziła się na kilka chwil. - powiedziałam prawie szeptem.
- Jak to "obudziła się" ? Dlaczego nie poinformowałaś o tym lekarza, albo chociaż mnie? - kobieta w białym kitlu była nieco zdenerwowana.
- Przepraszam, nie wiedziałam co robić. Byłam w szoku. 
- Rozumiem, ale o takich sprawach musisz mówić lekarzowi. - pouczyła mnie pielęgniarka.
- Jasne.. Mogę już iść? - zapytałam, patrząc na Kat.
- Oczywiście. - kobieta spokojnie odpowiedziała.
- Do zobaczenia Katty. Do widzenia. - rzuciłam i po raz ostatni spoglądając na Kat, wyszłam z sali. 
Wychodząc ze szpitala, wzięłam komórkę do ręki i wystukałam na klawiaturze smsa : " Przepraszam. " i wysłałam go do mojego brata oraz Trish.
___________________________________________________________________________
Nadeszła ta godzina. Ten moment. Jeszcze kilka minut pozostało do mojego występu. W budynku gdzie odbywał się konkurs było kilkaset osób. Panował zgiełk i hałas. Co rusz wywoływano nowe osoby na scenę. Tancerze specjalizujący się w hip-hopie, r&b oraz dancehall'u już wystąpili i wreszcie przyszedł czas na modren, jazz i współczesny. Wszystko wewnątrz mnie wywracało się we wszystkich kierunkach. Czułam jak cała drże. Możliwe, że moje zachowanie byłoby zupełnie inne, gdyby nie fakt, że wygraną był wyjazd do Nowego Jorku na zajęcia na Brodway'u. Przecież to było spełnienie wszystkich moich marzeń. 
Krążyłam po szatni, powtarzając sobie część choreografii. Zawsze to robiłam, kiedy się stresowałam. Jedynymi osobami, które przyszły mnie wspierać to mama, babcia oraz dziadek. Byłam im cholernie wdzięczna za ich obecność. 
Miałam na sobie białą, prostą i ziewną sukienkę, którą kiedyś uszyła mi babcia. Włosy miałam rozpuszczone, a na stopach nie miałam nic, prócz wspomagaczy na palcach. Dzięki nim łatwiej było mi kręcić piruety. 
Bawiłam się palcami i zza kulis obserwowałam kolejne występy moich rywali. Rany,byli naprawdę świetni. Każdy z nich miał świetną choreografię oraz muzykę, a do tego efekty. Coraz bardziej przestawałam wierzyć w swoje możliwości. Zerknęłam w stronę miejsca na widowni, w którym byli moi bliscy i uśmiechnęłam się lekko. Czułam jak stres przejmuje nade mną władzę. 
____
To już. To ten moment. Właśnie teraz wychodzę na scenę, a właściwie środek sali. Widownia kąpie się w ciemności i jedyne co widzę, to biały reflektor skierowany na mnie. Kładę się na podłodze i kilka chwil później słyszę, jak muzyka rozbrzmiewa w pomieszczeniu. I właśnie w tej chwili przenoszę się w inny wymiar. Muzyka zupełnie mnie opanowuje. Głos Ellie Goulding koi wszystkie moje rany. Oddaje się temu, powierzam całą siebie rytmowi. Kręcę piruety, skaczę, upadam, czołgam się, poruszam się - tańczę. Chwilę potem rozbrzmiał głos Birdy i wtedy uwolniłam swoje emocje. Zatraciłam się w tym, odnalazłam własną ścieżkę. 
Ostatnie brzmienia, ostatnie ruchy, a na moich policzkach pojawiła się słona i mokra ciecz. Tak, wykonałam swoją robotę. Zrobiłam to. I gdy światła rozbłysły, ja klęczałam objęta ramionami, głęboko oddychając. Gdy podniosłam wzrok, ludzie stali i patrzyli na mnie, chwilę potem zaczęli klaskać. Uśmiechnęłam się na skromnie i chciałam odnaleźć moją rodzinę. A gdy spojrzałam w miejsce, gdzie powinni być, zaniemówiłam. Stali tam wszyscy moi przyjaciele. Uśmiechając się, zeszłam ze sceny, udając się w stronę szatni. Nie mogłam w to uwierzyć. Wszyscy tu byli. Przyszli tu dla mnie. Nawet Chris sie pojawił. 
Zagryzając wargę, szłam do mojej szatni, uśmiechając się delikatnie. Gdy byłam już o kilka kroków od drzwi garderoby, moim oczom ukazała się tak bardzo dobrze znana mi sylwetka mężczyzny. Stał nonszalancko oparty o ścianę, z ugiętą jedną nogą, założonymi rękoma oraz opuszczoną głową. Ten chłopak nigdy nie dawał za wygraną.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam chłodno, niepewnie podchodząc w jego stronę.
- A jak myślisz? - Justin zapytał retorycznie, po czym kontynuował. - Czekam na Ciebie.
- Po co? - spojrzałam na niego, stojąc od niego kilka metrów.
- Żeby coś sobie z Tobą wyjaśnić.
- Sądziłam, że wczoraj właśnie to zrobiłeś. 
- Przestań, okej? - Justin był wyraźnie sfrustrowany.
Ani mi się śniło teraz z nim kłócić. Byłam zbyt zmęczona i zbyt przejęta całym tym dniem, żeby mieć siłę na przegadywanie się z tym cudownie irytującym mnie chłopakiem.
- A więc co chcesz mi jeszcze powiedzieć, huh? -zagryzłam kącik ust, czekając na odpowiedź.
- Ale posłuchaj mnie uważnie, jasne? 
- Jak słońce. - odparłam udając nonszalancje, chociaż w środku cała szalałam.
- To co wczoraj powiedziałem, nie miało tak zabrzmieć. Wiem, że Cię skrzywdziłem tymi słowami, że było Ci przez to przykro. Ale chciałem Ci jednocześnie przekazać, że Twoja rodzina i bliscy, zostali podobnie potraktowani. 
- Tą część zrozumiałam. Zabolała mnie część o moim tańcu. - szepnęłam.
- Wiem i zdaję sobie z tego sprawę. Nie chodziło mi o to, że na marne trenujesz, bo to co przed chwilą pokazałaś, wstrząsnęło mną. Bardziej miałem na celu to, że tak bardzo chcesz być w tym co robisz idealna, ale niestety tego nie da się zrobić. Zawsze, ilekroć będziesz myślała, że osiągnęłaś perfekcję, znajdzie się ktoś, kto to podważy, a Ty w to uwierzysz.
Każde ze słów Justina było takie inne, jakby niepowtarzalne. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się dlaczego tak drastycznie potrafi się zmieniać. Raz jest ciepłym, spokojnym i romantycznym chłopakiem, a za chwile zmienia się w oschłego, wrednego i odpychającego dupka. 
- Dlaczego taki jesteś? - zapytałam zaskakując tym samą siebie.
- Jestem jaki? - Justin zmarszczył brwi.
- Dlaczego raz jesteś wesołym, uśmiechniętym i uczuciowym dziewiętnastolatkiem, a za chwilę przechodzisz w wrednego i nieprzyjemnego chłopaka, zachowującego się jak jakiś gangster. Cudownie mnie do drażni. Tak jak to Twoje bawienie się mną. Raz jestem, raz mnie nie ma. Ja też mam swoje pieprzone uczucia, nie jestem i przede wszystkim nie chce być zabawką w Twoich rękach. Raz traktujesz mnie tak, jakbym była Ci naprawdę bliska, a za chwile jestem dla Ciebie jak intruz. Teraz to zrozumiałam. Czasem zastanawiam się, czy nie żałujesz tego, że pomogłeś mi w klubie. I ...
- Przestań, jasne? Nie żałuję niczego co zrobiłem w Twoim pieprzonym kierunku. - warknął Justin.
- No i widzisz? Zawsze tak jest. Czego nie powiem, zawsze się kończy tym, że jesteś zły. A skoro niczego nie żałujesz, to zastanów się czego chcesz. Bo albo traktujesz mnie normalnie, tak jak chłopak traktuje dziewczynę, albo zmywam się z Twojego życia i bedziesz mógł robić co chcesz i z kim chcesz. Bo raz jesteś dobry, a raz nieziemsko  wkurwiony. A teraz bardzo Cię przepraszam, ale chciałabym się przebrać.
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i mijając go, weszłam do garderoby, zamykając za sobą spokojnie drzwi. Nie upłynęło 30 sekund, a Justin wparował z impetem do mojej szatni, mając prawie czarne oczy.
- Doskonale wiem czego chce. I odpowiedź brzmi : Ciebie. - wysapał Justin, a ja patrzyłam na niego w osłupieniu. 
- Mnie? - wyszeptałam nieświadomie.
- A kurwa kogo innego? Dziewczyno. - rzucił Justin i nim zdążyłam cokolwiek ułożyć sobie w głowie, był już przy mnie. Tak niebezpiecznie blisko.
- I jest jeszcze jedna rzecz, której właśnie teraz zajebiście pragnę. - warknął, łapiąc mnie w talii i przysuwając mnie do Ciebie tak, że moje plecy były wygięte w lekki łuk. 
Patrzył w moje oczy tak intensywnie i tak zachłannie, jak nigdy wcześniej. Czułam jak atmosfera miedzy nami się napina, a powietrze staje się gęstsze i cięższe. Oboje głośno oddychaliśmy. Czułam wyraźnie jego zapach i miętowy oddech. Wzięłam głęboki oddech i właśnie wtedy to poczułam. Usta Justina odnalazły moje i zamknęły je w zachłannym pocałunku. Ale ten pocałunek był zupełnie inny tych, które wcześniej znałam. Był przepełniony bólem, złością, szczęściem - wszystkim. 
Justin przysunął mnie jeszcze bliżej siebie, opierając o ścianę, a ja wplotłam palce w jego miękkie włosy, delikatnie je szarpiąc. Nagle język Justina rozchylił moje wargi i oparł się o zęby, pytając bezgłośnie o pozwolenie. Wszystko wewnątrz mnie stało na głowie, ale mimo wszystko rozchyliłam zęby i pozwoliłam językowi tego przepięknego człowieka, rozpocząć walkę z moim. Z gardła Justina wydobył się niski jęk, a ja wzięłam głęboki oddech. Ta chwila była nasza i tylko nasza. Czułam jak motyle w moim brzuchu budzą się do życia. 
Już uwielbiałam smak jego ust i zapach. To było niepowtarzalne. To było jedyne w swoim rodzaju.
Po kilku chwilach Justin niechętnie oderwał się od moich ust, z czego ja również nie byłam zadowolona. Spojrzałam mu w oczy i gdy oparł swoje czoło o moje, uśmiechnęłam się delikatnie. On położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku i oblizując swoje wargi wyszeptał spokojnie.
- Nie wiem jak to zrobiłaś, ani kiedy, ale wiem jedno. Oszalałem na Twoim punkcie.

OTO I ON, 14 CHAPTER. DZIĘKUJE, ŻE CZEKALIŚCIE.
MUCH LOVE ! <3

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 13

Cała pobladłam, a moje dłonie zaczęły drżeć pod spojrzeniem Justina. Starałam się jakoś uspokoić, lecz nic z tego nie wychodziło. Widziałam w oczach Justina jak desperacko pragnie poznać prawdę. Poczułam nagły przypływ chłodu, więc podkuliłam nogi i objęłam się ramionami, starając się choć trochę rozgrzać. Wyraźnie słyszałam ciężki oddech Justina i czułam jak szybko wali mi serce. Wiedziałam, że muszę wreszcie się odezwać i jakkolwiek wyjaśnić Justinowi to co zobaczył. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam po turecku, opuszczając wzrok. Justin palcem wskazującym uniósł mi głowę i powiedział.
- Spójrz na mnie. - ton jego głosu był spokojny, aż za bardzo. 
Gdy podniosłam wzrok, napotkałam pełne skupienia i troski spojrzenie chłopaka. Oblizałam drżącą wargę i otworzyłam usta, zaraz potem je zamykając.
- Powiedz mi wszystko. Całą prawdę. - głos Justina był przepełniony desperacją, co wcale mi nie pomagało.
Ułożyłam dłonie na skrzyżowanych kostkach, po czym głęboko westchnęłam, wreszcie się odzywając.
- To zaczęło się odkąd skończyłam 10 lat. Oczywiście początkowo mnie nie bił, tylko awanturował się i karcił z byle powodu. - powoli, bardzo powoli wracałam do nieprzyjemnych wspomnień sprzed kilku lat. Czułam uścisk w sercu, ale wiedziałam, że muszę kontynuować. 
- Właśnie w dniu 10 urodzin, dostałam fortepian. Piękny, biały i ogromny fortepian. Byłam nim zachwycona, co oczywiście pomogło mi w nauce gry na nim. W ciągu kilku miesięcy potrafiłam grać najprzeróżniejsze utwory. Czułam w sercu, że rodzi się we mnie pasja do tego instrumentu. Ta sielanka trwała przez 3 lata. Grałam, odnosiłam nawet małe sukcesy. Hmm, to było przyjemne... - uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym kontynuowałam. - Pamiętam, że zbliżała się Wielkanoc. Miałam zagrać mały koncert w miejscowym ośrodku kultury. Wiesz, takie charytatywne występy. Miały przyjść jakieś szychy, ważni ludzie, znajomi mamy i przede wszystkim ojca. Tata chodził za mną i powtarzał, że muszę trenować, żeby nie przynieść mu wstydu. Nie mogłam go już słuchać. Był taki oschły i surowy. Dzień przed występem poszłam z koleżankami na rower, wyluzować się i miło spędzić wiosenny, słoneczny dzień. Niestety wjechałam na jakąś dziurę, wywróciłam się i złamałam rękę. Kiedy ojciec się o tym dowiedział... - przerwałam na moment i wzięłam głęboki oddech. -  Możesz sobie tylko wyobrazić jaka była awantura w domu. A wiesz co było najśmieszniejsze? Wrzeszczał i awanturował się tylko wtedy, kiedy nie było mamy w domu. Kiedy wracała, udawał troskliwego tatusia. - podniosłam wzrok i zobaczyłam pełne skupienia spojrzenie Justina, które mówiło mi, bym kontynuowała. 
- Potem krzyczał na mnie z byle powodu. Bo stłukłam talerz, nie wyprasowałam wszystkich ubrań i tak dalej.. Takie błahostki. Kiedy miałam już 15 lat, ojciec zaczął wyjeżdżać na jakieś delegacje, dostawał co raz to nowsze projekty w pracy... Generalnie rzadko bywał w domu. Ale pewnego dnia coś zaczęło mi nie pasować. Kiedy był w domu, wychodził na jakieś kolacje biznesowe, wracał bardzo późno, miał dziwne telefony, smsował non stop, a gdy pytałam gdzie i z kim idzie, spinał się cały i podnosił ton. Mówił, że idzie z kumplami na piwo, a ja widziałam tych kumpli zupełnie gdzie indziej, w czasie kiedy powinni być z moim ojcem. Aż wreszcie całkiem przypadkiem spotkałam go z jakąś dziwką, z którą obściskiwał się pod jej domem. Boże, to było obrzydliwe. - na tę myśl skwasiłam minę. 
- Oczywiście nic nie powiedziałam mamie, nie chciałam jej tak ranić. Nawet ojcu nie powiedziałam, że go przyłapałam. Jedynie Chris wiedział co się stało. Liczyłam, na to, że to był tylko jednorazowy wypadek.
Pewnego dnia mama wyjechała na trzy dni do swojej siostry, bo urodziła dziecko i chciała jej pomóc. Wtedy zostałam z ojcem sama w domu.Chrisa nie było, poszedł na jakąś imprezę. A tata znów wrócił do domu późno, wstawiony i pachniał damskimi perfumami. Wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam mu wszystko to, co o nim sądziłam. Zaczęłam go wyzywać, krzyczałam jak opętana. Powiedziałam mu, że jest dla mnie nikim, a on wrzasnął na mnie, ze nie mam prawa tak do niego mówić, że on robi dla mnie wszystko. Wtedy ja powiedziałam mu, że nie takiego ojca miałam. W tamtym momencie tata podszedł do mojego fortepianu i wpadając w furię, zaczął go demolować. Zupełnie go rozstroił, zniszczył klapę, poniszczył klawisze. Podbiegłam do niego i ze łzami w oczach błagałam go, żeby przestał. - Moje oczy zaszły łzami, a głos uległ zmianie. Oblizałam wargę i ponownie zaczęłam. - Wtedy on złapał mnie silnie za ramiona i ... popchnął na półkę, z której wystawał druciany pręt. Poczułam tylko jak drut przebija mi skórę i przecina mi ją, a ja opadłam na podłogę, kątem oka widząc rozciętą koszulkę i zupełnie zakrwawiony bok. - po moich policzkach spływały łzy, ale wiedziałam, że muszę dokończyć tą historię. Dlatego też przełknęłam ślinę i znów się odezwałam.
- Następnego dnia, ojciec przepraszał mnie za to co zrobił, ale ja nie chciałam go słuchać. Powiedział mi, że kupi mi nowy fortepian, na co ja powiedziałam, że już nigdy nie zagram. Czułam wstręt do tego instrumentu, przypominało mi tylko tę noc. Pozbyliśmy się tego wraku, mówiąc mamie i Chrisowi, że nogi się załamały i fortepian uległ poważnemu zniszczeniu. O bliźnie nikt się nie dowiedział, ale musiałam jechać do szpitala, zszyć ranę. Od tamtej pory, ojciec podnosi na mnie rękę podczas każdej kłótni... - spojrzałam za okno i mruknęłam. - Ot co. Cała historia. - mój głos był słabszy i cichszy niż na początku.
Bawiłam się palcami, czekając na reakcję Justina. W końcu chłopak odezwał się.
- Jakim, kurwa prawem, on podnosi na ciebie rękę? - jego głos był nieprzyjemnie chłodny. Spojrzałam na Justina, a jego twarz była cholernie zła i przerażona tym co właśnie usłyszał.
- Justin, proszę. Daj spokój. - szepnęłam, a Justin wstał z łóżka i krzyknął.
- Jak mam kurwa dać spokój, skoro właśnie powiedziałaś mi, że twój ojciec leje cię z byle powodu?! Dziewczyno, to nie może tak być!
- Justin proszę. I tak powiedziałam ci za dużo, odpuść sobie. To nie są przyjemne wspomnienia i nie chce już o tym ani mówić, ani myśleć. Koniec tematu, jasne? 
- Nie, nie jasne. Nie pozwolę, żeby ktoś cię ranił.
- I co masz zamiar zrobić? Podejść do mojego ojca i powiedzieć mu, że ma mnie nie dotykać? Nie bądź nie mądry. - powiedziałam, czując jak nerwy się we mnie zbierają. - Jego i tak nie ma w domu, proszę. Odpuśćmy ten temat. Chciałabym iść się położyć. - zeszłam z łóżka i odsunęłam kołdrę, po czym zapytałam Justina. 
- Wybierasz się spać, czy masz jakieś inne plany na noc? 
- Obiecujesz mi, że powiesz mi od razu, jeśli twój ojciec znów cię uderzy? - zapytał, zupełnie ignorując moje pytanie.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam cicho, mrucząc po chwili zastanowienia. - Obiecuję.
Uśmiechnęłam się słabo i zdjęłam spodenki, wchodząc zaraz potem pod kołdrę. Popatrzyłam na Justina, który stał nieruchomo w nogach łóżka i posłałam mu pytające spojrzenie.
- Pójdę się umyć i też się położę. 
- Okej. - pokiwałam głową i wygodnie ułożyłam głowę na poduszce. 
Gdy Justin wszedł do łazienki, zamknęłam oczy i zaczęłam analizować cały dzisiejszy dzień. Tyle się wydarzyło zaledwie w ciągu kilku godzin. Wiem już, że Justin i reszta chłopaków grają w coś niebezpiecznego, coś co przysparza im niemało problemów. Otworzyłam Justinowi drzwi do moich najmroczniejszych zakamarków duszy. Zaczynał wiedzieć o mnie zbyt dużo. 
Bardzo chciałam poczekać na Justina, ale mimo ogromnych chęci, zasnęłam zapadając w spokojny i głęboki sen. 
                                                                       ***
- Halo, śpiochu. Wstajemy. - przez sen usłyszałam męski, aksamitny głos. 
- Jeszcze pięć minut. - wymamrotałam, chowając twarz w poduszkę.
Usłyszałam cichy śmiech, po czym ten miękki głos ponownie się odezwał.
- No już, nie ma pięciu minut. Pozwoliłem Ci spać naprawdę długo. Prześpisz cały dzień. A jest wyjątkowo piękny. No, wstawaj.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, słysząc te słowa. Przewróciłam się na plecy i przetarłam oczy, chwilę potem powoli je otwierając. Zamrugałam szybko kilka razy, a gdy wreszcie mój wzrok się wyostrzył - spojrzałam na leżącego na brzuchu chłopaka, który spokojnie mi się przyglądał.
- Brawo. Robisz postępy. - Justin zaczął się śmiać, a ja nie mogłam mu nie potowarzyszyć.
- Która godzina? - zapytałam, leniwie się przeciągając i siadając prosto.
- Dochodzi dziesiąta. - odparł luźno chłopak.
- Proszę?! - krzyknęłam zaskoczona. - Dlaczego mnie nie obudziłeś kiedy wstawałeś? - zapytałam przecierając twarz.
- Nie miałem serca wcześniej cię budzić. - Justin uśmiechnął się delikatnie, a po chwili dodał. -  Miałaś ciężki dzień. 
Na te słowa uśmiechnęłam się blado i nic więcej nie mówiąc, wyszłam z łóżka przeciągając się ospale. 
- Zbieraj się. Zjemy śniadanie i zabieram cię  tam, gdzie mieliśmy jechać wczoraj. -  głos Justina był zdecydowany i lekki.
Spojrzałam na niego i przygryzłam wargę, chwilę później niepewnie się odzywając.
- Justin, ale ja mam jutro zawody... Chciałabym jesz.. - Justin nie pozwolił mi dokończyć.
- Słyszałaś co przed momentem powiedziałem? - jego ton nabrał chłodniejszej barwy. - Zabieram cię w miejsce, gdzie masz się rozluźnić i nie obchodzi mnie to, czy chcesz dziś trenować czy nie. Oboje wiemy, że potrafisz doskonale tańczyć.
- Ale.. 
- Nie ma żadnego ale. Idź się umyj, przebierz i zejdź na dół.
Przewróciłam oczami, wiedząc, że i tak nie wygram tej walki. Oblizałam usta i rzuciłam.
- Jasne.
Po tych słowach zniknęłam za drzwiami łazienki. Kilkanaście minut później stałam już w kuchni, w jeansach, białym, luźnym topie na ramiączkach i zwykłych trampkach, a na głowie miałam wysokiego kucyka. 
- Kawa, herbata, sok? - Justin na wejściu zapytał miękko.
- Kawa. - doprałam krótko, siadając na stołku barowym przy wysepce. 
- Na co masz ochotę? - Justin stał do mnie tyłem, robiąc coś przy blacie.
- Dzięki, kawa mi wystarczy. - rzuciłam luźno, zaczynając przeglądać jakąś gazetę, która leżała na wyspie.
- Na pewno? - zapytał niepewnie Justin.
- Tak, na pewno. - odpowiedziałam spokojnie, czytając jakiś artykuł. Po chwili spojrzałam za okno i uśmiechnęłam się. - Jeju, jak dziś ślicznie.
- Owszem. Idealny dzień na wycieczkę. - dodał rozbawiony Justin.
- Oh, więc zaczynasz mi zdradzać gdzie jedziemy? - zapytałam, przenosząc wzrok na Justina.
Chłopak pokręcił głową i obrócił się do mnie. - Skądże. Po prostu w takie dni ludzie zazwyczaj gdzieś jeżdżą. Nie powiedziałem, że my też jedziemy na wycieczkę. 
- Jasne. - zmrużyłam oczy i zrobiłam podejrzliwą minę.
- To ty sobie dopowiedziałaś. - mruknął Justin, przeglądając jakieś papiery.
- Nie, to ty wspomniałeś coś o jakiejś wycieczce. - wyjaśniłam wyniośle, oblizując z rozbawieniem dolną wargę.
- A ty powiedziałaś, że zdradzam jakąś niespodziankę. Kto w ogóle powiedział, że szykuję jakąś niespodziankę? 
Oh, ta kłótnia zmierza donikąd. Pokręciłam głową i postanowiłam już nic więcej nie mówić. Kilka chwil później Justin wręczył mi kubek z kawą. Mmm, była pyszna. Wypiłam ją ze smakiem i odłożyłam kubek do zlewu.
- To o której wyjeżdżamy yy... tam gdzie chcesz mnie zabrać? - zapytałam sprzątając po sobie.
- Zaraz, możesz powoli się zbierać. - rzucił luźno Justin, pisząc coś na swoim telefonie.
- Poczekaj, a Ty coś zjadłeś? - zapytałam troskliwie, patrząc na niego. 
- W przeciwieństwie do Ciebie, nie jestem takim śpiochem i wstaję wcześniej. Więc drogą dedukcji, zjadłem śniadanie kilkadziesiąt minut temu. - odparł spokojnie Justin, chowając swój telefon do kieszeni. Miał ubrane jasne jeansy, oczywiście spuszczone do granic możliwości, biały dłuższy T-shirt, a z jego szyi zwisał złoty, długi i cienki łańcuch. 
- Byłam zmęczona. Przestań mi wreszcie to wypominać. - zaśmiałam się i poprawiłam kosmyk, który opadał mi na czoło. Zagryzłam kącik ust i dodałam. 
- Pójdę po swoją torbę. Potrzebujesz czegoś z pokoju? - zapytałam lekko, spoglądając w stronę Justina.
- Możesz wziąć mi okulary przeciwsłoneczne z szafki pod lustrem. Pierwsza szuflada. - ton jego głosu był obojętny, jakby był czymś zaaferowany. 
Wzruszyłam ramionami i poszłam na górę, w celu pozbierania swoich rzeczy. Gdy weszłam do pokoju, od razu złapałam moją torbę i zaczęłam chować do niej moje kosmetyki oraz ubrania i brudną bieliznę. Kiedy upewniłam się, że wszystko zabrałam, podeszłam do komody pod lustrem i tak jak kazał Justin, otworzyłam pierwszą szufladę, zaraz potem unosząc brwi z zaskoczenia. No, no. Całkiem ładna kolekcja okularów. Na moje oko, znajdowały się chyba tam wszystkie modele Ray-Ban'ów, kilka rodzajów Brand'ów oraz jedna para Saint Laurent'ów. Mój boże, ten chłopak na każdym kroku mnie zaskakuje. 
Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam dwie pary Wayfarer'ów. Jedne zwykłe, czarne dla Justina, a drugie brązowe dla mnie. Wzięłam na ramię torbę i wyszłam z pokoju, biorąc rzecz jasna okulary do ręki. Gdy byłam już w kuchni, Justin właśnie wychodził z pokoju przypominającego bardziej gabinet lub biuro. Był wyraźnie podenerwowany, ale kiedy mnie zobaczył jego wyraz twarzy uległ zmianie. Wręczając mu okulary, zapytałam rozbawiona.
- Poważnie masz całą szufladę okularów przeciwsłonecznych?
Justin uśmiechnął się do mnie szeroko i pokiwał głową, dodając po chwili.
- Nie widziałaś jeszcze całego domu. Mogłabyś się zdziwić. Kiedyś cię oprowadzę. 
Więc ten dom ma jeszcze więcej pomieszczeń? Teraz byłam pewna, że z pewnością bym się tu zgubiła. Ale możliwość zobaczenia wszystkiego co znajdowało się w tym miejscu, była kusząca. 
- Jasne. Jedziemy? - zapytałam, przestępując z nogi na nogę.
- Jaka niecierpliwa. - zaśmiał się Justin. - Tak, jedziemy. Chodź.
Justin wziął z blatu czarnego snapa i założył go daszkiem do tyłu. Następnie odebrał ode mnie torbę i chwycił mnie za rękę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, ponieważ byłam w cholernym szoku. Robił to, jak gdyby to nie było nic dziwnego. Zagryzłam oszołomiona wargę i posłusznie podążyłam za nim, wychodząc na zewnątrz. Od razu otuliło mnie ciepłe, wiosenne powietrze. Uśmiechnęłam się mimowolnie i przez chwile wystawiłam twarz w kierunku słońca, by przyjemnie ogrzało mi twarz. Założyłam na nos okulary i poprawiłam kucyka. Justin otworzył bagażnik czarnego Range Rover'a i wrzucił szybko tam moją torbę. Ja w miedzy czasie usiadłam na siedzeniu pasażera i zapięłam czasy, czekając na chłopaka. Po kilku chwilach był już w samochodzie, wkładając kluczyki do stacyjki. Gdy je przekręcił, a auto obudziło się do życia, ruszyliśmy płynnie z podjazdu. W radiu leciała właśnie jakaś spokojna piosenka, jednej ze znanych gwiazd. Spoglądałam na okolicę i uśmiechałam się co jakiś czas. Nagle przypomniałam sobie, że nie spoglądałam na telefon kilka godzin. Byłam pewna, że będę mieć przechlapane. I wcale się nie myliłam, gdy wyciągnęłam z torebki telefon. Czekało na mnie kilkanaście nieodebranych połączeń od Chrisa, mamy i Trish oraz kilkadziesiąt smsów. Przejechałam dłonią po twarzy i ciężko westchnęłam. Słysząc to Justin odwrócił wzrok od drogi i spojrzał na mnie. 
- Co jest? - zapytał unosząc brew.
- Nie pojawiłam się wczoraj w domu i sam popatrz co sie stało. - pokazałam mu ekran, a na nim komunikat o wiadomościach i nieobebranych połączeniach.
- Nah, sądziłem, że jesteś już dorosłą dziewczynką i możesz robić co chcesz. - Justin spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Justin, ale ja mam rodzinę i szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie znikałam z domu bez słowa. - wyjaśniłam, przeglądając smsy, które co raz bardziej mnie martwiły.
- To dlaczego wcześniej nie pomyślałaś o tym, żeby zadzwonić do mamy? - jego ton głosu, zaczynał mi działać na nerwy. 
Ale miałam to teraz gdzieś, ponieważ smsy od Trish oraz Chrisa co prawda nie mówiły zbyt wiele, ale poważnie mnie zamartwiały. Gdy nie odzywałam się dłuższą chwilę, Justin ponownie zapytał.
- Co się dzieje? 
Olewając jego pytanie, wybrałam numer Chrisa, cierpliwie czekając na to, aż odbierze. Przygotowywałam się mentalnie na to, jak wielką awanturę zrobi mi mój brat przez telefon. Ale gdy odebrał, usłyszałam zupełnie inną reakcję.
- Sophie, gdzie Ty jesteś? - głos Chrisa był roztrzęsiony i jednocześnie przerażony. Coś tu było nie tak, nigdy tak się nie zachowywał. 
Przełknęłam ślinę marszcząc brwi, chwilę potem zapytałam.
- Chris, co się stało? - poczułam jak zaczyna mi być ciepło.
Gdy w słuchawce nie słyszałam dłuższą chwilę odpowiedzi, ponownie zapytałam.
- Chris, jesteś tam? - coraz bardziej nie podobała mi się ta sytuacja. 
Justin słysząc moją rozmowę, również zmarszczył brwi i co jakiś czas posyłał mi pytające spojrzenia, a ja w odpowiedzi wzruszałam ramionami, mówiąc mu bezgłośnie, że nie wiem co jest grane. Gdy w słuchawce usłyszałam pociągnięcie nosem i ciężki oddech Chrisa, zapytałam prawie krzycząc.
- Christianie, na miłość boską! Co się dzieje? 
- Katty ... - głos mojego brata przeszył mnie całą. 
- Co Katty? - mój oddech wyraźnie przyspieszył, a oczy zaczeły szukać jakiegoś punktu zaczepienia.
- Katty.. Ona.. - czułam ten ból, który jakimś cudem przesyłał mi mój brat.
- Chris, co się stało? - zapytałam równie przerażona co i on.
Wypuściłam z ręki telefon.To co dostałam w odpowiedzi, zatrzymało cały mój świat dookoła.



ENJOY MY DEAR.

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 12

Sophie's POV


Kiedy się obudziłam, było jeszcze ciemno. Rozejrzałam się po pokoju i uświadomiłam się, że leżę w łóżku Justina. Ale jego nie było ani obok mnie, ani w pomieszczeniu. Zapaliłam lampkę nocną i spojrzałam na zegarek. 2:23. Chciało mi się pić, więc postanowiłam zejść do kuchni. Wstałam z łóżka i zobaczyłam, że nie mam na sobie dresów. Cóż, pewnie Justin zdjął mi je, żeby było mi wygodniej. Przeciągnęłam się leniwie i zdecydowałam, że najpierw wezmę szybki prysznic. Weszłam do łazienki i rozebrałam się, zaraz potem wchodząc pod ciepły strumień wody. Po kilku minutach byłam już odświeżona i sucha. Owinęłam się ręcznikiem i umyłam zęby, następnie wyszłam z łazienki i wygrzebałam czystą bieliznę z torby. Gdy ją na siebie wsunęłam, odłożyłam ręcznik na wieszak i otworzyłam szafę Justina, poszukując jakiejś koszulki. W końcu wyciągnęłam zwykły czarny tanktop, a na biodra wsunęłam te same spodenki, które kiedyś pożyczył mi Justin. Włosy związałam w wysokiego kucyka, lekko roztrzepanego. Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z pokoju, schodząc cicho po schodach. Gdy byłam w pobliżu kuchni, usłyszałam rozmowę chłopaków.
- Czy ciebie Bieber do końca pojebało? Ja rozumiem, że nigdy mnie nie słuchasz, ale na boga! Czy ty chociaż używałeś w 20% swojego mózgu, gdy postanowiłeś zabrać gdziekolwiek ze sobą Sophie? - Mike był wyraźnie sfrustrowany. Nie dopuszczając Justina do głosu, kontynuował. - Przecież Cię ostrzegałem, że Ryan jest już na wolności! - warknął chłopak.
- Oh, kurwa uspokój się. Nic nam się nie stało. - koszmarnie obojętnie odparł Justin.
- Ale kurwa mogło! Naraziłeś Sophie na niebezpieczeństwo to po pierwsze. Po drugie, ona już za dużo widziała! - wrzasnął Mike.
Ścisnęło mnie w żołądku. O co im do cholery chodziło? Okej, faktycznie to co robili było zajebiście dziwne i  intrygujące, ale nikt mi o niczym nie chciał powiedzieć. Swoją drogą, od początku miałam wrażenie, że Justin i chłopaki coś ukrywają.
- Cóż, to będziesz się musiał do tego przyzwyczaić. - odparsknął Justin.
- Bo? - zapytał wkurzony Mike.
- Bo mam zamiar przebywać z nią coraz cześciej.
O kurwa, co? Zagryzłam wargę i podeszłam nieco bliżej. Wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam się oprzeć.
- Do jasnej cholery, Bieber! Przebywaj sobie z nią ile ci się żywnie podoba, ale na litość boską! Jesteś cholernie nieodpowiedzialny i w ogóle nieostrożny! - zganił go Mike.
- Wyluzuj, stary. Wszyscy wiemy, że  Ryan może sobie mówić co chce, a jego słowa i tak nie obrócą się w czyn. Cały światek dobrze wie, że Vale jest skończony w tym zawodzie.
- Mówisz jakbyś nie znał dotychczasowych osiągnięć Ryan'a. - sapnął Mike.
- Na boga, ten kutas wyszedł z pierdla. Nic go już nie czeka, NIC . Zbyt duży błąd popełnił, pojawiając się wtedy w Toronto, mając już przejebane i u tamtejszch gangów jak i u psów. A kiedy odstrzelił Goldena już całkowicie wydał na siebie wyrok. Więc nie powiesz mi, że nie jest skończonym kretynem.
- Dobra Bieber, może i jest. Ale to nie oznacza, że przez ten czas stracił wszystko co potrafi. On nadal żyje, nadal krąży po Stratford i coś mi mówi, że będzie chciał pokazać, że jego era dopiero się zaczyna. Dlatego od tej pory nie ruszacie się z domu, bez wcześniejszego poinformowania mnie gdzie i z kim jedziecie. Kto wie co temu skurwielowi może strzelić do łba. Chcę być informowany o wszystkim, rozumiemy się? 
Kiedy nie usłyszałam odpowiedzi ze strony chłopaków, wywnioskowałam, że wszyscy pokiwali głowami.
- Ah, i jeszcze jedno. - kontynuował Mike. - Lil i Brad wracają.
- I dopiero teraz nam to mówisz? - krzyknął Ignac.
- Bo do dzisiaj to nie było pewne.
- Ale co się stało, że wracają? - zapytał Justin z dzwinym spokojem.
- Cóż, Lil skończył wszystko w Montréal'u, a  Brad.. Z Bradem to długa historia.
W trakcie ich rozmowy weszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. Wyciągnęłam kubek i zaczełam szukać saszetek z herbatą. Nie lubiałam grzebać po czyichś szafkach, więc byłam zmuszona zapytać Justina. Z resztą i tak za Chiny bym tego nie znalazła w tej oblrzymiej kuchni. Oblizałam wargi i niepewnie weszłam do pokoju, gdzie siedzieli chłopcy. 
- Uhm, przepraszam Justin... - wymamrotałam, kurcząc się pod skupionymi na mnie spojrzeniami chłopaków. - Nie mogę znaleźć herbaty, a nie chcę wam zdemolować kuchni. Powiesz mi gdzie jest?- nerwowo przygryzałam wargę, powtarzając sobie, jak stać, by się nie przewrócić. 
Justin wstał powoli i wpatrując się we mnie jak reszta chłopaków, pokiwał głową i odparł.
- Jasne.
Wzięłam głęboki oddech i w tej chwili poczułam się w tym domu jak intruz. Nie powinnam była słuchać tej rozmowy, to nie było dobre rozwiązanie. Po uslyszeniu takich słów każdy normalny człowiek uciekałby gdzie pieprz rośnie. Ale ja nie potrafiłam, coś mnie trzymało w tej nieprzyzwoicie ogromnej willi. 
Justin niespiesznie ruszył do kuchni, a ja posłusznie poszłam za nim. Gdy prawie odeszliśmy, Luke rzucił pełne podziwu.
- Cholera, Bieber!
Oblizałam speszona wargi i weszłam do kuchni, podczas gdy Justin wyjmował właśnie paczkę herbaty z górnej szafki. Zalałam kubek wrzątkiem i gdy chłopak podał mi saszetkę, wrzuciłam ją do gorącej wody. Usiadłam na blacie i cierpliwie czekałam, aż herbata się zaparzy. Po kilkunastu sekundach mój ciepły napój był już gotowy. Zeskoczyłam na podłogę i biorąc kubek, chciałam wrócić do pokoju, ale Justin chwycił mnie za ramię i zapytał.
- Jak długo tu jesteś? 
- Odtąd, odkąd mnie tu przywiozłeś. - odparłam uszczypliwie.
- Oh nie zgrywaj głupiej. Chodzi mi o to jak długo jesteś w kuchni. - Justin przewrócił oczami, pochylając się do mnie niebezpiecznie.
Zmarszczyłam brwi i zrobiłam krok w tył, ale Justin mocniej mnie złapał, na co ja skrzywiłam się. Spojrzałam na niego niepewnie i powiedziałam przez zęby.
- Chwilę. Słyszałam tylko coś o jakimś Lilu i Bradzie, jeśli o to Ci chodzi. - postanowiłam nie mówć nic o tym co naprawdę słyszałam. 
Justin zmrużył oczy, po czym pokiwał głową, puszczając moje ramie. Podniosłam swoją dłoń i zaczęłam masować obolałe miejsce. Rzuciłam tylko puste spojrzenie Justinowi i wyszłam na górę, znikając zaraz za drzwiami jego pokoju. Usiadłam na łóżku i głośno westchnęłam. Nie mogłam go wyczuć. Raz był zabawny, czuły i miły, a za chwilę zmieniał się w oschłego, złego i nieliczącego się ze swoją siłą Justina. Nigdy nie wiedziałam jak z nim mam rozmawiać. Ale obierałam taką samą taktykę co i on w tych momentach. Miałam trudny charakter, ale to chyba zaleta, gdy przebywa się z Justinem.
Ponieważ nie mogłam zasnąć zaczęłam rozglądać się po pokoju i zobaczyłam drzwi, które były w kącie. Wcześniej ich nie widziałam, ale może to dlatego, że zawsze kiedy tu byłam, byłam albo przestraszona albo zmęczona. Tak więc, będąc zaintrygowana owymi drzwiami, postanowiłam sprawdzić co jest za nimi. Podeszłam pewnie do nich i chwyciłam za klamkę. Po kilku sekundach stałam w dużym pomieszczeniu. Zaświeciłam światło i moim oczom ukazały się gitara, perkusja, wszystkie profesjonalne przyrządy do nagrywania oraz piękny, biały fortepian. Na jego widok włączyły mi się wspomnienia. Przez 7 lat grałam, ale gdy zaczęły się problemy z moim ojcem, rzuciłam to oddając się tańcu. Moja mama twierdzi, że to dzięki grze na fortepianie czuje się tak świetnie w tańcu. Możliwe, że ma rację. 
Uśmiechając się delikatnie, podeszłam do każdego ze sprzętów i ostrożnie je obejrzałam. Wreszcie przysiadłam przy fortepianie. Przejechałam palcami po klawiszach, a stopy położyłam na pedałach. Byłam ciekawa, czy jeszcze coś pamiętam. Zaczęłam powoli wygrywać jakieś dźwięki, a chwilę potem zatraciłam się w tym. Miałam wrażenie jakbym nigdy nie przestała grać, jakbym robiła to codziennie. Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się muzyce. Swobodnie i płynnie przesuwałam palcami po klawiszach, delikatnie poruszając się w rytm muzyki, która wypływała jakby spod klapy fortepianu. Zaczełam cicho nucić pod nosem słowa piosenki. Nie mam pojęcia ile grałam, ale gdy skończyłam przepełniało mnie dziwne, zapomniane mi uczucie. Przejechałam jeszcze raz delikatnie po klawiszach, uśmiechając się przy tym spokojnie. Sięngęłam po kubek herbaty, który wczęśniej odstawiłam na klapę instrumentu, po czym odwróciłam się i podskoczyłam wystraszona. Justin stał w drzwiach, opierając się wygodnie o ich framugę. Stał z założonymi rękoma i przyglądał mi się uważnie.
- Grasz. - powiedział nisko, ani się wzdrygając.
- Grałam. - poprawiłam go. Widząc zdezorientowaną minę Justina, po chwili zastanowienia wyjaśniłam. -  Pare lat temu skończyłam z tym.
Chłopak zmarszczył brwi i zapytał. - Ale dlaczego, skoro tak świetnie ci to idzie?
Oblizałam wargi i spojrzałam na swoje bose stopy. Odetchnęłam cicho i powiedziałam, prawie szeptem.
- To trudniejsze niż myślisz. - zamknęłam oczy, pochylając głowę i widziałam w głowie te wszystkie obrazy. To kiedy zaczęłam grać, to ile radości sprawiało to mnie i mojej rodzinie, to jak wolna czułam się gdy grałam. Ale widziałam też te niechciane widoki. To jak ojciec zaczął zdradzać mamę, jak zaczął wyżywać się na mnie, to jak zniszczył mi fortepian podczas jednej z jego wielu furii. W moich oczach zebrały się łzy. Pokręciłam lekko głową i poniosłam ją, patrząc na Justina, licząc na to, że nie zauważy moich łez.
- Wszystko w porządku? - zapytał Justin, prostując się.
Pokręciłam głową i odszepnęłam żałośnie. - Nic nie jest w porządku.
Nawet nie wiedziałam kiedy po moim policzku spłynęła łza.  Zacisnęłam usta i wstałam z miejsca, chcąc wyjść z pokoju. Mijając Justina wygięłam usta w coś na kształt uśmiechu i weszłam do jego sypialni, sięgając do torby. Wyciągnęłam paczke papierosów i wyjęłam jednego, po czym wyszłam na balkon. Usiadłam na podłodze i odpaliłam fajkę. Spojrzałam w niebo i zacisnęłam powieki. Cały ból i smutek ostatnich dni wychodził ze mnie. 
Justin wszedł cicho na balkon i przykucnął przy mnie, nic nie mówiąc. Jedyne co zrobił to wziął ode mnie papierosa i wstał, po czym wyrzucił go. Spojrzałam na niego i tak samo jak on wstałam, krzycząc na niego.
- Czemu to wyrzuciłeś?! 
- Nie truj się. - odpowiedział spokojnie Justin.
- Daj mi spokój. Odsuń się, chcę iść po fajki. - warknęłam stając przed nim.
A kiedy on ani wzdrygnął, chciałam go popchnąć. Niestety, nic to niedało. Nadal stał niewzruszony. Zaczęłam go bić po klatce i błagać, żeby mnie przepuścił. Tak naprawdę nie wiem dlaczego to robiłam. Zaczeło ze mnie wypływać całe zło i cierpienie ostatnich dni. Zbyt dużo widziałam, zbyt dużo słyszałam, zbyt dużo zaczęłam tracić. Biłam bez opamiętania Justina, mamrocząc coś i błagając, a z moich oczu wylewały się łzy. W końcu zaczełam opadać z sił i powoli zaczęłam osuwać się w dół, nadal mając zaciśnięte dłonie. Wtedy Justin złapał mnie w talii i mocno do siebie przytulił. Znów wybuchłam szlochem. Schowałam twarz między szyją a ramieniem Justina, mając wrażenie jakby to było miejsce, gdzie żadne zło mnie nie dosięgnie. Justin wciągnął mnie do środka i ostrożnie posadził na łóżku. Chciał mnie puscić, ale wtedy zacisnęłam mocniej ręce na jego szyi i pokręciłam głową. Chłopak posłusznie usiadł obok mnie i wciągnął mnie na swoje kolana, non stop głaszcząc mnie to po włosach, to po plecach. 
Gdy już się uspokoiłam, Justin odsunął się lekko ode mnie i otarł mi łzy. Popatrzył mi w oczy i lekko się uśmiechnął, mówiąc.
- Nawet kiedy płaczesz i mnie bijesz, jesteś piękna.
Na te słowa uśmiechnęłam się promiennie i rzuciłam.
- Przestań. 
- Nigdy. - uśmiechnął się Justin, po czym kontynuował. - Wszystko okej? 
Pokiwałam głową i pociągnęłam nosem. 
- Chcesz się położyć? - nadal pytał.
- Nie. - odparłam cicho.
- Mogę Cię o coś zapytać? - spojrzał na mnie niepewnie. 
Zeszłam z jego kolan i usiadłam po turecku na środku łóżka. - Jasne, pytaj.
Justin siadł na przeciwko mnie i patrząc mi w oczy, zapytał.
- Dlaczego tu jesteś? 
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi.
- Po tym wszystkim co widziałaś, słyszałaś i tak dalej. Dlaczego nie uciekłaś?
- Bo nie mogę.
- Jak to, ' nie możesz ' ? - w jego głosie słyszałam wyraźne zdziwienie.
- Zwyczajnie. Nie mogę. Nie potrafię. - wzruszyłam ramionami.
- Nie czujesz się niebezpiecznie?
- Może to zabrzmi paradoksalnie, ale kiedy jestem z Tobą czuję się cholernie bezpiecznie. Nawet wtedy kiedy nie powinno tak być.- schowalam kosmyk za ucho.
Widziałam jak jego oczy się zaświeciły. 
- Dlaczego przestałaś grać? - Uo, a to dopiero drastyczna zmiana tematu.
Zagryzlam warge i uśmiechnęłam się nerwowo, mając zupełnie rozbiegany wzrok. Pokręciłam głową i odparłam.
- Proszę, nie mówmy o tym. 
- Dlaczego? - Justin nie odpuszczał.
- Bo nie chce, jasne? - warknęłam.
- Nie złość się. - Justin posłał mi jeden ze swoich oszałamiających uśmiechów. Cała się rozpłynęłam.
Nagle Justin rzucił się na mnie, łaskocząc gdzie popadnie. Zaczęłam piszczeć i wiercić się, próbując się wydostać z tych tortur. Śmiałam się i drapałam co jakiś czas Justina, mając nadzieję, że odpuści. Nic z tego, chłopak nadal wytrwale mnie łaskotał. Podczas tej zabawy tank top podciągnął się wyżej, ujawniając tym samym detale, które tak bardzo chciałam zamaskować. Miałam nadzieję, że Justin tego nie zauważy, a ja jakoś ściągnę koszulkę w dół. Niestety. Justin w momencie przestał mnie łaskotać, cały zesztywniał, a jego wzrok skupił się na moim prawym boku. Chłopak przełknął ślinę, a ja wiedziałam, że wreszcie będę musiała powiedzieć prawdę.
- Co to, u licha, jest? - zapytał niebezpiecznym tonem Justin. 
Wyszłam spod niego i poprawiłam koszulkę, opuszczając wzrok. Zauważył to, czego nie powinien. Zauważył moją bliznę, pamiątkę po furii ojca. Na to wspomnienie przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. 
- Odpowiedz mi. - warczał Justin.
Spojrzałam mu w oczy. Smutne, przepełnione bólem i łzami niebieskie oczy na przeciwko brązowych, w których czaiła się złość i frustracja. Wzięłam głęboki oddech i złamanym głosem odpowiedziałam.
- To powód, przez który przestałam grać.
Wzrok Justina stał się lodowaty, a mnie zaschło w ustach. Wiedziałam, że to dopiero początek.




A ZA 6h ... HEARTBREAKER ! <3

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 11

Justin's POV
Odkąd ją poznałem, coś non stop mnie do niej ciągnęło. Okej, może tego nie pokazywałem, ale no cholera... Była nieziemsko irytująca i uparta, ale to sprawiało, że chciałem jej więcej i więcej. Miała coś w sobie. Coś co dziwnie mnie odurzało. Wiem, zachowywałem się czasami jak dupek. Na przykład tamtego dnia, kiedy wyszła ode mnie, kiedy chciałem ją podwieźć. Czasem, kiedy nerwy zaczynają wpełzać do mojej podświadomości przestaje trzeźwo myśleć i zważać na słowa. Wiem, że ją strasznie zraniłem tym wszystkim, dlatego też dziwię się, że jeszcze ze mną rozmawia. Jest w niej coś magicznego. Mój wcześniejszy stosunek do kobiet nie był dobry. Było fajnie przez kilka dni, a potem to kończyłem. Czuję, że nadal tak w pewnym stopniu robię, nieodzywając się chociażby do Sophie bez powodu. Ona mnie zmienia, mimo tego, że jesteśmy tak daleko od siebie*.
W czwartek wstałem około 10-tej. Po szybkim prysznicu ubrałem na siebie białego tanktopa, czarne dresopodobne spodnie, z niskim krokiem. Zszedłem na dół do kuchni i od razu usłyszałem wkurwiający głos Luke'a.
- Ooo, wstała nasza śpiąca królewna. - chłopak beztrosko opierał się o wyspę na środku pomieszczenia.
- Cześć Luke, mnie też jest przykro, że cię widze. - warknąłem do niego, wyciągając kubek z półki.
- No proszę, widzę, że ktoś dziś nie ma humorku. - Luke nadal się ze mną droczył. Nie wiedział, jak bardzo głęboki kopie sobie dół.
- Jestem zmęczony, nie wyspałem się. 4 godziny snu to nie jest za wiele. - powiedziałem szorstko nalewając sobie kawy.
- Nikt ci nie kazał wracać tak późno. Mogłeś skończyć wcześniej igraszki z tą laską, Krystal czy jak jej tam. - Luke oblizał wargi i wygiął usta w wrednym uśmiechu.
Zagotowało się we mnie. Odstawiłem kubek i podszedłem do Luke'a.
- Po pierwsze. Zamknij pysk, bo gdybyś nie zdążył zauważyć to wczoraj zarabiałem, między innymi na Ciebie, żebyś mógł grzać tyłek w tym domu. Po drugie, w woli wyjaśnienia Krystal to moja stara znajoma, przekazywała mi ważne informacje w czasie, gdy ty wolałeś udawać playboy'a i stać przy samochodzie, jednoczesnie pożerać wzrokiem te dziwki, które czekały tylko aż zapytasz je ile biorą za noc. - syknąłem wściekle, będąc centymetry od twarzy Luke'a.
Luke przełknął ślinę i chyba wiedział, że nie warto ryzykować już bardziej.  Wybąkał tylko przeprosiny i zniknął w pokoju gościnnym. W między czasie do kuchni weszli Ignac oraz Mike. Usiadłem przy wysepce, wziąłem kubek kawy i zacząłem przeglądać wiadomości w swoim IPhonie. Nagle Mike odezwał się spokojnie, przeglądając jakieś papiery.
- Pojedziesz dziś do miasta, James dzownił, że ma dla nas jakieś nowe części. Potem zadzwonie do Franka, żeby się nimi dobrze zajął. 
- Jasne. - pokiwałem głową i oblizałem wargi. 
Okazało się, że James będzie dopiero dostępny po 17, więc postanowiłem pójść na siłownie itp.
Około 16 byłem już po treningu, wykąpany i ubrany w czarne spodnie, nisko spuszoczone, biały T-shirt, czarną bluzę z kapturem i dżinsową kamizelkę. Na nogi włożyłem białe supry. Użyłem perfum, ułożyłem włosy i zszedłem na dół do kuchni, biorąc klucze i krzycząc jedynie gdzie jade. 
Wsiadłem do mojego samochodu, odpaliłem go i spokojnie ruszyłem do centrum. Po kilkunastu minutach parkowałem już samochód w pobliżu sklepu Jamesa. Gdy wychodziłem z samochodu, widziałem jak z kawiarni wychodzą Sue i Trish. Czekałem, aż za nimi wyjdzie Sophie, ale nic z tego. Nie było jej z nimi, natomiast one wyglądały na niezbyt zadowolone. Zamknąłem samochód i jak się okazało, dziewczyny szły w moim kierunku. Gdy mnie zauważyły, podeszły bliżej i przywitały się.
- Cześć Justin! - jako pierwsza odezwała się Sue. Chwilę po niej odezwała się Trish.
- Cześć dziewczyny. - uśmiechnąłem się do każdej ciepło i przywitaliśmy się tradycyjnym sposobem, czyli buziakiem w policzek.
- Co Ty tu robisz? - zapytała Sue.
- A przyjechałem załatwić pare spraw. A wy? Gdzie macie Sophie? - zapytałem, chowając kluczyki do kieszeni spodni.
- Daj spokój, nie poznajemy jej. - odparła ciężko Trish.
- To znaczy? - zmarszczyłem brwi.
- Oh, no wiesz. Odbija jej, nie widzi nic oprócz tego konkursu. Olewa nas wszystkich. To boli. Siedzi całymi dniami i nocami na sali i katuje sie. - wyjaśnił Trish, na co Sue odparła od razu.
- Wkurwia mnie to jej zachowanie, traktuje to jakby to było ważniejsze od nas! 
Pokiwałem głową, w geście zrozumienia. No tak, czemu mnie nie dziwiło jej zachowanie. Mówiłem, była uparta. Porozmawiałem jeszcze chwilę z dziewczynami i gdy już mieliśmy się żegnać, zapytałem Trish.
- Hej, Trish. Frank jest dziś wolny? - spojrzałem na nią, a ona od razu odpowiedziała.
- Raczej tak. Miał gdzieś jechać, ale chyba to odwołał. A co? 
- Będzie nam dziś potrzebny. Trzeba podrasować nasze auto. - uśmiechnąłem się dumnie.
- Nowe części? - zapytała wesoło Trish.
- Aha. - pokiwałem głową i roześmiałem się.
Chwilę później pożegnałem się z dziewczynami i poszedłem do Jamesa. Odebrałem od niego przesyłkę, porozmawiałem chwilę i postanowiłem wrócić do domu. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Wszedłem do domu i zaniosłem kilka części do gabinetu Mike'a.
- Dzwoniłeś do Franka? - zapytałem, kładąc ostatinią część na biurku.
- Tak. Będzie po 20. No proszę, ładnie. - pokiwał z uzaniem Mike. - Dużo musiałeś odpalić? 
- Wbrew temu wszystkiemu, cena była całkiem dobra. James mówił, ze to prawdziwe skarby. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na papiery, które leżały na biurku Mike'a. - Co to?
- Rachunki. Muszę powiedzieć Ignacowi, żeby mniej trajkotał z Sue przez telefon. Doprowadzą nas do bankructwa.
- Jasne. To zostawiam cię z tym gównem. - zaśmiałem się i wyszedłem z pokoju. 
Około 21 musiałem zadzwonić do Chrisa. Frank potrzebował jakichś informacji o wozie.
- Siema stary. - odezwałem się zaraz po tym jak Chris podniósł słuchawkę.
- No cześć. Co jest? - zapytał luźno Chris.
- Frank cię potrzebuje. Niby znasz się na tym całym gównie, masz przyjechać.
- Jasne, niedługo będę. - odparł ponuro Chris.
- Co sie dzieje? - zapytałem marszcząc brwi.
- Moja kochana siostra jeszcze nie wróciła z treningu, miałem po nią jechać. Szlag mnie już z nią trafia. - wyrzucił z siebie Chris.
- Rusz dupe. - powiedziałem, wpadając na pewien pomysł. 
Rozłączyłem się i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę hali. Nie przejechałem kilkunastu metrów, a już rozległ się dźwięk telefonu. Wyciągnałem z kieszeni komórkę i odebrałem. 
- Co ? - zapytałem sucho.
- Gdzie Ty kurwa jedziesz? - w słuchawce rozległ się ostry głos Mike'a.
- A od kiedy musze Ci sie spowiadać gdzie jeżdzę? - zapytałem równie nie miło co i on.
- Od dzisiaj będziesz musiał. Ryan wyszedł na wolność i przypuszczam, że będzie miał zamiar się odegrać. Nie jest bezpiecznie. 
- Dzięki, że kurwa dopiero teraz mi o tym mówisz. Ale prosze Cie, nie mam chipa w dupie, nie wie gdzie jestem.
- Byś się zdziwił. Uważaj na siebie, następnym razem jeździsz z kimś z domu. I jak wrócisz musimy iść na naradę. Więc z łaski swojej nie wracaj za późno.
- Ta, jasne. Martw się o siebie. Pa. - rozłączyłem się i rzuciłem na bok telefon. 
Odpaliłem fajkę i spokojnie jechałem w obranym kierunku. W głośnikach leciał Jay-Z wraz z Kanyem Westem.  Niedługo potem byłem już w środku hali. Słyszałem jak gra muzyka, więc poszedłem za jej dźwiękiem w poszukiwaniach Sophie. Gdy znalazłem salę uchyliłem cicho drzwi i przez chwilę przyglądałem się Soph. Stałem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w każdy jej ruch. To co robiła, było niesamowite. W momencie gdy upadła, nie mogłem pozwolić, żeby nadal się katowała. W końcu miałem ją stąd zabrać.
***
Gdy zobaczyłem samochód zajeżdżający nam drogę, wiedziałem, że to Ryan. Automatycznie mój nastrój uległ zmianie. Zatrzymałem samochód i wziąłem głęboki oddech. To, że Sophie była obok mnie stresowało mnie dwa razy bardziej. Gdybym był sam, na pewno rozegralbym to wszystko inaczej, ale nie mogłem narażać Sophie na niebezpieczeństwo. Dlatego też, gdy wyszedłem z samochodu, stoczyłem z sobą ogromną walkę. Musiałem to wszystko jakoś dobrze poukładać. Oparłem się o maskę mojego wozu i cierpliwie czekałem, aż wreszcie Ryan i jego banda wyjdą z samochodu. Założyłem ręce na klatce piersiowej i w końcu spotkałem się wzrokiem z nim, z Ryanem.
- Proszę proszę, co za miła niespodzianka. - powiedział Ryan, nie kryjąc sarkazmu.
- Ledwo wyszedłeś, a już prosisz się o powród do pierdla? - zapytałem kpiąco.
- Oj Bieber, nic się nie zmieniłeś. - uśmiechnął się wrednie Ryan.
- Po jaką cholerę przywiozłeś ze soba tych dwóch kretynów? - zapytałem, mierząc wzrokiem tych przydupasów.
Chłopaki nagle zerwali się ze złości, ale Ryan podniósł rękę w geście spokoju i syknął.
- Spokój. Zawsze są ze mną. A co do ciebie Bieber, nie sądziłem, że zachowasz się tak podle w stosunku do swojego przyjaciela. 
- Haha, przepraszam, kogo? Nie jesteś moim przyjacielem. - zmrużyłem oczy, nadal opierając się o samochód.
- A nie zapomniałeś przypadkiem, kto pokazywał ci cały ten światek od podszewki? Wszystko co wiesz i potrafisz zawdzięczasz mnie. 
- Nie zaprzeczę, ale nigdy nie miałem cię za mojego przyjaciela. Nie prosiłem się o to, byś mi pokazywał to wszystko. Sam mnie w to wciągnąłeś, ale gdybym chciał, znalazł bym stu innych ''nauczycieli''. - powiedziałem bardzo spokojnie.
- Oh nie pierdol mi tutaj, jasne? Gdyby nie ja, byłbyś nikim w tym świecie. - oburzył się Ryan. - Zawsze ciągnąłem cię za sobą i załatwiałem wszystko.
- Cóż, chyba się mylisz. Bo jak widzisz, przez ten czas kiedy siedziałeś, ja rozwinąłem skrzydła. Nadal jestem w tym biznesie i wiesz co jest najlepsze? Mam dookoła siebie ludzi, którzy są ze mną szczerzy i trwają, a nie tak jak ty, są chciwi i wyręczają się mną. Dziwię się, że nie zniszczyli cię w tym więzieniu.
- Wkurwiasz mnie Biebier. - warknął Ryan.
- Między innymi dlatego nasze drogi się rozeszły, panie Vale. - odsyknąłem. - Nie mogłeś znieść tego, że zaczynałem cię przeganiać, że stawałem się lepszy w tym wszystkim. Tak Ryan, nie jesteś już numerem jeden. Jesteś daleko, daleko w tyle. - stanąłem teraz mocno na obie nogi.
Widziałem jak Ryan mrozi mnie wzrokiem. Obserwowałem każdy jego ruch i gdy tylko zobaczyłem, że dwójka lizodupów sięga za paski spodni, rzuciłem.
- Nie jestem tu sam. Nie popełniajcie tak rażących błędów.
- Nie jesteś sam? O czym ty pierdolisz? - zapytał zdezorientowany Ryan, zaczynając się rozglądać dyskretnie.
- Gdybyś był bardziej dokładny, to wiedziałbyś nie tylko, gdzie jade ale i z kim. W samochodzie ktoś jest. - zacisnąłem szczękę.
- Oo, a kto taki? - zapytał zaciekawiony Ryan, przestępując z nogi na nogę.
- Nie interesuj się tym. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Bo szczerze mówiąc nie chcę dłużej słuchać twoich marnych i jakże fałszywych słów. Więc jak? Spierdalasz już? - spojrzałem wyczekująco na Ryana.
Chłopak wyraźnie się wkurzył. Podszedł do mnie, a ja nie pozostając obojętny również do niego podszedłem. Uniosłem brew wyczekująco, aż Ryan wreszcie się odezwał.
- Kopiesz sobie głęboki dół Bieber, z każdym kolejnym słowem. Radzę ci się zamknąć, jeśli chcesz jeszcze pożyć.
- Za każdym razem tak mówisz. I co? To nie ja otarłem się o śmierć i to nie ja wylądowałem za kratkami, przez popełnienie tak durnego błędu. Tak Vale, durnego. Ty jesteś idiotą, bo doskonale wiedziałeś co się święci. To Ty masz głęboki dół wykopany u nas. Już raz cię zniszczyliśmy, drugi raz też damy radę. Jesteś nikim, rozumiesz? Jesteś już nikim w tym świecie. Przegrałeś wszystko Ryan, WSZYSTKO. - powiedziałem to tak, że każde słowo było przepełnione prawdą i jadem.
W tej chwili nerwy Ryana pusciły. Poczułem na sobie silne uderzenie, tak, że chcąc nie chcąc moje ciało odruchowo zgięło się w pół. I na domiar złego sekundy później uslyszałem krzyk Sophie. Wyprostowałem się i już widziałem jak Ryan i dwójka jego kolegów, pożera ją wzrokiem . Wiedziałem do czego zmierzają, czułem, że ułozyli sobie w głowie nowy plan.
- Wracaj do samochodu. Już. -warknąłem, patrząc w kierunku Sophie.
Ale ona stała jak skamieniała, jakby mnie nie słyszała. Patrzyła to na mnie, to na Ryana, a potem na dwójkę jego kumpli. Widziałem jak w jej oczach pojawia się strach, ale i też coś innego. Coś w rodzaju adrenaliny. 
- Sophie, wracaj kurwa do samochodu! Teraz! - warknąłem wściekle, chcąc ją uchronić przed dalszym wzrokiem moich wrogów.
Nim Sophie zdążyła cokolwiek powiedzieć, rozgległ się niski dźwięk głosu Ryana.
- No Bieber, gust natomiast trochę ci się zmienił. Cholera i to na lepsze. Możesz sobie tylko wyobrazić, co właśnie z nią robię w mojej głowie. - Ryan uśmiechnął się obrzydliwie, a ja wrzałem w środku.
- Zamknij pysk. Dotknij ją ty, albo któryś z twoich koleżków, a cholernie tego pożałujecie.
- Justin co tu się dzieje? - usłyszałem drżący głos Sophie. 
Zamknąłem mocno powieki i spojrzałem na nią.
- Nic, wróć do samochodu. Porozmawiamy potem.
- Bieber, nie zabieraj jej nam. Chcemy nacieszyć jeszcze oczy, zanim rzeczywiście ją posiądziemy. - Ryan nadal mierzył wzrokiem roztrzęsioną Soph.
Nie wytrzymałem. Chwyciłem zręcznie Ryana i wysyczałem mu prosto w oczy.
- I własnie miedzy innymi dlatego figurujesz na pierwszym miejscu mojej czarnej listy. Jesteś żałosny i obrzydliwy. Każdy kto siedzi w tym biznesie, chce skopać ci ten twój marny tyłek. Rzygać mi sie chce jak na ciebie patrze. I wiesz co? Ostatnią rzeczą, na którą bym ci pozwolił, to położenie twoich brudnych łap na ciele Sophie. A teraz głeboko w dupie mam to, co może się ze mną stać. Znikaj mi z oczu. Spotkamy się nie długo, jestem tego pewnien. - po tych słowach popchnąłem mocno Ryana i przełknąłem ślinę. 
- Do zobaczenia, Bieber. - warknał Ryan, otrzepując się z kurzu i kierując się w stronę samochodu. 
Dopóki nie odjechali, stałem spięty, zaciskając mocno szczękę i pięści. Po jakimś czasie, Sophie niepewnie podeszła do mnie.
- Justin? Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? - jej głos nadal był rozdygotany i strasznie słaby. 
Popatrzyłem na nią i moje spojrzenie od razu złagodniało. Wziąłem głęboki oddech i pokiwałem głową.
- Tak, wszystko okej. Przepraszam Sophie. - wymamrotałem.
- Za co ? - zapytała zdezorientowana.
- Za to co się wydarzyło. Za to co widziałaś i usłyszałaś. Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej. - podrapałem sie po karku, patrząc w bok.
- Hej, wszystko jest ok. Połowy i tak nie pamiętam. Tyle sie działo. - zaśmiała się lekko, zagryzając dolną wargę.
- Może to i lepiej. Mimo tego i tak przepraszam. - oblizałem wargi i westchnąłem.
Sophie nie odezwała się już ani słowem. Podeszła tylko do mnie i ostrożnie się przytuliła. Spojrzałem na nią i otuliłem ją ramionami. Nie wiem ile tak staliśmy, nie czułem minut. 
Po jakimś czasie odezwałem się wreszcie.
- Chodź mała, wracajmy do samochodu. Musimy wreszcie dojechać tam, gdzie chciałem cię zabrać. - uśmiechnąłem się spokojnie, patrząc jak dziewczyna odsuwa się ode mnie.
- Nie. Chcę wracać do domu. - wymruczała cicho, naciągając w dół bluzę.
Zmarszczyłem brwi i pochyliłem w dół  głowę.
- Um, jasne. Odwiozę cię. - mruknąłem i skierowałem się w kierunku mojego samochodu.
- Nie Justin. Chce jechać do twojego domu. - odezwała się, nadal stojąc w tym samym miejscu.
Obróciłem się w jej stronę i zapytałem po chwili.
- Jesteś pewna? Jeśli chcesz, przecież odwiozę cię do twojego domu. 
- Przecież cię teraz nie zostawię. Nie chcę być sama. - Sophie patrzyła w dół, bawiąc się swoimi palcami. Cholera, była nieziemsko urocza w takich chwilach.
- Dobrze. Więc wsiadaj do samochodu. - powiedziałem i sam zrobiłem to o co ją przed chwilą poprosiłem.
Sophie bez słowa wsiadła za mną do środka i usadowiła się wygodnie na siedzeniu. Zapięła pasy i podciągnęła nogi. Spojrzałem na nią przelotnie i uśmiechnąłem się delikatnie. Odpaliłem samochód i sprawinie zawróciłem w kierunku domu. W głośnikach brzmiała Lada Del Ray, ze swoim '' Serial Killer '' . Co za ironia. Słyszłałem jak co jakiś czas Sophie podśpiewuje słowa pod nosem. 
Po jakimś czasie spojrzałem na nią i ujrzałem uroczą i piękną śpiącą Sophie. Spokojnie oddychała, a głowę opierała o szybę. Otuliła się własnymi ramionami, by było jej jak mniemam cieplej. Gdy tak na nią patrzyłem, zacząłem sobie uświadamiać jak bardzo zaczyna być dla mnie ważna. Nie wiem jak ona to robiła, ale z każdym razem, gdy ją widziałem pragnąłem ją zatrzymać przy sobie. Patrząc na nią, pokazywała mi jak należy dążyć do celu, że nie wolno się poddawać. Zaczynało się we mnie coś budzić. Uczucie, którego nie znalem lub nie chciałem znać. Pragnąłem jej - to było pewne.


WINGS UP ! <3