Menu

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 14

To wszystko działo się jak gdyby w spowolnionym tempie. Ten sterylny budynek, ten specyficzny zapach i setki osób, przewijających się przez izbę przyjęć, przyprawiało mnie o ból głowy. Praktycznie nawrzeszczałam na pielęgniarkę stojącą w recepcji, nie potrafiąc złożyć jednego sensownego zdania. Kiedy to Justin dogadał sie za mnie z tą kobietą, pobiegłam od razu w kierunku, który nam pokazała.Swoją droga, byłam wdzięczna Justinowi za to, że był przy mnie. Wszystko we mnie się przewracało. Serce chciało wyskoczyć mi z piersi, a oddech był płytki i rozszalały. W momencie, gdy zobaczyłam Chrisa oraz rodziców Katty, zachciało mi się płakać. Mój brat na mój widok od razu wstał, a to jak wyglądał, przeraziło mnie. Podeszłam do niego i nawet nie zdążyłam zapytać co się stało, a on w momencie się do mnie przytulił. Był rozżalony i zapłakany. Objęłam go i zaczęłam uspokajać, głaszcząc go po włosach. Gdy jako tako się uspokoił i odsunął do mnie, od razu zapytałam.
- Chris... Jak to się stało? - mój głos porządnie drżał.
- Ja.. My.. Nie chciałem.. To moja wina.. Ten skurwysyn... - nic co powiedział Chris nie było spójne i zrozumiałe.
Złapałam go za ramiona i patrzyłam mu w oczy, gdy zza rogu wyłoniła się sylwetka Trish. Niosła kawy, wyglądając na poważnie zmęczoną. Kiedy stwierdziłam, że z Chrisa nic nie wyciągnę, postanowiłam zapytać się Trish co się stało. Kazałam Chrisowi usiąść i zanim cokolwiek powiedziałam, Trish spojrzała na mnie wzrokiem mordercy i podchodząc do mnie, wysyczała cicho.
- Wiesz do jakiego celu ludzie wykorzystują posiadanie telefonów? Tak, między innymi do odbierania połączeń albo odpisywania na smsy! Sophie, przechodziliśmy tutaj przez gehennę!
Spojrzałam w bok i zagryzłam wargę. 
- Trish, przepraszam Cię. Ja ...
- Nie przepraszaj mnie tylko swojego brata, bo nie było Cię wtedy kiedy najbardziej Cię potrzebował! - warknęła Trish.
- Do cholery, Trish! Nie jestem jasnowidzem, żeby przewidywać to co się stanie. Skąd mogłam wiedzieć, że coś przydarzy się Kat! - zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. 
- Właśnie dlatego powinnaś odbierać te pieprzone telefony. Nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteś, dopóki Ignac przypadkiem coś o tym nie napomknął. Jesteś cholernie nieodpowiedzialna Sophie! - Trish wyrzuciła ręce w powietrze, będąc wyraźnie sfrustrowana.
Spojrzałam jej w oczy i wysyczałam. 
- Nie przyszłam tu po to, żeby się z Toba kłócić. Chce się dowiedzieć co się dzieje z Katty. 
- Może sama idź i zobacz. Ale tylko na chwile. - gestem głowy pokazała mi na oddalone o kilka metrów duże, białe drzwi. 
Podchodząc do nich, minęłam zapłakanych rodziców Katty oraz mojego brata, który właśnie rozmawiał z Justinem, albo przynajmniej próbował. 
Łapiąc za klamkę, przełknęłam ślinę i biorąc głęboki oddech, weszłam ostrożnie do środka opuszczając w dół wzrok. Kiedy stanęłam pewnie na obu nogach i zamknęłam za sobą drzwi, podniosłam powoli wzrok i to co zobaczyłam, zatrzymało mi na ułamek sekundy cały świat. Poczułam jak robi mi się zimno, gdy moim oczom ukazała się nieprzytomna i leżąca sylwetka Kat, która była poprzypinana do różnych urządzeń, które jak mniemam trzymały ją przy życiu. Boże, nie miałam pojęcia, że to wszystko mogło być tak poważne. Oblizałam suche wargi i na trzęsących się nogach, podeszłam bliżej łóżka Katty. W sali jedne co można było usłyszeć, to mieszający się dźwięk wszystkich tych aparatur. Powoli analizowałam całe ciało Katty. Jej twarz była opuchnięta i widać było kilka, albo nawet kilkanaście siniaków, zupełnie poranione ręce i klatkę piersiową. Z wielkimi oczyma, bardzo powoli dotknęłam bezwładnie leżącej dłoni Katty, która była lodowata. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, to nie mogło się dziać. 
Poczułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Pokręciłam głową, wiedząc że muszę być teraz silniejsza niż zwykle. Zacisnęłam mocno wargi i biorąc głęboki oddech, odezwałam się cicho.
- Cześć kochanie.... Mam nadzieję, że mnie słyszysz. Więc... Chciałam cię przeprosić za to, że nie było mnie tu od początku. Ale wiem, że sobie poradzisz. No bo ty, Katty Hamilton miałabyś sobie nie dać rady? Niemożliwe. - przysiadłam na skraju łóżka i kontynuowałam. - Nie wiem jak i dlaczego to się stało, ale wiem, że musisz do nas wrócić. Tutaj wszyscy na Ciebie czekają. Ja, Twoi rodzice, Trish, Chris... Wszyscy Cię potrzebujemy. Wiem, że z tego wyjdziesz, że będziesz osiągała dalsze sukcesy. Głęboko w to wierzę. Trzymam za Ciebie kciuki. Wracaj do nas... Proszę..- wyszeptałam błagalnie, zamykając oczy. Wtedy usłyszałam ciche odchrząknięcie, więc odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam stojącego pod drzwiami Justina. 
Spojrzałam mu w oczy i ponownie odwróciłam głowę w stronę Katty. Hm, nawet teraz była śliczna. Po chwili Justin odezwał się spokojnie.
- Pokłóciła się z Chrisem, wybiegła z domu i wsiadła za kierownice. Prawdopodobnie była zupełnie zapłakana i lewo panowała nad samochodem. Jak twierdzi Chris i rodzice Katty, jej samochód najechał na coś i straciła nad nim kontrole, wjeżdżając w pobliski mur. Cudem przeżyła. 
Słysząc ostanie zdanie, poczułam jak coś wewnątrz mnie rozwala się na milion kawałków. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Katty mogła by być na drugim świecie. O nie. I wtedy, gdy wyobraziłam sobie jej brak, pękłam w środku. Nie wiedziałam dlaczego, ale gwałtownie wstałam i podbiegłam do Justina, rzucając mu się w ramiona i rzewnie płacząc. Co jakiś czas zanosiłam się szlochem, na co Justin mocniej mnie do siebie przytulał. Byłam mu wdzięczna za to, że tu był ze mną. 
- Tak bardzo się o nią boję... - wyszeptałam, dławiąc się jeszcze własnymi łzami.
- Wyjdzie z tego, to silna dziewczyna. Poza tym, jest pod opieką świetnych specjalistów. - Justin starał się mnie uspokoić. 
Odsunęłam się od niego i otarłam twarz wierzchem dłoni. Spojrzałam jeszcze raz na Katty i postanowiłam wyjść porozmawiać z Trish o tym co konkretnie dolega Katty.
Wyszłam z sali i odszukałam wzrokiem moją przyjaciółkę. Podeszłam do niej i zapytałam cicho.
- Co jej jest? 
- Raczej co jej NIE jest. - westchnęła Trish. - Ma połamane żebra, pękniętą miednice i podejrzewają uraz kręgosłupa. Ale najgorsze jest już za nią.
- Najgorsze? - zmarszczyłam brwi, niezupełnie łapiąc o co chodzi Trish.
- Katty miała krwotok wewnętrzny. Na szczęście lekarzom udało się go zatamować. Ale była blisko ...
- Nie. Nie mów dalej. Zrozumiałam. - powiedziałam złamanym głosem. - Kiedy się wybudzi? - Boże, czułam jak moje nogi się pode mną uginają, gdy dochodziły do mnie wszystkie informacje o obrażeniach Katty.
- Jest w śpiączce farmakologicznej. Na dniach powinna się obudzić. Przynajmniej tak twierdzą lekarze. - powiedziała Trish, a w jej oczach widziałam cholerne zmęczenie i nadzieję. 
Pod wpływem impulsu, przytuliłam się do Trish, a ona zrobiła to samo. Obu nam było ciężko, przecież to nasza przyjaciółka leżała w szpitalu w ciężkim stanie. Odsunęłam się na moment od Trish i spojrzałam na mojego wykończonego brata.
- Chyba musze go stąd zabrać. - mruknęłam.
- Daj spokój, obie dobrze wiemy, że nie ruszy się stąd na krok. Będzie tu czuwał. - rzuciła Trish.
Pokiwałam głową, mimo to podchodząc do mojego brata.
- Chris... Chyba powinieneś iść do domu odświeżyć się i przespać na moment. - położyłam dłoń na jego ramieniu, ale gdy spojrzał na mnie, od razu ją odsunęłam.
- Czy Ty kurwa poważnie myślisz, że ją tu zostawię? Może dla Ciebie nie, ale dla mnie to jedna z najważniejszych osób na świecie.
- Chris! Nie mów tak! Przecież to moja przyjaciółka! - oburzyłam się, mrożąc go wzrokiem.
- Przyjaciółka? Ty się słyszysz? Nie było Cię tu w momencie, kiedy było najgorzej i pojawiasz się wtedy, kiedy nikt Cię tu nie prosił?! - warknął Chris, patrząc na mnie jakby miał mnie zaraz zabić.
- Na litość boską, ile razy mam powtarzać, że nie jestem uwiązana do telefonu i też mam swoje pieprzone życie?! Okej, zawaliłam, że nie odbierałam i nie było mnie tu w najgorszym momencie, ale zrozum, że nie jestem wszechwiedząca i nie miałam pojęcia, że coś takiego się wydarzy. - powiedziałam, ani na moment nie odwracając wzroku. - Rozumiem, że jesteś zdenerwowany i jest Ci ciężko, ale nie musisz się na mnie wydzierać, szczególnie na środku korytarza. Mnie też nie jest łatwo, uwierz. Chciałam po prostu Cię zabrac do domu. - szepnęłam, parząc na niego z delikatnym bólem w oczach.
- Dobra, rozumiem. - rzucił niedbale Chris. -Nie Sophie, zostaje tutaj. Jeśli będę miał pewność, że z nią lepiej, może wróce.
- To może przynieść Ci świeże ubrania? - zapytałam cicho, wycofując się z tej walki.
- Jeśli chcesz. - mój brat machnął ręką i oddalił się ode mnie, zupełnie mnie olewając.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Czy mój brat właśnie mnie potraktował jak wroga numer jeden? Starałam sobie to wszystko tłumaczyć tym, że jest mu ciężko. 
Postanowiłam wracać do domu, więc pożegnałam się z Trish i rodzicami Katty. Mojego brata nie było na korytarzu. Stwierdziłam, że nie będę robiła drugiego podejścia do rozmowy z nim, bo wiedziałam, że i tak nic nie wskóram. 
Gdy szłam zimnymi i sterylnymi korytarzami do wyjścia, ogarnęło mnie poczucie winy i bolesna pustka. Zaczęłam analizować każde słowo Trish i Chirsa. Może faktycznie mieli rację ? Może nie zachowałam się jak dobra i odpowiedzialna przyjaciółka? Coś w tym chyba było.
Czując chłód otuliłam się ramionami, mimo tego ,że na zewnątrz było ciepło i przyjemnie. Wsiadając do samochodu Justina, byłam myślami zupełnie gdzie indziej, wobec tego dookoła mnie panowała cisza. Przynajmniej tak mi się wydawało. Wbiłam wzrok w jakiś punkt i trawiłam każde słowo i zdarzenie sprzed kilkudziesięciu minut. 
- Hej, odpuść sobie. Przecież to nie Twoja wina. - nagle odezwał się spokojnie Justin.
Przekręciłam głowę w jego stronę i zmarszczyłam brwi.
- Jak mam sobie odpuścić, kiedy moja przyjaciółka na mnie krzyczy, a mój brat ma do mnie pretensje i traktuje mnie jak wroga? - zapytałam, czując jak gromadzi się we mnie złość.
- Cóż, to Karma. - rzucił luźno Justin, skręcając w prawo.
- O czym Ty pieprzysz? - poziom mojego zdenerwowania z każdą kolejną sekundą wzrastał.
- O tym, że teraz to Ty czujesz się tak, jak czuli się kiedyś Twoi znajomi i rodzina. W zasadzie nadal sie tak czują. - wzruszył ramionami.
- Co chcesz mi przez to przekazać?
- Co? Powinnaś się zorientować. Od kilkunastu dni traktujesz swoich najbliższych jak zło ostateczne. Krzyczysz na nich, nie przyjmujesz żadnego z tłumaczeń i masz ich w dupie. Dopiero musi wydarzyć się tragedia, żebyś przestała patrzeć tylko na siebie i ten pieprzony występ. To chce Ci przekazać. - powiedział sztywno Justin.
- Zatrzymaj ten samochód. - warknęłam, czując, że lada moment wybuchnę. Te słowa mnie zabolały. Cholernie.
Kiedy Justin nie zatrzymał pojazdu, warknęłam ponownie.
- Zatrzymaj ten pierdolony samochód, słyszysz?! - odpięłam pasy, w skutek czego wewnątrz wozu rozległo się drażliwe pikanie. 
Justin spokojnie zjechał na pobocze i od razu na mnie spojrzał. - O chuj Ci chodzi, co? Prawda Cię boli? - ton głosu Justina doprowadzał mnie do szału.
- Daruj sobie. Już powiedziałeś co chciałeś powiedzieć. - syknęłam, walcząc z samą sobą. - Popełniłam błąd i otwarcie sie do tego przyznaje. Ale nie musisz mówić mi, że miałam wszystkich w dupie. 
- A nie tak było? Raniłaś wszystkich. Gdybyś tylko widziała Sue i Trish w dzień, kiedy je zupełnie olałaś. Przestałaś nawet rozmawiać z Chrisem, bo Twoje zawody były ważniejsze. Wolałaś siedzieć na sali i katować się, bo chcesz dojść do perfekcji, której i tak nie osiągniesz. 
Słysząc te słowa, oczy zaszły mi łzami. Zagryzłam mocno wargę, czując jak moje serce przeszywa ból. Spojrzałam na Justina i drżącym głosem, dodałam.
- Wygrałeś.
Po tym krótkim, ale przepełnionym wszystkimi uczuciami słowie, otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Podeszłam do tyłu i otworzyłam bagażnik, biorąc z niego swoją torbę. Zamykając drzwi bagażnika, poczułam jak Justin ni z tego, ni z owego staje za mną. Nawet nie wiedziałam kiedy wyszedł z samochodu. Nie miałam już siły na rozmowę,już  dotarło do mnie każde z jego słów. Zakładając torbę na ramie, ruszyłam w dół ulicy. 
- Sophie, przepraszam. - usłyszałam za sobą głośne słowa Justina. 
Zamknęłam mocno powieki, próbując opanować łzy. Nie chciałam przy nim płakać. Nie chciałam w ogóle tego robić. Stałam tyłem do chłopaka, czując jak wszystko wewnątrz mnie, przekręca się do góry nogami. Gdy się nie odezwałam, Justin kontynuował. 
- Dziewczyno, nie chciałem tego tak powiedzieć ..
- A jak?! - wrzasnęłam, obracając się do niego. - Wszystko dokładnie zrozumiałam. Nie musisz mówić nic więcej. - spojrzałam na niego, mając wrażenie, że zaraz strace głos i siłę. 
- A teraz zostaw mnie. Nie mam już siły na te wszystkie zarzuty, poddaje się.
Po tych słowach, obróciłam się i prawie biegiem, ruszyłam w stronę domu. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam w nich jedną z piosenek Jamesa Arthura. Wewnątrz mnie wszystko pękało. Zrozumiałam jak bardzo byłam w sobie zadufana, jak bardzo chciałam być doskonała. Popełniłam masę błędów, to było pewne. Ale ucieczka na sale, była dla mnie wyzwoleniem. Tam nikt mnie nie osądzał, nikt mnie nie obwiniał. Byłam tam sama ze sobą, z własnymi myślami, z własnymi rozterkami. Tam wszystko było inne. Odnajdywałam wtedy własne 'ja'. 
Po kilkunastu minutach byłam w domu. Było w nim pusto. Tak samo jak w moim sercu. 
Rozpakowałam swoje rzeczy i niektóre z nich wrzuciłam do prania. Cały ten czas z moich oczu wylewał się wodospad łez. Czułam się strasznie. Położyłam się na łóżku i wyłam do poduszki. 
Już jutro miałam zawody, a nawet nie pojawiłam się na sali. Ale chyba podjęłam decyzję. Zrezygnuję z zawodów, nie mam na tyle siły by wystąpić. Nie byłam w dobrej kondycji psychicznej.  Moje serce bardzo mnie bolało, ale wiedziałam, że to dobra decyzja.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Przespałam połowę dnia i całą noc. Boże, wyspałam się za wszystkie czasy. 
Obudziłam się o 6, wiedząc, że to już na dzisiaj koniec. Dlatego powoli wstałam i pościeliłam łóżko. Byłam wdzięczna mamie, że nie budziła mnie. Wtedy bym już nie zasnęła. 
Kiedy poogarniałam cały pokój, poszłam się umyć. Wchodząc pod prysznic, przez moją głowę przemknęła myśl o dzisiejszym konkursie. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z głowy tę myśl. 
Nałożyłam na włosy kokosowy szampon i powoli wmasowałam go w nie,ciało natomiast umyłam waniliowym żelem. Po kilkunastu minutach stałam już przed lustrem, owinięta w ręcznik. Wytarłam się dokładnie i umyłam zęby. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, nakładając później na twarz delikatny makijaż. 
Nadal będąc w ręczniku, weszłam do pokoju, wyciągając z szuflady świeżą bieliznę, a z szafy jasne, postrzępione u dołu spodenki z wysokim stanem oraz białą, zwiewną koszulkę na ramiączkach. Nie mogłam siedzieć w domu, wszystko mnie przytłaczało. Dlatego założyłam na ramie długą, brązową torbę, a na nogi ubrałam sandałki tego samego koloru. 
Od rana słońce przyjemnie świeciło. Wyszłam z domu, zakładając na nos okulary. Te same, które pożyczył mi wczoraj Justin. Wtedy spojrzałam na komórke i okazało się, że od wczoraj nie dostałam żadnej wiadomości. Żadnej. 
Włożyłam słuchawki do uszu i prawie od razu włączyłam 'You lost me' Christiny Augilery. Tak bardzo oddawałam się tej piosence. Szłam powoli przed siebie, mijając przechodniów, którzy pewnie biegli do pracy, albo na umówione spotkanie. Było mi to tak bardzo obojętne. Nadal czułam w sobie wczorajsze emocje. Zrozumiałam przekaz wszystkich słów, które zostały wczoraj wypowiedziane w moją stronę. I tak, było mi przykro.
Sama nie wiem kiedy, ale znalazłam się przed drzwiami szpitala. Cieszyłam się, że tu przyszłam, bo chciałam z nią pobyć. 
Znając już drogę do sali, w której leżała, byłam tam szybciej niż ostatnio. Gdy weszłam do środka, spojrzałam na Katty, która nadal leżała w tej samej pozycji. Podeszłam do niej i usiadłam na krześle, opierając się łokciami o łóżko. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.
- Wiesz Kat. Chyba zrozumiałam. Przepraszam Cię, za wszystko. Wiem, nie byłam dobrą przyjaciółką i siostrą dla was ostatnimi czasy. Zawaliłam pare spraw. Ale przecież wiesz, jak bardzo kocham to co robię. Wiesz jak pozwala mi to uciec przed wszystkim co mnie dręczy. Mimo to, wiem, że was zraniłam. Teraz muszę być przy Tobie, muszę wspierać Ciebie i Chrisa. Musi być dobrze, nie zostawię Cie. Nie wezmę udziału w zawodach, nie jeśli Ty tu leżysz... - szepnęłam i biorąc rękę Kat, przyłożyłam ją do swojej twarzy. - Tak bardzo Cię przepraszam.
W tej chwili poczułam jak chłodna dłoń Kat delikatnie zaciska się na mojej, więc od razu uniosłam wzrok i napotkałam słabe oraz zmęczone, ale otwarte oczy Katty. Kąciki jej ust delikatnie drgnęły, a chwilę potem otworzyła suche usta i ledwie słyszalnie powiedziała kilka krótkich słów.
- Zatańcz. Proszę. Dziękuje.
Miałam pustkę w głowie, zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. To był dla mnie szok. Oczywiście cieszyłam się, że Katty otworzyła swoje oczy i odezwała się. Byłam cała roztrzęsiona i nie miałam pojęcia co zrobić. Złapałam mocniej dłoń mojej przyjaciółki i gdy chciałam się odezwać, Katty powoli zamknęła oczy i poluzowała uścisk dłoni, tym samym na nowo zasypiając. Kręciłam głową i modliłam się w myślach, żeby Katty odzyskała świadomość już na dobre. Ale z drugiej strony przeszła przez prawdziwe piekło, była poważnie poturbowana, więc musiała się zregenerować, żeby do nas wrócić. 
Puściłam jej dłoń i zaczęłam analizować to, co właśnie się wydarzyło. Katty poprosiła mnie, żebym wystąpiła. Przecież to dla niej chciałam zrezygnować, a ona prosi mnie o występ. Wobec tego musiałam spełnić jej prośbę. Gdybym tego nie zrobiła, a ona by się wybudziła zabiłaby mnie, że jej nie posłuchałam. Wiedziałam, że mój udział w tym konkursie całkowicie zadedykuje jej. Zastanawiałam się jedynie, czy ktokolwiek z moich przyjaciół przyjdzie mnie wesprzeć. 
Pokręciłam głową i wstając, sięgnęłam po torebkę. W tym momencie na salę weszła pielęgniarka, przyjaźnie się do mnie uśmiechając. 
- Wszystko w porządku? - zapytała, lustrując mnie wzrokiem. Najprawdopodobniej szok jeszcze nie zszedł z mojej twarzy.
- Tak, wszystko okej. - mruknęłam poprawiając koszulkę. - Ale Katty ..
- Coś się stało? - pielęgniarka wyraźnie się zaniepokoiła.
- To znaczy ona.. Przebudziła się na kilka chwil. - powiedziałam prawie szeptem.
- Jak to "obudziła się" ? Dlaczego nie poinformowałaś o tym lekarza, albo chociaż mnie? - kobieta w białym kitlu była nieco zdenerwowana.
- Przepraszam, nie wiedziałam co robić. Byłam w szoku. 
- Rozumiem, ale o takich sprawach musisz mówić lekarzowi. - pouczyła mnie pielęgniarka.
- Jasne.. Mogę już iść? - zapytałam, patrząc na Kat.
- Oczywiście. - kobieta spokojnie odpowiedziała.
- Do zobaczenia Katty. Do widzenia. - rzuciłam i po raz ostatni spoglądając na Kat, wyszłam z sali. 
Wychodząc ze szpitala, wzięłam komórkę do ręki i wystukałam na klawiaturze smsa : " Przepraszam. " i wysłałam go do mojego brata oraz Trish.
___________________________________________________________________________
Nadeszła ta godzina. Ten moment. Jeszcze kilka minut pozostało do mojego występu. W budynku gdzie odbywał się konkurs było kilkaset osób. Panował zgiełk i hałas. Co rusz wywoływano nowe osoby na scenę. Tancerze specjalizujący się w hip-hopie, r&b oraz dancehall'u już wystąpili i wreszcie przyszedł czas na modren, jazz i współczesny. Wszystko wewnątrz mnie wywracało się we wszystkich kierunkach. Czułam jak cała drże. Możliwe, że moje zachowanie byłoby zupełnie inne, gdyby nie fakt, że wygraną był wyjazd do Nowego Jorku na zajęcia na Brodway'u. Przecież to było spełnienie wszystkich moich marzeń. 
Krążyłam po szatni, powtarzając sobie część choreografii. Zawsze to robiłam, kiedy się stresowałam. Jedynymi osobami, które przyszły mnie wspierać to mama, babcia oraz dziadek. Byłam im cholernie wdzięczna za ich obecność. 
Miałam na sobie białą, prostą i ziewną sukienkę, którą kiedyś uszyła mi babcia. Włosy miałam rozpuszczone, a na stopach nie miałam nic, prócz wspomagaczy na palcach. Dzięki nim łatwiej było mi kręcić piruety. 
Bawiłam się palcami i zza kulis obserwowałam kolejne występy moich rywali. Rany,byli naprawdę świetni. Każdy z nich miał świetną choreografię oraz muzykę, a do tego efekty. Coraz bardziej przestawałam wierzyć w swoje możliwości. Zerknęłam w stronę miejsca na widowni, w którym byli moi bliscy i uśmiechnęłam się lekko. Czułam jak stres przejmuje nade mną władzę. 
____
To już. To ten moment. Właśnie teraz wychodzę na scenę, a właściwie środek sali. Widownia kąpie się w ciemności i jedyne co widzę, to biały reflektor skierowany na mnie. Kładę się na podłodze i kilka chwil później słyszę, jak muzyka rozbrzmiewa w pomieszczeniu. I właśnie w tej chwili przenoszę się w inny wymiar. Muzyka zupełnie mnie opanowuje. Głos Ellie Goulding koi wszystkie moje rany. Oddaje się temu, powierzam całą siebie rytmowi. Kręcę piruety, skaczę, upadam, czołgam się, poruszam się - tańczę. Chwilę potem rozbrzmiał głos Birdy i wtedy uwolniłam swoje emocje. Zatraciłam się w tym, odnalazłam własną ścieżkę. 
Ostatnie brzmienia, ostatnie ruchy, a na moich policzkach pojawiła się słona i mokra ciecz. Tak, wykonałam swoją robotę. Zrobiłam to. I gdy światła rozbłysły, ja klęczałam objęta ramionami, głęboko oddychając. Gdy podniosłam wzrok, ludzie stali i patrzyli na mnie, chwilę potem zaczęli klaskać. Uśmiechnęłam się na skromnie i chciałam odnaleźć moją rodzinę. A gdy spojrzałam w miejsce, gdzie powinni być, zaniemówiłam. Stali tam wszyscy moi przyjaciele. Uśmiechając się, zeszłam ze sceny, udając się w stronę szatni. Nie mogłam w to uwierzyć. Wszyscy tu byli. Przyszli tu dla mnie. Nawet Chris sie pojawił. 
Zagryzając wargę, szłam do mojej szatni, uśmiechając się delikatnie. Gdy byłam już o kilka kroków od drzwi garderoby, moim oczom ukazała się tak bardzo dobrze znana mi sylwetka mężczyzny. Stał nonszalancko oparty o ścianę, z ugiętą jedną nogą, założonymi rękoma oraz opuszczoną głową. Ten chłopak nigdy nie dawał za wygraną.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam chłodno, niepewnie podchodząc w jego stronę.
- A jak myślisz? - Justin zapytał retorycznie, po czym kontynuował. - Czekam na Ciebie.
- Po co? - spojrzałam na niego, stojąc od niego kilka metrów.
- Żeby coś sobie z Tobą wyjaśnić.
- Sądziłam, że wczoraj właśnie to zrobiłeś. 
- Przestań, okej? - Justin był wyraźnie sfrustrowany.
Ani mi się śniło teraz z nim kłócić. Byłam zbyt zmęczona i zbyt przejęta całym tym dniem, żeby mieć siłę na przegadywanie się z tym cudownie irytującym mnie chłopakiem.
- A więc co chcesz mi jeszcze powiedzieć, huh? -zagryzłam kącik ust, czekając na odpowiedź.
- Ale posłuchaj mnie uważnie, jasne? 
- Jak słońce. - odparłam udając nonszalancje, chociaż w środku cała szalałam.
- To co wczoraj powiedziałem, nie miało tak zabrzmieć. Wiem, że Cię skrzywdziłem tymi słowami, że było Ci przez to przykro. Ale chciałem Ci jednocześnie przekazać, że Twoja rodzina i bliscy, zostali podobnie potraktowani. 
- Tą część zrozumiałam. Zabolała mnie część o moim tańcu. - szepnęłam.
- Wiem i zdaję sobie z tego sprawę. Nie chodziło mi o to, że na marne trenujesz, bo to co przed chwilą pokazałaś, wstrząsnęło mną. Bardziej miałem na celu to, że tak bardzo chcesz być w tym co robisz idealna, ale niestety tego nie da się zrobić. Zawsze, ilekroć będziesz myślała, że osiągnęłaś perfekcję, znajdzie się ktoś, kto to podważy, a Ty w to uwierzysz.
Każde ze słów Justina było takie inne, jakby niepowtarzalne. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się dlaczego tak drastycznie potrafi się zmieniać. Raz jest ciepłym, spokojnym i romantycznym chłopakiem, a za chwile zmienia się w oschłego, wrednego i odpychającego dupka. 
- Dlaczego taki jesteś? - zapytałam zaskakując tym samą siebie.
- Jestem jaki? - Justin zmarszczył brwi.
- Dlaczego raz jesteś wesołym, uśmiechniętym i uczuciowym dziewiętnastolatkiem, a za chwilę przechodzisz w wrednego i nieprzyjemnego chłopaka, zachowującego się jak jakiś gangster. Cudownie mnie do drażni. Tak jak to Twoje bawienie się mną. Raz jestem, raz mnie nie ma. Ja też mam swoje pieprzone uczucia, nie jestem i przede wszystkim nie chce być zabawką w Twoich rękach. Raz traktujesz mnie tak, jakbym była Ci naprawdę bliska, a za chwile jestem dla Ciebie jak intruz. Teraz to zrozumiałam. Czasem zastanawiam się, czy nie żałujesz tego, że pomogłeś mi w klubie. I ...
- Przestań, jasne? Nie żałuję niczego co zrobiłem w Twoim pieprzonym kierunku. - warknął Justin.
- No i widzisz? Zawsze tak jest. Czego nie powiem, zawsze się kończy tym, że jesteś zły. A skoro niczego nie żałujesz, to zastanów się czego chcesz. Bo albo traktujesz mnie normalnie, tak jak chłopak traktuje dziewczynę, albo zmywam się z Twojego życia i bedziesz mógł robić co chcesz i z kim chcesz. Bo raz jesteś dobry, a raz nieziemsko  wkurwiony. A teraz bardzo Cię przepraszam, ale chciałabym się przebrać.
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i mijając go, weszłam do garderoby, zamykając za sobą spokojnie drzwi. Nie upłynęło 30 sekund, a Justin wparował z impetem do mojej szatni, mając prawie czarne oczy.
- Doskonale wiem czego chce. I odpowiedź brzmi : Ciebie. - wysapał Justin, a ja patrzyłam na niego w osłupieniu. 
- Mnie? - wyszeptałam nieświadomie.
- A kurwa kogo innego? Dziewczyno. - rzucił Justin i nim zdążyłam cokolwiek ułożyć sobie w głowie, był już przy mnie. Tak niebezpiecznie blisko.
- I jest jeszcze jedna rzecz, której właśnie teraz zajebiście pragnę. - warknął, łapiąc mnie w talii i przysuwając mnie do Ciebie tak, że moje plecy były wygięte w lekki łuk. 
Patrzył w moje oczy tak intensywnie i tak zachłannie, jak nigdy wcześniej. Czułam jak atmosfera miedzy nami się napina, a powietrze staje się gęstsze i cięższe. Oboje głośno oddychaliśmy. Czułam wyraźnie jego zapach i miętowy oddech. Wzięłam głęboki oddech i właśnie wtedy to poczułam. Usta Justina odnalazły moje i zamknęły je w zachłannym pocałunku. Ale ten pocałunek był zupełnie inny tych, które wcześniej znałam. Był przepełniony bólem, złością, szczęściem - wszystkim. 
Justin przysunął mnie jeszcze bliżej siebie, opierając o ścianę, a ja wplotłam palce w jego miękkie włosy, delikatnie je szarpiąc. Nagle język Justina rozchylił moje wargi i oparł się o zęby, pytając bezgłośnie o pozwolenie. Wszystko wewnątrz mnie stało na głowie, ale mimo wszystko rozchyliłam zęby i pozwoliłam językowi tego przepięknego człowieka, rozpocząć walkę z moim. Z gardła Justina wydobył się niski jęk, a ja wzięłam głęboki oddech. Ta chwila była nasza i tylko nasza. Czułam jak motyle w moim brzuchu budzą się do życia. 
Już uwielbiałam smak jego ust i zapach. To było niepowtarzalne. To było jedyne w swoim rodzaju.
Po kilku chwilach Justin niechętnie oderwał się od moich ust, z czego ja również nie byłam zadowolona. Spojrzałam mu w oczy i gdy oparł swoje czoło o moje, uśmiechnęłam się delikatnie. On położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku i oblizując swoje wargi wyszeptał spokojnie.
- Nie wiem jak to zrobiłaś, ani kiedy, ale wiem jedno. Oszalałem na Twoim punkcie.

OTO I ON, 14 CHAPTER. DZIĘKUJE, ŻE CZEKALIŚCIE.
MUCH LOVE ! <3