Menu

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 10

Szósta rano. Budzę się jakbym miała już w głowie ustawiony cichy budzik. Sama nie wiem, skąd miałam tyle siły i energii, by o tak wczesnej porze wstać bez oporów. Pościeliłam sprawnie łóżko i poszłam do łazienki umyć twarz i zęby. Następnie wróciłam do pokoju, chcąc wybrać coś do ubrania. Zdecydowałam się na luźną koszulkę moro oraz czarne legginsy, dodając do nich złoty łańcuch oraz zegarek. Włosy wyprostowałam i ułożyłam, tak by wyglądały lekko i schludnie. Stanęłam przed lustrem i nałożyłam na twarz delikatny makijaż. Gdy spakowałam już ksiażki do czarnej torby, wzięłam ją i zeszłam na dół, do kuchni. Tradycyjnie w domu panowała już cisza. Dlatego nie chcąc jej zakłócić wypiłam szybko kawę, zjadłam sałatkę owocową zrobiąną przez mamę i wyszłam z domu, zakładając na nogi czarno-białe AirMaxy. Już od rana słońce przyjemnie świeciło, więc chcąc nie chcąc, ubrałam na nos swoje raybany. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam cicho jakiś spokojny kawałek. Szłam spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. W szkole byłam 5 minut przed dzwonkiem. Przywitałam się z dziewczynami i po chwili poszłam na lekcję matematyki. Siadając w ławce pod oknem, otworzyłam zeszyt i próbowałam się skupić na temacie lekcji, ale mimo wielkich starań nic z tego nie wyszło. Moje myśli non stop kierowały się na sobotni konkurs. Wiedziałam, że muszę się teraz jeszcze bardziej oddać treningom, chociaż zastanawiałam czy jest to jeszcze możliwe. Z rozmyślań wyrwało mnie jadowity głos nauczycielki.
- Mam szczerą nadzieję Lorens, że właśnie zastanawiasz się nad tym jak rozwiązać to zadanie. - pani Roots patrzyła na mnie spod swoich okularów. 
- Mam też imię. - odpowiedziałam równie nieprzyjemnie jak i ona, jednocześnie skrobiąc coś w zeszycie.
- Panno Lorens, czy Ty przypadkiem nie zapominasz z kim rozmawiasz?
- Nie. - nadal rysowałam na kartce.
- Lorens, patrz na mnie gdy ze mną rozmawiasz! - oburzyła się nauczycielka.
W tej chwili podniosłam leniwie głowę i uniosłam lekko brew w górę. - Tak prosze pani? Coś jeszcze?
- Sophie, nie poznaję cię. Zacznij uważać, albo pójdziesz do pedagoga. - ostrzegła pani Roots.
- Jasne. - mruknęłam i znów zaczełam bazgrać po zeszycie. 
- Soph, co z tobą? - po chwili usłyszałam ciche pytanie Katty. 
Podniosłam głowę w górę i spojrzałam na nią, wzruszając ramionami. Jednak Katty nadal nie odpuszczała.
- Co cię ugryzło? Nigdy się tak nie zachowywałaś. - ściągnęła brwi, oczekując odpowiedzi.
- Nic, po prostu nie mam dzisiaj ochoty jej słuchać. - mruknęłam i ponownie opuściłam głowę.
Katty już się nie odezwała, z czego byłam bardzo zadowolona. 
Lekcje minęły dosyć szybko i spokojnie. Gdy wychodziłam ze szkoły, Trish i Sue podbiegły do mnie.
- Ej, mała co z tobą? Cały dzień jesteś jakaś dziwna. - powiedziała Trish.
Przewróciłam oczami i odpowiedziałam. - Dajcie spokój, po prostu nie mam humoru. 
- No dobrze, ale nawet kiedy nie masz humoru rozmawiasz z nami. - rzuciła Sue.
- Uh, zrozumicie. Został tylko tydzień do konkursu, to dla mnie niesamowicie duża szansa. Boję się, że coś sie spieprzy, że się nie uda. To jest dla mnie teraz priorytetem. - opuściłam ramiona w dół.
- Dziewczyno, wyluzuj z tym konkursem! Zachowujesz się jakby to było coś niepowtarzalnego, odbija Ci. - powiedziała Sue.
- Nie, nie wyluzuję. I to jest niepowtarzalne. Przynajmniej jest to coś, co robię dobrze i po coś. 
- No okej, robisz po coś, ale nie zachowuj się jakbyś zbzikowała do reszty! - Trish nabrała już nieco więcej złości.
- Boże, poraz pierwszy od dłuższego czasu czuje się w czymś dobrze, wiem, że do czegoś zmierzam. Dobrze wiecie jak ważny dla mnie jest taniec. - spojrzałam na nie z dziwnym uściskiem w sercu.
-Oczywiście, że wiemy, ale do jasnej cholery. Wkurwia nas to, jak traktujesz te zawody ! Olewasz nas ! - Sue wyrzuciła w powietrze obie ręce.
- Jeśli macie mnie tak wspierać, to najlepiej w ogóle tego nie róbcie. - zmrużyłam oczy.
- Sophie ... - obie równocześnie zaczęły mówić.
- Darujcie sobie. - mruknęłam i obróciłam się na pięcie, odchodząc w stronę domu. 
W słuchawkach leciało '' Too close'', a ja sama nie wiedziałam czym kipię. Czy złością, smutkiem a może nawet bezsilnością. Weszłam do domu, rzuciłam tylko krótkie ''Cześć!'' i wybiegłam po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam w kąt torbę z książkami i siadłam na krześle, otwierając przy tym laptopa. Wystukałam w wyszukiwarce choreografie tańca współczesnego i po chwili zaczęłam analizwoać każdą z nich. 
Powoli zbliżała się 19, więc jak to miałam w swoim zwyczaju, zaczęłam się zbierać na trening. Ubrałam szerokie i luźne szare dresy, za dużą białą koszulkę i założyłam czarną luźną bluzę przez głowę. Zapakowałam torbę, a włosy związałam w wysoki kucyk. Wzięłam na ramię torbę, wsunęłam na nogi buty i wyszłam z domu. Na zewnatrz było tak przyjemnie chłodno, mmm. Powoli szłam w kierunku hali. Na miejscu byłam 20 minut później. Weszłam do szatni, rozebrałam się, przywitałam z dziewczynami i zmieniłam buty. Na sali była już Mia, właśnie rozmawiała przez telefon. Wraz z dziewczynami weszłam na salę i zaczęła się rozgrzewka. W jej trakcie Mia podeszła do mnie i przykucnęła .
- Sophie, co sie dzieje? Wyraźnie schudłaś. Stresujesz się zawodami? - zapytała z troską w głosie.
Spojrzałam na moją trenerkę i pochyliłam głowę. Przełknęłam ślinę i mruknęłam.
- Nic, wszystko okej. Nie stresuję się. Zwyczajnie dążę do doskonałości.
- Nie da się być doskonałym. - odpowiedziała Mia. 
- Ale wiesz jak jest Mia, wiesz jaka jestem. To dla mnie ogromna szansa, nie chce czegoś spieprzyć. - odparłam cicho.
Mia spojrzała na mnie z troską i westchnęła. - Sophie, wiem to ja, wiesz to ty i wie to reszta składu, że jesteś niesamowita w współczesnym, że tworzysz własną historie, że emanują z ciebie wszystkie emocje. Zluzuj trochę, nic ci się nie stanie. Wiem dobrze, że sobie powalisz wszystkich na kolana. 
- Dziękuję  Mia. - uśmiechnęłam się blado, wiedząc, że i tak nie odpuszcze.
Mia wstała i głośnym krzyknięciem rozpoczęła trening. 
***
Wypracowuje rytm. 
Wstaję, idę do szkoły, wracam, coś jem i do późnego wieczora jestem na sali.
Trenuje do upadłego.
Znajomi i szkoła zeszły na bok. Wiem, że tak nie wolno, ale wpadłam w trans.
Co raz bardziej wierzę w to, że każdy mój ruch podchodzi pod doskonałość.
***
Nadszedł czwartek. Co raz bliżej do zawodów. Czuję stres, wiem że już pozostało mało czasu. 
Po szkole Trish i Sue chciały wyciągnąc mnie na kawę i pogadać, ale ja musiałam postawić na swoim i iść na trening. Obie dziewczyny chciały mnie zabić, były wściekłe, ale ja wiedziałam że musze robić wszystko po swojemu. 
Jeżeli ktoś w tamtej chwili powiedziałby mi, że zwariowałam - przyznałabym mu zupełną rację. Nie byłam sobą. A moze byłam, tylko tą bardziej wczutą częścią. 
Mimo tego, czułam jak niekiedy brakuje mi sił, jak z nich opadam. Widziałam po ubraniach, że nieco schudłam, że zbladłam, ale nie zrażało mnie to ani trochę.
Zaraz po szkole przebrałam się i pobiegłam na salę. Wzięłam klucz z recepcji i otworzyłam moje ukochane miejsce. Rozłożyłam wszystkie rzeczy i włożyłam płytę z piosenkami do wieży. Najpierw się rozciągnałam i rozgrzewałam. Po kilku minutach mogłam już zacząć tańczyć. 
I znów wpadłam w swój katorżniczy trans. Upadałam i na nowo zaczynałam układ, cały czas powtarzałam, w kółko i w kółko. Pot ze mnie równo spływał, nie było na mnie suchej nitki. W pewnej chwili poczułam nagły odpływ sił. Mimo tego, że tańczyłam czułam wyraźną słabość. Opadłam na ziemię, opierając się na kolanach i wyprostowanych rękach. Głowę spuściłam w dół, a twarz otuliły kaskady mokrych włosów, które wcześniej rozpuściłam. Starałam się złapać oddech i nagle muzyka ucichła.
- Dość. - na sali rozległ się ostry głos mężczyzny.
Podniosłam słabo głowę i ujrzałam Justina. Wróć. KOGO ?! Co on tu u licha robił? Tak nagle, po tylu dniach ciszy. Przełknęłam ślinę i słabo usiadłam.
- Dość czego?
- Nie udawaj głupiej. Dość treningu. Koniec. - Justin opierał się nonszalanco o ścianę, mając przy tym ugiętą prawą nogę.
- Hahah, chyba żartujesz. - spojrzałam na niego oszołomiona.
- A wyglądam jakbym żartował ? - zapytał sucho chłopak.
- Włącz muzykę, nie skończyłam jeszcze. - warknęłam.
- Skończyłaś. - odparł Justin.
- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co robię? Włącz tą pieprzoną muzykę! - powiedziałam przez zęby.
Na to Justin schylił się i wyciągnął płytę, po czym schował ją do kurtki. W tym momencie wstałam i podeszłam do niego, emanując złością.
- Oddaj mi do cholery tą płytę! - krzyczałam.
Chłopak nadal był niewzruszony.
- Oddaj mi tą płytę! Oddaj mi ją! - wpadłam w furię.
- Daj sobie wreszcie spokój.
- Mam dać sobie spokój z czymś co kocham?! Nigdy! - biłam pięścami w klatkę Justina i byłam przekonana, że będą po tym ślady.
W tej chwili Justin chwycił moje nadgarstki, sprawnie je unieruchomił i przyciągając mnie do siebie, położył swoje usta na moich. Cholera! Zachłysnęłam się powietrzem, nie kodując jeszcze do końca co się dzieje. Tak, sam Justin Bieber właśnie mnie pocałował. To było takie niespodziewane, przepełnione złością, troską i sama nie wiem czym jeszcze. Nie mogłam odgadnąć. Po chwili Justin odsunął się ode mnie i rzucił.
- Czasami za dużo gadasz. 
Wpatrywałam się w niego wielkimi oczami, dalej będąc w całkowitym szoku. Justin zaśmiał się delikatnie i oblizał wargi. Spakował moje rzeczy i ponownie się odezwał.
- Idź się ogarnij. Zabieram cię gdzieś.
- Justin, muszę wracać do domu. - wydusiłam z siebie .
- Oh proszę cię, oboje dobrze wiemy, że nie musisz. - Justin spojrzał na mnie pobłażliwie.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
- Zbieraj się. Długo ci zejdzie? - zapytał chłopak.
- Z pół godziny. - odparłam przecierając twarz.
- To czekam przed wejściem. - poinformował mnie i wyszedł z sali.
A ja ciągle stałam osłupiała i starałam się wszystko sobie poukładać w głowie. Nie mogłam uwierzyć w to co się wydarzyło. Tak.. Justin mnie pocałował i ... było to nawet przyjemne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wzięłam torbę, udając się chwilę potem do łazienki gdzie wzięłam prysznic. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem, rozczesałam włosy i zaczęłam je suszyć. Gdy były już względnie suche, ubrałam na siebie czystą bieliznę, a następnie dresy i bluzę. Pomalowałam lekko twarz i użyłam perfum, a na końcu związałam włosy w wysokiego kucyka. Wyszłam z szatni i spojrzałam na zegarek - wyrobiłam się w nieco ponad 30 minut. Oddałam klucz do recepcji i wyszłam przed budynek. Justin stał oparty o swoj sportowy samochód z założonymi rękoma.
- Proszę proszę. - Justin uśmiechnął sie i pokiwał głową.
- Co? - zapytałam podchodząc bliżej samochodu.
- Nic, zapakuj torbę do tyłu. - odparł chłopak i obszedł na około samochód.
- Jasne. - otowrzyłam drzwi i włożyłam torbę pod tylnie siedzenie. 
Chwilę później usiadłam na miejscu pasażera, podczas gdy Justin już dawno był gotowy do trasy. Zapięłam pasy i zaraz potem płynnie ruszyliśmy. Było już późno. Miasto o tej porze wyglądało magicznie. Ulice były w zasadzie puste, co poważnie mnie zdziwiło. Spojrzałam na zegarek - 22:15. Serio?! Nie mogłam uwierzyć, że aż tyle siedziałam na sali. Justin co jakiś czas spoglądał na mnie, ale nie odzywał się ani słowem. Westchnęłam i wreszcie przerwałam tą ciszę.
- Co robiłeś na hali o tej porze? - zagryzłam kącik ust i spojrzałam w dół.
- Przyszedłem po ciebie. - chłopak wzruszył ramionami, wpatrując się w drogę przed nami.
- No dobrze, ale skąd wiedziałeś, że tam jestem? - zmarszczyłam brwi.
- Cóż, byłem na rynku i spotkałem Trish i Sue. Nie były wesołe, a ja zapytałem co jest grane. Wtedy opowiedziały mi w skrócie o co chodzi i takim oto sposobem wiedziałem gdzie jesteś. Sophie, wiesz co robisz? - Justin zapytał dziwnym tonem.
- O co ci chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Shawty. Zachowujesz się jakby te zawody były dla ciebie jak tlen. Olewasz szkołę, znajomych, rodzinę.. 
- Skąd wiesz, że olewam rodzinę?! - obróciłam się do niego.
- Rozmawiam z Chrisem, on też ma oczy i uczucia. - mruknął Justin.
Cholera, Chris! Nie rozmawiałam z nim dawno, w zasadzie nie widywaliśmy się. Kurwa, zaczynałam rozumieć.
- Kontynuując. Nie jesteś jakby tą samą Sophie. Schudłaś, zbladłaś, wyglądasz jakbyś o siebie nie dbała. Nie lubie patrzeć na taką ciebie. - rzucił Justin.
Rozbawiło mnie to.
- Nie lubisz? A kiedy ostatni raz mnie widziałeś? W sobotę? W piątek? Nie dawałeś znaku życia przez tydzień. Nie wiem co jest z tobą grane! Irytuje mnie to. - zaczełam mówić.
- Nie odzywam się, bo nie mam czasu. Ale myślę o tobie.
- Cóż, to zajebiście. Co ty takiego robisz, ze nie masz czasu napisać durnego sms'a z pytaniem co u mnie ? Jakoś ostatnio nie sprawiło ci to większego problemu, żeby napisać mi że lubisz patrzeć jak śpię. Robisz mi mętlik w głowie. - wyrzuciłam z siebie.
- Nie interesuj się tym co robię. I faktycznie, to złe, że się nie odzywałem. Ale ...
- Co ale?! Wszyscy mnie oszukujecie! Dziwisz sie, że uciekam na salę i tańczę do upadłego? Przynajmniej tam jest wszystko jasne i przejrzyste. - warknęłam.
Justin nagle zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Przekręcił się w moją stronę i zaczął mówić. Widziałam w jego oczach wyraźną wściekłość.
- Słuchaj. Dobrze Ci radzę, nie mieszaj się w to co robię. I wierz lub nie, robię to dla twojego dobra. Wiem, że zawiniłem nie odzywając sie do ciebie, ale zrozum, że to wszystko jest cholernie popieprzone.
- Cóż, jak każda sytuacja związana z tobą. - odsyknęłam.
- Zaczyna mnie wkurwiać twój cięty język. - warknął Justin.
- To po jaką cholerę jedziesz właśnie gdzieś ze mną?! - zapytałam wściekle.
- Bo kurwa chce ! -krzyknął Justin i wyszedł z samochodu.
Opadłam ciężko na oparcie i przejechałam dłoną po twarzy. Musiałam się trochę uspokoić, to pewne. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z samochodu. Justin stał oparty o wóz i palił papierosa. Podeszłam niepewnie do niego i zagryzłam nerwowo wargę. Był wściekły, widziałam to. Zaciskał silnie szczękę i patrzył w dal. Przełknęłam ślinę i stanęłam przed nim.
- Justin... Przepraszm. - wyszeptałam, patrząc na niego.
- Jasne. - mruknął zaciągając się dymem.
- Spójrz na mnie. - poprosiłam niepewnie. Gdy Justin niechętnie to zrobił, mówiłam dalej. - Nie chciałam tej kłótni, czasem mnie ponosi. Przepraszam, nie bądź zły. - spojrzałam smutno w jego oczy.
Justin pokiwał tylko głową i odwrócił głowę. Westchnęłam głośno i położyłam delikatnie dłonie na jego policzkach i obróciłam jego głowę tak by na mnie spojrzał. 
- Proszę cie, nie złość się. Czasem za dużo mówię. - uśmiechnęłam się lekko i oblizałam usta. 
- Okej, jest okej. - odmruknął Justin. 
Zacisnęłam usta i spojrzałam mu w oczy. Nagle, pod wpływem jakiegoś impulsu, stanęłam na palcach i nadal trzymając lekko jego twarz, pocałowałam go krótko. Opadłam znów na podłogę, będąc zawstydzona całą tą sytuacją. Wyczułam jak Justin się usmiecha. Pochyliłam głowę w dół, próbując ukryć swoją czerwoną twarz. Justin wyrzucił papierosa i ugiętym palcem wskazującym uniósł moją głowę. 
- Hej, mała. To było urocze. Nie bądź onieśmielona. - uśmiechnął się lekko. - Chodź, wracajmy do samochodu. Miałem cię w końcu gdzieś zabrać. - pogłaskał mnie po policzku i chwilę potem wsiadł do samochodu. 
Ja zrobiłam to samo, zaraz po nim. Jechaliśmy dosyć szybko, ale nie przeszkadzało mi to. Prowadziliśmy jakąś luźną rozmowę, co jakiś czas śmiejąc się i dogryzając sobie. Mimo tego, że rzadko go widywałam, już lubiłam takiego Justina. Jechaliśmy teraz jedną z ulic na obrzeżach miasta, była zupełnie pusta. Nagle z jedej z wąskich uliczek wyjechał sportowy samochód, całkiem podobny do auta Justina. Samochód zajechał nam drogę i zatrzymał się. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Justina, będąc zdezorientowana. Widziałam jak chłopak zaciska dłoń na kierownicy, a jego twarz staje się zimna, bez wyrazu. 
- Kurwa mać. - warknął praktycznie do siebie Justin.
- Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem.
- Nic. Zostań tu. - jego głos był przerażająco zimny i zdecydowany.
Przełknęłam ślinę, a Justin wyszedł z samochodu. Szedł powoli, aż wreszcie oparł się o maske samochodu. Po chwili z drugiego auta wyszło trzech mężczyzn. Wyglądali na nie zbyt przyjaznych. Jeden z nich, jak mniemam szef, był wysoki, ciemnowłosy i umięśniony, ale nie bez przesady. Pozostali mężczyźni byli trochę mniejsi od ''szefa''. Chłopak podszedł na mniej więcej środek placyku, to samo zrobił Justin. Widziałam i czułam tą napiętą atmosferę. Byłam przerażona. Wysoki chłopak uśmiechał się fałszywie do Justina i coś mu pokazywał. Justin mroził go wzrokiem, emanując wręcz złością. Kiedy sytuacja wyglądała się nieco uspokoić, nagle wysoki mężczyzna wymierzył cios w  Justina.
- Justin! - wrzasnęłam i wybiegłam z samochodu.
Justin stał mocno pochylony, ale mimo to obrócił sie do mnie i rzucił.
- Wracaj do samochodu. Już. 


YOU'RE WELCOME. LOVE. XOXO

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 9

Strasznie drażniło mnie światło. Tak cholernie. Po długiej walce ze sobą samą otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby przystosować źrenice do dziennego światła. Rozglądnęłam się po pokoju, przypominając sobie gdzie jestem. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że właśnie leżę w łóżku Biebera. Przeciągnęłam się leniwie i spojrzałam w sufit, przecierając następnie twarz dłońmi, by się dobudzić. Westchnęłam głęboko i usiadłam na łóżku, wyowijana w kołdrę. Mm, było mi tak cieplutko. Justina oczywiście nie było, a mi natomiast rozsadzało głowę. Skrzywiłam się, a zaraz po tym uśmiechnęłam ciepło na widok wspomnianych przez Justina tabletek i soku. Gdy już zażyłam proszki, ostrożnie położyłam stopy na ciemnej wykładzinie i wstałam, ścieląc za sobą łóżko. Następnie poszłam do łazienki, by wziąć odświeżający prysznic. Związałam włosy tak, by ich nie zmoczyć i weszłam wreszcie pod strumień ciepłej wody. Delektowałam się tym przyjemnym uczuciem przez jakąś chwilę, po czym zaczęłam namydlać swoje ciało. Po niedługim czasie stałam już przed ogromnym lustrem, owinięta w miękki, brązowy ręcznik. Znajdując szczotkę do włosów, rozpuściłam je i rozczesałam, tak by były teraz lekkie i miękkie. Wytarłam dokładnie swoje ciało, po czym założyłam ponownie bieliznę i koszulkę Justina. Nie znosiłam mieć na sobie wczorajszej bielizny, ale w tej sytuacji nic mnie nie ratowało. Wychodząc z łazienki, zlokalizowałam swoje jasne, przecierane rurki, które od razu potem  na siebie wsunęłam. Nie zamierzałam zmienić koszulki Justina na jakąś inną, nie było nawet takiej opcji. Włożyłam ją do środka spodni, a następnie wyciągnęłam ją lekko, tak by wyglądała luźno i ładnie. Włosy upięłam w luźnego i niedbałego koczka, który swoją drogą dobrze pasował mi do dzisiejszego look'u. Wygrzebałam z torebki małą kosmetyczkę i ponownie weszłam do łazienki. Nałożyłam na twarz delikatny podkład, a rzęsy pomalowałam tuszem. Upewniając się, ze zostawiłam za sobą porządek, założyłam torbę na ramię i wyszłam z pokoju, zamykając cicho za sobą drzwi. Na dole można było usłyszeć zwykłe, codzienne rozmowy. Wchodząc do kuchni zastałam tam wszystkich oprócz Sue i Ignaca. W drzwiach minęłam mojego brata.
- Gdzie ty idziesz? - zapytałam cicho.
- Do ogrodu, poskładać to nagłośnienie do końca. - odparł wyraźnie rozbawiony Chris.
Pokiwałam głową i napotkałam wzrok Trish.
- Proszę proszę, kolejna gwiazda wstała. Herbaty? - zapytała przyjaźnie i lekko.
-Kawy. - odparłam ciężko, po czym zapytałam. - Gdzie Sue z Ignacem?
- Śpią jeszcze. I zdaje się, że przeleżą dziś cały dzień w łóżku. - zaśmiała sie Katty.
Odpowiedziałam jej lekkim uśmiechem i podeszłam do blatu, oparłam o niego łokcie, a w dłoniach schowałam twarz. Zastanawiałam się, jak długo spałam. Wzdychając ciężko zapytałam.
- Która godzina?
- Przed 13, śpiochu. - odpowiedział wesoło Luke.
- Matko, przepraszam, że tyle spałam. Obiecuję, że jak wypiję kawę, pójdę posprzątać ogród. - powiedziałam przepraszająco i odebrałam od Trish ciepły kubek.
- Sophie, daj spokój. Przecież miałaś wczoraj osiemnastkę, to był długi i męczący dzień. O ogród się nie martw, damy sobie radę. - uśmiechnął się ciepło Mike. W jego głosie słychać było troskę i spokój. 
Pokiwałam głową, wiedząc, ze i tak  zrobię co będę chciała. W kuchni rozpoczęły się na nowo jakieś banalne rozmowy, a ja usiadłam na krześle barowym i wzięłam łyk pysznej kawuni. Oblizałam wargi i rozglądając się po pomieszczeniu, napotkałam wzrok Justina. Oddech delikatnie mi przyspieszył, a jego oczy wesoło się błyszczały. Nadal był bez koszulki, co spowodowało, że trochę zaczęłam się wiercić na krześle. Wzięłam głęboki oddech i dzięki bogu, Trish zaczęła mnie o coś pytać. Przeniosłam teraz całą uwagę na nią, rozpoczynając z nią naturalną rozmowę. Po kilkunastu minutach wypiłam kawę i niespostrzeżenie zmyłam się za dom. Ogród był już pusty, ponieważ Chris wrócił już do środka. Podrapałam się po głowie, zastając w ogrodzie lekki syf. Rany, od czego by tu zacząć? Znalazłam worki na śmieci i zaczęłam zbierać puste czerwone kubki oraz jakieś papierki. W między czasie włożyłam do uszu słuchawki i puściłam w nich coś z repertuaru Rihanny. Słońce przyjemnie ogrzewało moje ciało, ale bez przesady. Po 20 minutach nieustannego zbierania śmieci, ogród był już znacznie czyściejszy niż przedtem. Później wzięłam się za układanie krzeseł i stolików. Płynnie poruszałam się po ogrodzie w takt muzyki. Czułam się tak wolna, tak beztroska.
Umyłam wszystkie stoły i o własnych siłach doprowadziłam ogród do pierwotnego stanu. Wreszcie stanęłam na środku ogrodu i będąc przepełniona dumą podziwiałam moje dzieło. Szeroko się uśmiechałam, będąc pod wrażeniem. W pewnej chwili poczułam silny zapach męskich perfum oraz ramiona, które objęły mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że to Justin. Poznałam po perfumach, tak samo pachniały jego bluza oraz koszulka. Wyciągając mi słuchawki z uszu, oparł głowę o moje ramie i rzucił.
- Co ci mówił Mike o ogrodzie? Nie musiałaś. 
- Wiem, ale chciałam. Musiałam się jakoś odwdzięczyć za zorganizowanie imprezy. - wzruszyłam ramionami i wyplątałam się z jego objęć, stając przed nim. Był już ubrany.
- Cóż, jestem pod wrażeniem. Dobra robota, pani Lorens. - pokiwał zabawnie Justin.
- Dzięki, panie Bieber. - odpowiedziałam równie rozbawiona co i on. 
Staliśmy tak chwilę wpatrując się w siebie nawzajem, aż wreszcie Justin zaczął.
- Została nam jeszcze kwestia twojego prezentu ode mnie. - mówiąc to, Justin spokojnie spoglądał na mnie.
- O czym ty mówisz? Jaki prezent? - zapytałam zdziwiona.
- No nie dałem ci wczoraj żadnego prezentu. - wyjaśnił Justin.
- Ale ja nie potrzebuje prezentów. Wystarczy mi ta impreza. To już jest wystarczający prezent. - uśmiechnęłam się nieśmiało, patrząc na niego z przechylona lekko głową na bok.
Justin uśmiechnął się rozbawiony, po czym sięgnął do tylnej kieszeni swoich nisko opuszczonych jeansów. Wyciągnął z niej białą kopertę i wręczył mi ją. Spoglądałam zdziwiona to na kopertę, to na niego, kompletnie nie wiedząc co mam zrobić. Widząc moje zakłopotanie, Justin powiedział rozbawiony.
- No otwórz to wreszcie.
Przełknęłam ślinę i tak jak kazał, otworzyłam kopertę. Jej zawartość mnie zszokowała. Własnie dostałam wejściówkę na zajęcia z Vanessą Miller. Przez chwile stałam zamurowana, aż wreszcie zaczęłam piszczeć jak oszalała i rzucając się na Justina, zapytałam piskliwie.
-Skąd wiedziałeś? I skąd to masz?! Nigdzie nie można było tego dostać!
Justin objął mnie spokojnie i wesoło się uśmiechając odpowiedział.
- Mam swoje sposoby. Cieszę się, że się cieszysz. 
- Boże, spełniłeś moje marzenie! - przytuliłam go mocniej, będąc w tej chwili najszczęśliwszą osobą na Ziemi.
Oderwałam się od niego po jakieś chwili i wesoło się uśmiechając zaczęłam skakać z radości po ogrodzie. Gdy już się uspokoiłam, po raz kolejny zaczęłam.
-Dziękuję, nie wiem jak mogę ci się odwdzięczyć. 
- Nie musisz. Ważne, że spełniłem jedno w twoich marzeń. - Justin schował dłonie do kieszeni i oblizał swoje pełne wargi. - A i jeszcze jedno. Ładną masz koszulkę.
Po tych słowach Justin znikł we wnętrzu domu, a ja nadal stałam w ogrodzie emanując radością. Kilka minut później również byłam w środku, chwaląc się wszystkim dookoła wejściówką. 
                                                              ***
Byłam w domu po 16. Wróciłam razem z Chrisem. Witając się z mamą, opowiedziałam jej krótko o niespodziance, a potem poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, wpatrując się w sufit. Te kilka ostatnich dni były dla mnie cholernie emocjonujące. Tyle się wydarzyło. Leżąc na łóżku, starałam sobie wszystko uporządkować, najdokładniej jak mogłam. Ale było tyle pytań w mojej głowie, tyle niewyjaśnionych do końca sytuacji, że nie wiedziałam od czego mam zacząć. Westchnęłam cicho i postanowiłam porozmawiać z Chrisem na temat jego i Katty. Wstałam ciężko i poszłam pod pokój Chrisa, ostrożnie pukajac w drzwi.
- Proszę! - od razu odezwał się Chris.
- Cześć. - niepewnie weszłam do środka, zamykajac za sobą drzwi.
-Coś sie stało? - zapytał zaskoczony moją wizytą brat.
- Nie, w zasadzie nie. - mruknęłam, zaciskając wargi. - Chciałam tylko z tobą pogadać.
- Hm, jasne. Siadaj. - Chris kiwnięciem głową wskazał na swoje łóżko. On sam siedział na krześle biurowym. - Co jest? - zapytał naturalnie.
" Dobra Lorens, teraz albo nigdy!"- powiedziałam sama do siebie w myślach i zaczęłam.
- Bo wiesz... Chodzi mi o ciebie i Katty. O co jest z wami grane? - patrzyłam wszędzie, ale nie na  Chrisa.
Usłyszałam jak Chris głośno wciąga powietrze przez nos i ciężko opada na oparcie krzesła. 
- A co ma być? - zapytał nonszalancko.
- Oj nie udawaj głupiego. Wczoraj całą imprezę przesiedzieliście ze sobą, miziając się i takie tam. No na litość boską. Kiedy?! - zapytałam sfrustrowana, wyrzucając ręce w powietrze. No bo naprawdę.
- Na zawodach. - odparł Chris.
- Co na zawodach do cholery?! Zacznij ze mną normalnie rozmawiać! - warknęłam zniecierpliwiona.
- No zaiskrzyło coś między nami. Niespodziewanie okazało się, że jesteśmy na tych samych zawodach. I patrząc na to, że mieszkaliśmy pokój w pokój, zaczęliśmy spędzac każdą wolną chwilę razem. Chłopaki non stop spali, a ja się nudziłem, więc zacząłem łazić po ośrodku i spotkałem Kat, no i tak to się zaczeło. - wzruszył ramionami mój brat.
- No ale jak? Ty i Katty przecież znaliście się od lat. Dlaczego akurat tam? - zapytałam, próbując poskładać to wszystko w jedną całość.
- Sophie, nie bądź niemądra. Dobrze wiesz, że wcześniej mijaliśmy sie z Katty. Znałem ją tylko przez to, że przychodziła do ciebie. Nie mieliśmy wcześniej okazji do rozmowy. Ona miała swoje, szalone z resztą życie, a ja swoje. - powiedział spokojnie Chris.
- Zakochałeś się w niej? - zapytałam nagle zaskakując tym pytanie Chrisa jak i siebie.
- Yyy, no wiesz Soph... - wymamrotał pod nosem mój brat.
- Oh Chris! Tak czy nie? - zapytałam, przeczesując palcami włosy.
- Sophie ... - Chris zaczął kręcić młynka palcami.
- Czyli tak! - krzyknęłam piskliwie. Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. - Chris, no dobrze. Widzę jacy jesteście ze sobą szczęśliwi. Nie zrań jej tylko. - poprosiłam spokojnie.
- Oczywiście, że tego nie zrobię! - oburzył się Chris.
Roześmiałam się wesoło i poprawiłam się na łóżku, na co Chris zaczął.
- Ale wiesz Sophie, boję się jednego. 
- Czego? - zapytałam zaskoczona.
- Ty wiesz najlepiej jaka jest, była Katty. Martwię się, że będę tylko na chwilę, że to nie jest coś poważnego. - powiedział smutno Chris.
- Awww, mój braciszek się zakochał po uszy! - zaśmiałam się, a zaraz potem spoważniałam, zaczynając zdanie. - Nie obawiaj się. Nigdy nie widziałam takiej Katty. Kiedy jest z tobą, jest cała rozpromieniona i szczęśliwa. Wiem, że dla niej też jesteś ważny. Widzę to po niej. Za długo ją znam. - podeszłam do Chrisa i pogłaskałam go po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. 
Chris uśmiechnął się w odpowiedzi i westchnął.
- Będzie dobrze bracie, ręczę za to. - powiedziałam ciepło, a Chris wstał i mnie przytulił.
- Dzięki młoda. Zobaczymy co z tego wyjdzie. - rzucił nisko, a ja oderwałam się o niego. 
Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań zanim wyszłam z jego pokoju, udając się do własnego. Wyciągnęłam z szafy swoją piżamę, czyli luźne spodenki i starą koszulkę Chrisa. Poszłam do łazienki zmyć makijaż oraz umyć zęby. Przebrałam się, a resztę ubrań wrzuciłam do prania. Rozpuściłam włosy i rozczesałam je, następnie wychodząc z łazienki, minęłam na schodach mojego tatę. Nie spojrzałam nawet na niego,za to on spojrzał na mnie i powiedział nisko.
- Co ty ze sobą robisz dziecko? Wyglądasz jakby katowali cię w domu.
- Hahaha, jesteś śmieszny. I nie mów do mnie '' dziecko ''. - warknęłam w odpowiedzi i weszłam do pokoju, nawet nie oglądając się za siebie. Włączyłam telewizor i wskoczyłam pod kołdrę, otulając się nią. W tv szedł jakiś dramat, więc zostawiałam. Zblizała się 22, a ja czułam się jakby było grubo po północy. Moje powieki zaczeły się do siebie kleić. Gdy już przysypiałam, w pokoju rozległ się dźwięk wiadomości. Chwyciłam telefon i odblokowałam go. To sms od Justina. Uniosłam brew w górę i robiąc zdziwioną minę, odczytałam jego treść.

Od: Justin
Treść: Lubię patrzyć jak śpisz. Dobranoc.

Zagryzłam wargę i wypuściłam głośno powietrze. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, co mu odpisać. Robił mi spustoszenie w głowie, wiedział co napisać. 

Do: Justin
Treść: Hm, nie wiem jak mam to odebrać. Spokojnej nocy.

Chwilę później otrzymałam odpowiedź.

Od: Justin
Treść: Odbierz to jak chcesz. Ugh, przyda się. Idź spać.

Przewróciłam oczami i wystukałam kolejnego smsa.

Do: Justin
Treść : Jak zawsze sprecyzowane odpowiedzi. ;) Co masz na myśli, pisząc " przyda się"? Intryguje mnie to. Nie martw się, lada moment zasnę.

Nie minęła minuta, a już dostałam kolejnego sms'a.

Od: Justin
Treść: Prosiłem. Idź spać. To ostatni sms. Śpij dobrze.

Uhhh, jak on mnie irytował. Czułam, że cos jest nie tak, że coś się dzieje. Ale jednocześnie wiedziałam, że nic od niego się nie dowiem. Przejechałam dłonią po twarzy i odpisałam.

Do: Justin
Treść: Jasne. Dobranoc. x

I tak jak obiecał, już nie wysłał ani jednej wiadomości. Odłożyłam komórkę na stolik obok łóżka, wyłączyłam telewizor i położyłam się na boku, patrząc w gwiazdy doskonale widoczne przez okno. Uśmiechnęłam się słabo i nie wiedząc kiedy, zasnęłam, rytmicznie oddychając.



EVERYTHING I DO, I'LL DO IT FOR YOU. XOXO. 

wtorek, 13 sierpnia 2013

INFO.

SKARBY, 9 ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ W PRZYSZŁYM TYGODNIU, CHYBA, ŻE OGARNĘ COŚ WCZEŚNIEJ. PRZEPRASZAM I DZIĘKUJE. 
XOXO.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 8

- Gdzie macie jakąś apteczkę? – zapytałam pośpiesznie, nadal będąc oszołomiona zaistniałą przed chwilą sytuacją.
-Górna szafka, druga od lewej. – rzucił luźno Justin, siadając jednocześnie na blacie kuchennym.
Wbrew moim przekonaniom, szybko udało mi się odnaleźć gazę, wodę utlenioną oraz plaster. Jak się okazało w świetle lamp, Justin nie tylko miał pękniętą wargę oraz zadrapane policzki, ale również pęknięty łuk brwiowy. Nie wyglądał zbyt dobrze, ale jego zachowanie wskazywało na to, jakby było to dla niego codziennością. Cóż, być może jest. Podeszłam do niego i nalawszy trochę wody utlenionej na gazę, przejechałam nią po jego policzkach. Justin był niewzruszony. Non stop wpatrywał się we mnie. Nie zwracałam na to uwagi i kontynuowałam oczyszczanie jego ran. Mimo tego, że zaczęłam się o niego martwić, nadal pamiętałam to co powiedział. Na tę myśl mój żołądek zrobił fikołka. Przełknęłam ślinę i przemyłam tym razem jego łuk brwiowy. W tej chwili Justin nieco się skrzywił. Spojrzałam na niego i szepnęłam.
- Przepraszam.
Justin wzruszył ramionami i nadal posłusznie siedział. Westchnęłam cicho i otworzyłam plaster, przyklejając go chwilę później na jego oczyszczoną już ranę. Następnie obmyłam jego wargę i nie mogłam oprzeć się pokusie przejechania po niej palcem. Gdy to zrobiłam, oblałam się rumieńcem i odwróciłam wzrok. Justin wydawał się być rozbawiony. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu i spojrzałam na niego.
- Ściągaj kurtkę. – w moim głosie pobrzmiewała nutka rozkazu.
Justin uniósł zdezorientowany brew, a ja wywróciłam oczami i rzuciłam.
- Zdaje się, że twoja ręka też wymaga pomocy. – wskazałam palcem na zakrwawiony rękaw dżinsowej kurtki.
Chłopak posłusznie zdjął kurtkę, a ja natomiast zajęłam się od razu jego ręką. Skóra na łokciu i przedramieniu była zupełnie zdarta i popękana. Wyglądało to koszmarnie. Zamrugałam kilka razy oczami i oblizałam suche wargi. Przetarłam nową gazą rany, a Justin nieco się wzdrygnął. Nie spojrzałam mu w oczy, za bardzo byłam skupiona na tym, by jak najszybciej skończyć tą robotę. Wyszperałam w szafce bandaż i upewniając się, że ręka Justina jest już oczyszczona, oplotłam nim jego łokieć i przedramię.
- No. Wygląda na to, że skończyłam. – powiedziałam cicho, poprawiając jeszcze dokładniej jego bandaż.
- Dziękuję – mruknął Justin, po czym dodał. – I jednocześnie przepraszam.
- Przepraszasz za co? – zapytałam zaskoczona i zdezorientowana.
- Za tamtą sytuację. To wszystko… Nie chciałem tego powiedzieć. – w głosie Justina słychać było zabłąkanie i niepewność.
- Ale powiedziałeś… - wymamrotałam pod nosem.
- Dlatego przepraszam. Wiem, że nie powinienem się tak zachowywać, dobrze wiedziałem, że to wszystko jest świeże. Rzadko przyznaję się do błędu, więc możesz to odebrać jako zaszczyt. – dodał swobodnie Justin, a ja w odpowiedzi przewróciłam oczami.
-Cóż, byłam na Ciebie wściekła. Dobrze wiedziałeś, że czułam się wtedy potwornie i bałam się. Jedyne czego pragnęłam to zapomnieć o tym co stało się w klubie. Noszę w sobie ranę, głęboką. Powoli zasycha, ale jeszcze długa droga przede mną. – westchnęłam cicho i opuściłam wzrok.
Te wszystkie wspomnienia wróciły w jednej chwili. Wszystko dokładnie pamiętałam. Każdy gest, słowo, ruch. I uświadomiłam sobie jak trudne jest to dla mnie, jak ciężko jest się pozbyć tych nieprzyjemnych obrazów z mojej głowy. Nagle poczułam, jak Justin zeskakuje z blatu i po prostu mnie do siebie tuli. Zamknął mnie znów w swoich bezpiecznych ramionach, tak jak wtedy… Nie opierałam się, wręcz szukałam w nich ratunku, pomocy. Justin oparł brodę o moją głowę i wymruczał.
- Och mała, wiem, że ci trudno.
Jego słowa wywołały w moich oczach łzy. Odsunęłam się od niego i pokręciłam głową, nie chcąc płakać. Nie dziś, nie w taki dzień. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i założyłam kosmyk włosów za ucho. Justin przyglądał mi się, po czym wreszcie przerwał, panującą między nami ciszę.
- Idę się odświeżyć, zaraz do was przyjdę.
Pokiwałam głową i odwróciłam się do blatu, by posprzątać za sobą. Słyszałam jak wychodzi po schodach i zamyka za sobą drzwi. Oparłam dłonie o kanty blatu i pochyliłam się w przód, wzdychając bezradnie. Cholera, jakie to było popieprzone.
Gdy posprzątałam za nami kuchnię wyszłam za dom, a moim oczom ukazał się wielki płomień ogniska. Było już chłodno, dlatego szybko podbiegłam do paleniska, by się ogrzać. Wszyscy byli pogrążeni w rozmowie, ale Katty i tak spojrzała na mnie wyczekująco. Ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami i usiadłam w fotelu. Po chwili pojawił się Justin w czarnych spodniach dresowych z krokiem praktycznie w kolanach oraz w luźnej szarej bluzie, zakładanej przez głowę. W dłoni trzymał jeszcze jedną. Gdy podszedł do mnie, uśmiechnął się lekko i wręczył mi ją.
- Trzymaj. Nie chcę żebyś zmarzła.
Wzięłam bluzę od niego i od razu włożyłam na siebie. Mmm, pachniała nim. Justin wymienił kilka uszczypliwych i żartobliwych zdań z chłopakami, a ja natomiast związałam włosy w niedbałego koka. Gdy chciałam usiąść, Justin zwinnie podsiadł mnie, po czym pociągnął za biodra, sadzając mnie tym samym sobie na kolanach. Początkowo byłam zszokowana i sztywna jak diabli. Oczy wszystkich moich znajomych rozświetliły się i powiększyły. Uśmiechnęłam się niezręcznie i spojrzałam w dół. Justin usiadł wygodnie w sporym wiklinowym fotelu, po czym wziął do ręki szklankę z drinkiem, którego przygotował mu Ignac. Jak zwykle zachowywał się jakby to co się teraz działo było dla niego zupełnie naturalne.
- Ignac, zrób mi proszę drinka. Mocnego. – poprosiłam patrząc błagalnie w oczy chłopakowi.
Ignac pokiwał głową w odpowiedzi, po czym wszyscy wrócili do rozmów. Po kilku minutach trzymałam już drinka w swojej drobnej dłoni. Spojrzałam na Justina, który właśnie śmiał się wesoło. Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu, ten widok beztroskiego Justina był niesamowity. Pociągnęłam łyk drinka i poprawiłam się na kolanach chłopaka. W tej chwili Justin przestał się śmiać i skierował na mnie swój intensywny wzrok. Jego czekoladowe oczy pobłyskiwały w świetle płomieni, a na ustach malował się jakiś tajemniczy uśmiech. Westchnęłam cicho i schowałam za ucho jakiś niesforny kosmyk. Justin miał oparte ręce o kanty fotela, a w dłoni dzierżył szklankę. Widząc moją niezręczność zaśmiał się i przewrócił oczami, po czym przyciągnął mnie do siebie. Zachłysnęłam się powietrzem i oblizałam wargi. Właśnie opierałam się o klatkę nieziemsko przystojnego chłopaka. Gdy udało mi się przyswoić wszystko co się wydarzyło, zamrugałam kilka razy powiekami. Wzięłam kilka porządnych łyków alkoholu i podciągnęłam nogi, tak że byłam zwinięta w kłębek na Justinie. Mimo tego, nadal byłam cała spięta. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Nagle Justin odchylił się nieco, by móc na mnie spojrzeć, po czym mruknął.
- Wyluzuj mała, ja nie gryzę. – w jego oczach tańczyły wesołe iskierki.
Uniosłam w górę prawy kącik ust i pokiwałam głową. Justin objął mnie lekko i jedną dłonią gładził moje plecy. Znalazłszy najwygodniejszą pozycje, odetchnęłam lekko i ponownie zamoczyłam usta w drinku.
Od tej chwili znów wszystko było lekkie i przyjemne. Wszyscy świetnie się bawiliśmy. Każdy z nas się śmiał, rozmawiał i gestykulował. Było mi tak dobrze. Dochodziła 3, a my nadal byliśmy jak nowo narodzeni. No prawie. W pewnej chwili Sue zapytała.
- Spohie, kiedy masz te zawody? Bo nie wiem jak umówić się z mamą.
- Um, za tydzień, w piątek. – odparłam spokojnie.
- Jakie zawody? – wtrącił zaskoczony Justin.
- Nasza Sophie wystartuje w międzymiastowych zawodach tanecznych! – wykrzyknęła radośnie Katty.
Przewróciłam oczami, a Trish dodała.
- I oczywiście wytańczy sobie zwycięstwo.
- Och, bez przesady. Jestem pewna, że w sąsiadujących miastach znajdzie się kilka lepszych ode mnie.-wzruszyłam ramionami i oblizałam suche wargi.
- Nie sądze, żeby inne dziewczyny katowały się jak ty. Spójrz tylko na swoje ręce lub nogi. – skarcił mnie Chris.
W tej chwili Justin cały się spiął. Uniósł w górę jedną z brwi, po czym pociągnął łyk drinka. W zasadzie tym łykiem skończył go. Widziałam, że nie był zadowolony z tego co właśnie usłyszał. Ale ja miałam to gdzieś, wiedziałam, że to moje katowanie jest po coś.
- I co z tego? Dążę do perfekcji, dobrze wiesz, że ja nie odpuszczam tak łatwo w kwestii tańca. – warknęłam w odpowiedzi.
Chris pokręcił głową i westchnął. Rozmowy na nowo się zaczęły, natomiast ja spojrzałam na Justina, który wręcz kipiał złością. Nie rozumiejąc o co mu chodzi, zapytałam.
- I o co Ty się złościsz? Nic takiego się nie dzieje.
- A czy Ty widzisz siebie? Oni mają rację, katujesz się. Spójrz na swoje dłonie, są prawie sine.
- Uspokój się. Ja nie robię tego bez powodu, tak? Taniec to jedyne co pozwala mi zapomnieć o całym tym cholernym bólu. – spojrzałam boleśnie na Justina, na co on westchnął.
- Zacznij o siebie dbać, na litość boską.
- Jasne. – uśmiechnęłam się blado i naciągnęłam na dłonie rękawy bluzy.
Po jakimś czasie nasze rozmowy zeszły na temat muzyki. Chłopaki dyskutowali na temat jakiegoś nowego kawałka Wiz Khalify, a ja i dziewczyny klekotałyśmy o Bruno Marsie. Po chwili Luke się odezwał.
- Te, Bieber. A może Ty coś pośpiewasz? Nieraz słysze jak wyjesz u siebie w pokoju.
- Zamknij się pacanie. – warknął Justin.
- Ty śpiewasz? – podnosząc się, spojrzałam zaskoczona na Justina.
Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie, a ja zaczęłam się szczerzyć.
- No zaśpiewaj, no proszę ! – błagałam.
Justin jedynie patrzył na mnie i kręcił głową.
- Nie, nie ma mowy.
-No błagam Cię ! Justin! – spojrzałam na niego, a Luke niespodziewanie wniósł gitarę Justina.
- Zabiję Cię Hemsworth! – syknął Justin.
Ja natomiast zeszłam z jego kolan i usiadłam naprzeciw, zaraz obok Trish. Justin koszmarnie wolno wziął gitarę, zdjął naszyjnik z szyi i ściągnął z niego fioletową kostkę do gry. Spojrzał na nas wszystkich i wziął głęboki oddech. Zaraz po tym, rozległ się przyjemny dźwięk gitary. Justin non stop patrzył na mnie, jak gdyby ta piosenka była pisana dla mnie. Śpiewał coś o tym, że ona jest piękna, że powinna o tym wiedzieć, pytał gdzie jest, co robi, że wszyscy na świecie chcą być kochani. Zaparło mi dech w piersi. Jego głos był niesamowity, perfekcyjny. Zagryzłam kącik ust i spojrzałam w oczy Justinowi. Wszyscy zaczęli bić brawo, więc i ja do nich dołączyłam.
- Hej, a znacie to? – Mike zaczął nucić jakiś znany kawałek, a my zaczęliśmy się śmiać. Po chwili w głośnikach zaczęła brzmieć Taylor Swift ze swoim „ I knew you were trouble”. Wróciłam na kolana Justina i wszyscy zaczęliśmy śpiewać oraz się śmiać.
- Masz niesamowity głos. – szepnęłam cicho, zagryzając wargę i bawiąc się dłońmi.
- Dziękuje, ale to nic nadzwyczajnego. Po prostu czasem tak brzdąkam sam dla siebie. – Justin uśmiechnął się przelotnie, gładząc moje plecy.
-Cóż, całkiem nieźle wychodzi ci to „brzdąkanie”. – zaśmiałam się, po czym zerknęłam na moment w oczy chłopaka.
Justin jedynie pokiwał głową w odpowiedzi, po czym oboje wróciliśmy do rozmów.
Około 4 nad ranem poczułam silne zmęczenie. W między czasie z imprezy zwinęła się Meredith i William, Connie z Kennym oraz Nicole z Simonem.. Nadal siedziałam na kolanach Justina, a raczej na nich zasypiałam.
- Hej, księżniczko. Pora spać. – Justin mruknął mi cicho do ucha.
Ja pokiwałam głową, nie będąc w stanie wysilić się choćby na jedno słowo. Chłopak roześmiał się wesoło, a ja poprawiłam głowę na jego klatce piersiowej. Trish i Mike ogarniali jako tako ogród, a ja w duchu postanowiłam, że gdy wstanę wszystko posprzątam. Ignac i Sue poszli się już położyć, Luke zbierał nagłośnienie, a Frank poszedł ścielić łóżko dla niego i Trish. Chris wraz z Katty siedzieli trochę dalej od nas, tuląc się do siebie i śmiejąc. Chryste, znów muszę z nimi pogadać. Nagle Justin wstał i trzymał mnie na rękach. Otworzyłam szerzej zaspane oczy i spojrzałam na niego.
-Nie sądze, że po takim dniu i o tej porze masz jeszcze siłę by dojść do sypialni. – jego oczy były rozbawione, ale i zatroskane.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym znów wtuliłam się w jego pierś. Gdy weszliśmy do domu, otuliło mnie ciepłe powietrze. Justin wyszedł po schodach na górę i nim zdążyłam się zorientować, byłam już w jego sypialni. Postawił mnie na środku pokoju, a następnie podszedł do szafki i wyciągnął z niej swój luźny, błękitny T-shirt.
- Masz, przebierz się.
Gdy Justin wręczył mi koszulkę, poszłam do łazienki się przebrać. Kiedy już się w niej znalazłam, zrzuciłam z siebie ciuchy i zostając w samej bieliźnie, zmyłam makijaż oraz umyłam zęby, oczywiście szczoteczką Justina. Założyłam na siebie dużą koszulkę i rozpuściłam włosy, przeczesując je palcami. Wychodząc z łazienki zobaczyłam, że Justin jest już bez koszulki i w dole od piżamy, a łóżko jest już przygotowane do snu. Gdy Justin mnie zobaczył, uśmiechnął się ciepło i rzucił.
- No już mała, do spania. Musisz się wyspać. Na stoliku jest sok i tabletki, gdybyś rano miała kaca. – zaśmiał się spokojnie.
Kurde, rzeczywiście. Na stoliku obok łóżka stała szklanka z sokiem i lekarstwa. Posłusznie poszłam do łóżka i wskoczyłam szybko pod kołdrę. Spojrzałam na Justina, który podchodził do drzwi, mając zamiar wyjść. Przełknęłam ślinę i słabym głosem poprosiłam.
- Nie idź. Zostań ze mną.
Justin spojrzał na mnie zaskoczony, po czym uśmiechnął się spokojnie. Podszedł do łóżka i spojrzał na mnie. Przez chwilę wyglądał jakby toczył ze sobą spór, aż w końcu odchylił róg kołdry i położył się obok mnie. Mimo to, nawet mnie nie dotknął, dlatego też nieśmiało przybliżyłam się do niego. Justin spojrzał mi w oczy, po czym obejmując mnie niespodziewanie ramieniem, mruknął.
- Dobranoc mała. Śpij dobrze.
Uśmiechnęłam się słabo i wtulając się w niego, od razu zapadłam w głęboki sen, z tym delikatnym uśmieszkiem na ustach.



TAK. JEST 05:04 A JA DOPIERO IDĘ SPAĆ. TO WSZYSTKO DLA WAS, DZIĘKUJE.

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 7

Rozejrzałam się po terenie i robiąc wielkie oczy uświadomiłam sobie, że moje kochane przyjaciółki zaprosiły chyba z pół miasta. Było tylu znajomych, których nie widziałam od lat. To było urocze i miłe z ich strony, że pofatygowali się tutaj, na moje przyjęcie. Wszędzie były balony, światła wesoło migotały, a na środku stołu stał ogromny tort, który wyglądał przepysznie. Cały ogród był niesamowicie przystrojony. Odetchnęłam z ulgą kiedy okazało się, że pasuję tu strojem. W kącikach oczu zebrały się łzy wzruszenia. Przeczesałam ekipę wzorkiem i jak się okazało, po Justinie ani śladu. Westchnęłam smutno i postanowiłam potem to przemyśleć.
Kiedy każdy podszedł do mnie i złożył mi życzenia, podeszłam do Katty, Trish i Sue i zaczęłam.
- Taaaak, ‘’zapraszamy tylko kilku znajomych’’. No skarby, niezłą walnęłyście mi ściemę. – rzuciłam, a kiedy zobaczyłam ich przerażone miny dodała. – Ale wiecie co? Dziękuje wam, jesteście niesamowite. – uśmiechnęłam się szeroko i ucałowałam dokładnie każdą z nich. Przed szereg wybiła się Sue, w ręku trzymając butelkę wódki i kieliszek.
- No skarbie, czas na pierwszy legalny kieliszek! – krzyknęła zachęcająco, a ja nie mogłam się nie roześmiać. Wzięłam od niej kieliszek i przechyliłam go, szybko wypijając rozgrzewający płyn. I od tej pory zaczęłam imprezę. Bawiłam się świetnie. Tańczyłam, śmiałam się, gadałam, paliłam, piłam i wiedziałam, że lepiej być nie może. Chociaż chwila… Było by lepiej, gdyby Justin też tu był. Co jakiś czas przypływała mi taka myśl, ale szybko ją odsuwałam, chcąc bawić się jak najlepiej. To był niesamowity czas, czułam się najlepiej na świecie. Niedługo po największej niespodziance pojawił się mój brat. Z uśmiechem na twarzy podszedł do mnie i wziął od razu w ramiona. Naturalnie, nie opierałam się, ale nadal nie zapomniałam o sytuacji sprzed paru godzin. Chris odnalazł moje ucho i szepnął wprost do niego.
- Nie gniewaj się na mnie.
Odsunęłam się od niego i podniosłam dłoń sygnalizując, żeby nie próbował kontynuować.
- Nie Chris, nie będziemy teraz o tym mówić. Bawmy się dobrze, okej? – spojrzałam na niego z siostrzaną miłością i spokojem. Nie potrafiłam się długo na niego gniewać. Przywitał się z resztą, znajomą jemu towarzystwa, a Katty podeszła i wręczyła mu drinka. I w tym momencie coś przykuło moją uwagę. Między nimi wytworzyła się dziwna, gorąca i ciężka atmosfera . Patrzyli sobie intensywnie w oczy, a ja nie mogłam połapać się o co chodzi. Mój brat i przyjaciółka razem? Co jest grane, halo? Chris posłał Kat jeden z jego oszałamiających uśmiechów i spojrzeń, a ona po prostu się rozpływała. Nie poznawałam Katty ani trochę. Gdzie podziała się ta, owiana tajemnicą, lubiąca się bawić a na pewno nie zakochiwać, silna dziewczyna ? Rany, to za dużo jak na jeden raz. Wypiłam swojego drinka desperacko do dna i skinęłam na Ignaca, który bawił się w barmana by zrobił mi jeszcze jednego. On w odpowiedzi szeroko się uśmiechnął. W polu widzenia kręcili się Mike, Luke, którzy dopiero weszli na teren ich posiadłości. Mimo tego, że wyglądali na zmęczonych od razu popędzili do mnie z życzeniami. Najpierw zaczął Mike.
- Wszystkiego dobrego Sophie. – uściskał mnie przyjaźnie, po czym dodał. – Miło mi Cię znów widzieć.
Spojrzałam mu w oczy, odsuwając się od niego i uśmiechnęłam się ciepło. Po chwili odpowiedziałam.
- Dziękuje. Ja również się cieszę, że Cię widzę. – oblizałam wargi i wygięłam usta w uśmiech. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań, po czym przepraszając, Mike odszedł w ustronne miejsce, by odebrać telefon. Korzystając z okazji, Luke stanął przede mną i zaczął niepewnie.
-Spohie… - zająknął się. Widząc jak bardzo jest zmieszany, położyłam dłoń na jego ramieniu i powiedziałam łagodnie.
- Luke, spokojnie. Nie gniewam się. – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Oh, to wspaniale. Więc chciałem Ci życzyć wszystkiego co najlepsze i żebyś wreszcie porozmawiała z  Bieberem, bo od tygodnia nie można z nim wytrzymać. – dodał wesoło.
A ja, gdy usłyszałam te słowa ani trochę nie byłam wesoła. Jak to nie można było z nim wytrzymać? Nic nie rozumiem. Oblizałam nerwowo wargi, postanawiając w duchu, że kiedy skończę z Lukiem rozmowę, udam się na rozmowę sama z sobą.
-Dziękuje Luke. – wysiliłam się na te słowa, po czym Luke się odezwał.
- Soph, tak się cieszę, że nie jesteś zła o tamtą sobotę. To nie było na miejscu z mojej strony. Przepraszam. – w jego głosie wyraźnie było słychać ulgę oraz skruchę.
- Jaką sobotę? Za co on Cię przeprasza? – nagle ni z tego, ni z owego pojawiła się Kat, ze swoim wrodzonym radarem. Przeklęłam w głowie to jej wyczucie chwili. A na domiar złego, Luke jak gdyby nigdy nic odparł.
- Za to, że w sobotę nieładnie się do niej odzywałem. No, ale na litość boską. Spędziła z Biebsem pół nocy i nie chciało mi się wierzyć, że do niczego nie doszło. To nie w jego stylu.
Z mojej twarzy odpłynęła cała krew. Kurwa. Nadszedł teraz właśnie ten moment, w którym musze stawić czoło samej Katty Hamilton. Świetnie, lepiej być nie mogło. Katty uniosła zaskoczona brew do góry i chwyciła mnie za łokieć, mrucząc do Luke’a.
- Wybacz, ale muszę koniecznie porozmawiać z Sophie. – posłała mu to spojrzenie, przez które każdy facet je z jej ręki. Gdy odeszłyśmy w spokojniejsze miejsce Kat spojrzała na mnie z spiorunowała mnie wzrokiem. Cholera, jest gorzej niż myślałam.
-Sophie Anastasio Lornes! Czy i kiedy w ogóle miałaś zamiar mnie poinformować o tym co się stało?!
Jezu, o co tyle krzyku? Stanowczo zbyt nerwowo reaguje.
-Katty Rosalio Hamilton, uspokój się. Tak, miałam zamiar Ci to powiedzieć nawet dzisiaj, ale jak widzisz coś pokrzyżowało mi plany. – przewróciłam oczami i przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę. Katty wywiercała mi dziurę spojrzeniem. Wzięła głęboki oddech i rzuciła.
-Więc czekam. – widząc moją pytającą minę dodała z rozdrażnieniem – Na wyjaśnienia, Einsteinie.
Przeczesałam włosy palcami i zaczęłam moją opowieść. Starałam się podczas tych wyjaśnień być jak najbardziej opanowaną. Można powiedzieć, że prawie mi to wyszło. Z chwili na chwilę widziałam jak mina i nastawienie Katty diametralnie się zmienia. Z wściekłości na mnie przeszła na troskę i przerażenie. Kiedy skończyłam, oczy Katty miały nieodgadniony wyraz. Oblizałam wargi, a ona się odezwała z wyraźną złością w głosie.
- Jak ten skurwysyn się nazywa? Jak wygląda? Pamiętasz cokolwiek? – zapytała gładząc mnie po ramieniu.
- Kat, nie mam pojęcia jak się nazywa. Wiem jedynie jak wygląda. Ma ciemne włosy, jest nieco wyższy ode mnie i ma dwie niewielkie blizny na twarzy. Ah, i takie przenikliwie błękitne oczy. – dodałam odkurzając moje szare komórki.
Kat spojrzała na mnie wielkimi oczami i prawie zachłysnęła się powietrzem słysząc opis chłopaka. Zmarszczyłam brwi i zapytałam niepewnie.
-Katty, czy Ty go znasz?
A ona jedynie stała i wpatrywała się we mnie. Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę, oczekując odpowiedzi.
- Cholera Katty, odezwij się ! – potrząsnęłam ją za ramiona. Ona się wreszcie ocknęła i spojrzała na mnie. Po chwili ciszy powiedziała.
- Tak mi się wydaje, że go znam… Ale nie mam pewności Soph. – burknęła.
- Katty, kim on jest? To ważne! – błagałam ją.
Po chwili namysłu, powiedziała poddając się.
- Możliwe, że to Tim Creews. Ale Sophie, ja nie jestem pewna. – dodała nerwowo.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam, tuląc ją.
- Dziękuję Kat, spokojnie.
Uścisnęła mnie przyjaźnie i wróciłyśmy do towarzystwa. Robiło się coraz później, więc niektórzy ludzie zbierali się do domu lub ich zbierano, bo sami nie byli w stanie. W zasadzie została teraz najbliższa mi ekipa. Ludzie, których znam lepiej. Luke i Ignac zabrali się za rozpalanie ogniska. Ogromnego ogniska. Mimo późnej pory, nie czuliśmy zmęczenia, a  Justina nadal nie było. Hm, nie tak to sobie wyobrażałam. Przecież powiedział, że się postara… Cóż, przecież to nie mogło mi popsuć tej nocy. Okej, dobra. Może trochę mogło. Gdy siedzieliśmy już przy ognisku, rozejrzałam się po ludziach i zapytałam.
- Hej, a gdzie Meredith?
- Miała do obskoczenia jeszcze imprezę rodzinną, ale zaraz powinna się zjawić. – powiedziała ciepło Sue i objęła mnie od tyłu, podczas gdy ja siedziałam, a ona stała za mną. Oparła głowę o mój bark i zaczęła się wpatrywać się w płomienie. Oblizałam wargę i mruknęłam.
- Dziękuję wam, za ten magiczny wieczór.
-To nie koniec skarbie. Noc się dopiero zaczęła. – uśmiechnęła się ciepło i całując mnie w skroń pobiegła do Ignaca, który prosił by pomogła mu w czymś.
Wszyscy siedzieli w parach. Sue z Ignacem, Trish z Frankiem, Connie z Kennym, Nicole z Simonem i co najbardziej mnie zaskoczyło Katty z moim własnym bratem ! Postanowiłam się z nimi rozmówić kiedy indziej. Boże, jak oni się do siebie kleili. Kat była cała rozanielona ,a Chris sprawnie zabawiał ją i rozśmieszał. Zazdrościłam im wszystkim, że mają kogoś takiego. Może ja też bym miała gdybym postąpiła mniej nerwowo? Może było by zupełnie inaczej? Schowałam twarz w dłoni, po czym odpaliłam papierosa. Nagle zza rogu wyłoniła się szczupła sylwetka Meredith. Wstałam i popędziłam do niej, a ona od razu się do mnie przytuliła. Nie widziałam jej bardzo dawno. Dziewczyna wesoło się uśmiechała i złożyła mi życzenia prosto z serca. Kiedy już się od siebie oderwałyśmy, cała reszta drużyny przyszła się przywitać z Meredith. I ona tak samo jak ja, zdziwiła się na widok Katty i Chrisa idących za rękę. Od razu spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja jedynie przewróciłam oczami w odpowiedzi. Obie się roześmiałyśmy. Po chwili Meredith spoważniała i zaczęła.
- Chciałabym wam kogoś przedstawić. – powiedziała spokojnie, a ja w głowie zapytałam ‘’ Kurwa, ty też?’’. Moja podświadomość się obudziła i wyraźnie dała mi do zrozumienia, że ze mną chyba jest coś nie tak. Westchnęłam ciężko i słuchałam dalej Meredith.
- Co prawda znamy się już dłuższy okres, ale teraz postanowiłam wam go przedstawić. William, chodź do nas.
Zza rogu wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany brunet, z opadającymi włosami na czoło. Cholera, był przystojny. Spojrzałam na Meredith, a ona uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami. Ciekawe gdzie go wyrwała. William przywitał się z każdym, po czym wszyscy ruszyliśmy do ogniska. Zgromadziliśmy się wokół płomieni i rozmawialiśmy. Usadowiłam się w wiklinowym, wygodnym fotelu. Dokładnie tym samym, na którym siedziałam w feralny piątek, a możliwe że już sobotę. Naciągnęłam rękawy na kostki i odpaliłam papierosa, sącząc ciepłą herbatę, przygotowaną przez Trish. W tle słychać było Florence And The Machine ze swoim ‘’Cosmic Love’’. Było tak przyjemnie. Kołysałam się lekko w rytm spokojnej muzyki i rozmawiałam z towarzystwem. Śmialiśmy się i przekomarzaliśmy. Nagle rozmowy trochę ucichły i wszyscy spoglądali w stronę wyjścia, do którego ja siedziałam tyłem. Już chciałam się obrócić, kiedy poczułam jak czyjeś silne ramiona obejmują mnie delikatnie od tyłu.
-Spełnienia marzeń, mała. – te słowa wypłynęły wprost z ust, pięknych ust Justina. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zagryzłam wargę i zeskoczyłam z fotelu, rzucając się na Justina. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale poczułam taką wewnętrzną potrzebę zanurzenia się w ramionach tego boga, który stał przede mną. Schowałam nos między ramię a szyję Justina i poczułam jak się uśmiecha. Oplótł ręce wokoło mojej talii i podniósł mnie delikatnie.
-Dziękuję, że się pojawiłeś. – wymamrotałam.
- Przecież powiedziałem, że się postaram. – odparł łagodnie. Pogłaskał mnie krótko po plecach i odsunął od siebie. Spojrzałam na jego piękną twarz i rozszerzyłam oczy. Miał zakrwawioną wargę i zadrapania na policzkach. Ewidentnie się z kimś bił. Zakryłam usta dłonią i odskoczyłam od niego z przerażenia.
- Co Ci się stało?! – zapytałam drżącym głosem.
Justin przełknął ślinę, widocznie poirytowany moim pytaniem.
- Nic, nie ważne. – odparł sucho, po czym poszedł przywitać się z ekipą.
Obserwowałam każdy jego ruch, a kiedy wrócił do mnie, chwyciłam go za łokieć, na co on się skrzywił. Przestraszona, puściłam go i stanęłam przed nim. Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam.
- Chodź, trzeba Cię doprowadzić do jakiegoś normalnego stanu.
- Dzięki, dam sobie sam rade. – rzucił, kręcąc głową.
- Justin proszę – jęknęłam, przestępując z nogi na nogę.
Nie czekając na jego odpowiedź, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę wejścia do domu. W połowie drogi Justin zapytał.
- Co ty robisz?
- Próbuję ci jakoś pomóc, a na co to wygląda? – przewróciłam oczami.
- Powiedziałem już, że sam sobie poradzę. – powiedział oschle.
Przystanęłam i puszczając jego dłoń, spojrzałam mu w oczy.
- Słuchaj. Nie zgrywaj ważniaka i pozwól sobie pomóc. Ostatnim razem to ty pomogłeś mi, więc czas na mnie. A teraz się przymknij i chodź do domu. Twoja warga nie wygląda najlepiej.
- Kiedy ja nie zasłużyłem na to, żebyś mi pomogła.
- Mówiłam już, żebyś się przymknął. – rzuciłam i ponownie złapałam jego dłoń.

Chciałam ruszyć, ale on pociągnął mnie do siebie i teraz nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Widziałam jak oczy Justina nieco ciemnieją, a atmosfera między nami zrobiła się ciężka. Wyraźnie czułam jego oddech na sobie. Hm, pachniał papierosami i gumą do żucia. Stałam przed nim jak sparaliżowana. Jego dłoń delikatnie dotknęła mojego policzka, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Wydawało mi się, że lada moment Justin odnajdzie moje wargi. A jednak.

Rozdział 6, cz.2

Mój brat w jednej chwili stał się blady jak ściana. Zacisnął szczękę i przełknął ślinę.
- Chris? – naciskałam.
- Kur… Nic o co mogłabyś się martwić. – warknął.
- Jak to nic? Widziałam, jak Justin dawał Ci sporo forsy… Po co?
- Nie powinnaś się tym interesować.- syknął Chris.
- Że co proszę? Chris, do cholery jestem Twoją siostrą i mam prawo wiedzieć! – wykrzyknęłam.
- Daj mi spokój, nie interesuj się. – Chris w jednej chwili z kochającego brata przemienił się w wściekłego i wrednego człowieka.
- Świetnie, myślałam, że jednak mówisz mi wszystko. Ale cóż, skoro nie Ty mi powiesz, to sama sobie poradzę i dowiem się o co chodziło. – rzuciłam obrażona.
- Dobrze Ci radze : nie mieszaj się do tego. – odpowiedział Chris.
Spojrzałam na niego sama nie wiem jak. Czy z wściekłością w oczach, czy może raczej z żalem, a może smutkiem. Chyba ze wszystkim po trochę. Zabolało mnie, że mój brat mnie tak potraktował. Chris nie odezwał się już ani słowem tylko wyszedł z samochodu i skierował się do wnętrza domu. Uderzyłam wściekła w kierownice i zamknęłam oczy, marszcząc brwi i odchylając głowę na zagłówek siedzenia. Co za popieprzona sytuacja. Ale to nic dziwnego. Każda dotychczasowa sytuacja związana z Justinem, jak najbardziej była popieprzona. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z auta, zamykając go odruchowo. Skierowałam się do kuchni, pozbierałam wszystkie prezenty i zaniosłam je do swojego pokoju. Poukładałam wszystko w szafkach i opadłam ciężko na łóżko. Wzięłam do ręki stary telefon i przełożyłam kartę SIM i pamięci do nowego IPhone’a. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ponieważ miałam wcześniej do czynienia z tym telefonem, w mgnieniu oka załapałam co gdzie jest. Po jakimś  czasie, kiedy wszystko zdiagnozowałam, postanowiłam przeglądnąć smsy od znajomych. Większość z nich to były smsy o treści : „Sto lat J” lub „Spełnienia marzeń Sophie”, ale niektórzy wysilili się na dłuższe wiadomości. To było baaaardzo miłe z ich strony. Nawet nie spodziewałam się tylu życzeń. Gdy odpisałam na smsy, spakowałam swoją torbę treningową, przebrałam się w luźne dresy i założyłam na nogi bordowe Vansy. Wzięłam torbę i wyszłam z pokoju, mijając  na schodach mamę. Spojrzała na mnie z troską i rzuciła.
- Nawet w urodziny nie odpuścisz?
Popatrzyłam jej w oczy i zagryzłam wargę, uśmiechając się.
- Nie.
Mama pokręciła głową i westchnęła tylko, ruszając ponownie na górę. Wyszłam z domu, włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam w stronę budynku, w którym trenowałam. Po niedługim czasie byłam już przed wejściem. Mój wzrok od razu skierował się na wielki plakat, wiszący na drzwiach już kilkanaście dni. Była na nim informacja, że za 2 tygodnie w naszym mieście odbędą się warsztaty z rewelacyjną trenerką tańca współczesnego, Vanessą Miller. Moim marzeniem było być na jej zajęciach, ale miejsca były już zarezerwowane kilkanaście miesięcy wcześniej, a te, które były jeszcze wolne od razu rozeszły się jak świeże bułeczki. Posmutniałam trochę i westchnęłam cicho. Pociągnęłam klamkę i weszłam do środka, podeszłam do recepcji i poprosiłam o klucz do sali. Pani Jones uśmiechnęła się do mnie szeroko i podała kluczyk. To poczciwa, starsza kobieta, która traktuje nas wszystkie jak własne dzieci lub wnuczęta. Weszłam na salę, rzuciłam torbę na podłogę, wyciągnęłam z niej płytę z piosenkami, ręcznik, wodę i zamienne buty. Kiedy byłam już gotowa, włączyłam muzykę i po chwili byłam już w swoim własnym świecie, który rozumiałam tylko ja. Wkładałam w ten taniec całe serce, pisałam na parkiecie swoją historię. W każdym ruchu można było odszukać moje emocje, to co działo się wewnątrz mnie. Kiedy uważałam, że któryś ruch nie był wystarczająco dobry, powtarzałam go dopóty, dopóki nie osiągnęłam wymarzonego celu. Z transu wyrwał mnie telefon. Podeszłam do torby i odebrałam komórkę. W słuchawce rozległ się ciężki, ale pewny głos Justina. Zaschło mi w gardle.
- Cześć Sophie. – zaczął Justin
- Cześć. – odpowiedziałam drżącym głosem. Usiadłam na podłodze i oparłam głowę o rozdygotaną dłoń.
-Masz urodziny . – jego ton był taki obojętny, taki drażniący.
-Ta… - wydusiłam z siebie, wpatrując się w jakiś punkt przede mną.
- Więc chciałem pożyczyć Ci wszystkiego najlepszego. – powiedział jakby to było najprostszą rzeczą na świecie.
Zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że dokładnie to samo mógłby zrobić dziś wieczorem. Przełykając ślinę odpowiedziałam grzecznie.
- Dziękuję Justin. Ale tak w zasadzie dlaczego teraz do mnie dzwonisz? Mógłbyś powiedzieć mi to samo, dziś, prosto w oczy. – wyrzuciłam z siebie, dopiero potem ogarniając co właśnie powiedziałam. Skąd u mnie ta nagła odwaga?
Po drugiej stronie zapadła cisza, chociaż połączenie trwało nadal. Po chwili Justin odezwał się, ale jego ton głosu nawet przez słuchawkę, przeszywał mnie dobitnie.
- Nie wiem czy dziś będę. Wybacz.
I w tym momencie poczułam cholerne ukłucie w brzuchu, bezradność i smutek zarazem. Nie. To nie tak miało być. Kiedy ja się nie odezwałam, Justin kontynuował.
- Więc dzwonię teraz, bo nie chce potem Cię rozczarować. – „ Kretynie, już mnie rozczarowałeś” pomyślałam bezgłośnie. Chłopak kontynuował – No i dlatego też, żeby Cię usłyszeć.
Słysząc to, prawie zakrztusiłam się powietrzem. Czy ja dobrze słyszę? Nie odzywał się do mnie od ostatniego zajścia i nagle chce mnie usłyszeć. Dobry Jezu, bo uwierzę. Ale tak czy siak, jakiś jeden, zabłąkany motyl w moim brzuchu zaczął radośnie poruszać swoimi skrzydłami. Wzięłam głęboki oddech i odparłam.
- Cóż, nadal liczę na to, że będziesz. W końcu to moje osiemnaste urodziny. – oblizałam nerwowo wargi.
- I dlatego zastanawiam się, dlaczego nie robisz tego w jakimś klu… - urwał ostatnie słowo, chyba właśnie odpowiadając sobie na swoje pytanie.
Westchnęłam ciężko nie chcąc myśleć o tamtym zdarzeniu.
- Coś jeszcze ? Bo jestem trochę zajęta. – dodałam pospiesznie.
- W zasadzie to nie. Miło było cię znów usłyszeć Sophie. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
- Cześć. – pożegnałam się i już, już miałam się rozłączyć kiedy coś we mnie kazało mi jeszcze się odezwać. – Justin..
- Tak? – był równie zaskoczony co ja.
- Bądź, proszę. – złapałam się za czoło i zastanowiłam się po jaką cholerę ja go o coś proszę. Okej, podobał mi się, cholernie. No, ale której dziewczynie by się nie podobał? Był tak nie oczywiście przystojny i pociagający. Ale co z tego, skoro okazywał się potem dupkiem? Chryste, co on ze mną robił. Pomimo tego jaki był, coś we mnie cholernie go pragnęło, chciało poczuć przy sobie. Zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Przecież nie chciałam go już znać, miałam go dosyć, zranił mnie, a mimo to, w momencie kiedy odebrałam ten pieprzony telefon coś się we mnie obudziło, coś co ścisnęło mnie za serce.
- Postaram się, skarbie. – po tych słowach się rozłączył, a ja natomiast rozpadłam się na miliardy małych cząsteczek. Chciałam słyszeć takie słowa do końca życia. Ostatnie słodkie słówko odbijało się echem w mojej głowie. Ale nie byłam głupia. Przecież on to robił celowo. Wiedział co zrobić, żeby mu uszło płazem poprzednie ‘’wykroczenie’’ i jak widać, udawało mu się. Przejechałam dłońmi po twarzy i wzięłam kilka głębokich, uspokajających wdechów. O co mu chodziło? Już nic nie rozumiałam. Wiedziałam, że już nici w mojego treningu, więc posprzątałam po sobie i poszłam się umyć. Tradycyjnie po każdym treningu, pot wręcz kapał z całego mojego ciała. Kiedy już wzięłam prysznic, założyłam na siebie świeżą bieliznę oraz koszulkę. Wysuszyłam włosy i uwiązałam go w wysokiego kucyka. Wyszłam z budynku i zaczerpnęłam świeżego powietrza, które powoli robiło się chłodne. Mimo ciepłych dni, wieczory bywały o wiele zimniejsze od reszty dnia. Spojrzałam na zegarek w telefonie i pokiwałam głową. Była 17. Miałam dwie godziny na przygotowanie się, czyli czas idealny. W domu byłam po niedługim czasie. Mama krzątała się po kuchni, Chris chyba zamknął się w pokoju, a ojca oczywiście nie było. Poszłam do pokoju i otworzyłam szafę. Chwilę się zastanawiałam, ale w końcu zdecydowałam się na jasne, dżinsowe rurki oraz kremowy, rozciągnięty i cienki sweter, przeplatany ciemną, grubszą nitką. Włosy delikatnie pofalowałam prostownicą, oczy podkreśliłam kredką i tuszem, a usta przejechałam błyszczykiem. Na nogi wsunęłam białe conversy, a na ramie założyłam brązową torebkę. Gdy wyszłam z domu była 18:30. Włożyłam słuchawki do uszu i z dziwnym spokojem ruszyłam w stronę domu, a raczej willi Ignaca, Mike’a, Luke’a i … Justina. W uszach rozbrzmiewał cichy, ale silny głos Lany Del Ray. Mruczała coś o kobiecie, która była niebezpieczna, nieuchwytna i pytała, czy chce żyć jak ona. Zacisnęłam powieki i zagryzłam wargę. Pokręciłam głową, chcąc się otrząsnąć. Cholera, właśnie zmierzam na swoją osiemnastkę, nie mogę się zasmucać. Wyciągnęłam iPhone’a z kieszeni i zmieniłam drastycznie repertuar. Aktualnie w słuchawkach brzmiała w skocznych rytmach Beyonce. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zorientowałam się, że powoli zbliżam się do domu chłopaków. Mimo spokojniejszego już humoru, poczułam mało przyjemne ukłucie w żołądku. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał na  18:50. Cóż, idealnie. Za kilka minut powinnam być już na miejscu. Aktualnie repertuar nieco się zmienił, bo tym razem do uszu śpiewał mi Justin Timberlake. Gdy zbliżałam się do miejsca imprezy coraz bardziej zaczęły intrygować mnie samochody i dźwięki dobiegające z tej, jakże nieprzyzwoicie ogromnej willi. Uniosłam brew do góry i przyspieszyłam. Światła już migotały, muzyka grała i było słychać wyraźnie rozmowy. Cholera, czy źle usłyszałam godzinę rozpoczęcia? Nie, to niemożliwe. Weszłam na podwórko i skierowałam się od razu do ogrodu. Nagle nie wiadomo skąd wyszła do mnie Trish, z uśmiechem na twarzy.
-Sophie! Jak dobrze, że jesteś! – uściskała mnie.
-Trudno, żebym opuściła swoją własną osiemnastką. – rzuciłam sucho. No, bo naprawdę.
Trish spojrzała na mnie spod rzęs i westchnęła.
- No tak, masz rację. – posłała mi niewinny uśmiech, a ja od razu się rozchmurzyłam.
- Przepraszam, ale czy ja się przypadkiem nie spóźniłam? Skąd tu tyle ludzi?
Przez twarz Trish przebiegł cień podejrzanego uśmiechu, ale nie odzywając się ani słowem, chwyciła mnie za rękę i ruszyła do ogrodu, tak jak to ja planowałam wcześniej. Gdy weszłyśmy, nagle rozległ się głośny i wesoły krzyk.
- Niespodzianka! Sto lat Sophie.

ZAMUROWAŁO MNIE.