Menu

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 10

Szósta rano. Budzę się jakbym miała już w głowie ustawiony cichy budzik. Sama nie wiem, skąd miałam tyle siły i energii, by o tak wczesnej porze wstać bez oporów. Pościeliłam sprawnie łóżko i poszłam do łazienki umyć twarz i zęby. Następnie wróciłam do pokoju, chcąc wybrać coś do ubrania. Zdecydowałam się na luźną koszulkę moro oraz czarne legginsy, dodając do nich złoty łańcuch oraz zegarek. Włosy wyprostowałam i ułożyłam, tak by wyglądały lekko i schludnie. Stanęłam przed lustrem i nałożyłam na twarz delikatny makijaż. Gdy spakowałam już ksiażki do czarnej torby, wzięłam ją i zeszłam na dół, do kuchni. Tradycyjnie w domu panowała już cisza. Dlatego nie chcąc jej zakłócić wypiłam szybko kawę, zjadłam sałatkę owocową zrobiąną przez mamę i wyszłam z domu, zakładając na nogi czarno-białe AirMaxy. Już od rana słońce przyjemnie świeciło, więc chcąc nie chcąc, ubrałam na nos swoje raybany. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam cicho jakiś spokojny kawałek. Szłam spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. W szkole byłam 5 minut przed dzwonkiem. Przywitałam się z dziewczynami i po chwili poszłam na lekcję matematyki. Siadając w ławce pod oknem, otworzyłam zeszyt i próbowałam się skupić na temacie lekcji, ale mimo wielkich starań nic z tego nie wyszło. Moje myśli non stop kierowały się na sobotni konkurs. Wiedziałam, że muszę się teraz jeszcze bardziej oddać treningom, chociaż zastanawiałam czy jest to jeszcze możliwe. Z rozmyślań wyrwało mnie jadowity głos nauczycielki.
- Mam szczerą nadzieję Lorens, że właśnie zastanawiasz się nad tym jak rozwiązać to zadanie. - pani Roots patrzyła na mnie spod swoich okularów. 
- Mam też imię. - odpowiedziałam równie nieprzyjemnie jak i ona, jednocześnie skrobiąc coś w zeszycie.
- Panno Lorens, czy Ty przypadkiem nie zapominasz z kim rozmawiasz?
- Nie. - nadal rysowałam na kartce.
- Lorens, patrz na mnie gdy ze mną rozmawiasz! - oburzyła się nauczycielka.
W tej chwili podniosłam leniwie głowę i uniosłam lekko brew w górę. - Tak prosze pani? Coś jeszcze?
- Sophie, nie poznaję cię. Zacznij uważać, albo pójdziesz do pedagoga. - ostrzegła pani Roots.
- Jasne. - mruknęłam i znów zaczełam bazgrać po zeszycie. 
- Soph, co z tobą? - po chwili usłyszałam ciche pytanie Katty. 
Podniosłam głowę w górę i spojrzałam na nią, wzruszając ramionami. Jednak Katty nadal nie odpuszczała.
- Co cię ugryzło? Nigdy się tak nie zachowywałaś. - ściągnęła brwi, oczekując odpowiedzi.
- Nic, po prostu nie mam dzisiaj ochoty jej słuchać. - mruknęłam i ponownie opuściłam głowę.
Katty już się nie odezwała, z czego byłam bardzo zadowolona. 
Lekcje minęły dosyć szybko i spokojnie. Gdy wychodziłam ze szkoły, Trish i Sue podbiegły do mnie.
- Ej, mała co z tobą? Cały dzień jesteś jakaś dziwna. - powiedziała Trish.
Przewróciłam oczami i odpowiedziałam. - Dajcie spokój, po prostu nie mam humoru. 
- No dobrze, ale nawet kiedy nie masz humoru rozmawiasz z nami. - rzuciła Sue.
- Uh, zrozumicie. Został tylko tydzień do konkursu, to dla mnie niesamowicie duża szansa. Boję się, że coś sie spieprzy, że się nie uda. To jest dla mnie teraz priorytetem. - opuściłam ramiona w dół.
- Dziewczyno, wyluzuj z tym konkursem! Zachowujesz się jakby to było coś niepowtarzalnego, odbija Ci. - powiedziała Sue.
- Nie, nie wyluzuję. I to jest niepowtarzalne. Przynajmniej jest to coś, co robię dobrze i po coś. 
- No okej, robisz po coś, ale nie zachowuj się jakbyś zbzikowała do reszty! - Trish nabrała już nieco więcej złości.
- Boże, poraz pierwszy od dłuższego czasu czuje się w czymś dobrze, wiem, że do czegoś zmierzam. Dobrze wiecie jak ważny dla mnie jest taniec. - spojrzałam na nie z dziwnym uściskiem w sercu.
-Oczywiście, że wiemy, ale do jasnej cholery. Wkurwia nas to, jak traktujesz te zawody ! Olewasz nas ! - Sue wyrzuciła w powietrze obie ręce.
- Jeśli macie mnie tak wspierać, to najlepiej w ogóle tego nie róbcie. - zmrużyłam oczy.
- Sophie ... - obie równocześnie zaczęły mówić.
- Darujcie sobie. - mruknęłam i obróciłam się na pięcie, odchodząc w stronę domu. 
W słuchawkach leciało '' Too close'', a ja sama nie wiedziałam czym kipię. Czy złością, smutkiem a może nawet bezsilnością. Weszłam do domu, rzuciłam tylko krótkie ''Cześć!'' i wybiegłam po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam w kąt torbę z książkami i siadłam na krześle, otwierając przy tym laptopa. Wystukałam w wyszukiwarce choreografie tańca współczesnego i po chwili zaczęłam analizwoać każdą z nich. 
Powoli zbliżała się 19, więc jak to miałam w swoim zwyczaju, zaczęłam się zbierać na trening. Ubrałam szerokie i luźne szare dresy, za dużą białą koszulkę i założyłam czarną luźną bluzę przez głowę. Zapakowałam torbę, a włosy związałam w wysoki kucyk. Wzięłam na ramię torbę, wsunęłam na nogi buty i wyszłam z domu. Na zewnatrz było tak przyjemnie chłodno, mmm. Powoli szłam w kierunku hali. Na miejscu byłam 20 minut później. Weszłam do szatni, rozebrałam się, przywitałam z dziewczynami i zmieniłam buty. Na sali była już Mia, właśnie rozmawiała przez telefon. Wraz z dziewczynami weszłam na salę i zaczęła się rozgrzewka. W jej trakcie Mia podeszła do mnie i przykucnęła .
- Sophie, co sie dzieje? Wyraźnie schudłaś. Stresujesz się zawodami? - zapytała z troską w głosie.
Spojrzałam na moją trenerkę i pochyliłam głowę. Przełknęłam ślinę i mruknęłam.
- Nic, wszystko okej. Nie stresuję się. Zwyczajnie dążę do doskonałości.
- Nie da się być doskonałym. - odpowiedziała Mia. 
- Ale wiesz jak jest Mia, wiesz jaka jestem. To dla mnie ogromna szansa, nie chce czegoś spieprzyć. - odparłam cicho.
Mia spojrzała na mnie z troską i westchnęła. - Sophie, wiem to ja, wiesz to ty i wie to reszta składu, że jesteś niesamowita w współczesnym, że tworzysz własną historie, że emanują z ciebie wszystkie emocje. Zluzuj trochę, nic ci się nie stanie. Wiem dobrze, że sobie powalisz wszystkich na kolana. 
- Dziękuję  Mia. - uśmiechnęłam się blado, wiedząc, że i tak nie odpuszcze.
Mia wstała i głośnym krzyknięciem rozpoczęła trening. 
***
Wypracowuje rytm. 
Wstaję, idę do szkoły, wracam, coś jem i do późnego wieczora jestem na sali.
Trenuje do upadłego.
Znajomi i szkoła zeszły na bok. Wiem, że tak nie wolno, ale wpadłam w trans.
Co raz bardziej wierzę w to, że każdy mój ruch podchodzi pod doskonałość.
***
Nadszedł czwartek. Co raz bliżej do zawodów. Czuję stres, wiem że już pozostało mało czasu. 
Po szkole Trish i Sue chciały wyciągnąc mnie na kawę i pogadać, ale ja musiałam postawić na swoim i iść na trening. Obie dziewczyny chciały mnie zabić, były wściekłe, ale ja wiedziałam że musze robić wszystko po swojemu. 
Jeżeli ktoś w tamtej chwili powiedziałby mi, że zwariowałam - przyznałabym mu zupełną rację. Nie byłam sobą. A moze byłam, tylko tą bardziej wczutą częścią. 
Mimo tego, czułam jak niekiedy brakuje mi sił, jak z nich opadam. Widziałam po ubraniach, że nieco schudłam, że zbladłam, ale nie zrażało mnie to ani trochę.
Zaraz po szkole przebrałam się i pobiegłam na salę. Wzięłam klucz z recepcji i otworzyłam moje ukochane miejsce. Rozłożyłam wszystkie rzeczy i włożyłam płytę z piosenkami do wieży. Najpierw się rozciągnałam i rozgrzewałam. Po kilku minutach mogłam już zacząć tańczyć. 
I znów wpadłam w swój katorżniczy trans. Upadałam i na nowo zaczynałam układ, cały czas powtarzałam, w kółko i w kółko. Pot ze mnie równo spływał, nie było na mnie suchej nitki. W pewnej chwili poczułam nagły odpływ sił. Mimo tego, że tańczyłam czułam wyraźną słabość. Opadłam na ziemię, opierając się na kolanach i wyprostowanych rękach. Głowę spuściłam w dół, a twarz otuliły kaskady mokrych włosów, które wcześniej rozpuściłam. Starałam się złapać oddech i nagle muzyka ucichła.
- Dość. - na sali rozległ się ostry głos mężczyzny.
Podniosłam słabo głowę i ujrzałam Justina. Wróć. KOGO ?! Co on tu u licha robił? Tak nagle, po tylu dniach ciszy. Przełknęłam ślinę i słabo usiadłam.
- Dość czego?
- Nie udawaj głupiej. Dość treningu. Koniec. - Justin opierał się nonszalanco o ścianę, mając przy tym ugiętą prawą nogę.
- Hahah, chyba żartujesz. - spojrzałam na niego oszołomiona.
- A wyglądam jakbym żartował ? - zapytał sucho chłopak.
- Włącz muzykę, nie skończyłam jeszcze. - warknęłam.
- Skończyłaś. - odparł Justin.
- Kim ty jesteś, żeby mówić mi co robię? Włącz tą pieprzoną muzykę! - powiedziałam przez zęby.
Na to Justin schylił się i wyciągnął płytę, po czym schował ją do kurtki. W tym momencie wstałam i podeszłam do niego, emanując złością.
- Oddaj mi do cholery tą płytę! - krzyczałam.
Chłopak nadal był niewzruszony.
- Oddaj mi tą płytę! Oddaj mi ją! - wpadłam w furię.
- Daj sobie wreszcie spokój.
- Mam dać sobie spokój z czymś co kocham?! Nigdy! - biłam pięścami w klatkę Justina i byłam przekonana, że będą po tym ślady.
W tej chwili Justin chwycił moje nadgarstki, sprawnie je unieruchomił i przyciągając mnie do siebie, położył swoje usta na moich. Cholera! Zachłysnęłam się powietrzem, nie kodując jeszcze do końca co się dzieje. Tak, sam Justin Bieber właśnie mnie pocałował. To było takie niespodziewane, przepełnione złością, troską i sama nie wiem czym jeszcze. Nie mogłam odgadnąć. Po chwili Justin odsunął się ode mnie i rzucił.
- Czasami za dużo gadasz. 
Wpatrywałam się w niego wielkimi oczami, dalej będąc w całkowitym szoku. Justin zaśmiał się delikatnie i oblizał wargi. Spakował moje rzeczy i ponownie się odezwał.
- Idź się ogarnij. Zabieram cię gdzieś.
- Justin, muszę wracać do domu. - wydusiłam z siebie .
- Oh proszę cię, oboje dobrze wiemy, że nie musisz. - Justin spojrzał na mnie pobłażliwie.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
- Zbieraj się. Długo ci zejdzie? - zapytał chłopak.
- Z pół godziny. - odparłam przecierając twarz.
- To czekam przed wejściem. - poinformował mnie i wyszedł z sali.
A ja ciągle stałam osłupiała i starałam się wszystko sobie poukładać w głowie. Nie mogłam uwierzyć w to co się wydarzyło. Tak.. Justin mnie pocałował i ... było to nawet przyjemne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wzięłam torbę, udając się chwilę potem do łazienki gdzie wzięłam prysznic. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem, rozczesałam włosy i zaczęłam je suszyć. Gdy były już względnie suche, ubrałam na siebie czystą bieliznę, a następnie dresy i bluzę. Pomalowałam lekko twarz i użyłam perfum, a na końcu związałam włosy w wysokiego kucyka. Wyszłam z szatni i spojrzałam na zegarek - wyrobiłam się w nieco ponad 30 minut. Oddałam klucz do recepcji i wyszłam przed budynek. Justin stał oparty o swoj sportowy samochód z założonymi rękoma.
- Proszę proszę. - Justin uśmiechnął sie i pokiwał głową.
- Co? - zapytałam podchodząc bliżej samochodu.
- Nic, zapakuj torbę do tyłu. - odparł chłopak i obszedł na około samochód.
- Jasne. - otowrzyłam drzwi i włożyłam torbę pod tylnie siedzenie. 
Chwilę później usiadłam na miejscu pasażera, podczas gdy Justin już dawno był gotowy do trasy. Zapięłam pasy i zaraz potem płynnie ruszyliśmy. Było już późno. Miasto o tej porze wyglądało magicznie. Ulice były w zasadzie puste, co poważnie mnie zdziwiło. Spojrzałam na zegarek - 22:15. Serio?! Nie mogłam uwierzyć, że aż tyle siedziałam na sali. Justin co jakiś czas spoglądał na mnie, ale nie odzywał się ani słowem. Westchnęłam i wreszcie przerwałam tą ciszę.
- Co robiłeś na hali o tej porze? - zagryzłam kącik ust i spojrzałam w dół.
- Przyszedłem po ciebie. - chłopak wzruszył ramionami, wpatrując się w drogę przed nami.
- No dobrze, ale skąd wiedziałeś, że tam jestem? - zmarszczyłam brwi.
- Cóż, byłem na rynku i spotkałem Trish i Sue. Nie były wesołe, a ja zapytałem co jest grane. Wtedy opowiedziały mi w skrócie o co chodzi i takim oto sposobem wiedziałem gdzie jesteś. Sophie, wiesz co robisz? - Justin zapytał dziwnym tonem.
- O co ci chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Shawty. Zachowujesz się jakby te zawody były dla ciebie jak tlen. Olewasz szkołę, znajomych, rodzinę.. 
- Skąd wiesz, że olewam rodzinę?! - obróciłam się do niego.
- Rozmawiam z Chrisem, on też ma oczy i uczucia. - mruknął Justin.
Cholera, Chris! Nie rozmawiałam z nim dawno, w zasadzie nie widywaliśmy się. Kurwa, zaczynałam rozumieć.
- Kontynuując. Nie jesteś jakby tą samą Sophie. Schudłaś, zbladłaś, wyglądasz jakbyś o siebie nie dbała. Nie lubie patrzeć na taką ciebie. - rzucił Justin.
Rozbawiło mnie to.
- Nie lubisz? A kiedy ostatni raz mnie widziałeś? W sobotę? W piątek? Nie dawałeś znaku życia przez tydzień. Nie wiem co jest z tobą grane! Irytuje mnie to. - zaczełam mówić.
- Nie odzywam się, bo nie mam czasu. Ale myślę o tobie.
- Cóż, to zajebiście. Co ty takiego robisz, ze nie masz czasu napisać durnego sms'a z pytaniem co u mnie ? Jakoś ostatnio nie sprawiło ci to większego problemu, żeby napisać mi że lubisz patrzeć jak śpię. Robisz mi mętlik w głowie. - wyrzuciłam z siebie.
- Nie interesuj się tym co robię. I faktycznie, to złe, że się nie odzywałem. Ale ...
- Co ale?! Wszyscy mnie oszukujecie! Dziwisz sie, że uciekam na salę i tańczę do upadłego? Przynajmniej tam jest wszystko jasne i przejrzyste. - warknęłam.
Justin nagle zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Przekręcił się w moją stronę i zaczął mówić. Widziałam w jego oczach wyraźną wściekłość.
- Słuchaj. Dobrze Ci radzę, nie mieszaj się w to co robię. I wierz lub nie, robię to dla twojego dobra. Wiem, że zawiniłem nie odzywając sie do ciebie, ale zrozum, że to wszystko jest cholernie popieprzone.
- Cóż, jak każda sytuacja związana z tobą. - odsyknęłam.
- Zaczyna mnie wkurwiać twój cięty język. - warknął Justin.
- To po jaką cholerę jedziesz właśnie gdzieś ze mną?! - zapytałam wściekle.
- Bo kurwa chce ! -krzyknął Justin i wyszedł z samochodu.
Opadłam ciężko na oparcie i przejechałam dłoną po twarzy. Musiałam się trochę uspokoić, to pewne. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z samochodu. Justin stał oparty o wóz i palił papierosa. Podeszłam niepewnie do niego i zagryzłam nerwowo wargę. Był wściekły, widziałam to. Zaciskał silnie szczękę i patrzył w dal. Przełknęłam ślinę i stanęłam przed nim.
- Justin... Przepraszm. - wyszeptałam, patrząc na niego.
- Jasne. - mruknął zaciągając się dymem.
- Spójrz na mnie. - poprosiłam niepewnie. Gdy Justin niechętnie to zrobił, mówiłam dalej. - Nie chciałam tej kłótni, czasem mnie ponosi. Przepraszam, nie bądź zły. - spojrzałam smutno w jego oczy.
Justin pokiwał tylko głową i odwrócił głowę. Westchnęłam głośno i położyłam delikatnie dłonie na jego policzkach i obróciłam jego głowę tak by na mnie spojrzał. 
- Proszę cie, nie złość się. Czasem za dużo mówię. - uśmiechnęłam się lekko i oblizałam usta. 
- Okej, jest okej. - odmruknął Justin. 
Zacisnęłam usta i spojrzałam mu w oczy. Nagle, pod wpływem jakiegoś impulsu, stanęłam na palcach i nadal trzymając lekko jego twarz, pocałowałam go krótko. Opadłam znów na podłogę, będąc zawstydzona całą tą sytuacją. Wyczułam jak Justin się usmiecha. Pochyliłam głowę w dół, próbując ukryć swoją czerwoną twarz. Justin wyrzucił papierosa i ugiętym palcem wskazującym uniósł moją głowę. 
- Hej, mała. To było urocze. Nie bądź onieśmielona. - uśmiechnął się lekko. - Chodź, wracajmy do samochodu. Miałem cię w końcu gdzieś zabrać. - pogłaskał mnie po policzku i chwilę potem wsiadł do samochodu. 
Ja zrobiłam to samo, zaraz po nim. Jechaliśmy dosyć szybko, ale nie przeszkadzało mi to. Prowadziliśmy jakąś luźną rozmowę, co jakiś czas śmiejąc się i dogryzając sobie. Mimo tego, że rzadko go widywałam, już lubiłam takiego Justina. Jechaliśmy teraz jedną z ulic na obrzeżach miasta, była zupełnie pusta. Nagle z jedej z wąskich uliczek wyjechał sportowy samochód, całkiem podobny do auta Justina. Samochód zajechał nam drogę i zatrzymał się. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Justina, będąc zdezorientowana. Widziałam jak chłopak zaciska dłoń na kierownicy, a jego twarz staje się zimna, bez wyrazu. 
- Kurwa mać. - warknął praktycznie do siebie Justin.
- Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem.
- Nic. Zostań tu. - jego głos był przerażająco zimny i zdecydowany.
Przełknęłam ślinę, a Justin wyszedł z samochodu. Szedł powoli, aż wreszcie oparł się o maske samochodu. Po chwili z drugiego auta wyszło trzech mężczyzn. Wyglądali na nie zbyt przyjaznych. Jeden z nich, jak mniemam szef, był wysoki, ciemnowłosy i umięśniony, ale nie bez przesady. Pozostali mężczyźni byli trochę mniejsi od ''szefa''. Chłopak podszedł na mniej więcej środek placyku, to samo zrobił Justin. Widziałam i czułam tą napiętą atmosferę. Byłam przerażona. Wysoki chłopak uśmiechał się fałszywie do Justina i coś mu pokazywał. Justin mroził go wzrokiem, emanując wręcz złością. Kiedy sytuacja wyglądała się nieco uspokoić, nagle wysoki mężczyzna wymierzył cios w  Justina.
- Justin! - wrzasnęłam i wybiegłam z samochodu.
Justin stał mocno pochylony, ale mimo to obrócił sie do mnie i rzucił.
- Wracaj do samochodu. Już. 


YOU'RE WELCOME. LOVE. XOXO

4 komentarze: