Menu

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 12

Sophie's POV


Kiedy się obudziłam, było jeszcze ciemno. Rozejrzałam się po pokoju i uświadomiłam się, że leżę w łóżku Justina. Ale jego nie było ani obok mnie, ani w pomieszczeniu. Zapaliłam lampkę nocną i spojrzałam na zegarek. 2:23. Chciało mi się pić, więc postanowiłam zejść do kuchni. Wstałam z łóżka i zobaczyłam, że nie mam na sobie dresów. Cóż, pewnie Justin zdjął mi je, żeby było mi wygodniej. Przeciągnęłam się leniwie i zdecydowałam, że najpierw wezmę szybki prysznic. Weszłam do łazienki i rozebrałam się, zaraz potem wchodząc pod ciepły strumień wody. Po kilku minutach byłam już odświeżona i sucha. Owinęłam się ręcznikiem i umyłam zęby, następnie wyszłam z łazienki i wygrzebałam czystą bieliznę z torby. Gdy ją na siebie wsunęłam, odłożyłam ręcznik na wieszak i otworzyłam szafę Justina, poszukując jakiejś koszulki. W końcu wyciągnęłam zwykły czarny tanktop, a na biodra wsunęłam te same spodenki, które kiedyś pożyczył mi Justin. Włosy związałam w wysokiego kucyka, lekko roztrzepanego. Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z pokoju, schodząc cicho po schodach. Gdy byłam w pobliżu kuchni, usłyszałam rozmowę chłopaków.
- Czy ciebie Bieber do końca pojebało? Ja rozumiem, że nigdy mnie nie słuchasz, ale na boga! Czy ty chociaż używałeś w 20% swojego mózgu, gdy postanowiłeś zabrać gdziekolwiek ze sobą Sophie? - Mike był wyraźnie sfrustrowany. Nie dopuszczając Justina do głosu, kontynuował. - Przecież Cię ostrzegałem, że Ryan jest już na wolności! - warknął chłopak.
- Oh, kurwa uspokój się. Nic nam się nie stało. - koszmarnie obojętnie odparł Justin.
- Ale kurwa mogło! Naraziłeś Sophie na niebezpieczeństwo to po pierwsze. Po drugie, ona już za dużo widziała! - wrzasnął Mike.
Ścisnęło mnie w żołądku. O co im do cholery chodziło? Okej, faktycznie to co robili było zajebiście dziwne i  intrygujące, ale nikt mi o niczym nie chciał powiedzieć. Swoją drogą, od początku miałam wrażenie, że Justin i chłopaki coś ukrywają.
- Cóż, to będziesz się musiał do tego przyzwyczaić. - odparsknął Justin.
- Bo? - zapytał wkurzony Mike.
- Bo mam zamiar przebywać z nią coraz cześciej.
O kurwa, co? Zagryzłam wargę i podeszłam nieco bliżej. Wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam się oprzeć.
- Do jasnej cholery, Bieber! Przebywaj sobie z nią ile ci się żywnie podoba, ale na litość boską! Jesteś cholernie nieodpowiedzialny i w ogóle nieostrożny! - zganił go Mike.
- Wyluzuj, stary. Wszyscy wiemy, że  Ryan może sobie mówić co chce, a jego słowa i tak nie obrócą się w czyn. Cały światek dobrze wie, że Vale jest skończony w tym zawodzie.
- Mówisz jakbyś nie znał dotychczasowych osiągnięć Ryan'a. - sapnął Mike.
- Na boga, ten kutas wyszedł z pierdla. Nic go już nie czeka, NIC . Zbyt duży błąd popełnił, pojawiając się wtedy w Toronto, mając już przejebane i u tamtejszch gangów jak i u psów. A kiedy odstrzelił Goldena już całkowicie wydał na siebie wyrok. Więc nie powiesz mi, że nie jest skończonym kretynem.
- Dobra Bieber, może i jest. Ale to nie oznacza, że przez ten czas stracił wszystko co potrafi. On nadal żyje, nadal krąży po Stratford i coś mi mówi, że będzie chciał pokazać, że jego era dopiero się zaczyna. Dlatego od tej pory nie ruszacie się z domu, bez wcześniejszego poinformowania mnie gdzie i z kim jedziecie. Kto wie co temu skurwielowi może strzelić do łba. Chcę być informowany o wszystkim, rozumiemy się? 
Kiedy nie usłyszałam odpowiedzi ze strony chłopaków, wywnioskowałam, że wszyscy pokiwali głowami.
- Ah, i jeszcze jedno. - kontynuował Mike. - Lil i Brad wracają.
- I dopiero teraz nam to mówisz? - krzyknął Ignac.
- Bo do dzisiaj to nie było pewne.
- Ale co się stało, że wracają? - zapytał Justin z dzwinym spokojem.
- Cóż, Lil skończył wszystko w Montréal'u, a  Brad.. Z Bradem to długa historia.
W trakcie ich rozmowy weszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. Wyciągnęłam kubek i zaczełam szukać saszetek z herbatą. Nie lubiałam grzebać po czyichś szafkach, więc byłam zmuszona zapytać Justina. Z resztą i tak za Chiny bym tego nie znalazła w tej oblrzymiej kuchni. Oblizałam wargi i niepewnie weszłam do pokoju, gdzie siedzieli chłopcy. 
- Uhm, przepraszam Justin... - wymamrotałam, kurcząc się pod skupionymi na mnie spojrzeniami chłopaków. - Nie mogę znaleźć herbaty, a nie chcę wam zdemolować kuchni. Powiesz mi gdzie jest?- nerwowo przygryzałam wargę, powtarzając sobie, jak stać, by się nie przewrócić. 
Justin wstał powoli i wpatrując się we mnie jak reszta chłopaków, pokiwał głową i odparł.
- Jasne.
Wzięłam głęboki oddech i w tej chwili poczułam się w tym domu jak intruz. Nie powinnam była słuchać tej rozmowy, to nie było dobre rozwiązanie. Po uslyszeniu takich słów każdy normalny człowiek uciekałby gdzie pieprz rośnie. Ale ja nie potrafiłam, coś mnie trzymało w tej nieprzyzwoicie ogromnej willi. 
Justin niespiesznie ruszył do kuchni, a ja posłusznie poszłam za nim. Gdy prawie odeszliśmy, Luke rzucił pełne podziwu.
- Cholera, Bieber!
Oblizałam speszona wargi i weszłam do kuchni, podczas gdy Justin wyjmował właśnie paczkę herbaty z górnej szafki. Zalałam kubek wrzątkiem i gdy chłopak podał mi saszetkę, wrzuciłam ją do gorącej wody. Usiadłam na blacie i cierpliwie czekałam, aż herbata się zaparzy. Po kilkunastu sekundach mój ciepły napój był już gotowy. Zeskoczyłam na podłogę i biorąc kubek, chciałam wrócić do pokoju, ale Justin chwycił mnie za ramię i zapytał.
- Jak długo tu jesteś? 
- Odtąd, odkąd mnie tu przywiozłeś. - odparłam uszczypliwie.
- Oh nie zgrywaj głupiej. Chodzi mi o to jak długo jesteś w kuchni. - Justin przewrócił oczami, pochylając się do mnie niebezpiecznie.
Zmarszczyłam brwi i zrobiłam krok w tył, ale Justin mocniej mnie złapał, na co ja skrzywiłam się. Spojrzałam na niego niepewnie i powiedziałam przez zęby.
- Chwilę. Słyszałam tylko coś o jakimś Lilu i Bradzie, jeśli o to Ci chodzi. - postanowiłam nie mówć nic o tym co naprawdę słyszałam. 
Justin zmrużył oczy, po czym pokiwał głową, puszczając moje ramie. Podniosłam swoją dłoń i zaczęłam masować obolałe miejsce. Rzuciłam tylko puste spojrzenie Justinowi i wyszłam na górę, znikając zaraz za drzwiami jego pokoju. Usiadłam na łóżku i głośno westchnęłam. Nie mogłam go wyczuć. Raz był zabawny, czuły i miły, a za chwilę zmieniał się w oschłego, złego i nieliczącego się ze swoją siłą Justina. Nigdy nie wiedziałam jak z nim mam rozmawiać. Ale obierałam taką samą taktykę co i on w tych momentach. Miałam trudny charakter, ale to chyba zaleta, gdy przebywa się z Justinem.
Ponieważ nie mogłam zasnąć zaczęłam rozglądać się po pokoju i zobaczyłam drzwi, które były w kącie. Wcześniej ich nie widziałam, ale może to dlatego, że zawsze kiedy tu byłam, byłam albo przestraszona albo zmęczona. Tak więc, będąc zaintrygowana owymi drzwiami, postanowiłam sprawdzić co jest za nimi. Podeszłam pewnie do nich i chwyciłam za klamkę. Po kilku sekundach stałam w dużym pomieszczeniu. Zaświeciłam światło i moim oczom ukazały się gitara, perkusja, wszystkie profesjonalne przyrządy do nagrywania oraz piękny, biały fortepian. Na jego widok włączyły mi się wspomnienia. Przez 7 lat grałam, ale gdy zaczęły się problemy z moim ojcem, rzuciłam to oddając się tańcu. Moja mama twierdzi, że to dzięki grze na fortepianie czuje się tak świetnie w tańcu. Możliwe, że ma rację. 
Uśmiechając się delikatnie, podeszłam do każdego ze sprzętów i ostrożnie je obejrzałam. Wreszcie przysiadłam przy fortepianie. Przejechałam palcami po klawiszach, a stopy położyłam na pedałach. Byłam ciekawa, czy jeszcze coś pamiętam. Zaczęłam powoli wygrywać jakieś dźwięki, a chwilę potem zatraciłam się w tym. Miałam wrażenie jakbym nigdy nie przestała grać, jakbym robiła to codziennie. Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się muzyce. Swobodnie i płynnie przesuwałam palcami po klawiszach, delikatnie poruszając się w rytm muzyki, która wypływała jakby spod klapy fortepianu. Zaczełam cicho nucić pod nosem słowa piosenki. Nie mam pojęcia ile grałam, ale gdy skończyłam przepełniało mnie dziwne, zapomniane mi uczucie. Przejechałam jeszcze raz delikatnie po klawiszach, uśmiechając się przy tym spokojnie. Sięngęłam po kubek herbaty, który wczęśniej odstawiłam na klapę instrumentu, po czym odwróciłam się i podskoczyłam wystraszona. Justin stał w drzwiach, opierając się wygodnie o ich framugę. Stał z założonymi rękoma i przyglądał mi się uważnie.
- Grasz. - powiedział nisko, ani się wzdrygając.
- Grałam. - poprawiłam go. Widząc zdezorientowaną minę Justina, po chwili zastanowienia wyjaśniłam. -  Pare lat temu skończyłam z tym.
Chłopak zmarszczył brwi i zapytał. - Ale dlaczego, skoro tak świetnie ci to idzie?
Oblizałam wargi i spojrzałam na swoje bose stopy. Odetchnęłam cicho i powiedziałam, prawie szeptem.
- To trudniejsze niż myślisz. - zamknęłam oczy, pochylając głowę i widziałam w głowie te wszystkie obrazy. To kiedy zaczęłam grać, to ile radości sprawiało to mnie i mojej rodzinie, to jak wolna czułam się gdy grałam. Ale widziałam też te niechciane widoki. To jak ojciec zaczął zdradzać mamę, jak zaczął wyżywać się na mnie, to jak zniszczył mi fortepian podczas jednej z jego wielu furii. W moich oczach zebrały się łzy. Pokręciłam lekko głową i poniosłam ją, patrząc na Justina, licząc na to, że nie zauważy moich łez.
- Wszystko w porządku? - zapytał Justin, prostując się.
Pokręciłam głową i odszepnęłam żałośnie. - Nic nie jest w porządku.
Nawet nie wiedziałam kiedy po moim policzku spłynęła łza.  Zacisnęłam usta i wstałam z miejsca, chcąc wyjść z pokoju. Mijając Justina wygięłam usta w coś na kształt uśmiechu i weszłam do jego sypialni, sięgając do torby. Wyciągnęłam paczke papierosów i wyjęłam jednego, po czym wyszłam na balkon. Usiadłam na podłodze i odpaliłam fajkę. Spojrzałam w niebo i zacisnęłam powieki. Cały ból i smutek ostatnich dni wychodził ze mnie. 
Justin wszedł cicho na balkon i przykucnął przy mnie, nic nie mówiąc. Jedyne co zrobił to wziął ode mnie papierosa i wstał, po czym wyrzucił go. Spojrzałam na niego i tak samo jak on wstałam, krzycząc na niego.
- Czemu to wyrzuciłeś?! 
- Nie truj się. - odpowiedział spokojnie Justin.
- Daj mi spokój. Odsuń się, chcę iść po fajki. - warknęłam stając przed nim.
A kiedy on ani wzdrygnął, chciałam go popchnąć. Niestety, nic to niedało. Nadal stał niewzruszony. Zaczęłam go bić po klatce i błagać, żeby mnie przepuścił. Tak naprawdę nie wiem dlaczego to robiłam. Zaczeło ze mnie wypływać całe zło i cierpienie ostatnich dni. Zbyt dużo widziałam, zbyt dużo słyszałam, zbyt dużo zaczęłam tracić. Biłam bez opamiętania Justina, mamrocząc coś i błagając, a z moich oczu wylewały się łzy. W końcu zaczełam opadać z sił i powoli zaczęłam osuwać się w dół, nadal mając zaciśnięte dłonie. Wtedy Justin złapał mnie w talii i mocno do siebie przytulił. Znów wybuchłam szlochem. Schowałam twarz między szyją a ramieniem Justina, mając wrażenie jakby to było miejsce, gdzie żadne zło mnie nie dosięgnie. Justin wciągnął mnie do środka i ostrożnie posadził na łóżku. Chciał mnie puscić, ale wtedy zacisnęłam mocniej ręce na jego szyi i pokręciłam głową. Chłopak posłusznie usiadł obok mnie i wciągnął mnie na swoje kolana, non stop głaszcząc mnie to po włosach, to po plecach. 
Gdy już się uspokoiłam, Justin odsunął się lekko ode mnie i otarł mi łzy. Popatrzył mi w oczy i lekko się uśmiechnął, mówiąc.
- Nawet kiedy płaczesz i mnie bijesz, jesteś piękna.
Na te słowa uśmiechnęłam się promiennie i rzuciłam.
- Przestań. 
- Nigdy. - uśmiechnął się Justin, po czym kontynuował. - Wszystko okej? 
Pokiwałam głową i pociągnęłam nosem. 
- Chcesz się położyć? - nadal pytał.
- Nie. - odparłam cicho.
- Mogę Cię o coś zapytać? - spojrzał na mnie niepewnie. 
Zeszłam z jego kolan i usiadłam po turecku na środku łóżka. - Jasne, pytaj.
Justin siadł na przeciwko mnie i patrząc mi w oczy, zapytał.
- Dlaczego tu jesteś? 
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi.
- Po tym wszystkim co widziałaś, słyszałaś i tak dalej. Dlaczego nie uciekłaś?
- Bo nie mogę.
- Jak to, ' nie możesz ' ? - w jego głosie słyszałam wyraźne zdziwienie.
- Zwyczajnie. Nie mogę. Nie potrafię. - wzruszyłam ramionami.
- Nie czujesz się niebezpiecznie?
- Może to zabrzmi paradoksalnie, ale kiedy jestem z Tobą czuję się cholernie bezpiecznie. Nawet wtedy kiedy nie powinno tak być.- schowalam kosmyk za ucho.
Widziałam jak jego oczy się zaświeciły. 
- Dlaczego przestałaś grać? - Uo, a to dopiero drastyczna zmiana tematu.
Zagryzlam warge i uśmiechnęłam się nerwowo, mając zupełnie rozbiegany wzrok. Pokręciłam głową i odparłam.
- Proszę, nie mówmy o tym. 
- Dlaczego? - Justin nie odpuszczał.
- Bo nie chce, jasne? - warknęłam.
- Nie złość się. - Justin posłał mi jeden ze swoich oszałamiających uśmiechów. Cała się rozpłynęłam.
Nagle Justin rzucił się na mnie, łaskocząc gdzie popadnie. Zaczęłam piszczeć i wiercić się, próbując się wydostać z tych tortur. Śmiałam się i drapałam co jakiś czas Justina, mając nadzieję, że odpuści. Nic z tego, chłopak nadal wytrwale mnie łaskotał. Podczas tej zabawy tank top podciągnął się wyżej, ujawniając tym samym detale, które tak bardzo chciałam zamaskować. Miałam nadzieję, że Justin tego nie zauważy, a ja jakoś ściągnę koszulkę w dół. Niestety. Justin w momencie przestał mnie łaskotać, cały zesztywniał, a jego wzrok skupił się na moim prawym boku. Chłopak przełknął ślinę, a ja wiedziałam, że wreszcie będę musiała powiedzieć prawdę.
- Co to, u licha, jest? - zapytał niebezpiecznym tonem Justin. 
Wyszłam spod niego i poprawiłam koszulkę, opuszczając wzrok. Zauważył to, czego nie powinien. Zauważył moją bliznę, pamiątkę po furii ojca. Na to wspomnienie przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. 
- Odpowiedz mi. - warczał Justin.
Spojrzałam mu w oczy. Smutne, przepełnione bólem i łzami niebieskie oczy na przeciwko brązowych, w których czaiła się złość i frustracja. Wzięłam głęboki oddech i złamanym głosem odpowiedziałam.
- To powód, przez który przestałam grać.
Wzrok Justina stał się lodowaty, a mnie zaschło w ustach. Wiedziałam, że to dopiero początek.




A ZA 6h ... HEARTBREAKER ! <3