Menu

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 6 , cz.1

Kolejny tydzień mijał spokojnie i bez żadnych większych problemów. W szkole wszystko w porządku, zaczęło się poprawianie ocen, bo lada moment będzie koniec roku. Co prawda dopiero kwiecień, ale lepiej dmuchać na zimne. Z ojcem nie rozmawiałam, z resztą jego i tak nie było praktycznie w domu, Chris wyjechał na zawody, więc nie miałam okazji go zapytać o co chodziło z Justinem. A propos . Z Justinem również nie miałam kontaktu. Widziałam go raz na światłach obok szkoły, wyglądał jakby się z kimś porządnie kłócił przez telefon. No cóż, mnie to już nie dotyczyło. Z Sue i Trish widywałam się prawie codziennie, oczywiście tradycyjnie obgadywałyśmy pół miasta. A Katty? Moja sportsmenka też pojechała na tygodniowe zawody i zastanawiam się czy przypadkiem nie pojechała tam gdzie mój brat. Hm, było by zabawne. Poza tym Katty jeszcze nie wie co się stało, a przynajmniej ode mnie. Muszę z nią porozmawiać. Ma wrócić w sobotę. Jak dobrze, że dzisiaj już środa. Ah tak, no i w sobotę są moje 18 urodziny. Czuje, że Sue, Trish i Katty coś wymyśliły.
Po południu poszłam na trening. W szarych, szerokich dresach z krokiem w kolanach, białej, za dużej koszulce i kokiem na środku głowy dumnie przemierzałam miasto. Przepełniała mnie radość, bo szłam do miejsca, gdzie wszystko było inne, gdzie wszystko mnie uszczęśliwiało. Nawet poobijane obojczyki i nogi. Weszłam na salę, przywitałam się z dziewczynami i trenerką, zmieniłam buty i zaczęłam się rozgrzewać. Po wykonaniu paru ćwiczeń Mia, bo tak nazywała się nasza trenerka, zawołała nas i zaczęła.
- Słuchajcie kobietki. Za półtora tygodnia odbędzie się międzymiastowy konkurs tańca i jest to dla Was ogromna szansa. Wiem, że potraficie nieziemskie rzeczy. Franky – odezwała się do wysokiej, czarnowłosej latynoski – Ty masz szanse w R&B oraz Dancehall’u. Miriam – spojrzała na uroczą blondykę – Ciebie widzę w finale housa i funky. Tori – uśmiechnęła się do krótkowłosej szatynki – Ty hip-hop. A Ty Sophie – tym razem spojrzała na mnie, a ja nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy raczej płakać – Ty współczesny i jazz. Obiecuję, że powalicie na nogi wszystkich. A co do reszty dziewczyn, każda z was ma szansę w każdej dziedzinie. Nie zapominajcie, że zostaje nam Reaggaeton, Locking, Brodway itp. Pokażemy innym klubom, że to my rządzimy tym miastem. To my rządzimy Stratford ! – krzyknęła pokrzepiająco i po chwili rozpoczął się trening.
Ja mam brać udział w konkursie międzymiastowym? Kurczę, nie spodziewałam się tego. Teraz nie liczyło się dla mnie nic innego, to było moim celem numer jeden.
Na kolejnych treningach dawałam z siebie wszystko, często zostawałam też po zajęciach, ponieważ sala była wolna. Chciałam wypaść jak najlepiej, dlatego wręcz katowałam się na treningach. Do domu wracałam poobijana, cała mokra i wykończona. Zaczęłam regularnie jeść, bo chcąc nie chcąc musiałam skądś brać siły na treningi. Sue i Trish wrzeszczały na mnie, że nie dbam o siebie i jestem non stop na sali. Ale ja ich nie słuchałam, dalej robiłam to co kochałam, doprowadzając się tym samym do granic wytrzymałości.
W końcu nadeszła sobota. Dzień przyjazdu Katty i moich urodzin. Rano obudził mnie telefon.
- Halo? – odebrałam zaspanym głosem.
- Wstawaj śpiochu, będę u Ciebie za 20 minut ! – w słuchawce usłyszałam wesoły głos Katty.
- Jesteś już w Stratford? – zapytałam zdziwiona. Spojrzałam na zegarek, była 10.05.
-Tak, przed chwilą wjechaliśmy do miasta. Pójdę się tylko rozpakować i zaraz u Ciebie będę, okej?
- Jasne słońce, czekam. Do zobaczenia.
- Papa – rzuciła Katty i rozłączyła się.
Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Było trochę wcześnie, ale co miałam poradzić. Zaraz będzie u mnie największa imprezowiczka, a zarazem sportsmenka w mieście. Jedno wykluczało drugie, ale nie dla Katty. Jeżeli postawiła sobie coś za cel, dążyła do niego z całych sił. To właśnie w niej kochałam.
Wstałam ospale i wyszłam do łazienki. Już chciałam wejść do środka pomieszczenia, gdy nagle ktoś przytulił mnie od tyłu a ja od razu wiedziałam, ze to mój brat.
- Chris! – krzyknęłam szczęśliwa. – Strasznie tęskniłam! – obróciłam się do niego przodem i wtuliłam się w niego z radością.
- Cześć młoda. Ja też tęskniłem. – uśmiechnął się Chris. – Jak sobie radziłaś beze mnie aż tydzień? – zapytał zabawnie.
- Jakoś dawałam rady. W zasadzie nie miałam czasu o Tobie często myśleć, bo Twoja siostra ma za tydzień międzymiastowy konkurs taneczny. – powiedziałam dumnie.
- No no, to już wiem co będę robił za tydzień. – Chris pocałował mnie troskliwie w czoło. – I jak Ci idą treningi?
- Sam zobacz – wskazałam na swoje nogi, które były całe posiniaczone, tak samo jak boki i ramiona.
- Chryste, Sophie. Wyglądasz jakby ktoś Cię maltretował w domu – powiedział przerażony Chris.
- Coś za coś. Sue i Trish strasznie na mnie krzyczą. Twierdzą, że nie dbam o siebie i przemęczam się. – dodałam smutno.
- I chyba mają rację. Spójrz tylko na siebie. Wyraźnie schudłaś, jesteś cała poobijana i blada. – westchnął Chris. – Zacznij wreszcie martwić się też o siebie. Taniec to nie wszystko, bez tego jesteś cudowna. Jeśli ograniczysz trochę treningów nic Ci się nie stanie Sophie. – pouczył mnie brat.
- Chris, dobrze wiesz, że taniec to dla mnie cały świat, całe życie. Nie umiem bez niego przetrwać. Nie mogę ograniczyć treningów, bo został tylko tydzień. Potem zestopuję, obiecuje. – spojrzałam na niego wielkimi, błękitnymi oczyma, a on w odpowiedzi posłał mi szeroki uśmiech.
- Boże, młoda. Kocham Cię i chcę dla Ciebie najlepiej.
- Wiem Chris, ja Ciebie też. Ale jeśli chcesz dla mnie najlepiej to pozwól mi robić to co kocham. Obiecuję, że nie zawiodę. – pocałowałam brata w policzek, po czym dodałam. – Cieszę się, ze wróciłeś, ale zaraz będzie u mnie Katty i…
-Katty ? – zapytał przerażnony.
- No tak, Katty. Co w tym dziwnego? W końcu nie widziałyśmy się tydzień. A propos. Jak zawody? – zapytałam ciekawa.
- Masz brata wicemistrza . – powiedział dumnie wypinając pierś w przód.
- Moje gratulacje! – uśmiechnęłam się.
-Dziękuje. Jak wyjdziesz z łazienki itp., to czeka Cię niespodzianka – poinformował mnie brat.
- To świetnie. Idę się umyć.
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki, odprężający prysznic, po czym wychodząc spod niego, owinęłam się miękkim kremowym ręcznikiem. Umyłam twarz i zęby, a następnie poszłam wybrać jakiś ciuch. Zdecydowałam się na razie na czarne legginsy i za dużą bordową koszulkę. Lubiłam taki trochę niechlujny look. Nie nakładałam makijażu, bo wiedziałam, że i tak będę musiała na wieczór malować. Rozczesałam mokre włosy i pozwoliłam im samym wyschnąć. Tak jak kazał Chris zeszłam na dół i wmurowało mnie. W salonie stali Sue, Trish, Katty, Chris i Ignac oraz moi rodzice. I nie wiedzieć czemu, trochę byłam rozczarowana brakiem Justina. Coś w środku mnie pragnęło go u mnie w salonie. Sue i Trish trzymały ogromny tort w kształcie gwiazdy, a Chris i Ignac trzymali balony. To wszystko wyglądało zabawnie i uroczo. I musze się przyznać, że wzruszyłam się. Nie spodziewałam się czegoś takiego, ani trochę.
- Sto lat kochanie ! – przed szereg wyszła moja mama i od razu mnie uściskała. Odwzajemniłam jej uścisk troszkę mocniej. Chwilę potem wręczyła mi dwa niewielkie prezenty, po czym dodała. – Ponieważ nasza mała księżniczka kończy dziś 18 lat, postanowiliśmy z Twoim tatą dać Ci odpowiedni na tą okazję prezent.
- Dziękuję ! – zawołałam radośnie i otworzyłam jedno z pudełek. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłam jego zawartość. Kluczyki do Mini Coopera.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję ! – rzuciłam się mamie na szyję, a ona zaśmiała się i ucałowała mnie w policzek.
- Kursy również masz opłacone, zaczynasz od poniedziałku. I podziękuj też tacie – dodała z uśmiechem, a mnie mina zrzedła. Przełknęłam ślinę i odparłam.
- Jasne. – podeszłam do ojca i ucałowałam go chłodno w polik. – Dziękuję, tato. – ostatnie słowo mocno podkreśliłam. Mój ojciec nic nie odpowiedział, jedynie posłał mi uśmiech, a ja wywróciłam oczami. Olewając go, wróciłam do kolejnego prezentu. Otwierając go znów zaczęłam piszczeć z radości. Dostałam IPhone’a 4s! Spełniły się moje marzenia. Wycałowałam mamę i spojrzałam na Sue oraz Trish, które odpaliły świeczki i powiedziały.
- Pomyśl marzenie skarbie!
Uśmiechnęłam się wesoło i pomyślałam marzenie. I było to marzenie, którego najmniej się spodziewałam. Gdy zdmuchnęłam świeczki, moje przyjaciółki, czyli Sue, Katty i Trish wręczyły mi ogromną torbę, w której środku znalazłam kartkę, książkę, kolejną nerkę i łańcuszek z napisem ‘’ Belive in yourself ‘’. Od razu chwyciłam do ręki książkę i otwierając ją, odjęło mi mowę. W środku książki znajdowały się wszystkie nasze wspólne zdjęcia, zapiski dziewczyn, nasze śmieszne powiedzenia, moje zdjęcia z występów, czyli jednym słowem – wszystkie wspomnienia od początku naszej znajomości . Po moich policzkach płynęły łzy szczęścia, a co za tym szło dziewczyny od razu mnie do siebie tuliły, całowały po policzkach i rozśmieszały.
- Ale to nie wszystko – odezwała się Sue.
- To znaczy? – zdziwiłam się.
- Wieczorem organizujemy mini grilla, ognisko itp. specjalnie dla Ciebie. Będzie niewiele osób .– Sue posłała mi znaczące spojrzenie.
-Oh…  – mruknęłam. – O której i gdzie?
- O 19, na ogrodzie u Ignaca i reszty. – uśmiechnęła się szeroko Sue.
- U Ignaca? – zapytałam, przełykając ślinę. Przecież tam będzie Justin…
- Tak, to bezpieczna miejscówka i pewna. – powiedziała Katty jeszcze o niczym nie wiedząc.
- Okej.. W porządku. – posłałam jej słaby uśmiech.
Chris bez słowa podszedł do mnie i przytulił mnie z braterską miłością. Uśmiechnęłam się, po czym odsunęłam od niego i westchnęłam.
- No braciszku, a Ty co masz dla mnie? – wyszczerzyłam się patrząc mu w oczy.
- Haha, młoda! Najpierw może życzenia – uśmiechnął się, po czym złożył mi życzenia prosto z serca. Z moich oczu wylewał się wodospad łez, przez co Chris non stop mnie do siebie tulił. Gdy jako tako się uspokoiłam wręczył mi niewielkie pudełeczko a w środku niego łańcuszek, wewnątrz którego wklejone było nasze zdjęcie (co spowodowało u mnie kolejny strumień łez) oraz bon na zakupy . Ucałowałam Chrisa i otarłam mniej więcej twarz.
- Dziękuje Wam wszystkim, nie spodziewałam się tego ani trochę. – powiedziałam spokojnie.
- O to chodziło – Katty uśmiechnęła się przebiegle.
Przewróciłam tylko oczami, po czym moja mama weszła z tacką, talerzykami itp., chcąc  ugościć moje przyjaciółki i resztę załogi. Chris pokroił tort i podał każdemu. Był czekoladowy. Mmm, niesamowity.
Siedząc w salonie wszyscy rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wspominaliśmy. To cholernie mnie podniosło na duchu i pozwoliło zapomnieć o wszystkich dotychczasowych problemach. Po około godzinie dziewczyny i Ignac pożegnali się ze mną i wyszli, wcześniej oznajmiając, że widzimy się wieczorem. Nie mogłam się już doczekać. Gdy załoga już wyszła, ja postanowiłam oglądnąć mój samochód. Weszłam do garażu i moje oczy od razu się zaświeciły. Biało czarny Mini Cooper, co za cudo. Otworzyłam drzwi samochodu i wślizgnęłam się na miejsce kierowcy, po czym chwyciłam kierownice uśmiechając się sama do siebie. Ten samochód przenosił mnie w inny wymiar przyjemności. Zapach świeżości delikatnie otulał moje ciało, a ja opierając głowę o zagłówek zamknęłam oczy i westchnęłam. Było mi dobrze, jak dawniej. Po chwili usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi od strony pasażera i wsiada do środka. Okazało się, że był to mój ciekawski brat. Przełknęłam ślinę i głęboko odetchnęłam. Miałam teraz wyśmienitą okazję do zapytania Chrisa co robił z Justinem w parku parę dni temu.
- I jak młoda? Podoba Ci się ? – zapytał wesoło mój brat.
- Tak, oczywiście. To niesamowity wóz. – uśmiechnęłam się spokojnie.
- No to świetnie – rzucił.
- Chris.. – zaczęłam – mogę Cię o coś zapytać? – zagryzłam kącik ust.
- Jasne, co jest?
- Co robiłeś z Justinem w parku? – zapytałam niepewnie.

Rozdział 5



- Bu! – usłyszałam znajomy głos.
- Kurwa Trish! – wrzasnęłam. – Nie rób mi tego więcej !
- Jeju, przepraszam skarbie, nie chciałam Cię tak przestraszyć. – przeprosiła dziewczyna.
- Okej, ale nie rób tak więcej. Mało mi pikawa nie stanęła – powiedziałam stabilizując oddech.
- Przepraszam. Co się z Tobą wczoraj działo, gdzie zniknęłaś? – zapytała spokojnie Trish.
- Słuchaj, opowiem Ci później, musze teraz coś załatwić – powiedziałam pośpiesznie.
- O nie, nie. To poczeka. A teraz proszę się mi wyspowiadać. – Trish usiadła na ziemi i poklepała miejsce obok siebie. Przewróciłam oczami i siadłam. Obejrzałam się za siebie i okazało się, że mój brat i Justin zniknęli. Przeklęłam pod nosem i westchnęłam. Od razu opowiedziałam Trish co się działo, co zajęło mi jakeś 10 minut, bo jak to przyjaciółka żądała wszystkich szczegółów.
- Chryste, Soph tak mi przykro. Jak się trzymasz? – zapytała zatroskana .
- Dziękuje, jest  już okej. Przynajmniej teraz. Wieczorem jest zupełnie inaczej. – wzruszyłam ramionami.
- To zrozumiałe – rzuciła Trish, a po chwili dodała – Czyli mam rozumieć, że między Tobą a Bieberem coś jest? – zapytała spokojnie.
Spojrzałam na nią i wybuchłam.
- Czy wyście kurwa wszyscy oszaleli?! Na jakiej podstawie miałoby być coś między mną a nim?! Pomógł mi i to by było na tyle, nie chce go znać. Okazał się takim samym dupkiem jak wszyscy inni. I co z tego, że jest nieziemsko przystojny?! Co z tego ?! – zapytałam retorycznie i schowałam twarz w dłoniach. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam na Trish, której najwyraźniej zabrakło słów.
- Yyy… Soph, ja nie..
- Dobra, nie było tematu. Nie chce rozmawiać o Justinie i proszę uszanuj to. Jestem mu wdzięczna, owszem, ale nie chcę już więcej słuchać upokorzeń z jego strony. Przepraszam.
- Jasne, nie wnikam o co chodzi. To ja przepraszam – uśmiechnęła się niewinnie.
- Nic się nie stało, zapomnijmy o tym. – odwzajemniłam jej uśmiech. – Co tu robisz ?
- Przyszłam wybiegać psa – powiedziała spokojnie. Uśmiechnęłam się na myśl o Luckim, bo tak właśnie nazywał się pies Trish. To uroczy szczeniak boksera.
-Okej słońce, ja uciekam do domu. Pisz albo dzwoń w razie czego. Trzymaj się – ucałowałam jej policzek.
- To raczej Ty się trzymaj – dodała po chwili, a ja odpowiedziałam jej tylko uśmiechem. Ponownie włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam tym razem coś w repertuaru Bruno Marsa.
Do domu doszłam po około 30 minutach, ponieważ jakoś nie specjalnie mi się spieszyło. Otwierając bramkę, wyczułam dziwną atmosferę, coś nie przyjemnie przekręciło mi się w żołądku. Weszłam cicho do domu i zobaczyłam walizkę i buty ojca.
- Wrócił – mruknęłam pod nosem z nienawiścią.
Spojrzałam na jego rzeczy i zbladłam, czując jak uginają mi się nogi. Inni na moim miejscu cieszyliby się, że ich tata wrócił po kilkunastu dniach nieobecności do domu. Ale nie ja.. Nie cierpiałam tego człowieka, który miał czelność nazywać się moim ojcem. Mam do niego ogromny żal. Za to, że nigdy go ze mną nie było, gdy go potrzebowałam, że zdradzał mamę, że jeśli coś nie szło po jego myśli wyżywał się na mnie, krzycząc, a czasem nawet podnosząc ręke. To Chris zawsze mnie bronił, to on zastępował mi ojca, kiedy ten prawdziwy wolał szlajać się z kumplami po świecie, mając nas głęboko gdzieś. I do dziś nie rozumiem dlaczego moja matka nadal z nim jest. Chyba dlatego, że nic nie wie. Mimo tego, że go nienawidzę, nie mówię nic mamie, by jej nie ranić.
Weszłam odruchowo do kuchni chcąc się czegoś napić, bo przez to wszystko cholernie zaschło mi w gardle. W kuchni zastałam mojego ojca, przeszłam obok niego bez słowa. Czułam na sobie jego zdziwiony wzrok.
-Nie przywitasz się ze swoim tatą ? – zapytał zaskoczony wstając i opierając się o lodówkę.
- Nie. – odparłam chłodno.
- Dlaczego? – jego ton był już odrobinę wyższy niż wcześniej.
- Ponieważ ani trochę nie cieszę się z Twojego powrotu. A teraz przepraszam, ale chciałabym się czegoś napić, a ty jak widzisz blokujesz mi dojście do lodówki. – powiedziałam bezuczuciowo.
- Co powiedziałaś? Mam nadzieje, że się przesłyszałem. – warknął.
- Nie sądzę.
- Sophie Anastasio Lorens ! – krzyknął ojciec.
- Słucham, George’u Michaelu Lorens, co masz mi do powiedzenia? – zapytałam, czekając tylko aż znów zacznie wojnę.
- Jak śmiesz odnosić się tak do swojego ojca. Nie jestem Twoim kolegą!
- Nawet moi koledzy lepiej mnie traktują od Ciebie!
- Soph, odpuść – nie wiem skąd wziął się tam Chris .
- Nie Chris, nie odpuszczę. Jeśli chce, niech mnie uderzy.  Udowodni nam, ze tylko tak umie radzić sobie z problemami. – wrzasnęłam. – No dalej ojcze, co chcesz mi powiedzieć?!
- Jesteś bezczelna! Nie masz prawa mnie tak traktować! – krzyczał ojciec.
- Ja jestem bezczelna? Ja nie mam prawa? A Ty masz prawo NAS tak traktować ?– zapytałam sztucznie się śmiejąc. – No kurde, rzeczywiście. Bo to ja mam gdzieś swoją rodzinę, bo to ja nie dbam o nikogo innego, tylko o siebie, bo to ja zadaje się z dziwkami i zdradzam bliskie mi osoby. No cholera, rzeczywiście! – krzyczałam jak oszalała.
- Zamknij się !
- Nigdy! – podeszłam do ojca i uśmiechnęłam się wrednie- Swoją drogą, ta szmata używa dobrych szminek,- chwyciłam ubrudzony kołnierz koszuli ojca – że do tej pory się nie zmyła. Perfumy też całkiem nie złe. Gratuluje ojcze, masz klasę – dodałam klepiąc go po ramieniu. Już miałam się od niego odsunąć, gdy nagle poczułam na ręce jego zbyt mocny uścisk, po czym warknął.
- Posłuchaj młoda damo. Nigdy więcej nie odnoś się do mnie w ten sposób, bo obiecuję, że skończy się to dla Ciebie gorzej.
- Bo co? Pobijesz mnie? A może zabijesz? Jesteś nikim, jest mi wstyd, że mam takiego ojca. I gdybyś miał jaja, to przyznałbyś się mamie co robisz. Jesteś żałosny . – wyrzuciłam z siebie ostatnie słowa i wyrwałam się z jego uścisku. W korytarzu minęłam Chrisa, mrożąc go wzrokiem, bo nadal miałam do niego żal, że nie powiedział mi całej prawdy. Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam go na klucz. Chciałam, żeby mama wróciła, chciałam się już do niej przytulić. I cholernie bolało mnie serce wiedząc jak ojciec ją oszukuje. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć, nie teraz.
Otworzyłam laptopa i puściłam cicho ‘ Impossible ‘ Jamesa Arthura. Położyłam się na łóżku i poczułam  jak bardzo jestem bezsilna. Jak bardzo potrzebuję czyjejś bliskości i ciepła.
Byłam non stop oszukiwana, raniona i w pewnym stopniu poniżana. Nikt nie był ze mną szczery, żyłam jakby innym życiem niż wszyscy. Każdy coś wiedział, a ja nie. Szalałam w środku, rozsadzało mnie. A to wszystko zaczęło się od tego popieprzonego piątku.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Sophie, proszę otwórz – zza drzwi dobiegał cichy, spokojny głos mojej mamy.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam otworzyć drzwi, pozwalając tym samym wejść mojej mamie do środka. Od razu wtuliłam się w nią, czując się teraz najbezpieczniej.
-Skarbie, coś się stało? – zapytała niepewnie mama.
Odsuwając się od niej i siadając z nią na łóżku odparłam.
- A czy musi się coś stać, żebym się do Ciebie przytuliła?  - zapytałam, a mama zaśmiała się.
- Oczywiście, że nie skarbie. Jak bawiłaś się w piątek? Nie miałyśmy okazji porozmawiać. – uśmiech z twarzy mojej mamy ani na moment nie znikał.
Mój żołądek przekręcił się nieprzyjemnie na myśl o piątkowej imprezie. Ale przecież nie mogłam powiedzieć mamie prawdy, więc uśmiechając się lekko odpowiedziałam najspokojniej jak tylko potrafiłam.
- Tak, było fajnie. Byłam zmęczona i postanowiłam iść do Sue. Przepraszam, że Cię nie poinformowałam.
- Dobrze, ale następnym razem zadzwoń. Gdyby nie to, że Chris mi powiedział, umarłabym ze strachu nie zastając Cię rano w pokoju – westchnęła, a po chwili dodała – Przywitałaś się z tatą?
Przygryzłam wargę i zacisnęłam pięść.
- Powiedzmy, że tak. – rzuciłam. – Gdzie byłaś tyle czasu? – zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Rano na ćwiczeniach, potem poszłam na zakupy, żeby zrobić obiad. Ah, i poszłam się spotkać z Betty. – powiedziała spokojnie .
- To dobrze. – odparłam cicho.
Rozmawiałyśmy z mamą bardzo długo, tak jak za dawnych czasów. Pytała mnie o szkołę, znajomych, trochę wspominałyśmy i śmiałyśmy się . Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Po skończonej rozmowie poszłam się umyć i od razu weszłam pod kołdrę. Włożyłam do uszu słuchawki, włączyłam cicho Emma’s Imagination i zaczęłam czytać książkę. Około 3.00 zasnęłam, w końcu odpoczywając od całego świata.


Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mam neta i musze kminic inaczej. XOXO 

poniedziałek, 8 lipca 2013

INFO !

                         Jutro 2 rozdziały skarby .
Dziękuje Wam.

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 4

Czułam jak ktoś mną potrząsacoś krzyczy.
- Sophie, do cholery! Obudź się! – usłyszałam męski, podniesiony głos.
Złapałam gwałtownie powietrze i otworzyłam oczy, czując jak bardzo mokre są moje poliki.
- C..co się dzieje ? – zapytałam cicho, budząc się.
- Co się dzieje?! – zapytał sfrustrowany Justin- To ja się Ciebie pytam, co się stało! Wchodzę do pokoju, poszedłem się umyć, wychodzę, patrze na Ciebie a Ty byłaś cała zapłakana, mówiłaś coś i strasznie szybko oddychałaś.  Więc ? – zapytał oczekując na odpowiedź.
-Nie wiem … Po prostu śnił mi się… - złamał mi się głos i zaczęłam kręcić głową.
- Ciii, już spokojnie. Jesteś tu bezpieczna. – Justin objął mnie ramieniem i zaczął delikatnie kołysać. Schowałam twarz w jego klatce piersiowej, starając się uspokoić. Po kilku chwilach odsunęłam się od niego. Nie wiem dlaczego pozwoliłam mu na takie gesty, co spowodowało, że tak mu ufałam.
- Która godzina? – zapytałam, podkulając nogi pod siebie.
- Po 10-tej. – odpowiedział spokojnie chłopak.
- Okej – pokiwałam głową. Już miałam się odezwać ponownie, ale Justin mnie wyprzedził.
- Na dole jest śniadanie. Przepraszam, ale nie czekaliśmy na Ciebie – spojrzał na mnie przepraszająco.
- My? – zdziwiłam się.
- Tak, my. Ja, Ignac, Mike i Luke .
- Ah tak, zapomniałam, że nie mieszkasz sam. – zarumieniłam się lekko.
- Miałbym trochę za dużo miejsca – uśmiechnął się.
Wstałam z łóżka i spojrzałam w duże lutro. Nie wyglądałam dobrze, szczególnie z rana. Justin spojrzał na mnie i sam podszedł do szafy, wyciągając z niej luźne, sportowe, koszykarskie spodenki i rzucił je w moją stronę.
- Ubierz je, chyba będziesz się lepiej czuła.
- Dzięki. – poczułam jak moje policzki zrobiły się czerwone, dlatego też szybko zniknęłam za drzwiami łazienki. Przemyłam zęby, oczywiście szczotką Justina. Umyłam też buzię a włosy związałam w luźnego kucyka. Wychodząc z łazienki, rozejrzałam się po pokoju, ale Justina już nie było. Dlatego też, wyszłam cicho z łazienki i zeszłam po schodach na dół, kierując się do kuchni. W kuchni zastałam całą czwórkę chłopaków którzy bili się ze sobą, gawędzili i śmiali się. Spojrzałam na nich i od razu zbladłam. Czułam się cholernie nieswojo w ich towarzystwie, szczególnie po ostatnich wydarzeniach. Czterech chłopaków i ja jedna. Nie, to nie był ani trochę normalny widok, przynajmniej dla mnie. Nogi zaczęły mi drżeć kiedy spojrzenia wszystkich chłopaków przeniosły się na mnie.
- Bieber, czy to Twoja sprawka ? – zapytał szyderczo złotowłosy chłopak.
- Coś jeszcze Luke ? – zapytał chłodno Justin. – To Sophie, musiała tu przenocować.- wyjaśnił.
- Ta, już widze to Twoje ‘’ przenocować ‘’ . Dobrze wam chociaż było? – zapytał wścibski Luke. Słysząc to, myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
- Zamknij się – mruknął Justin.
- No Bieber, nie wierzę, że nie zamoczyłeś, trafiając na taką okazję – Luke dalej nie ustępował. W tym momencie Luke powiedział o jedno zdanie za dużo. Justin zerwał się z krzesła i rzucił się na Luke’a szarpiąc go za koszulkę. Ja zrobiłam krok w tył, chcąc wyjść z tego domu jak najprędzej. Widząc w jakim jestem stanie, Ignac podszedł do mnie i objął, dając do zrozumienia, że jestem bezpieczna.
- Lepiej uważaj na słowa ! – krzyczał Justin . – Nie znasz jej, nie wiesz co się stało więc zrób nam wszystkim przysługę i zamknij pysk!
- Jezu, stary wyluzuj. To tylko żarty! – zaczął tłumaczyć się Luke.
- To ja mam chyba kurwa jakieś dziwne poczucie humoru, skoro nie rozumiem Twoich pseudo żarcików – warknął Justin, puszczając chłopaka – Jeszcze raz takie coś, a urwę Ci jaja i nie będziesz miał już czym zadawalać swoich panienek. W woli ścisłości, co tydzień innej.
- Dzięki stary, nie musiałeś. – jęknął Luke.
- Wet za wet, brachu – wzruszył ramionami Justin.
Z boku tego całego zamieszania, siedział czarnowłosy chłopak, niewiele starszy od Justina. Spokojnie przyglądał się całej tej sytuacji, w ogóle nie reagując na nią. Uśmiechał się co jakiś czas sam do siebie, słysząc coraz to nowsze obelgi przyjaciół. Spojrzał na mnie i wstał.
- Jestem Mike, miło mi Cię poznać. Szkoda, że w takiej sytuacji – czarnowłosy chłopak wyciągnął do mnie dłoń, a ja odruchowo ją uścisnęłam.
- Sophie… - wymruczałam, spuszczając wzrok w dół.
- Nie przejmuj się Lukiem. Jego niewyparzona gęba nieraz sprawiała kłopoty. – posłał mi pocieszający uśmiech.
- Jasne .. – wzruszyłam ramionami, wyplątując się z objęć Ignaca. Nie chciałam dzisiaj czuć niczyjego, obcego dotyku. Podeszłam do wysepki kuchennej i zobaczyłam na niej gofry, jeszcze ciepłe. Skoro na mnie nie czekali i zjedli śniadanie, to tego śniadania musiało być naprawdę dużo, skoro zostały jeszcze gofry. Nie pytając o nic, wzięłam jednego z nich i ugryzłam. Znalazłam też wodę i szklankę, więc sama się obsłużyłam, ponieważ tamta czwórka coś sobie wyjaśniała. Zjadłam pół gofra, wypiłam wodę i odłożyłam talerz na bok. Odwracając wzrok spotkałam wzrok Justina.
- Nie zjesz więcej? Przecież Ty praktycznie nic nie zjadłaś.
- Nie jestem głodna – powiedziałam.
-Powinnaś więcej jeść – pouczył mnie Justin.
Nic nie odpowiedziałam na jego słowa. Ponieważ chłopaki znów wrócili do rozmowy, zmyłam się na górę, do pokoju Justina. Wzięłam swoje wczorajsze ubrania i weszłam do łazienki. Po około 5 minutach znów byłam w sukience i szpilkach. Chwyciłam torebkę i ponownie wyszłam z pokoju, schodząc na dół.  Stanęłam w drzwiach i zarumieniłam się, czując na sobie spojrzenia.
- Cholera, Bieber. Wiesz zawsze co dobre – mruknął Luke.
- Czy Ty wreszcie się kurwa zamkniesz? – rzucił Justin, wpatrzony we mnie, tak samo jak reszta.
- Umh, przepraszam Justin. Pójdę już. Dziękuje za pomoc i przenocowanie. – zdobyłam się na parę zdań i po chwili dodałam. – Trzymajcie się chłopcy. – odwróciłam się i ruszyłam do drzwi, które pare sekund potem zamknęłam za sobą. Ruszyłam powoli w dół ulicy, kierując się w stronę mojego domu. Szłam powoli, nadal czując jak bardzo jestem obolała. Słońce przyjemnie ogrzewało moją skórę. Szłam już dobrą chwilę, gdy usłyszałam jak samochód zatrzymuje się obok mnie. Rzecz jasna, był to czarny samochód Justina.
- Wsiadaj, powiozę Cię. – powiedział twardo Justin, otwierając szyby.
- Nie trzeba, poradzę sobie. – rzuciłam nie przestając iść.
- Nie zgrywaj odważnej i wsiadaj – naciskał chłopak.
- Nie zgrywam się. Jestem odważna – odpowiedziałam.
- Jesteś tego taka pewna? Wczoraj wydawało mi się, że jest trochę inaczej. – powiedział. Tego było już za wiele, ciśnienie skoczyło mi do maksimum.
- Ile razy jeszcze mi to przypomnisz?! – krzyczałam, mając głęboko w to, że przechodnie się na mnie patrzą. – Ile razy jeszcze będziesz mi sypał sól na tą ranę?! Jak tak bardzo Ci to przeszkadza, to po jaką cholerę mnie w ogóle ratowałeś, co?! Marny z Ciebie bohater! – wyrzucałam wszystko z siebie. – Od początku wiedziałam, że z Tobą jest coś nie tak!
W tym momencie, Justin zjechał na pobocze i wyszedł z auta. Podszedł do mnie, z lodowatą miną.
- O co Ci do cholery chodzi?! Gdybyś nie chciała, nie spałabyś tej nocy u mnie w łóżku. A ja gdybym miał taką ochotę, tej nocy byłbym w Tobie i słyszał Twoje jęki. Ale okazałem dobre serce i nic Ci nie zrobiłem. Co więcej, jeszcze Cię broniłem! – warczał Justin.
- Daj mi spokój! Im dłużej Cię słucham, tym bardziej widzę, jakim jesteś bezuczuciowym człowiekiem. To co wczoraj zrobiłeś, było dobre z Twojej strony, ale wydaje mi się, że była to jedna z wielu Twoich masek. A teraz, bądź łaskaw, zejdź mi z drogi, bo chciałabym jak najszybciej wrócić do domu. – powiedziałam dławiąc łzy. To bolało, ta rana nadal się nie zagoiła. Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez i dodałam. – Dziękuje. Dziękuje, że mnie uratowałeś, że mnie broniłeś. – z mojego oka popłynęła krystaliczna łza. – Ale nie zniosę dłużej tych upokorzeń.- wyminęłam go i ruszyłam, ocierając łzy. Szłam coraz szybciej, słysząc jak Justin woła coś. Nie obracałam się już, nie chciałam na niego patrzeć.
Po około 30 minutach byłam już w domu. W środku panowała błoga cisza. Taka, której najbardziej potrzebowałam. Mama była na ćwiczeniach, a Chris pewnie poszedł do kumpla. Weszłam do swojego pokoju, wyciągnęłam z szafy rozciągniętą koszulkę, dresy i czystą bieliznę. Pospieszyłam do łazienki, nalałam wannę pełną wody i zrzuciłam z siebie ubrania. Weszłam do wanny i wreszcie się odprężyłam. Relaksowałam się około 20 minut, po czym postanowiłam się umyć. Obmyłam dokładnie swoje ciało, umyłam włosy i wyszłam z wanny. Otarłam się dokładnie ręcznikiem, rozczesałam włosy, ubrałam się w koszulkę i dresy, po czym poszłam do pokoju. Położyłam się na  łóżku i przejechałam dłońmi po twarzy. Nagle opamiętałam się, że od wczorajszej nocy, po tym gdy skończyłam pisać z Chrisem nie spoglądałam na telefon. Wykopałam go z torebki i doznałam wstrząsu. 17 nieodebranych połączeń od Sue, 10 od Trish i 4 smsy. Przewróciłam oczami i otworzyłam skrzynkę. 2 smsy były od Sue, jeden od Chrisa i jeden od Justina. Czego on jeszcze ode mnie chciał? Odczytałam po kolei każdego z smsów i stwierdziłam, że zadzwonię do Sue. Wybrałam jej numer i czekałam aż odbierze.
- Halo ? – usłyszałam nieprzytomne pytanie.
- Cześć, to ja, Soph – poinformowałam zaspaną przyjaciółkę.
- Rany Boskie, Sophie! – głos Sue stał się piskliwy. – Co się z Tobą do cholery działo?! Próbowałam się dodzwonić do Ciebie chyba z miliard razy, to samo Trish! Mało nie umarłam ze zmartwienia.- krzyczała do słuchawki.
- Sue, uspokój się. Nic mi nie jest, żyję. – zaczęłam ją uspokajać.
- Chwała Bogu, że żyjesz! Mogło Ci się coś stać. – zaczęła histeryzować.
- I stało … - mruknęłam.
- CO?! – krzyknęła przerażona Sue.
- To nie jest rozmowa na telefon. Poza tym, myślałam, że Justin Ci powiedział.
- A co robi w tym wszystkim Justin do cholery?! –wypytywała mnie przyjaciółka.
- Właśnie sporo ma w tym wszystkim udziału .. – rzuciłam cicho.
- Czy on Ci coś.. No wiesz?
- Nie ! – zaprzeczyłam twardo.
- Uff. Słuchaj, za godzinę widzę Cię w naszej kawiarni, zrozumiano?
- Przyjęłam. Dziękuje – dodałam po chwili.
- Za co? – zapytała zdziwiona Sue.
- Za to, że jesteś. Chyba muszę z kimś pogadać – zagryzłam marnie wargę.
- Od tego jestem, tak? Zbieraj się, za godzinę się widzimy. Pa .
- Pa – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Westchnęłam ciężko z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i zagryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się przy tym, co na siebie ubrać. Spojrzałam za okno i uśmiechnęłam się. Słońce świeciło, a niebo było bezchmurne. Wakacje się zbliżały wielkimi krokami. Wracając do wyboru ciuchów, zdecydowałam się w końcu na czarne spodenki z wysokim stanem, do tego czarną, szerszą koszulkę, na szyję ubrałam złoty, masywny łańcuch a na nogi zadecydowałam ubrać bordowe Vansy. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, a później dodałam im trochę więcej objętości. Na powiekach narysowałam delikatne kreski, a usta podkreśliłam przezroczystym błyszczykiem. Zamiast torebki, wzięłam ze sobą bordowo-czarną nerkę. Upewniając się że wyglądam okej, zeszłam na dół i zamknęłam za sobą drzwi. Odwracając się, wpadłam na Chrisa.
- Ej młoda, gdzie Ty się wybierasz? – zapytał chłodno mój brat.
- Pogadać z Sue – odparłam.
- Ze mną miałaś pogadać – mruknął Chris.
- Uhh, odpuść sobie. Pogadamy później, nie mam ochoty jeszcze z Tobą się kłócić – rzuciłam, zakładając okulary na nos. I to było najgorsze posunięcie z mojej strony. Chris ściągnął brwi i zacisnął szczękę.
- Co to kurwa jest?! – wrzasnął nagle.
- Nie krzycz na mnie! – powiedziałam w odwecie.
- Co Ty robiłaś, że masz sine nadgarstki?! Matka jak to zobaczy, umrze na zawał. I masz szczęście, że ojciec wyjechał – powiedział wściekły .
- Ja nie robiłam nic. – mruknęłam.
- No to co się stało? Bawiłaś się w kickboxing? – zapytał. Hm, zabawne. Pomyślał dokładnie to samo, co ja jakieś kilka godzin temu.
- Zamknij się – warknęłam.
- Sophie, do jasnej cholery. Powiesz mi księżniczko.. – tu uśmiechnął się sarkastycznie- co się stało, czy mam załatwić to inaczej?
- Wybrałeś sobie świetne miejsce na pogawędkę, wiesz? – wykrzywiłam usta w sztuczny uśmiech.
- Bo z Tobą się inaczej dzisiaj nie da. Co w Ciebie wstąpiło? Nie byłaś taka wczoraj- spojrzał na mnie, oczekując w końcu jasnej odpowiedzi.
- A czy Ty tryskałbyś radością, gdyby na imprezie, na którą sam mnie zresztą namawiałeś, dobierała się do Ciebie osoba, której w ogóle nie znasz? Byłbyś szczęśliwy, gdybyś został cholernie zraniony? – zapytałam i nie czekając, odpowiedziałam za niego – nie. Więc nie dziw się, że …
- Zaraz, poczekaj. Co powiedziałaś? Ktoś się do Ciebie dobierał? – zapytał Chris, sam chyba nie wierząc we własne słowa. – Kim jest ten skurwysyn i gdzie go znajdę?! Zginie ! – warknął Chris. – I gdzie Ty do cholery byłaś?! Czemu do mnie nie zadzwoniłaś?!
- Uspokój się ! Po pierwsze, nie mam pojęcia jak się nazywa, po drugie byłam w bezpiecznym miejscu, po trzecie nie byłam w stanie. Sam domyśl się dlaczego.
- Czekaj. Kto Cię uwolnił od tego skurwiela? Bo nie sądze, że zrobiłaś to sama. – spojrzał na mnie.
- Brawo, dzięki że we mnie wierzysz. Ale masz rację, nie zrobiłam tego sama. To Justin, to on mi pomógł. – przyciszyłam głos.
- Skąd znasz Biebera? – zapytał niepewnie Chris.
- Dzięki Sue. Czekaj, skąd Ty znasz jego nazwisko i skąd Ty go w ogóle znasz? – zapytałam piskliwie.
- Załatwiałem z nim kiedyś pare spraw. – odparł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jakie sprawy? W co wy do cholery jesteście zaplątani?! Mam tego dość, zejdź mi z drogi, jeśli możesz. – spojrzałam na Chrisa wzrokiem mordercy a ten złapał mnie za ramiona, skutecznie zatrzymując.
- Im mniej wiesz, tym lepiej żyjesz. I tak niech zostanie. A co do Biebera, to nie sądziłem, że z niego taki szlachetny chłopak – uśmiechnął się nonszalancko.
- To, że udała mu się jedna, bądź dwie rzeczy nie oznacza, że jest szlachetny – dodałam pomrukiem.
- Co Ty bredzisz? – zapytał, a zaraz potem dodał. – To u niego przenocowałaś, tak ?
- Tak.
- I w tej kwestii jestem spokojny.
- Czemu?
-Bo wiem, że nic Ci nie zrobił. – wzruszył ramionami Chris.
Pokiwałam marnie głową, nie chcąc o nim gadać . Wyrwałam się z uścisku Chrisa i poprawiłam włosy.
- Bardzo Cię przepraszam, ale jestem umówiona. Więc bądź łaskaw i teraz mnie odwieź, bo przez to, że zachciało Ci się przesłuchania, jestem spóźniona. – powiedziałam wkurzona .
- Z Bieberem? – zapytał dociekliwie.
- Nie! Nie mam zamiaru się z nim spotykać, więc odpuść sobie takie słabe żarty i rusz ten tyłek . Sue mnie udusi.
- Dobra, dobra. Wyluzuj. Wsiadaj.- Chris otworzył samochód, a ja po chwili weszłam do środka.
Mój brat wsiadł chwilę po mnie, odpalił auto i płynnie ruszył. Droga w zasadzie minęła nam w milczeniu. To znaczy mnie, bo Chris trajkotał niczym baba z kimś przez telefon. Jeżeli ja podczas ploteczek z Sue lub Trish wyglądam tak samo, to szczerze współczuję osobom z mojego otoczenia.
Pod kawiarnią byliśmy 10 minut później. Wyszłam z samochodu, a Chris odjechał. W kawiarniowym ogródku siedziała już Sue.
- No ile można czekać ?! – zapytała Sue.
- Przepraszam, to przez Chrisa. –wyjaśniłam całując Sue w policzek.
- Zamówiłam Ci frappe, może być ?- spojrzała na mnie pytająco.
- Jasne, że tak. Dziękuje. – uśmiechnęłam się.
- No, no to zacznij mi opowiadać co jest grane. – Sue rozpoczęła temat .
Opowiedzenie jej całej zaistniałeś sytuacji zajęło mi jakieś pół godziny. Trwało to tyle, bo musiałam 3 razy powtarzać jej co się stało. Sue tak samo jak ja nie dowierzała w to wszystko. W trakcie opowiadania popłakałam się pare razy. Nie sądziłam, że to może tak boleć. Sue cały czas mnie tuliła i pocieszała, ale widziałam, że jej samej nie jest z tym faktem łatwo. Z resztą gdyby to jej zrobili zachowałabym się tak samo.
- Przepraszam, że mnie tam nie było.
- Sue, skąd mogłaś wiedzieć, że coś takiego się wydarzy? – uśmiechnęłam się słabo.
- W zasadzie masz racje, ale i tak mam wyrzuty sumienia. – powiedziała smutno.
- Skarbie, to nie Twoja wina. Byłyśmy w klubie, miałyśmy się bawić. Skąd miałyśmy wiedzieć, że jakiemuś idiocie odbije ? – powiedziałam patrząc jej w oczy. – Miałam szczęście, że Justin tam był.
- A właśnie. Justin. Co z nim ? – zapytała ciekawa Sue.
- A co ma być ? Nic. – odparłam z nonszalancją.
- Myślalam, że wiesz. Zaszło między Wami coś wczoraj? W końcu byłaś u niego.. Nie chodzi mi o seks, bo to oczywiste, że nic się nie stało, ale może no wiesz.. Jakiś pocałunek, nie wiem cokolwiek.
- Sue.. Nie chcę rozmawiać o Justinie. Nic się między nami nie wydarzyło oprócz tego, że się pokłóciliśmy. I Twoje wróżby się nie spełniły. Jest dupkiem. Pomógł mi, ale to nie zmienia faktu, że jest dupkiem. – powiedziałam stanowczo.
- Jesteście oboje popieprzeni. – rzuciła Sue.
- Super, wiem to nie od dziś. Umówiłaś się z Ignacem?
- Tak, jak zwykle. Zaraz powinien tu być. – uśmiechnęła się lekko.
- Okej, podziękuj mu ode mnie. On wie za co. Ja zmykam, mam ochotę na spacer. – powiedziałam spokojnie.
- Jasne. Trzymaj się mała i dzwoń w razie czego, okej ? – zapytała troskliwie Sue.
- Dobrze. – przytaknęłam i pocałowałam ją w policzek na pożegnanie. – Pa.
Wyszłam z kawiarni i włożyłam słuchawki do uszu, puszczając jakąś spokojną piosenkę. Szłam w dół ulicy, mijając spokojnie przechodniówNogi poprowadziły mnie na miejskie pola, w miejsce gdzie wszyscy mieszkańcy, z rodzinami, partnerami czy psami wypoczywali słoneczne dni. Można było wyczuć tutaj spokojną, ciepłą atmosferę.

Znalazłam wolny kawałek trawy i położyłam się wygodnie, zamykając oczy. W słuchawkach brzmiała Adele, z jej anielskim głosem. Głosem, który sprawiał, że znajdowałam się w innym świecie, z głosem który koi wszystkie otwarte rany w środku. Wszystko wokół wydawało się ucichnąć. Czułam jak to co we mnie dotąd tkwiło coraz mniej bolało, dawało mi spokój. Słońce przyjemnie ogrzewało moje ciało, a ja od dawna poczułam ulgę. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Otworzyłam oczy i spojrzałam na ekranik. Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość. Świetnie, znów wygrałam nowiutkie Volvo. Już 3 w tym tygodniu. Podniosłam się i gdy już wygodnie siedziałam, zaczęłam się przyglądać ludziom. Co jakiś czas uśmiechałam się delikatnie, patrząc jak małe dzieciaki biegały, śmiały się i bawiły się ze swoimi psami. Nagle coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę, ponieważ był łudząco podobny do mojego brata. Cholera, był nawet tak samo ubrany. Powoli wstałam i zaczęłam iść w jego stronę, chcąc się dowiedzieć co on tu robi. W pewnej chwili dołączył do niego jeszcze jeden mężczyzna, którego twarzy początkowo nie poznałam, ze względu na to, ze miał na nosie ciemne okulary i snapa. Zaczęli podążać w dół wzniesienia, na którym właśnie stali. Ja oczywiście poszłam za nimi. Przystanęli w zacienionym miejscu, gdzie mało kto mógł ich zobaczyć. To było cholernie dziwne. I kiedy tajemniczy chłopak ściągnął okulary, szczęka mi opadła. ‘’ Co do jasnej cholery Justin tu robi z moim bratem?! ‘’ non stop siebie o to pytałam. Wiedziałam już, że Chris załatwiał wcześniej coś z Justinem, ale myślałam, że to przeszłość. Nagle Justin wyciągnął z kieszeni czarnych, nisko zwisających spodenek spory plik pieniędzy i wręczył go mojemu bratu. Robiłam się coraz to bardziej blada patrząc na to i już chciałam do nich podejść i zrobić im aferę, kiedy ktoś zaszedł mnie z tyłu i zasłonił oczy. Od razu spodziewałam się najgorszego. Zaczęłam cała drżeć, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam przeżywać tego ponownie. Bałam się, cholernie się bałam. 



                                  DZIĘKUJE WAM ! <3

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 3, cz. II

- Nie nazywaj mnie tak. – warknęłam.
- Zamknij się. Szkoda by było gdyby ktoś skrzywdził taką ładną buzię – jego dłoń dotknęła mojej linii szczęki.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam, zaczynając się wyrywać z jego uścisku.
- Możesz krzyczeć ile wlezie, tutaj jest tak głośno, że i tak nikt Cię nie usłyszy. – rzeczywiście, chłopak miał rację.
- Czego ode mnie chcesz? – wyszeptałam, czując jak przerażenie opanowuje moje ciało. Kolana powoli zaczęły się pode mną uginać
- Czego?  Chcę, żebyś pode mną jęczała, chcę Cię pieprzyć i widzieć jak już nie jesteś taka pyskata. – wymamrotał obrzydliwie.
- Nawet Cię kurwa nie znam, a rzygać mi się chce jak na Ciebie patrze – splunęłam mu prosto w twarz.
- Szmata !- warknął i ocierając twarz, złapał mnie za szczękę, a drugą ręką zaczął dobierać się do mnie.
-Zostaw mnie! – krzyczałam, naiwnie licząc na to, że odpuści.
-Nie ma … kurwa… mowy – wymawiał po kolei, całując obrzydliwie moją szyję.
-Błagam Cię, zostaw mnie – zaczęłam prosić, czując jak jego ręka wędruje pod moją sukienkę. Oparłam głowę o ścianę i zacisnęłam powieki, błagając Boga, żeby to się skończyło. Poczułam jak po moich polikach spływają łzy. Jego dłoń była już na moim udzie i niebezpiecznie zbliżała się do mojego kobiecego punktu. Odpychałam go do pewnego momentu, ale ten złapał zręcznie moje dłonie i przywarł je do ściany.
- Zostaw mnie… Zostaw mnie… Zostaw, proszę ..  – łkałam cicho, czując jak jedna z jego dłoni przeniosła się na mój biust. Jego usta nadal pieściły odrażająco moją szyję i ramię. Osuwałam się po ścianie, chcąc by przynajmniej TO nie bolało.
- I co suko, już nie jesteś taka odważna, co? – zapytał retorycznie, a na jego twarzy wymalował się złowrogi uśmieszek. Zrobiło mi się słabo i niedobrze. To był koszmar. Mój cały makijaż był rozmazany, a ciało całe drżało.
- Błagam Cię skończ, tu jest tyle ludzi… - wymamrotałam, nie mając już siły stawiać oporu.
- Co mnie to kurwa… - nagle ktoś z tyłu pociągnął go za ramiona i wymierzył idealny prawy sierpowy w jego szczękę. Osunęłam się na podłogę, kuląc się i cała dygocząc. Przyglądałam się całej tej sytuacji z sercem w gardle.
- Dotknij ją kurwa jeszcze raz, a obiecuję Ci, że kawałki Twojego ciała będą znajdować się jeszcze 5 mil stąd! A teraz spierdalaj stąd i radzę Ci, zmień miejsce zamieszkania. – usłyszałam znajomy głos, zbyt znajomy. Chłopak ze stolika z jękami i krwawiącą twarzą wstał i pospieszył w kierunku wyjścia. Gdy mój wybawiciel upewnił się, że znienawidzona postać opuściła klub, odwrócił się do mnie, a ja umarłam sześć razy. To Justin, to on mnie uratował. Zabrakło mi tchu. Co do cholery się dzieje?!
- Nic Ci nie jest? – zapytał. – Kurwa, głupie pytanie.- objął mnie ramieniem i pomógł wstać. I kiedy stałam tak przed nim dopiero uświadomiłam sobie, co się stało. Wybuchłam płaczem, a moje ciało zaczęło bardziej drżeć . Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w silnych i cholernie bezpiecznych ramionach Justina.
- Chodź, zabiorę Cię stąd, okej? – zapytał z troską. Ja tylko zdobyłam się na kiwnięcie głową . Przebrnęliśmy przez tłum ludzi, a ja miałam wrażenie, że teraz każdy patrzy na mnie podejrzanie. Było mi słabo, bardzo słabo. Gdy stanęliśmy przy szatni, Justin powiedział coś do ochroniarza, po czym odwrócił się do mnie.
- Poczekaj tu, pójdę tylko powiedzieć Ignacowi i reszcie co się dzieje. Zaraz będę. – posłał mi pocieszający uśmiech i znów zniknął w tłumie. Po 5 minutach, które wydawały się być wiecznością Justin znów był obok mnie. Założył mi swoją marynarkę na ramiona i wyszliśmy przed klub. Wyciągnął kluczyki z kieszeni i otworzył, czarne, matowe sportowe auto. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, na co on odparł.
- Nie martw się, nie piłem. Nie miałem czasu.
Pokiwałam nędznie głową i ruszyłam za Justinem w kierunku samochodu.  Wsiadłam posłusznie do środka i od razu zapadłam się w siedzenie. Było wygodne, bardzo wygodne. Wszystkie siedzenia były obite czarną skórą, a deska rozdzielcza była idealnie złota. W środku unosił się przyjemny, ale mocny zapach. Justin, nawet nie wiem kiedy, ruszył płynnie i dołączył do ruchu. Spoglądałam tępo przez szybę, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Nagle mnie przeszyło. Chris! Przecież on oszaleje ze zmartwienia. Wyciągnęłam z torebki telefon i wystukałam krótką, ale na temat wiadomość.

Do : Chris
Treść : Nie martw się o mnie, jestem bezpieczna. Ratuj mi tyłek przed mamą. Powiedz jej, że śpię u Sue. Pogadamy jutro. Kocham Cię.

Dosłownie kilka sekund później dostałam odpowiedź, a mój żołądek nieprzyjemnie się skurczył.

Od: Chris
Treść : MŁODA MASZ U MNIE PRZEJEBANE!

Wywróciłam oczami i odpisałam szybko.

Do: Chris
Treść: Zamknij się i ratuj mi dupę u mamy. Jestem bezpieczna, przysięgam. Opowiem Ci wszystko jutro, a teraz idź spać.

Zaraz potem znów po samochodzie rozległ się dźwięk nowej wiadomości.

Od: Chris
Treść: Obiecuję, że będziesz jutro sobie porozmawiamy. I nie mów mi co mam robić. Mama już śpi, ale powiem jej, że byłaś u Sue jak wstanie. Kocham Cię i błagam uważaj na siebie. Bo jak się dowiem, że ktoś Cię skrzywdził …

Ta wiadomość rozdrapała moją ranę. Znów moje policzki były mokre od łez. Zamknęłam oczy i zagryzłam wargę. Nagle rozległ się cichy głos Justina.
- Hej, Sophie, coś się stało?
Pokręciłam głową.
- Już spokojnie, jesteś bezpieczna. Jakkolwiek by to brzmiało.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami i przełknęłam ślinę. Cholera, ma rację. Właśnie jadę nie wiadomo dokąd z chłopakiem, którego w zasadzie nie znam. Ale coś w środku mnie darzyło go zaufaniem.
Spoglądałam na jego idealne zarysowane rysy twarzy. Jego szczęka była idealna, prosty nos, lekko uwydatnione usta i te ciepłe, czekoladowe oczy. Odwróciłam wzrok i postanowiłam odpisać bratu.

Do: Chris
Treść: Pogadamy jutro. Śpij dobrze.

Schowałam telefon do torebki, gdy samochód nagle się zatrzymał. Mój wzrok przeniósł się na wielki dom, a może raczej willę, przed którą właśnie stał samochód Justina, a ja w nim.
- Gdzie my jesteśmy? – po raz pierwszy odezwałam się od początku podróży.
- Przed moim domem. – odparł luźno, odpinając swój pas i to samo robiąc z moim.
- Twoim? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No właściwie moim, Ignaca i jeszcze dwóch innych chłopaków. – uśmiechnął się po czym wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo, otulając się bardziej jego marynarką, ponieważ na zewnątrz było już chłodno. Poszłam grzecznie za Justinem i weszłam do środka. Cholera, tu jest niesamowicie. Stałam właśnie w sporym hallu, a przede mną stały szerokie schody, prowadzące na piętro. Po prawej stronie była kuchnia, z wyspą na środku, a dalej było widać kawałek naprawdę sporego salonu. Po lewej stronie była jadalnia, toaleta i wyjście na ogród. Podziwiałam widoki, kiedy Justin ruszył schodami na górę. Ruszyłam oczywiście za nim. Na górze natomiast było około 5 pokoi, a każdy z nich miał inne drzwi wejściowe. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zobaczyłam jak Justin otwiera czarne drzwi. Jak się potem okazało, były to drzwi do jego pokoju. Był ciemny. Czekoladowe ściany zdobiły obrazy, jakieś plakaty i inne pierdółki związane z hokejem oraz jedną ścianę zdobiło graffiti . Na półce nad czarnym biurkiem znalazła się całkiem okazała kolekcja snapbacków oraz fullcapów. Na biurku natomiast stały zdjęcia jego samego w towarzystwie małego chłopca i nieco starszej dziewczynki. Na drugim zdjęciu był ten sam skład, a obok nich stała piękna, dojrzała kobieta a po przeciwnej stronie wysoki mężczyzna. Jak mniemam byli to jego rodzice oraz rodzeństwo. Uśmiechnęłam się ciepło. To uroczy obrazek. Między zdjęciami leżał srebrny laptop Apple’a , cały w zabawnych rysunkach. Na środku pokoju znajdowało się dwuosobowe łóżko z czarnobrązowymi poduchami i kołdrami. Obok sporej garderoby były drzwi do łazienki. Boże, jakie to było wszystko ogromne. Jestem pewna, że gdybym została tu sama, zgubiłabym się.
Spojrzałam na Justina, który właśnie układał pościel na łóżku. Bez słowa podszedł potem do szafy i wyciągnął z niej swoją koszulkę, którą zaraz potem mi wręczył.
- Masz, przebierz się. Choć wyglądasz zjawiskowo, nie sądze, że dobrze będzie się spało w tej kiecce. – uśmiechnął się lekko.- W łazience, w szafce pod umywalką znajdziesz czyste ręczniki– wskazał ręką w kierunku łazienki. Pokiwałam głową i weszłam pospiesznie do środka pomieszczenia, wskazywanego przez Justina, zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przed lustrem i przeraziłam się. Mój makijaż był cały rozmazany. Podniosłam dłonie do twarzy i ponownie przeżyłam szok. Moje nadgarstki były całe czerwone, a w niektórych miejscach były sine. Moje oczy znów zapełniły łzy. Nawet nie wiem kiedy tak mocno ściskał moje nadgarstki. Pozbyłam się szpilek, zrzuciłam z siebie kolejno marynarkę Justina, sukienkę i bieliznę. Weszłam pod prysznic licząc, że zmyję z siebie cały ten brud dzisiejszej nocy. Umyłam włosy, a ciało natarłam żelem Justina, ponieważ nic innego nie miałam pod ręką. Po dokładnym opłukaniu ciała, owinęłam się bordowym, miękkim ręcznikiem po czym dokładnie się nim wytarłam. Założyłam ponownie bieliznę, a potem założyłam na siebie koszulkę Justina, która sięgała do ponad połowy ud. Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki, jeszcze raz spoglądając na swoje nadgarstki. Justin rozmawiał z kimś przez telefon, kiedy wyszłam. Ułożyłam ubrania na krześle obok biurka i spojrzałam na Justina, który kiwnięciem głowy wskazał na swoje łóżko. Spojrzałam na niego przerażona. Justin rozłączył się i uspokoił mnie.
- Nie martw się, ja będę spał na dole. Połóż się, bo wyglądasz jak wrak człowieka.
Rzeczywiście, byłam przesadnie blada i osłabiona. Pokiwałam posłusznie głową i schowałam kosmyk włosów za ucho. Justin zmarszczył brwi.
- Czy to… Te nadgarstki… To on ? – zapytał rozwścieczony.
Schowałam dłonie za siebie, a do oczu znów cisnęły łzy. Znów zaczęłam drżeć. Odwróciłam głowę w bok a Justin podszedł do mnie, klnąc.
- Co do kurwy … - zapytał wbijając swój wzrok w moją szczękę. Przejechałam opuszkami palców po linii szczęki i poczułam nieprzyjemne pieczenie. Świetnie, ale mnie urządził. Nie dość, że moje nadgarstki są w opłakanym stanie, to jeszcze szczęka. Co ja powiem mamie, Chrisowi? Że bawiłam się z  Sue w kickboxing? Samą mnie to bawiło .Boże, lepiej być nie mogło. Z zamyślenia wyrwało mnie warknięcie Justina.
- Skurwysyn zginie marnie – przeczesał palcami swoje włosy.
- Uspokój się. – rzuciłam zaskakując samą siebie.
- Co? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakbym właśnie powiedziała, że wygrałam milion w totka.
- Powiedziałam, żebyś się uspokoił – powtórzyłam to, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jak ja mam się uspokoić, kiedy jakiś sukinsyn urządził tak dziewczynę? I to w moim towarzystwie?– wyrzucił ręce w powietrze.
- Zachowujesz się jakby co najmniej pociął mi twarz nożem. – wywróciłam oczami. – Nic mi się nie stało, to tylko lekkie zadrapania. Do jutra, ewentualnie do dwóch dni nie będzie po nich śladu. – wzruszyłam ramionami.- Czuję się dobrze- hahahah, kogo ja oszukiwałam? Czułam się okropnie. Brudna, zraniona, skrzywdzona i cala obolała. I w pewnym momencie mnie oświeciło. Co ja go obchodzę? Dlaczego to zrobił? Przecież mógł mnie odwieźć do domu i zapomnieć o wszystkim. Niczego już nie rozumiałam. Nie zwlekając ani chwili zapytałam.
- A co ja Cię w ogóle obchodzę?
- Proszę? – zapytał mnie, jak gdyby wydawało mu się, że się przesłyszał.
- Pytam, co ja Cię obchodzę? Dlaczego mnie tu przywiozłeś? Dlaczego tak się denerwujesz?
- Skoro tu jesteś musisz mnie coś obchodzić. Przywiozłem Cię tu, bo wątpię, żeby ktokolwiek z Twojego domu był zadowolony gdyby zobaczył Cię w takim stanie. A denerwuję się, bo tak mam w swojej naturze. I nie podoba mi się fakt, że jakiś kretyn traktuje tak kobiety. – wyjaśnił.
- Okej, rozumiem. Ale dlaczego nie odwiozłeś mnie do Sue, albo chociaż nie zostawiłeś mnie pod jej opieką? Co ja tu w ogóle robię, co ? – dalej drążyłam temat.
- Zaczynasz mnie wkurwiać tymi pytaniami. – warknął.
- Wybacz, staram się tylko dowiedzieć jaki masz interes w tym wszystkim.
- Zamknij się, albo naprawdę skończę to, co ten frajer zaczął. – syknął Justin.
To mnie zabiło, trafił w sam czuły punkt. Jedyne czego chciałam, to zapomnieć o tym co wydarzyło się w klubie i wrócić do normalnego życia. Czułam jak znów z oczu wylewają się łzy.
- Przepraszam .. – Justin zrobił krok do przodu, a ja krok w tył.
- Zostaw mnie. – szepnęłam, a moja dolna warga drżała. – Zostaw mnie w spokoju. Chcę przespać spokojnie tą noc i wrócić do domu. – mruknęłam, ocierając łzy i kierując się do łóżka. Skuliłam się i dokładnie okryłam kołdrą.
- Śpij dobrze. – odparł żałośnie Justin i zniknął za drzwiami .
Zamknęłam oczy i z całych sił starałam się zasnąć. Co ja tu robiłam do cholery? Czemu mnie tu przywiózł i najważniejsze, dlaczego tak zareagował w klubie. Zadawałam sobie pytania, wiedząc, że nie dostanę odpowiedzi. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przed oczami dalej miałam tego świra, wydawało mi się, że dalej czuje jego dotyk na moim ciele. To był koszmar. Wstałam więc z łóżka, owinęłam się kocem i postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam cicho z pokoju i od razu powędrowałam na ogród. Księżyc mocno świecił tej nocy, a niebo było gwiaździste. Widok był magiczny. Usiadłam w wiklinowym fotelu i dokładniej owinęłam się kocem.
- Miałaś iść spać – ktoś odezwał się za mną, a ja podskoczyłam ze strachu. – Co tu robisz?- oczywiście okazało się, że to Justin.
- Jak widzisz, siedzę na krześle . Nie mogę spać. – wzruszyłam ramionami, wcale na niego nie patrząc.
- Jest późno, wiesz o tym, no nie? – zapytał wyciągając z kieszenią paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. I co w związku z tym? – zapytałam
- No i nic. - rzucił odpalając papierosa i stojąc obok mnie.
Pokiwałam głową i podniosłam kolana pod brodę. Co jakiś czas wzdychałam cicho.
- Chcesz?  - zapytał wyciągając papierosy.
- Dzięki. – wyciągnęłam rękę, sięgając po fajkę. Odpaliłam ją i zaciągnęłam się. Ogarnęła nas nieprzyjemna cisza. Każdy z nas chyba toczył wojnę w swojej głowie. Westchnęłam cicho i postanowiłam ponownie o coś zapytać, tym razem spokojniej.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Zrobiłem co? – spojrzał na mnie pytająco, jednocześnie wypuszczając dym z ust.
- No wiesz… Dlaczego mnie uratowałeś? – przeklęłam się w głowie za to, że zaczęłam ten temat.
- Wiesz, okazałbym się ciotą a nie facetem, jeśli nie zareagowałbym przechodząc obok takiej sytuacji. – odparł spokojnie.
- W sumie .. – mruknęłam, ponownie zaciągając się dymem. – Co Ty tam w ogóle robiłeś? – kontynuowałam.
-Ignac wspominał coś o tym, że idziecie do tego klubu i postanowiłem, że sam chętnie wpadnę zobaczyć co i jak. W końcu jest piątek. – rzucił luźno uśmiechając się mimowolnie. – Szukałem kogoś w środku i przechodziłem obok łazienek. A że zauważyłem coś niepokojącego, podszedłem żeby zobaczyć co się dzieje.
- Dlaczego nie przyszedłeś z nami ? – zapytałam opierając się o oparcie krzesła. Spojrzałam na niego.
- Musiałem pozałatwiać parę spraw na mieście. – powiedział, już o wiele chłodniej niż przedtem.
- Mogę wiedzieć, co ?- nie odpuszczałam.
- Nie . – warknął.
- Wyluzuj. Zachowujesz się jakbyś załatwiał jakieś mafijne porachunki – zaśmiałam się.
- Przymknij się. – syknął chłopak. Spojrzałam na niego i podkuliłam bardziej nogi. Wyrzuciłam papierosa i upiłam łyk, wcześniej znalezionej w kuchni wody. Przełknęłam ślinę i opuściłam głowę.
- Przepraszam – wymamrotał Justin.
- Jasne, nie ma sprawy – odparłam cicho. – Miałeś prawo.
- Nie, nie miałem prawa tak na Ciebie naskoczyć – zaczął tłumaczyć się Justin.
- Przestań. – podniosłam rękę i mój wzrok znów skupił się na siniakach. Opuściłam smutno dłonie i wstałam. – Pójdę już się położyć, dobrej nocy – wysiliłam się na kilka tych słów nie chcąc znów wybuchnąć przy chłopaku. Ruszyłam w strone wejścia do domu, gdy Justin się odezwał.
- Poczekaj.
- Słucham? – spojrzałam na niego i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stoi przede mną bez koszulki.
- Przepraszam za tamto.. No wiesz, za to co powiedziałem wcześniej. – mówiąc to, podrapał się po karku.
- Nic się nie stało, ja też przepraszam. Nie powinnam Cię osądzać – spojrzałam na niego, dużymi oczyma. – A i zapomniałam Ci podziękować. Więc, dziękuje – posłałam mu ciepły uśmiech i wyszłam z ogrodu. Rozglądnęłam się po domu i wyszłam spokojnie na górę, otwierając drzwi do pokoju chłopaka. Postanowiłam umyć zęby, więc weszłam do łazienki i znalazłam w niej jedynie szczoteczkę Justina. Wzruszając ramionami, chwyciłam ją i porządnie wyszczotkowałam nią zęby. Gdy skończyłam, przepłukałam buzię i poszłam się położyć. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam, spokojnie oddychając.


Zbliża się… Podchodzi … Widzę jego twarz… Krzyczy … Dotyka … Ten dotyk boli, jest zły … Ratunku… Tracę świadomość… Tracę siebie… Pomocy..


xoxo, 
V.