Menu

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 5



- Bu! – usłyszałam znajomy głos.
- Kurwa Trish! – wrzasnęłam. – Nie rób mi tego więcej !
- Jeju, przepraszam skarbie, nie chciałam Cię tak przestraszyć. – przeprosiła dziewczyna.
- Okej, ale nie rób tak więcej. Mało mi pikawa nie stanęła – powiedziałam stabilizując oddech.
- Przepraszam. Co się z Tobą wczoraj działo, gdzie zniknęłaś? – zapytała spokojnie Trish.
- Słuchaj, opowiem Ci później, musze teraz coś załatwić – powiedziałam pośpiesznie.
- O nie, nie. To poczeka. A teraz proszę się mi wyspowiadać. – Trish usiadła na ziemi i poklepała miejsce obok siebie. Przewróciłam oczami i siadłam. Obejrzałam się za siebie i okazało się, że mój brat i Justin zniknęli. Przeklęłam pod nosem i westchnęłam. Od razu opowiedziałam Trish co się działo, co zajęło mi jakeś 10 minut, bo jak to przyjaciółka żądała wszystkich szczegółów.
- Chryste, Soph tak mi przykro. Jak się trzymasz? – zapytała zatroskana .
- Dziękuje, jest  już okej. Przynajmniej teraz. Wieczorem jest zupełnie inaczej. – wzruszyłam ramionami.
- To zrozumiałe – rzuciła Trish, a po chwili dodała – Czyli mam rozumieć, że między Tobą a Bieberem coś jest? – zapytała spokojnie.
Spojrzałam na nią i wybuchłam.
- Czy wyście kurwa wszyscy oszaleli?! Na jakiej podstawie miałoby być coś między mną a nim?! Pomógł mi i to by było na tyle, nie chce go znać. Okazał się takim samym dupkiem jak wszyscy inni. I co z tego, że jest nieziemsko przystojny?! Co z tego ?! – zapytałam retorycznie i schowałam twarz w dłoniach. Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam na Trish, której najwyraźniej zabrakło słów.
- Yyy… Soph, ja nie..
- Dobra, nie było tematu. Nie chce rozmawiać o Justinie i proszę uszanuj to. Jestem mu wdzięczna, owszem, ale nie chcę już więcej słuchać upokorzeń z jego strony. Przepraszam.
- Jasne, nie wnikam o co chodzi. To ja przepraszam – uśmiechnęła się niewinnie.
- Nic się nie stało, zapomnijmy o tym. – odwzajemniłam jej uśmiech. – Co tu robisz ?
- Przyszłam wybiegać psa – powiedziała spokojnie. Uśmiechnęłam się na myśl o Luckim, bo tak właśnie nazywał się pies Trish. To uroczy szczeniak boksera.
-Okej słońce, ja uciekam do domu. Pisz albo dzwoń w razie czego. Trzymaj się – ucałowałam jej policzek.
- To raczej Ty się trzymaj – dodała po chwili, a ja odpowiedziałam jej tylko uśmiechem. Ponownie włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam tym razem coś w repertuaru Bruno Marsa.
Do domu doszłam po około 30 minutach, ponieważ jakoś nie specjalnie mi się spieszyło. Otwierając bramkę, wyczułam dziwną atmosferę, coś nie przyjemnie przekręciło mi się w żołądku. Weszłam cicho do domu i zobaczyłam walizkę i buty ojca.
- Wrócił – mruknęłam pod nosem z nienawiścią.
Spojrzałam na jego rzeczy i zbladłam, czując jak uginają mi się nogi. Inni na moim miejscu cieszyliby się, że ich tata wrócił po kilkunastu dniach nieobecności do domu. Ale nie ja.. Nie cierpiałam tego człowieka, który miał czelność nazywać się moim ojcem. Mam do niego ogromny żal. Za to, że nigdy go ze mną nie było, gdy go potrzebowałam, że zdradzał mamę, że jeśli coś nie szło po jego myśli wyżywał się na mnie, krzycząc, a czasem nawet podnosząc ręke. To Chris zawsze mnie bronił, to on zastępował mi ojca, kiedy ten prawdziwy wolał szlajać się z kumplami po świecie, mając nas głęboko gdzieś. I do dziś nie rozumiem dlaczego moja matka nadal z nim jest. Chyba dlatego, że nic nie wie. Mimo tego, że go nienawidzę, nie mówię nic mamie, by jej nie ranić.
Weszłam odruchowo do kuchni chcąc się czegoś napić, bo przez to wszystko cholernie zaschło mi w gardle. W kuchni zastałam mojego ojca, przeszłam obok niego bez słowa. Czułam na sobie jego zdziwiony wzrok.
-Nie przywitasz się ze swoim tatą ? – zapytał zaskoczony wstając i opierając się o lodówkę.
- Nie. – odparłam chłodno.
- Dlaczego? – jego ton był już odrobinę wyższy niż wcześniej.
- Ponieważ ani trochę nie cieszę się z Twojego powrotu. A teraz przepraszam, ale chciałabym się czegoś napić, a ty jak widzisz blokujesz mi dojście do lodówki. – powiedziałam bezuczuciowo.
- Co powiedziałaś? Mam nadzieje, że się przesłyszałem. – warknął.
- Nie sądzę.
- Sophie Anastasio Lorens ! – krzyknął ojciec.
- Słucham, George’u Michaelu Lorens, co masz mi do powiedzenia? – zapytałam, czekając tylko aż znów zacznie wojnę.
- Jak śmiesz odnosić się tak do swojego ojca. Nie jestem Twoim kolegą!
- Nawet moi koledzy lepiej mnie traktują od Ciebie!
- Soph, odpuść – nie wiem skąd wziął się tam Chris .
- Nie Chris, nie odpuszczę. Jeśli chce, niech mnie uderzy.  Udowodni nam, ze tylko tak umie radzić sobie z problemami. – wrzasnęłam. – No dalej ojcze, co chcesz mi powiedzieć?!
- Jesteś bezczelna! Nie masz prawa mnie tak traktować! – krzyczał ojciec.
- Ja jestem bezczelna? Ja nie mam prawa? A Ty masz prawo NAS tak traktować ?– zapytałam sztucznie się śmiejąc. – No kurde, rzeczywiście. Bo to ja mam gdzieś swoją rodzinę, bo to ja nie dbam o nikogo innego, tylko o siebie, bo to ja zadaje się z dziwkami i zdradzam bliskie mi osoby. No cholera, rzeczywiście! – krzyczałam jak oszalała.
- Zamknij się !
- Nigdy! – podeszłam do ojca i uśmiechnęłam się wrednie- Swoją drogą, ta szmata używa dobrych szminek,- chwyciłam ubrudzony kołnierz koszuli ojca – że do tej pory się nie zmyła. Perfumy też całkiem nie złe. Gratuluje ojcze, masz klasę – dodałam klepiąc go po ramieniu. Już miałam się od niego odsunąć, gdy nagle poczułam na ręce jego zbyt mocny uścisk, po czym warknął.
- Posłuchaj młoda damo. Nigdy więcej nie odnoś się do mnie w ten sposób, bo obiecuję, że skończy się to dla Ciebie gorzej.
- Bo co? Pobijesz mnie? A może zabijesz? Jesteś nikim, jest mi wstyd, że mam takiego ojca. I gdybyś miał jaja, to przyznałbyś się mamie co robisz. Jesteś żałosny . – wyrzuciłam z siebie ostatnie słowa i wyrwałam się z jego uścisku. W korytarzu minęłam Chrisa, mrożąc go wzrokiem, bo nadal miałam do niego żal, że nie powiedział mi całej prawdy. Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam go na klucz. Chciałam, żeby mama wróciła, chciałam się już do niej przytulić. I cholernie bolało mnie serce wiedząc jak ojciec ją oszukuje. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć, nie teraz.
Otworzyłam laptopa i puściłam cicho ‘ Impossible ‘ Jamesa Arthura. Położyłam się na łóżku i poczułam  jak bardzo jestem bezsilna. Jak bardzo potrzebuję czyjejś bliskości i ciepła.
Byłam non stop oszukiwana, raniona i w pewnym stopniu poniżana. Nikt nie był ze mną szczery, żyłam jakby innym życiem niż wszyscy. Każdy coś wiedział, a ja nie. Szalałam w środku, rozsadzało mnie. A to wszystko zaczęło się od tego popieprzonego piątku.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Sophie, proszę otwórz – zza drzwi dobiegał cichy, spokojny głos mojej mamy.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam otworzyć drzwi, pozwalając tym samym wejść mojej mamie do środka. Od razu wtuliłam się w nią, czując się teraz najbezpieczniej.
-Skarbie, coś się stało? – zapytała niepewnie mama.
Odsuwając się od niej i siadając z nią na łóżku odparłam.
- A czy musi się coś stać, żebym się do Ciebie przytuliła?  - zapytałam, a mama zaśmiała się.
- Oczywiście, że nie skarbie. Jak bawiłaś się w piątek? Nie miałyśmy okazji porozmawiać. – uśmiech z twarzy mojej mamy ani na moment nie znikał.
Mój żołądek przekręcił się nieprzyjemnie na myśl o piątkowej imprezie. Ale przecież nie mogłam powiedzieć mamie prawdy, więc uśmiechając się lekko odpowiedziałam najspokojniej jak tylko potrafiłam.
- Tak, było fajnie. Byłam zmęczona i postanowiłam iść do Sue. Przepraszam, że Cię nie poinformowałam.
- Dobrze, ale następnym razem zadzwoń. Gdyby nie to, że Chris mi powiedział, umarłabym ze strachu nie zastając Cię rano w pokoju – westchnęła, a po chwili dodała – Przywitałaś się z tatą?
Przygryzłam wargę i zacisnęłam pięść.
- Powiedzmy, że tak. – rzuciłam. – Gdzie byłaś tyle czasu? – zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Rano na ćwiczeniach, potem poszłam na zakupy, żeby zrobić obiad. Ah, i poszłam się spotkać z Betty. – powiedziała spokojnie .
- To dobrze. – odparłam cicho.
Rozmawiałyśmy z mamą bardzo długo, tak jak za dawnych czasów. Pytała mnie o szkołę, znajomych, trochę wspominałyśmy i śmiałyśmy się . Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Po skończonej rozmowie poszłam się umyć i od razu weszłam pod kołdrę. Włożyłam do uszu słuchawki, włączyłam cicho Emma’s Imagination i zaczęłam czytać książkę. Około 3.00 zasnęłam, w końcu odpoczywając od całego świata.


Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mam neta i musze kminic inaczej. XOXO 

1 komentarz: