Menu

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 20

Gdy chłopak ponownie przycisnął swoje usta do jej warg, Sophie w porę odzyskała resztki zdrowego rozsądku i odrywając się od Justina, otarła usta i krzyknęła.
- Nie!
Chłopak spojrzał na dziewczynę z niemałym zdziwieniem w oczach i marszcząc brwi, spytał.
- Sophie? O co chodzi? 
Młoda dziewczyna ciężko dyszała jakby przebiegła właśnie maraton, a całe jej ciało drżało. Przełykając ślinę, Sophie uświadomiła sobie coś, co ponownie przebiło jej serce na wskroś.
- Nie zrobiłbyś tego. – szepnęła, a jej głos był przepełniony bólem.
- Nie zrobiłbym czego? – Justin nie miał pojęcia o czym mogła mówić dziewczyna, której przed momentem wyznał miłość.
- Nie przyszedłbyś tu i nie powiedziałbyś, że mnie kochasz, gdybym nie wyjeżdżała, prawda? – w oczach Sophie pojawiły się łzy, które mogłoby się zdawać, od jakiegoś czasu bardzo lubiły tam gościć. – Mam rację?
Justin spoglądał na Sophie i powoli analizował jej słowa, które odbijały się echem w jego umyśle. Zaczął rozumieć o co chodziło dziewczynie. I co gorsza, obawiał się, że to co powiedziała Sophie jest prawdą, ponieważ coś w jego podświadomości mówiło mu, że tak właśnie jest. 
Wziął głęboki oddech i po chwili milczenia, odchrząknął zaczynając.
- Soph, ja … - nie zdążył dobrze rozpocząć zdania, ponieważ dziewczyna zaczęła szlochać i krzyczeć.
- Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś mnie zostawić i dopuścić do tego, bym oglądała cię z inną kobietą?! Jak mogłeś pozwolić mi cierpieć?! Jak mogłeś się tak zachować?! –krzyczała, po czym zalewając się nową falą łez, wymamrotała – Jak mogłeś..
Słysząc tę rozpaczliwą rozmowę, do pokoju weszła Trish, chcąc jakkolwiek zainterweniować. Oglądanie swojej przyjaciółki w takim stanie, było czymś do czego nigdy nie chciała dopuścić, a w obecnej sytuacji jedyne co mogła zrobić, to wyprosić Justina z domu. Podeszła więc do Sophie i obejmując ją, tak jakby jej przyjaciółka miała zaraz zemdleć, szepnęła cicho.
- Chcesz, żeby sobie już poszedł? – troska w jej głosie była przeważająca, mimo że w środku Trish gotowała się ze złości.
Sophie pokręciła głową, mamrocząc coś pod nosem. W jej głowie panował chaos, straciła nad sobą kontrolę. Przez te wszystkie dni starała się być silną, twardą dziewczyną, ale gdy tylko zobaczyła Justina stojącego przed nią i nie potrafiącego jakkolwiek racjonalnie wytłumaczyć jej tej całej chorej historii, wszystkie jej granice pękły. Pragnęła i kochała tego chłopaka, jednocześnie nienawidząc go za to co robił, jak kłamał i kręcił. Ale nie chciała by odchodził, chciała poczuć jeszcze chwilę jego obecność, mimo że łamało jej to serce.
Nagle cała trójka usłyszała otwieranie i trzaskanie drzwi wejściowych, a chwilę później wołanie brata Sophie.
- Bieber, przysięgam ci, że jeżeli jeszcze tu jesteś, będziesz martwy! 
Słysząc te słowa Sophie rozszerzyła swoje zaczerwienione od łez oczy, wiedząc, że jeżeli Chris wpadnie do jej pokoju, to nie będzie to przyjemna rozmowa. 
Widząc błagalny wzrok swojej przyjaciółki, Trish kiwnęła głową i opuściła pokój, by iść uspokoić Chrisa i pozwolić parze porozmawiać. 
Justin obserwował każdy najdrobniejszy ruch Sophie, jakby chciał zapamiętać ją jak najlepiej i najdokładniej. Dziewczyna przed nim była zapłakana,wewnętrznie rozsypana na milion kawałeczków - wydawała się być obłąkana. 
Młody chłopak przyglądał się jej i z każdą sekundą chciał coraz bardziej poczuć bliskość jej ciała. Nie rozumiał dlaczego reakcja Sophie była aż tak drastyczna. On przecież ją naprawdę kochał. Czuł to w swoim sercu, w swojej głowie, w swoim ciele. Pragnął jej duszy i ciała, gdy znajdował się w jej towarzystwie wszystko wydawało mu się być lepsze, lżejsze i łatwiejsze do przełknięcia. Ona była jego dobrem, kimś kto omiatał go swoim urokiem, kimś kogo kochał. Dawno nie czuł tego uczucia. Zapomniał jak to jest kochać i być kochanym w sposób inny, niż sposób kochania rodziców. Ale gdy Sophie pojawiła się w jego życiu, zaczął na nowo stawiać kroki w świetle swoich uczuć.
- Sophie, posłuchaj … - zaczął niepewnie, licząc na to, że tym razem Sophie zachowa spokój.
Niestety nic na to nie wskazywało, ponieważ Sophie przyciśnięta do ściany, szlochała czując w sercu bolesny uścisk. Wszystkie jej demony zaczęły opuszczać bezpieczne rejony jej umysłu i przedostawały się do jego ciemnych stref, a to mogło być tak bardzo zgubne dla niej. W głębi duszy była małą, poranioną i słabą dziewczynką, która starała się radzić sobie ze wszystkim co dawał jej los, ale w zamian za uśmiech na twarzy, wyrządzała sobie na sercu coraz nowsze blizny. 
Po długich walkach ze sobą Sophie uniosła w górę swoje zmęczone oczy, wyczekując dalszej części wypowiedzi młodego chłopaka, który stał po środku pokoju, z troską i strachem wymalowanym na twarzy.
Uznając, że może kontynuować, Justin wziął głęboki oddech i na nowo zaczął.
- Sophie, ja naprawdę cię kocham, rozumiesz? Przychodząc tu nie miałem na celu wywołania tej burzy, która się teraz dzieje, ale to, by uświadomić ci to, że czuje do ciebie to samo co ty do mnie. Wiem, spaprałem kolejny raz sprawę, ale nie potrafiłem po tym co się stało, przyjść tu i po prostu powiedzieć ci o wszystkim co czuje. Wydawało mi się, że uznasz mnie za głupca, którym na dobrą sprawę jestem. – westchnął z wyraźną frustracją w głosie, po czym dodał – Przyszedłem tu, ponieważ nie mogłem znieść myśli, że wyjedziesz stąd nie mając pojęcia co do ciebie czuję. Wiem, zrobiłem to późno i nie mam pojęcia czy mnie przyjmiesz, ale przynajmniej teraz, kiedy to wszystko wiesz, mogę odejść w spokoju. 
Sophie wpatrywała się w Justina i przetwarzała wszystkie słowa, jakie wypowiedział w jej kierunku. Początkowo nie wiedziała czy mówi to szczerze, czy tylko po to by na moment załagodzić sytuację, ale gdy spojrzała w jego oczy i dostrzegła w nich desperację, nadzieję i determinację, uznała że chłopak nie kłamie. Te wszystkie słowa uderzyły w nią niczym huragan i nie mogła już nic powiedzieć. Jej serce biło w szaleńczym rytmie, a dłonie wciąż nużąco drżały. 
Justin zrobił ostrożny krok w stronę Soph, patrząc niepewnie w jej oczy i oczekując na jakikolwiek sygnał z jej strony. Nie musiał długo czekać, ponieważ dziewczyna podbiegła do niego i wtuliła się w jego ciepłe ciało, na nowo zanosząc się płaczem. Justin praktycznie od razu owinął ramiona wokół jej talii, jednocześnie zamykając ją w bezpiecznym uścisku. Kojącym ruchem dłoni gładził jej plecy i szeptał do ucha uspokajające słowa. Pękało mu serce, gdy myślał o tym, że powodem załamania Sophie był nie kto inny niż on sam. Postanowił wynagrodzić jej w jakiś sposób cały ten trudny czas, który musiała przejść z jego powodu. 
Gdy słodki i intensywny zapach skóry Sophie uderzył do jego nozdrzy, Justin poczuł przyjemny uścisk w środku, ponieważ miał wrażenie, iż wszystko może się jeszcze dobrze ułożyć. 
Powoli i ostrożnie, wciąż trzymając Sophie w ramionach, cofnął się do łóżka i osunął się na nie, by móc siąść i całkowicie uspokoić dziewczynę. Sophie praktycznie od razu wsunęła się na jego kolana, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Czuła się bezpiecznie i dobrze, a zapach chłopaka, którego kochała na nowo przesiąkał przez jej skórę, co cholernie ją cieszyło. 
- Przestań płakać, proszę. - wyszeptał po chwili Justin, odsuwając się lekko od dziewczyny i odgarniając włosy z jej twarzy, by móc zajrzeć w jej błyszczące oczy. 
Sophie kilka razy pociągnęła nosem, a wierzchem dłoni osuszyła te łzy, które nie zdążyły jeszcze zaschnąć na jej policzkach i brodzie. 
Gdy Justin uznał, że Sophie jest już w na tyle dobrym stanie, że może ponownie zacząć mówić, odgarnął włosy z jej twarzy i powiedział cicho.
- Zrozumiałem, że nie chcę i chyba nie potrafię poprawnie funkcjonować bez ciebie. Kiedy Chris wpadł do mojego pokoju z żądzą zamordowania mnie w oczach i powiedział mi, że wyjeżdżasz, poczułem coś dziwnego w środku. Uznałem, że  zasługujesz na to, bym chociaż stawił się przed tobą i powiedział ci o moich uczuciach. Nie chciałem cię skrzywdzić, nie robiłem tego świadomie, bo w przeciwnym razie chyba musiałbym postradać rozum. 
- Mimo tego, zrobiłeś to. - wyszeptała cicho słaba i zmęczona Sophie, osuwając się z kolan chłopaka i siadając na łóżku.
- Nie oddalaj się ode mnie, proszę. - jęknął Justin w obawie przed tym, że dziewczyna znów zaczyna wpadać w histerię. Tym razem tak się nie stało.
Sophie spokojnie oddychała, patrząc w piękne, czekoladowe tęczówki Justina, chłonąc go każdym skrawkiem ciała. Na pozór wyglądała na opanowaną, ale w jej głowie panowały chaos i burza. 
- Kim ona jest? - zapytała cicho, podciągając nogi pod siebie.
- Kto? - Justin spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Ta dziewczyna, nie udawaj że nie wiesz o kim mówię. - syknęła nieco ostrzej niż zamierzała.
- To Carmen. Była moją narzeczoną. - powiedział niepewnie Justin, opuszczając głowę.
- Jasna cholera. - szepnęła niespodziewanie Sophie, patrząc na wszystko oprócz Justina. 
Z każdą kolejną informacją, jaką otrzymywała od chłopaka jej umysł czuł się przeciążony i słaby. Chciała uciec od tego chaosu, ale doskonale wiedziała, że dokąd by się nie udała, to to gówno zawsze ją dogoni. Taki był właśnie Justin. Jeżeli na czymś mu zależało, nigdy nie dawał za wygraną. Dlatego Sophie zdawała sobie sprawę z tego, iż musi stawić czoła temu wszystkiemu właśnie tu i teraz. 
- Więc dlaczego nie jesteście razem? - Sophie musiała poświęcić wiele energii, by zadać to krótkie, lecz tak ważne dla niej pytanie.
Justin wiedział, że nadszedł czas na rozmowę o jego uczuciach i o przeszłości. Nie cierpiał otwierać się przed ludźmi, ponieważ świat, w którym żył nauczył go trzymania wszystkich na dystans i udzielania suchych informacji na swój temat, jeśli już było to konieczne. I mimo , że miał opowiedzieć o tym wszystkim tylko Sophie, jakoś nie było mu łatwiej i nie zrywał się do tego. Ale gdy spojrzał na dziewczynę i to przez co teraz przechodzi oraz to jaka burza kryje się teraz w jej oczach, postanowił odpowiedzieć na zadane pytanie. Rzecz jasna - tak zwięźle i ogólnikowo, jak tylko było to możliwe.
- Carmen chciała się rozwijać, iść do przodu, przeprowadzić się, a ja nie mogłem opuścić miasta ot tak. Nie miałem dla niej wiele czasu w tamtym okresie.
- Dlaczego w takim razie miałbyś go mieć dla mnie? - Sophie zapytała cichym głosem, przechylając głowę lekko na bok.
Justin wziął głęboki oddech, przeczesując włosy palcami i lekko pociągając za końcówki, co było oznaką zbierającej się w nim frustracji. Chciał mieć to już za sobą. Po prostu pragnął mieć świadomość tego, że Sophie jest jego - i tylko jego.
- Ponieważ od tego czasu sporo się zmieniło. Wiem, że może to nie brzmieć przekonująco, ale tak jest. - chłopak wzruszył ramionami, spoglądając na Sophie.
- Ona wiedziała czym się zajmujesz? - Sophie nie odpuszczała, bo uświadomiła sobie, że to odpowiednia chwila na wyciągnięcie z Justina jak najwięcej informacji.
- Oczywiście, że tak. - prychnął -I często jej to przeszkadzało. Chyba w końcu przestała sobie radzić ze stresem, z ograniczeniami i zasadami, których musiała się trzymać. Carmen to stanowcza i trzymająca się swojego dziewczyna. Nie lubi kiedy coś się jej narzuca. Więc dlatego odeszła, swoją drogą w takim momencie kiedy potrzebowałem jej jak tlenu.
- A gdy wraca, ty ot tak przyjmujesz ją z otwartymi ramionami? - Sophie zapytała z irytacją kryjącą się w jej głosie.
- To nie tak. Ona wciąż jest mi bliska i mimo, że się rozstaliśmy, wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt. Jest moją przyjaciółką. - wyjaśnił Justin, jakby dla niego to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Ale dla Sophie to było nie do pomyślenia. Na sam dźwięk imienia tej dziewczyny, krew ścinała jej się w żyłach, a w oczach pojawiała się żądza mordu. 
- Oczywiście. - szepnęła, pocierając dłońmi ramiona jak gdyby było jej zimno, mimo że w pokoju było przyjemnie ciepło.
- Proszę cię, opuść temat Carmen. To przeszłość, która jest już za mną. Chcę ruszyć do przodu i chcę, żebyś  razem ze mną tworzyła moją przyszłość. - Justin sięgnął po drobną i chłodną dłoń Sophie, lekko ją ściskając.  
Po raz pierwszy od momentu kłótni, Sophie ucieszyła się z dotyku chłopaka. Uświadomiła sobie jak bardzo za tym tęskniła, jak tego potrzebowała. Oczywiście, była nadal zraniona, ale bliskość Justina sprawiała, że rany na sercu zaczynały się zabliźniać. 
Uniosła lekko kąciki ust w górę, po czym pogłaskała palcem ciepłą dłoń Justina. 
Widząc jej zmęczone spojrzenie, chłopak przełknął ślinę i polecił.
- Powinnaś się położyć. Jest późno, a ty jesteś zmęczona. Sen dobrze ci zrobi.
Sophie nie mając już siły na kolejną sprzeczkę kiwnęła głową i osunęła się na poduszkę.
Ku jej zaskoczeniu, Justin obszedł łóżko i położył się po drugiej stronie, obejmując ją lekko.
- Zostajesz na noc? - spytała cicho szatynka.
- Muszę wracać do domu, ale poczekam tutaj dopóki nie zaśniesz. - wyjaśnił młody chłopak.
- Oh, okej. - szepnęła Sophie.
- Ale obiecuje, że spotkamy się jutro. - powiedział pewnie Justin.
- Mam szkołę. - jęknęła.
- Ale po szkole masz czas, prawda? 
- Tak. 
- No więc właśnie. A teraz śpij. - szepnął Justin, gładząc jej ramie i wdychając słodki zapach.
Sophie odwróciła się przodem do niego i wtulając się w jego tors mruknęła.
- Dobranoc Justin. 
- Dobranoc skarbie. - odparł Justin, a w jego głosie słychać było spokój i radość.
Słysząc odpowiedź Justina, Sophie uśmiechnęła się szczerze, po czym zamknęła oczy i starała się zasnąć.

- Co oni tam tyle robią do jasnej cholery? - zapytał ostro Chris, chodząc od ściany do ściany.
- Uspokój się. Muszą sobie wszystko wyjaśnić. - warknęła po raz kolejny Trish, siedząc w kuchni i popijając zimną herbatę.
- Zaraz tam wejdę. On znów ją skrzywdzi. - Chris prawie wrzał ze złości.
- Zamknij się wreszcie i siądź na dupie. Nic jej nie będzie. Da sobie radę. - powiedziała Trish, choć w głębi duszy również martwiła się o swoją przyjaciółkę. 
- Och błagam. Mówisz, jakbyś nie wiedziała w jakim jest teraz stanie. - sapnął chłodno Chris, przeczesując włosy palcami.
Zanim Trish zdążyła odpowiedzieć na słowa Chrisa, oboje usłyszeli jak drzwi od pokoju Sophie otwierają się i zaraz potem zamykają. Byli pewni, że zaraz do kuchni wejdzie Sophie, ale zamiast tego w drzwiach pojawił się Justin. Był spokojny, a jego włosy były lekko zmierzwione co wskazywało na to, że albo z kimś mocno się poszarpał, albo przed chwilą wstał z łóżka. Wciąż będąc kłębkiem nerwów, Chris miał gdzieś konsekwencje i nim Justin zdążył zareagować, był już przyciśnięty do ściany.
- Co jej zrobiłeś? - wysyczał nisko Chris, będąc zaledwie kilka centymetrów od twarzy aż nadto opanowanego Justina.
- Nic. - odparł spokojnie, patrząc w oczy rozwścieczonego Chrisa.
- Słucham? - zapytał zdezorientowany chłopak. - Przysięgam, że jeżeli wejdę do pokoju mojej siostry i zastanę ją w gorszym stanie od tego, w jakim ją zostawiłem, będziesz martwy, a twoje pieprzone zwłoki rzucę psom, jako pożywienie. - Chris zaczął stopniowo przechodzić w ciemniejsze i o wiele brutalniejsze rejony swojego umysłu. 
- Sophie śpi. Jeśli nie wierzysz, możesz iść sprawdzić. A teraz - Justin odepchnął Chrisa od swojego ciała - pozwól, że oszczędzę sobie śliny na rozmowy z tobą i wrócę do siebie. - syknął chłopak i wyminął Chrisa. 
Gdy chwytał za klamkę, poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Okazało się, że była to Trish. Justin spodziewał się kolejnego ochrzanu i nawet zaczął układać w głowie coś na swoją obronę, ale drobna brunetka zamiast na niego nawrzeszczeć, spokojnie zapytała.
- Mogę wrócić z tobą? Też wracam do domu.
Justin westchnął głośno i kiwnął głową. Trish posłała mu ciepły uśmiech i założyła na ramiona czarną, cienką parkę oraz ciemne trampki na nogi.
Gdy oboje opuścili dom Lorensów, ich ciała otuliło rześkie powietrze oraz przyjemny zapach kwitnących w ciągu dnia drzew.
- Odwieźć cię? - Justin uniósł brew w oczekiwaniu na odpowiedź ze strony Trish.
- Jeśli możesz. - dziewczyna uśmiechnęła sie z wdzięcznością w oczach i wsiadła do samochodu Biebera.
Justin zajął miejsce kierowcy, jednocześnie wkładając kluczyki do stacyjki, a zaraz potem przekręcając je, tym samym budząc silnik białego ferrari do życia.
- Więc między tobą a Sophie jest już okej? - Trish niepewnie zadała to pytanie, wiedząc że stąpa po cienkim lodzie.
Ale Justin był nad wyraz spokojny. Sam nie wiedział dlaczego tak się działo, ale prawdopodobnie wyjaśnienie wszystkiego z Sophie było tego przyczyną.
- Zgadza się. - przytaknął, wjeżdżając na jedną z głównych ulic Stratford.
- Cieszę się Justin. Ale pamiętaj, że jeżeli jeszcze raz coś takiego się wydarzy nie będzie już tak spokojnie - pouczyła go Trish.
- Nazywasz spokojem to co się działo z Sophie? - zapytał Justin, nie wierząc własnym uszom.
- Posłuchaj Justin. Znam Sophie i Chrisa wystarczająco długo, by stwierdzić kiedy jest naprawdę źle. Miałeś cholerne szczęście, że Chris jeszcze cię nie rozszarpał.
Justin roześmiał się głośno, ale w jego śmiechu nie było ani krzty rozbawienia.
- Miałbym się go bać? Mógłbym wyrządzić mu wiele więcej szkód. Myśle, że jest na tyle rozsądnym chłopakiem, że przemyślałby dwa razy swoją decyzje, zanim wykonałby jakikolwiek ruch w moją stronę.
- To jest jego siostra. Nawet nie masz pojęcia co dla niego znaczy troska o nią. Powinieneś to już zauważyć. - dodała znacząco Trish.
- Cokolwiek - mruknął i skręcił w lewo, tym samym znajdując się na ulicy, na której mieszkała dziewczyna.
- Dziękuje za podwózkę. - uśmiechnęła się lekko brunetka łapiąc za klamkę - I pamiętaj, że każdy twój ruch może okazać się ostatnim. - po tych słowach drobna Trish wyszła z samochodu Justina, zostawiając młodzieńca w zdezorientowaniu i zaskoczeniu.
Co u diabła miały znaczyć jej słowa? To pytanie zadawał sobie całą drogę powrotną do swojego domu. Brzmiały ostrzegawczo i zastanawiał się czy aby na pewno dobrze odebrał przesłanie płynące z tego zdania. No cóż, miał nadzieję, że z czasem dowie się o co chodziło Trish.

Następnego dnia Sophie po raz pierwszy od kilku tygodni wstała wypoczęta, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Doskonale wiedziała, że ją oraz Justina czeka jeszcze długa droga do osiągnięcia sukcesu, ale mimo to świadomość, że znów może być z Justinem napawała ją pozytywną energią. 
Gdy zaścieliła łóżko udała się do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, ułożyła włosy oraz nałożyła delikatny, świeży makijaż. Następnie będąc już w pokoju, wyciągnęła z komody czystą bieliznę,  a z szafy wyjęła jasne, przecierane jeansowe spodenki z wysokim stanem oraz pudrową luźną koszulkę, którą włożyła do spodenek. Spakowała torbę i zeszła na dół do kuchni, wpadając na Chrisa.
- Już wstałeś? - spytała nie ukrywając zaskoczenia. Z reguły jej brat nie należał do rannych ptaszków, no chyba że chodziło o treningi na które potrafił wstawać skoro świt.
- Na to wygląda. - odparł chłodno.
- Coś się stało? - ponownie zapytała, tym razem nieco ostrożniej.
- Naprawdę jesteś tak naiwna, że wierzysz we wszystko co Bieber powie?
- O co ci chodzi? - Sophie ściągnęła brwi, przez co na jej czole pojawiła się urocza zmarszczka.
- To co robisz, jest największą głupotą Sophie. Sądziłem, że jesteś nieco bardziej inteligentniejsza. - rzucił ostro Chris.
Sophie słysząc słowa brata głośno wciągnęła powietrze, będąc zupełnie oszołomioną tym co powiedział. Mimo tego, zdołała szybko wrócić do siebie i skontrować.
- Co jest z tobą nie tak? - wyrzuciła ręce w powietrze, oznajmiając tym samym że zaczyna wpadać w furię.
- Słucham? - brat uniósł brwi w górę z zaskoczenia.
- Jestem w rozsypce - źle. Jestem wreszcie szczęśliwa - też źle. To miłe z twojej strony, że się tak o mnie troszczysz, ale jeżeli masz zamiar nadal tak ze mną rozmawiać jak w tej chwili to pozwól, że utnę tę rozmowę w tym miejscu.
- Nie chodzi o to. - westchnął Chris - Cieszę się, ze widzę cię uśmiechniętą po raz pierwszy od kilku tygodni, ale to nie jest dobry człowiek dla ciebie, Soph.
- Och nie sophiuj mi teraz! - krzyknęła drobna brunetka, ponieważ frustracja w jej ciele zaczynała przybierać na sile - Jeszcze kilka dni temu byliście dobrymi kumplami !
- Ale jakbyś nie zdążyła zauważyć, skrzywdził cię, a moim zasranym obowiązkiem jest chronienie ciebie. - warknął Chris, szarpiąc za końcówki blond włosów.
- Obowiązkiem? - zapytała z niedowierzaniem Sophie - Doskonale potrafię sama zadbać o swój tyłek.
- Umh, z pewnością. - zakpił jej brat, co tylko podsyciło jej i tak zbyt dużą frustrację.
- Przestań. - warknęła ostro - Nie potrzebuje ani twojej litości, ani twojego wpierdalania się w moją relację z Justinem, bo ja nie włażę z buciorami w twój związek z Katt, rozumiesz?
- Sophie, zacznij myśleć racjonalnie i trzeźwo. - jęknął wysoki blondyn.
- Nie Chris. To ty przestań obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Jestem dużą dziewczynką. Jasne, czasem nie panuje nad swoimi emocjami, ale na miłość boską. Nie jestem ze stali. A teraz wreszcie zaczynam widzieć słońce, po kilku tygodniach pieprzonej burzy, która działa się w moim życiu. - kiwnęła lekko głową, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Daj temu szanse. Pozwól mi być szczęśliwą. - Sophie spojrzała w oczy brata z prośbą oraz czymś, czego ani ona, ani on nie potrafili nazwać.
Chris westchnął cicho i przeczesał włosy długimi palcami, przymykając przy tym oczy. W jego głowie toczyła się ciężka bitwa między zdrowym rozsądkiem, a pragnieniem szczęścia swojej siostry. Oczywiście chciał widzieć uśmiech na twarzy ukochanej siostry, ale z drugiej strony, gdy przypominał sobie kto i dlaczego na tak długo ściągnął go z jej twarzy, od razu nabierał dystansu. Po chwili Chris ponownie westchnął i patrząc prosto w czekoladowe oczy Sophie, powiedział spokojnie.
- W porządku Soph. Nie będę się wtrącać w wasze sprawy, ale pamiętaj, że jeżeli on znów cię skrzywdzi już tak łatwo nie odpuszczę i znów mu nie zaufam. Jasne? 
Sophie uśmiechnęła się z wdzięcznością wymalowaną na twarzy i podchodząc do brata, wtuliła się w niego, mrucząc.
- Rozumiem. Dziękuje. 
Chris zamknął Sophie w bezpiecznym uścisku i wypuścił powietrze z płuc, które nieświadomie trzymał. Postąpił trochę wbrew sobie, ale czego nie robi się dla szczęścia siostry?

Sophie's POV
Po porannej rozmowie z Chrisem zjadłam śniadanie i popędziłam do szkoły. To ostatni rok, ostatnie miesiące i naprawdę nie chciałam nagrabić sobie na sam koniec. I tak zbyt dużo opuściłam w poprzednich tygodniach. Ale dzięki temu, że mam w sobie jeszcze troche samozaparcia udało mi się wszystko nadrobić. 
Na lekcji geografii usiadłam w swojej ławce i otworzyłam książkę, by zaznajomić się z tematem lekcji. Oczywiście nauczycielka zawsze analizowała dany temat, ale dziś chciałam też trochę zabić czas, ponieważ pani Kenner, bo tak nazywa się moja nauczycielka, spóźniała się na lekcje. 
Gdy kreśliłam bezmyślnie jakieś znaczki po książce, poczułam jak ktoś kopie moje krzesło. Odwróciłam się za siebie i ujrzałam Kat z desperacją wymalowaną na twarzy. Cholera, brakowało mi jej w szkole.
- Lorens, przysięgam że jeśli nie opowiesz mi wszystkiego co się wczoraj wydarzyło, przywiążę cię do krzesła i zacznę torturować. - użyła takiego tonu, żebym mogła odnieść wrażenie, że mówi to całkiem poważnie.
- A skąd ty już o tym wiesz, co? - zapytałam rozbawiona jej słowami.
- Wiesz, od jakiegoś czasu spotykam się z twoim bratem. Możliwe, że ci to umknęło. - zakpiła, unosząc kąciki ust w górę.
Posłałam jej to spojrzenie, którym posługiwałyśmy się zawsze, kiedy chciałyśmy powiedzieć coś, co ani trochę nie było do wypowiedzenia przy ludziach.
Kat zaśmiała się wesoło i oblizała wargi, nachylając się lekko w moją stronę, w wyraźnym geście chęci poznania historii.
Przewróciłam oczami i jęknęłam.
- Ale jest dopiero 9 rano! Kiedy on ci zdążył o tym powiedzieć, huh? 
- Skarbie, na tym świecie też są telefony. - zakpiła. Ponownie.
- Hamilton, na boga. Przestań mówić do mnie jak do ostatniej idiotki, która dosłownie dwie godziny temu przyleciała na tę planetę. - warknęłam, ale z rozbawieniem w oczach.
- Tak się zachowujesz, co ja na to poradzę. - wzruszyła ramionami, szczerząc się do mnie.
- Jesteś suką Hamilton. - powiedziałam, śmiejąc się razem z nią.
- Cóż, czasem to pomaga w życiu. - Kat zamrugała do mnie znacząco, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytałam, usiłując przestać się śmiać.
- Oczywiście, że wiem. Tutaj wszyscy mnie kochają. - mówiąc to nachyliła się do mnie, jakby chciała powierzyć mi swoją największą tajemnicę, której oczywiście nie ma, bo wiem o niej wszystko.
- Twoja pewność siebie kiedyś cię zgubi, Hamilton. - szepnęłam, ale to nie był cichy szept.
- Ja tam nie narzekam. - Kat ponownie zaczęła się śmiać, a ja nie mogłam do niej się nie przyłączyć.
- Więc opowiesz mi? - moja przyjaciółka nie dawała za wygraną.
- Mogę to zrobić w przerwie na lunch? Bo nie jestem pewna, czy chcę, aby cała klasa o tym wiedziała. - spojrzałam na uczniów, którzy nam się przyglądali i przewróciłam oczami.
- No dobra, wygrałaś. - kiwnęła głową Kat, a w tym samym momencie do klasy weszła szybkim krokiem pani Kenner i od razu zaczęła wykładać lekcję, wcześniej rzucając krótkie przeprosiny.

Tak jak obiecałam, opowiedziałam wszystko Kat oraz Trish, która do nas dołączyła. Obie dziewczyny zadawały milion pytań na minutę i na zmianę piszczały, klęły i wykazywały oburzenie. To było śmieszne. 
- Czyli między wami wszystko się ułożyło? - zapytała Kat, urywając kolejny kawałek bajgla.
- Układa. - poprawiłam ją. 
- Kiedy się widzicie? - tym razem odezwała się Trish.
- Mówił, że dzisiaj po szkole. - uśmiechnęłam się lekko. 
- Dobrze widzieć, że znów jesteś szczęśliwa. - dodała Trish, a Kat pokiwała głową.
- Dzięki. Ale wiem, że przed nami jeszcze długa droga. - westchnęłam, obracając swoją twarz w stronę słońca, mrużąc lekko oczy. 
Reszta dnia w szkole upłynęła spokojnie i luźno. Gdy stałam przy szafce i chowałam książki do środka poczułam jak ktoś staje za mną. Odwracając się, na mojej twarzy zagościł ogromny uśmiech, ponieważ stanął przede mną mój przyjaciel z klasy Blake. Znaliśmy się od kilku lat, traktowaliśmy się bardziej jak rodzeństwo. W przeciwieństwie do większości dziewczyn z mojego liceum nie podkochiwałam ani nie podkochuję się w nim po cichu. Tak, Blake był nieziemsko przystojny. Krótkie brązowe włosy, błękitne oczy, perłowy uśmiech, prosty nos, wyraźne rysy twarzy, świetne ciało, styl oraz to coś co miał w sobie powodowało go cholernie atrakcyjnym. Prawie każda dziewczyna do niego wzdychała, a gdy przychodził czasem z podbitym okiem czy rozciętą wargą do szkoły, dosłownie każda chciała się nim zaopiekować. Kiedyś spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, ale mimo tego że ostatnio nieco ograniczył nam się kontakt nadal kochałam go i wiedziałam o nim praktycznie wszystko.
- Cześć mała. - odezwał się miękko Blake.
- Przestań mnie tak nazywać. - oburzyłam się, po czym pocałowałam go w policzek i zaśmiałam się. - Jak tam? Coś się stało?
- Nie, niby dlaczego? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem - Przyszedłem po prostu zapytać czy idziesz z nami na jakieś szybkie piwo po szkole. Więc jak?
Spojrzałam na niego i zastanowiwszy się kilka chwil odparłam. - W porządku. Ale naprawdę na szybkie. - spojrzałam na niego wymownie.
- Sie wie. - zaśmiał się melodyjnie Blake, po czym pozwalając zamknąć mi szafkę, zarzucił mi rękę na ramie, tak że byłam trochę pod nim schowana. 
Gdy wchodziliśmy do hallu szkoły dołączyła do nas Kat, Trish oraz Finn z Klausem - kolejni znajomi z klasy. Zaczęliśmy wesoło rozmawiać i śmiać się, do tego stopnia, że prawie się popłakałam. Wychodząc z budynku szkoły od razu poczułam ciepłe powietrze i promienie słońca na swojej skórze. Wszyscy gawędziliśmy, a ja wciąż szłam z Blakem. Schodząc ze schodów o mało się nie potknęłam, ponieważ gdy podniosłam wzrok na ulice, dostrzegłam najpierw czarne ferrari, które tak dobrze znałam, a dopiero potem chłopaka, który opierał się nonszalancko o samochód. To Justin. Zdziwiłam się, ponieważ raczej nie lubił przebywać w miejscach, gdzie wzrok każdego padał dokładnie na niego, z tego powodu iż wywoływał zamieszanie wśród dzieciaków, których emocje były zupełnie rozregulowane i robiły drame z byle powodu.
Justin wywoływał ogromne zainteresowanie wśród ludzi z liceum, do którego uczęszczałam. Nie raz słyszałam jak o nim plotkowali, czy też mówili coś o wyścigach, w których miał brać udział. Zazwyczaj puszczałam to koło uszu, ale nie mogłam nie słyszeć tego, że część osób uważała go za sensacje, a część za sensację, której bali się jak ognia. I z jednej strony ta druga połowa miała rację. Justin nie był człowiekiem, który stwarzał pozorów chłopaka, z którym można wyjść na piwo czy drinka. Zazwyczaj trzymał ludzi na dystans, biło od niego chłodem oraz nieufnością. I zaskoczeniem było dla mnie to, że traktował tak każdego oprócz mnie. Od razu zaczął ze mną rozmawiać, bez żadnych podejrzeń. 
Tym razem Justin znów stał się obiektem spojrzeń, rozmów i plotkowania dzieciaków, ponieważ postanowił przyjechać pod moją szkołę. I byłam przekonana, że teraz każdy z uczniów zadawał sobie pytanie, po jaką cholerę sam pieprzony Justin Bieber pojawił się pod tym właśnie liceum i cierpliwie czekali na rozwój sytuacji.
Spojrzałam na Justina i posłałam mu niezręczny uśmiech, gdy wyplątałam się z objęć Blake'a i niepewnie do niego podeszłam. Widząc że nadchodzę, odepchnął się zgrabnie od samochodu i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jego miękkie usta wylądowały na moich.
Jasna cholera. Justin Bieber właśnie pocałował mnie przed moją szkołą, przed którą aż roiło się od ciekawskich uczniów. Pociągnęłam szybko powietrze do płuc i po chwili oddałam pocałunek. Gdy Justin oderwał się ode mnie, owinął rękę w okół mojej talii i przysunął do siebie, mierząc wzrokiem Blake'a.
- Kto to jest? - zapytał po chwili beznamiętnym tonem.
- To mój przyjaciel Blake.- wyjaśniłam, zupełnie nie wiedząc o co chodzi.
Dopiero gdy spojrzałam na twarz Justina zauważyłam, że jest spięty i wbija wzrok w mojego przyjaciela. A co dziwniejsze, Blake robił dokładnie to samo. 
Zmarszczyłam brwi i zapytałam.
- Coś się stało? 
- Nie. Chodź, jedziemy. 
- Justin, ale ja się umówiłam ... - powiedziałam unikając jego spojrzenia.
- Powiedziałem, że jedziemy. Przełóż to. - polecił Justin.
Westchnęłam głośno i pocierając czoło, uznałam, że chcę spędzić ten czas z Justinem i popracować trochę nad nami, dlatego podeszłam do znajomych i przeprosiłam ich, po czym wymieniając kilka znaczących spojrzeń z Kat i Trish, ruszyłam do samochodu Justina.
Idąc w jego kierunku złapałam przynajmniej kilkanaście spojrzeń, które były tak cholernie zaskoczone, że wiedziałam, że plotki na mój temat zaczną się lada moment. Ale miałam to wtedy gdzieś. Liczyło się to, że Justin przyjechał po mnie i jest ze mną, czuję jego obecność.
- Przez ciebie czeka mnie kilka dni zmagania się z krzywymi spojrzeniami i szeptaniem w szkole. - zaśmiałam się melodyjnie, gdy wsiadłam do samochodu.
Justin posłał mi badawcze spojrzenie i zapytał.
- Dlaczego? 
- Bo nazywasz się Justin Bieber. - odpowiedziałam spokojnie.
Justin jedyne co zrobił to westchnął i ruszył spod szkoły. Prowadził spokojnie i był nad czymś poważnie skupiony, więc miałam okazję by dokładniej mu się przyjrzeć. Analizowałam każdy skrawek jego ciała, lekko się przy tym uśmiechając. 
- Dokąd jedziemy? - zapytałam po chwili, zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Na razie do mnie, a potem zobaczymy. - rzucił Justin, skręcając w uliczkę prowadzącą do jego domu. 
- Och, okej. - mruknęłam cicho.
Czyżby znów pojawił się zmienny pan Bieber? Jasne, cieszyłam się że znów go widzę, ale ani trochę nie uśmiechało mi się zmaganie się z jego humorami. Przynajmniej na tę chwilę.
Gdy wjechaliśmy na podjazd, wysiadłam z auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Justin nagle pojawił się przy moim boku i biorąc mnie w ramiona, szepnął.
- Tęskniłem za tobą. 
Słysząc te słowa, spojrzałam mu w oczy i wiedziałam, że mówił prawdę. Szczerość jego wyznania była dla mnie tak bardzo przyjemna. Uśmiechnęłam się słabo, a do oczu napłynęły mi łzy. I cudownym faktem było to, że to wcale nie były łzy cierpienia. Po tylu dniach, wreszcie poczułam, że jeszcze może być dobrze. 
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo ja tęskniłam za tobą. - odpowiedziałam, nadal patrząc w jego czekoladowe tęczówki, które pod światło robiły się nieco piwne. 
Justin położył dłoń na moim policzku i rytmicznie gładził go kciukiem, a po chwili jego usta spotkały moje. W tym pocałunku było coś niesamowitego. Był przesiąknięty tęsknotą, napięciem i miłością. Mój żołądek zrobił fikołka, a z oczu polały się łzy. Justin odsunął się lekko ode mnie i marszcząc brwi zapytał.
- Hej, dlaczego płaczesz? 
- Bo czuje, że to ma sens. - odparłam, wycierając policzki.
- To, czyli co? - w jego głosie mogłam usłyszeć konsternacje.
- My. - wyznałam.
W moim życiu znów zaczynało świecić słońce. Pytanie tylko, jak długo?



Co sądzicie o tym rozdziale? Podobał się? Szczerze mówiąc na początku lubiłam ten chapter, ale efekt końcowy nie jest taki jaki sobie zaplanowałam i ogółem jest dosyć słaby. 
Proszę Was, komentujcie - to niesamowicie motywuje mnie do pracy. Dziękuje Wam z całego serca za grubo ponad 8 tysięcy wyświetleń, za wszystkie ciepłe słowa i komentarze. Jesteście cudowni !
Jeśli chcecie o coś spytać, wiecie gdzie mnie szukać.
Do następnego!
Wasza V.
#muchlove