- Nie nazywaj mnie tak. – warknęłam.
- Zamknij się. Szkoda by było gdyby ktoś skrzywdził taką
ładną buzię – jego dłoń dotknęła mojej linii szczęki.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam, zaczynając się wyrywać z
jego uścisku.
- Możesz krzyczeć ile wlezie, tutaj jest tak głośno, że i
tak nikt Cię nie usłyszy. – rzeczywiście, chłopak miał rację.
- Czego ode mnie chcesz? – wyszeptałam, czując jak
przerażenie opanowuje moje ciało. Kolana powoli zaczęły się pode mną uginać
- Czego? Chcę,
żebyś pode mną jęczała, chcę Cię pieprzyć i widzieć jak już nie jesteś taka
pyskata. – wymamrotał obrzydliwie.
- Nawet Cię kurwa nie znam, a rzygać mi się chce jak na
Ciebie patrze – splunęłam mu prosto w twarz.
- Szmata !- warknął i ocierając twarz, złapał mnie za
szczękę, a drugą ręką zaczął dobierać się do mnie.
-Zostaw mnie! – krzyczałam, naiwnie licząc na to, że
odpuści.
-Nie ma … kurwa… mowy – wymawiał po kolei, całując
obrzydliwie moją szyję.
-Błagam Cię, zostaw mnie – zaczęłam prosić, czując jak
jego ręka wędruje pod moją sukienkę. Oparłam głowę o ścianę i zacisnęłam
powieki, błagając Boga, żeby to się skończyło. Poczułam jak po moich polikach
spływają łzy. Jego dłoń była już na moim udzie i niebezpiecznie zbliżała się do
mojego kobiecego punktu. Odpychałam go do pewnego momentu, ale ten złapał
zręcznie moje dłonie i przywarł je do ściany.
- Zostaw mnie… Zostaw mnie… Zostaw, proszę .. – łkałam cicho, czując jak jedna z jego dłoni
przeniosła się na mój biust. Jego usta nadal pieściły odrażająco moją szyję i
ramię. Osuwałam się po ścianie, chcąc by przynajmniej TO nie bolało.
- I co suko, już nie jesteś taka odważna, co? – zapytał
retorycznie, a na jego twarzy wymalował się złowrogi uśmieszek. Zrobiło mi się
słabo i niedobrze. To był koszmar. Mój cały makijaż był rozmazany, a ciało całe
drżało.
- Błagam Cię skończ, tu jest tyle ludzi… - wymamrotałam,
nie mając już siły stawiać oporu.
- Co mnie to kurwa… - nagle ktoś z tyłu pociągnął go za
ramiona i wymierzył idealny prawy sierpowy w jego szczękę. Osunęłam się na
podłogę, kuląc się i cała dygocząc. Przyglądałam się całej tej sytuacji z
sercem w gardle.
- Dotknij ją kurwa jeszcze raz, a obiecuję Ci, że kawałki
Twojego ciała będą znajdować się jeszcze 5 mil stąd! A teraz spierdalaj stąd i
radzę Ci, zmień miejsce zamieszkania. – usłyszałam znajomy głos, zbyt
znajomy. Chłopak ze stolika z jękami i krwawiącą twarzą wstał i pospieszył w
kierunku wyjścia. Gdy mój wybawiciel upewnił się, że znienawidzona postać
opuściła klub, odwrócił się do mnie, a ja umarłam sześć razy. To Justin, to on
mnie uratował. Zabrakło mi tchu. Co do cholery się dzieje?!
- Nic Ci nie jest? – zapytał. – Kurwa, głupie pytanie.- objął mnie ramieniem i pomógł wstać. I kiedy stałam tak przed nim
dopiero uświadomiłam sobie, co się stało. Wybuchłam płaczem, a moje ciało
zaczęło bardziej drżeć . Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w silnych i
cholernie bezpiecznych ramionach Justina.
- Chodź, zabiorę Cię stąd, okej? – zapytał z troską. Ja
tylko zdobyłam się na kiwnięcie głową . Przebrnęliśmy przez tłum ludzi, a ja
miałam wrażenie, że teraz każdy patrzy na mnie podejrzanie. Było mi słabo, bardzo
słabo. Gdy stanęliśmy przy szatni, Justin powiedział coś do ochroniarza, po
czym odwrócił się do mnie.
- Poczekaj tu, pójdę tylko powiedzieć Ignacowi i reszcie
co się dzieje. Zaraz będę. – posłał mi pocieszający uśmiech i znów zniknął w
tłumie. Po 5 minutach, które wydawały się być wiecznością Justin znów był obok
mnie. Założył mi swoją marynarkę na ramiona i wyszliśmy przed klub. Wyciągnął
kluczyki z kieszeni i otworzył, czarne, matowe sportowe auto. Spojrzałam na
niego pytającym wzrokiem, na co on odparł.
- Nie martw się, nie piłem. Nie miałem czasu.
Pokiwałam nędznie głową i ruszyłam za Justinem w kierunku
samochodu. Wsiadłam posłusznie do środka
i od razu zapadłam się w siedzenie. Było wygodne, bardzo wygodne. Wszystkie
siedzenia były obite czarną skórą, a deska rozdzielcza była idealnie złota. W
środku unosił się przyjemny, ale mocny zapach. Justin, nawet nie wiem kiedy,
ruszył płynnie i dołączył do ruchu. Spoglądałam tępo przez szybę, próbując
ułożyć sobie wszystko w głowie. Nagle mnie przeszyło. Chris! Przecież on
oszaleje ze zmartwienia. Wyciągnęłam z torebki telefon i wystukałam krótką, ale
na temat wiadomość.
Do : Chris
Treść : Nie martw się o mnie, jestem bezpieczna. Ratuj mi
tyłek przed mamą. Powiedz jej, że śpię u Sue. Pogadamy jutro. Kocham Cię.
Dosłownie kilka sekund później dostałam odpowiedź, a mój
żołądek nieprzyjemnie się skurczył.
Od: Chris
Treść : MŁODA MASZ U MNIE PRZEJEBANE!
Wywróciłam oczami i odpisałam szybko.
Do: Chris
Treść: Zamknij się i ratuj mi dupę u mamy. Jestem bezpieczna,
przysięgam. Opowiem Ci wszystko jutro, a teraz idź spać.
Zaraz potem znów po samochodzie rozległ się dźwięk nowej
wiadomości.
Od: Chris
Treść: Obiecuję, że będziesz jutro sobie porozmawiamy. I
nie mów mi co mam robić. Mama już śpi, ale powiem jej, że byłaś u Sue jak
wstanie. Kocham Cię i błagam uważaj na siebie. Bo jak się dowiem, że ktoś Cię
skrzywdził …
Ta wiadomość rozdrapała moją ranę. Znów moje policzki
były mokre od łez. Zamknęłam oczy i zagryzłam wargę. Nagle rozległ się cichy
głos Justina.
- Hej, Sophie, coś się stało?
Pokręciłam głową.
- Już spokojnie, jesteś bezpieczna. Jakkolwiek by to
brzmiało.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami i przełknęłam
ślinę. Cholera, ma rację. Właśnie jadę nie wiadomo dokąd z chłopakiem, którego
w zasadzie nie znam. Ale coś w środku mnie darzyło go zaufaniem.
Spoglądałam na jego idealne zarysowane rysy twarzy. Jego
szczęka była idealna, prosty nos, lekko uwydatnione usta i te ciepłe,
czekoladowe oczy. Odwróciłam wzrok i postanowiłam odpisać bratu.
Do: Chris
Treść: Pogadamy jutro. Śpij dobrze.
Schowałam telefon do torebki, gdy samochód nagle się
zatrzymał. Mój wzrok przeniósł się na wielki dom, a może raczej willę, przed
którą właśnie stał samochód Justina, a ja w nim.
- Gdzie my jesteśmy? – po raz pierwszy odezwałam się od
początku podróży.
- Przed moim domem. – odparł luźno, odpinając swój pas i
to samo robiąc z moim.
- Twoim? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No właściwie moim, Ignaca i jeszcze dwóch innych
chłopaków. – uśmiechnął się po czym wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo,
otulając się bardziej jego marynarką, ponieważ na zewnątrz było już chłodno.
Poszłam grzecznie za Justinem i weszłam do środka. Cholera, tu jest
niesamowicie. Stałam właśnie w sporym hallu, a przede mną stały szerokie schody,
prowadzące na piętro. Po prawej stronie była kuchnia, z wyspą na środku, a
dalej było widać kawałek naprawdę sporego salonu. Po lewej stronie była
jadalnia, toaleta i wyjście na ogród. Podziwiałam widoki, kiedy Justin ruszył
schodami na górę. Ruszyłam oczywiście za nim. Na górze natomiast było około 5
pokoi, a każdy z nich miał inne drzwi wejściowe. Uśmiechnęłam się sama do
siebie, po czym zobaczyłam jak Justin otwiera czarne drzwi. Jak się potem
okazało, były to drzwi do jego pokoju. Był ciemny. Czekoladowe ściany zdobiły
obrazy, jakieś plakaty i inne pierdółki związane z hokejem oraz jedną ścianę
zdobiło graffiti . Na półce nad czarnym biurkiem znalazła się całkiem okazała
kolekcja snapbacków oraz fullcapów. Na biurku natomiast stały zdjęcia jego samego
w towarzystwie małego chłopca i nieco starszej dziewczynki. Na drugim zdjęciu
był ten sam skład, a obok nich stała piękna, dojrzała kobieta a po przeciwnej
stronie wysoki mężczyzna. Jak mniemam byli to jego rodzice oraz rodzeństwo.
Uśmiechnęłam się ciepło. To uroczy obrazek. Między zdjęciami leżał srebrny
laptop Apple’a , cały w zabawnych rysunkach. Na środku pokoju znajdowało się
dwuosobowe łóżko z czarnobrązowymi poduchami i kołdrami. Obok sporej garderoby
były drzwi do łazienki. Boże, jakie to było wszystko ogromne. Jestem pewna, że
gdybym została tu sama, zgubiłabym się.
Spojrzałam na Justina, który właśnie układał pościel na
łóżku. Bez słowa podszedł potem do szafy i wyciągnął z niej swoją koszulkę,
którą zaraz potem mi wręczył.
- Masz, przebierz się. Choć wyglądasz zjawiskowo, nie
sądze, że dobrze będzie się spało w tej kiecce. – uśmiechnął się lekko.- W
łazience, w szafce pod umywalką znajdziesz czyste ręczniki– wskazał ręką w
kierunku łazienki. Pokiwałam głową i weszłam pospiesznie do środka pomieszczenia,
wskazywanego przez Justina, zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przed lustrem i
przeraziłam się. Mój makijaż był cały rozmazany. Podniosłam dłonie do twarzy i
ponownie przeżyłam szok. Moje nadgarstki były całe czerwone, a w niektórych
miejscach były sine. Moje oczy znów zapełniły łzy. Nawet nie wiem kiedy tak
mocno ściskał moje nadgarstki. Pozbyłam się szpilek, zrzuciłam z siebie kolejno
marynarkę Justina, sukienkę i bieliznę. Weszłam pod prysznic licząc, że zmyję z
siebie cały ten brud dzisiejszej nocy. Umyłam włosy, a ciało natarłam żelem
Justina, ponieważ nic innego nie miałam pod ręką. Po dokładnym opłukaniu ciała,
owinęłam się bordowym, miękkim ręcznikiem po czym dokładnie się nim wytarłam.
Założyłam ponownie bieliznę, a potem założyłam na siebie koszulkę Justina,
która sięgała do ponad połowy ud. Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki,
jeszcze raz spoglądając na swoje nadgarstki. Justin rozmawiał z kimś przez
telefon, kiedy wyszłam. Ułożyłam ubrania na krześle obok biurka i spojrzałam na
Justina, który kiwnięciem głowy wskazał na swoje łóżko. Spojrzałam na niego
przerażona. Justin rozłączył się i uspokoił mnie.
- Nie martw się, ja będę spał na dole. Połóż się, bo
wyglądasz jak wrak człowieka.
Rzeczywiście, byłam przesadnie blada i osłabiona.
Pokiwałam posłusznie głową i schowałam kosmyk włosów za ucho. Justin zmarszczył
brwi.
- Czy to… Te nadgarstki… To on ? – zapytał rozwścieczony.
Schowałam dłonie za siebie, a do oczu znów cisnęły łzy. Znów
zaczęłam drżeć. Odwróciłam głowę w bok a Justin podszedł do mnie, klnąc.
- Co do kurwy … - zapytał wbijając swój wzrok w moją
szczękę. Przejechałam opuszkami palców po linii szczęki i poczułam nieprzyjemne
pieczenie. Świetnie, ale mnie urządził. Nie dość, że moje nadgarstki są w
opłakanym stanie, to jeszcze szczęka. Co ja powiem mamie, Chrisowi? Że bawiłam
się z Sue w kickboxing? Samą mnie to
bawiło .Boże, lepiej być nie mogło. Z zamyślenia wyrwało mnie warknięcie
Justina.
- Skurwysyn zginie marnie – przeczesał palcami swoje
włosy.
- Uspokój się. – rzuciłam zaskakując samą siebie.
- Co? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakbym właśnie
powiedziała, że wygrałam milion w totka.
- Powiedziałam, żebyś się uspokoił – powtórzyłam to,
jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jak ja mam się uspokoić, kiedy jakiś sukinsyn urządził
tak dziewczynę? I to w moim towarzystwie?– wyrzucił ręce w powietrze.
- Zachowujesz się jakby co najmniej pociął mi twarz
nożem. – wywróciłam oczami. – Nic mi się nie stało, to tylko lekkie zadrapania.
Do jutra, ewentualnie do dwóch dni nie będzie po nich śladu. – wzruszyłam
ramionami.- Czuję się dobrze- hahahah, kogo ja oszukiwałam? Czułam się
okropnie. Brudna, zraniona, skrzywdzona i cala obolała. I w pewnym momencie
mnie oświeciło. Co ja go obchodzę? Dlaczego to zrobił? Przecież mógł mnie
odwieźć do domu i zapomnieć o wszystkim. Niczego już nie rozumiałam. Nie
zwlekając ani chwili zapytałam.
- A co ja Cię w ogóle obchodzę?
- Proszę? – zapytał mnie, jak gdyby wydawało mu się, że
się przesłyszał.
- Pytam, co ja Cię obchodzę? Dlaczego mnie tu
przywiozłeś? Dlaczego tak się denerwujesz?
- Skoro tu jesteś musisz mnie coś obchodzić. Przywiozłem
Cię tu, bo wątpię, żeby ktokolwiek z Twojego domu był zadowolony gdyby zobaczył
Cię w takim stanie. A denerwuję się, bo tak mam w swojej naturze. I nie podoba
mi się fakt, że jakiś kretyn traktuje tak kobiety. – wyjaśnił.
- Okej, rozumiem. Ale dlaczego nie odwiozłeś mnie do Sue,
albo chociaż nie zostawiłeś mnie pod jej opieką? Co ja tu w ogóle robię, co ? –
dalej drążyłam temat.
- Zaczynasz mnie wkurwiać tymi pytaniami. – warknął.
- Wybacz, staram się tylko dowiedzieć jaki masz interes w
tym wszystkim.
- Zamknij się, albo naprawdę skończę to, co ten frajer
zaczął. – syknął Justin.
To mnie zabiło, trafił w sam czuły punkt. Jedyne czego
chciałam, to zapomnieć o tym co wydarzyło się w klubie i wrócić do normalnego
życia. Czułam jak znów z oczu wylewają się łzy.
- Przepraszam .. – Justin zrobił krok do przodu, a ja
krok w tył.
- Zostaw mnie. – szepnęłam, a moja dolna warga drżała. –
Zostaw mnie w spokoju. Chcę przespać spokojnie tą noc i wrócić do domu. –
mruknęłam, ocierając łzy i kierując się do łóżka. Skuliłam się i dokładnie
okryłam kołdrą.
- Śpij dobrze. – odparł żałośnie Justin i zniknął za
drzwiami .
Zamknęłam oczy i z całych sił starałam się zasnąć. Co ja
tu robiłam do cholery? Czemu mnie tu przywiózł i najważniejsze, dlaczego tak
zareagował w klubie. Zadawałam sobie pytania, wiedząc, że nie dostanę
odpowiedzi. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przed
oczami dalej miałam tego świra, wydawało mi się, że dalej czuje jego dotyk na
moim ciele. To był koszmar. Wstałam więc z łóżka, owinęłam się kocem i
postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam cicho z pokoju i od razu powędrowałam na
ogród. Księżyc mocno świecił tej nocy, a niebo było gwiaździste. Widok był
magiczny. Usiadłam w wiklinowym fotelu i dokładniej owinęłam się kocem.
- Miałaś iść spać – ktoś odezwał się za mną, a ja
podskoczyłam ze strachu. – Co tu robisz?- oczywiście okazało się, że to Justin.
- Jak widzisz, siedzę na krześle . Nie mogę spać. –
wzruszyłam ramionami, wcale na niego nie patrząc.
- Jest późno, wiesz o tym, no nie? – zapytał wyciągając z
kieszenią paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. I co w związku z tym? – zapytałam
- No i nic. - rzucił odpalając papierosa i stojąc obok
mnie.
Pokiwałam głową i podniosłam kolana pod brodę. Co jakiś
czas wzdychałam cicho.
- Chcesz? -
zapytał wyciągając papierosy.
- Dzięki. – wyciągnęłam rękę, sięgając po fajkę.
Odpaliłam ją i zaciągnęłam się. Ogarnęła nas nieprzyjemna cisza. Każdy z nas
chyba toczył wojnę w swojej głowie. Westchnęłam cicho i postanowiłam ponownie o
coś zapytać, tym razem spokojniej.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Zrobiłem co? – spojrzał na mnie pytająco, jednocześnie wypuszczając
dym z ust.
- No wiesz… Dlaczego mnie uratowałeś? – przeklęłam się w
głowie za to, że zaczęłam ten temat.
- Wiesz, okazałbym się ciotą a nie facetem, jeśli nie
zareagowałbym przechodząc obok takiej sytuacji. – odparł spokojnie.
- W sumie .. – mruknęłam, ponownie zaciągając się dymem.
– Co Ty tam w ogóle robiłeś? – kontynuowałam.
-Ignac wspominał coś o tym, że idziecie do tego klubu i
postanowiłem, że sam chętnie wpadnę zobaczyć co i jak. W końcu jest piątek. –
rzucił luźno uśmiechając się mimowolnie. – Szukałem kogoś w środku i
przechodziłem obok łazienek. A że zauważyłem coś niepokojącego, podszedłem żeby
zobaczyć co się dzieje.
- Dlaczego nie przyszedłeś z nami ? – zapytałam opierając
się o oparcie krzesła. Spojrzałam na niego.
- Musiałem pozałatwiać parę spraw na mieście. –
powiedział, już o wiele chłodniej niż przedtem.
- Mogę wiedzieć, co ?- nie odpuszczałam.
- Nie . – warknął.
- Wyluzuj. Zachowujesz się jakbyś załatwiał jakieś
mafijne porachunki – zaśmiałam się.
- Przymknij się. – syknął chłopak. Spojrzałam na niego i
podkuliłam bardziej nogi. Wyrzuciłam papierosa i upiłam łyk, wcześniej
znalezionej w kuchni wody. Przełknęłam ślinę i opuściłam głowę.
- Przepraszam – wymamrotał Justin.
- Jasne, nie ma sprawy – odparłam cicho. – Miałeś prawo.
- Nie, nie miałem prawa tak na Ciebie naskoczyć – zaczął
tłumaczyć się Justin.
- Przestań. – podniosłam rękę i mój wzrok znów skupił się
na siniakach. Opuściłam smutno dłonie i wstałam. – Pójdę już się położyć,
dobrej nocy – wysiliłam się na kilka tych słów nie chcąc znów wybuchnąć przy
chłopaku. Ruszyłam w strone wejścia do domu, gdy Justin się odezwał.
- Poczekaj.
- Słucham? – spojrzałam na niego i dopiero teraz
uświadomiłam sobie, że stoi przede mną bez koszulki.
- Przepraszam za tamto.. No wiesz, za to co powiedziałem
wcześniej. – mówiąc to, podrapał się po karku.
- Nic się nie stało, ja też
przepraszam. Nie powinnam Cię osądzać – spojrzałam na niego, dużymi oczyma. – A
i zapomniałam Ci podziękować. Więc, dziękuje – posłałam mu ciepły uśmiech i
wyszłam z ogrodu. Rozglądnęłam się po domu i wyszłam spokojnie na górę,
otwierając drzwi do pokoju chłopaka. Postanowiłam umyć zęby, więc weszłam do
łazienki i znalazłam w niej jedynie szczoteczkę Justina. Wzruszając ramionami,
chwyciłam ją i porządnie wyszczotkowałam nią zęby. Gdy skończyłam, przepłukałam
buzię i poszłam się położyć. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam, spokojnie
oddychając.
Zbliża się… Podchodzi … Widzę
jego twarz… Krzyczy … Dotyka … Ten dotyk boli, jest zły … Ratunku… Tracę
świadomość… Tracę siebie… Pomocy..
xoxo,
V.
O kuźwa!! Zajebisty ff Kocham goo
OdpowiedzUsuń