Menu

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 3, cz. II

- Nie nazywaj mnie tak. – warknęłam.
- Zamknij się. Szkoda by było gdyby ktoś skrzywdził taką ładną buzię – jego dłoń dotknęła mojej linii szczęki.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam, zaczynając się wyrywać z jego uścisku.
- Możesz krzyczeć ile wlezie, tutaj jest tak głośno, że i tak nikt Cię nie usłyszy. – rzeczywiście, chłopak miał rację.
- Czego ode mnie chcesz? – wyszeptałam, czując jak przerażenie opanowuje moje ciało. Kolana powoli zaczęły się pode mną uginać
- Czego?  Chcę, żebyś pode mną jęczała, chcę Cię pieprzyć i widzieć jak już nie jesteś taka pyskata. – wymamrotał obrzydliwie.
- Nawet Cię kurwa nie znam, a rzygać mi się chce jak na Ciebie patrze – splunęłam mu prosto w twarz.
- Szmata !- warknął i ocierając twarz, złapał mnie za szczękę, a drugą ręką zaczął dobierać się do mnie.
-Zostaw mnie! – krzyczałam, naiwnie licząc na to, że odpuści.
-Nie ma … kurwa… mowy – wymawiał po kolei, całując obrzydliwie moją szyję.
-Błagam Cię, zostaw mnie – zaczęłam prosić, czując jak jego ręka wędruje pod moją sukienkę. Oparłam głowę o ścianę i zacisnęłam powieki, błagając Boga, żeby to się skończyło. Poczułam jak po moich polikach spływają łzy. Jego dłoń była już na moim udzie i niebezpiecznie zbliżała się do mojego kobiecego punktu. Odpychałam go do pewnego momentu, ale ten złapał zręcznie moje dłonie i przywarł je do ściany.
- Zostaw mnie… Zostaw mnie… Zostaw, proszę ..  – łkałam cicho, czując jak jedna z jego dłoni przeniosła się na mój biust. Jego usta nadal pieściły odrażająco moją szyję i ramię. Osuwałam się po ścianie, chcąc by przynajmniej TO nie bolało.
- I co suko, już nie jesteś taka odważna, co? – zapytał retorycznie, a na jego twarzy wymalował się złowrogi uśmieszek. Zrobiło mi się słabo i niedobrze. To był koszmar. Mój cały makijaż był rozmazany, a ciało całe drżało.
- Błagam Cię skończ, tu jest tyle ludzi… - wymamrotałam, nie mając już siły stawiać oporu.
- Co mnie to kurwa… - nagle ktoś z tyłu pociągnął go za ramiona i wymierzył idealny prawy sierpowy w jego szczękę. Osunęłam się na podłogę, kuląc się i cała dygocząc. Przyglądałam się całej tej sytuacji z sercem w gardle.
- Dotknij ją kurwa jeszcze raz, a obiecuję Ci, że kawałki Twojego ciała będą znajdować się jeszcze 5 mil stąd! A teraz spierdalaj stąd i radzę Ci, zmień miejsce zamieszkania. – usłyszałam znajomy głos, zbyt znajomy. Chłopak ze stolika z jękami i krwawiącą twarzą wstał i pospieszył w kierunku wyjścia. Gdy mój wybawiciel upewnił się, że znienawidzona postać opuściła klub, odwrócił się do mnie, a ja umarłam sześć razy. To Justin, to on mnie uratował. Zabrakło mi tchu. Co do cholery się dzieje?!
- Nic Ci nie jest? – zapytał. – Kurwa, głupie pytanie.- objął mnie ramieniem i pomógł wstać. I kiedy stałam tak przed nim dopiero uświadomiłam sobie, co się stało. Wybuchłam płaczem, a moje ciało zaczęło bardziej drżeć . Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w silnych i cholernie bezpiecznych ramionach Justina.
- Chodź, zabiorę Cię stąd, okej? – zapytał z troską. Ja tylko zdobyłam się na kiwnięcie głową . Przebrnęliśmy przez tłum ludzi, a ja miałam wrażenie, że teraz każdy patrzy na mnie podejrzanie. Było mi słabo, bardzo słabo. Gdy stanęliśmy przy szatni, Justin powiedział coś do ochroniarza, po czym odwrócił się do mnie.
- Poczekaj tu, pójdę tylko powiedzieć Ignacowi i reszcie co się dzieje. Zaraz będę. – posłał mi pocieszający uśmiech i znów zniknął w tłumie. Po 5 minutach, które wydawały się być wiecznością Justin znów był obok mnie. Założył mi swoją marynarkę na ramiona i wyszliśmy przed klub. Wyciągnął kluczyki z kieszeni i otworzył, czarne, matowe sportowe auto. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, na co on odparł.
- Nie martw się, nie piłem. Nie miałem czasu.
Pokiwałam nędznie głową i ruszyłam za Justinem w kierunku samochodu.  Wsiadłam posłusznie do środka i od razu zapadłam się w siedzenie. Było wygodne, bardzo wygodne. Wszystkie siedzenia były obite czarną skórą, a deska rozdzielcza była idealnie złota. W środku unosił się przyjemny, ale mocny zapach. Justin, nawet nie wiem kiedy, ruszył płynnie i dołączył do ruchu. Spoglądałam tępo przez szybę, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Nagle mnie przeszyło. Chris! Przecież on oszaleje ze zmartwienia. Wyciągnęłam z torebki telefon i wystukałam krótką, ale na temat wiadomość.

Do : Chris
Treść : Nie martw się o mnie, jestem bezpieczna. Ratuj mi tyłek przed mamą. Powiedz jej, że śpię u Sue. Pogadamy jutro. Kocham Cię.

Dosłownie kilka sekund później dostałam odpowiedź, a mój żołądek nieprzyjemnie się skurczył.

Od: Chris
Treść : MŁODA MASZ U MNIE PRZEJEBANE!

Wywróciłam oczami i odpisałam szybko.

Do: Chris
Treść: Zamknij się i ratuj mi dupę u mamy. Jestem bezpieczna, przysięgam. Opowiem Ci wszystko jutro, a teraz idź spać.

Zaraz potem znów po samochodzie rozległ się dźwięk nowej wiadomości.

Od: Chris
Treść: Obiecuję, że będziesz jutro sobie porozmawiamy. I nie mów mi co mam robić. Mama już śpi, ale powiem jej, że byłaś u Sue jak wstanie. Kocham Cię i błagam uważaj na siebie. Bo jak się dowiem, że ktoś Cię skrzywdził …

Ta wiadomość rozdrapała moją ranę. Znów moje policzki były mokre od łez. Zamknęłam oczy i zagryzłam wargę. Nagle rozległ się cichy głos Justina.
- Hej, Sophie, coś się stało?
Pokręciłam głową.
- Już spokojnie, jesteś bezpieczna. Jakkolwiek by to brzmiało.
Spojrzałam na niego załzawionymi oczami i przełknęłam ślinę. Cholera, ma rację. Właśnie jadę nie wiadomo dokąd z chłopakiem, którego w zasadzie nie znam. Ale coś w środku mnie darzyło go zaufaniem.
Spoglądałam na jego idealne zarysowane rysy twarzy. Jego szczęka była idealna, prosty nos, lekko uwydatnione usta i te ciepłe, czekoladowe oczy. Odwróciłam wzrok i postanowiłam odpisać bratu.

Do: Chris
Treść: Pogadamy jutro. Śpij dobrze.

Schowałam telefon do torebki, gdy samochód nagle się zatrzymał. Mój wzrok przeniósł się na wielki dom, a może raczej willę, przed którą właśnie stał samochód Justina, a ja w nim.
- Gdzie my jesteśmy? – po raz pierwszy odezwałam się od początku podróży.
- Przed moim domem. – odparł luźno, odpinając swój pas i to samo robiąc z moim.
- Twoim? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No właściwie moim, Ignaca i jeszcze dwóch innych chłopaków. – uśmiechnął się po czym wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo, otulając się bardziej jego marynarką, ponieważ na zewnątrz było już chłodno. Poszłam grzecznie za Justinem i weszłam do środka. Cholera, tu jest niesamowicie. Stałam właśnie w sporym hallu, a przede mną stały szerokie schody, prowadzące na piętro. Po prawej stronie była kuchnia, z wyspą na środku, a dalej było widać kawałek naprawdę sporego salonu. Po lewej stronie była jadalnia, toaleta i wyjście na ogród. Podziwiałam widoki, kiedy Justin ruszył schodami na górę. Ruszyłam oczywiście za nim. Na górze natomiast było około 5 pokoi, a każdy z nich miał inne drzwi wejściowe. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zobaczyłam jak Justin otwiera czarne drzwi. Jak się potem okazało, były to drzwi do jego pokoju. Był ciemny. Czekoladowe ściany zdobiły obrazy, jakieś plakaty i inne pierdółki związane z hokejem oraz jedną ścianę zdobiło graffiti . Na półce nad czarnym biurkiem znalazła się całkiem okazała kolekcja snapbacków oraz fullcapów. Na biurku natomiast stały zdjęcia jego samego w towarzystwie małego chłopca i nieco starszej dziewczynki. Na drugim zdjęciu był ten sam skład, a obok nich stała piękna, dojrzała kobieta a po przeciwnej stronie wysoki mężczyzna. Jak mniemam byli to jego rodzice oraz rodzeństwo. Uśmiechnęłam się ciepło. To uroczy obrazek. Między zdjęciami leżał srebrny laptop Apple’a , cały w zabawnych rysunkach. Na środku pokoju znajdowało się dwuosobowe łóżko z czarnobrązowymi poduchami i kołdrami. Obok sporej garderoby były drzwi do łazienki. Boże, jakie to było wszystko ogromne. Jestem pewna, że gdybym została tu sama, zgubiłabym się.
Spojrzałam na Justina, który właśnie układał pościel na łóżku. Bez słowa podszedł potem do szafy i wyciągnął z niej swoją koszulkę, którą zaraz potem mi wręczył.
- Masz, przebierz się. Choć wyglądasz zjawiskowo, nie sądze, że dobrze będzie się spało w tej kiecce. – uśmiechnął się lekko.- W łazience, w szafce pod umywalką znajdziesz czyste ręczniki– wskazał ręką w kierunku łazienki. Pokiwałam głową i weszłam pospiesznie do środka pomieszczenia, wskazywanego przez Justina, zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przed lustrem i przeraziłam się. Mój makijaż był cały rozmazany. Podniosłam dłonie do twarzy i ponownie przeżyłam szok. Moje nadgarstki były całe czerwone, a w niektórych miejscach były sine. Moje oczy znów zapełniły łzy. Nawet nie wiem kiedy tak mocno ściskał moje nadgarstki. Pozbyłam się szpilek, zrzuciłam z siebie kolejno marynarkę Justina, sukienkę i bieliznę. Weszłam pod prysznic licząc, że zmyję z siebie cały ten brud dzisiejszej nocy. Umyłam włosy, a ciało natarłam żelem Justina, ponieważ nic innego nie miałam pod ręką. Po dokładnym opłukaniu ciała, owinęłam się bordowym, miękkim ręcznikiem po czym dokładnie się nim wytarłam. Założyłam ponownie bieliznę, a potem założyłam na siebie koszulkę Justina, która sięgała do ponad połowy ud. Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki, jeszcze raz spoglądając na swoje nadgarstki. Justin rozmawiał z kimś przez telefon, kiedy wyszłam. Ułożyłam ubrania na krześle obok biurka i spojrzałam na Justina, który kiwnięciem głowy wskazał na swoje łóżko. Spojrzałam na niego przerażona. Justin rozłączył się i uspokoił mnie.
- Nie martw się, ja będę spał na dole. Połóż się, bo wyglądasz jak wrak człowieka.
Rzeczywiście, byłam przesadnie blada i osłabiona. Pokiwałam posłusznie głową i schowałam kosmyk włosów za ucho. Justin zmarszczył brwi.
- Czy to… Te nadgarstki… To on ? – zapytał rozwścieczony.
Schowałam dłonie za siebie, a do oczu znów cisnęły łzy. Znów zaczęłam drżeć. Odwróciłam głowę w bok a Justin podszedł do mnie, klnąc.
- Co do kurwy … - zapytał wbijając swój wzrok w moją szczękę. Przejechałam opuszkami palców po linii szczęki i poczułam nieprzyjemne pieczenie. Świetnie, ale mnie urządził. Nie dość, że moje nadgarstki są w opłakanym stanie, to jeszcze szczęka. Co ja powiem mamie, Chrisowi? Że bawiłam się z  Sue w kickboxing? Samą mnie to bawiło .Boże, lepiej być nie mogło. Z zamyślenia wyrwało mnie warknięcie Justina.
- Skurwysyn zginie marnie – przeczesał palcami swoje włosy.
- Uspokój się. – rzuciłam zaskakując samą siebie.
- Co? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jakbym właśnie powiedziała, że wygrałam milion w totka.
- Powiedziałam, żebyś się uspokoił – powtórzyłam to, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jak ja mam się uspokoić, kiedy jakiś sukinsyn urządził tak dziewczynę? I to w moim towarzystwie?– wyrzucił ręce w powietrze.
- Zachowujesz się jakby co najmniej pociął mi twarz nożem. – wywróciłam oczami. – Nic mi się nie stało, to tylko lekkie zadrapania. Do jutra, ewentualnie do dwóch dni nie będzie po nich śladu. – wzruszyłam ramionami.- Czuję się dobrze- hahahah, kogo ja oszukiwałam? Czułam się okropnie. Brudna, zraniona, skrzywdzona i cala obolała. I w pewnym momencie mnie oświeciło. Co ja go obchodzę? Dlaczego to zrobił? Przecież mógł mnie odwieźć do domu i zapomnieć o wszystkim. Niczego już nie rozumiałam. Nie zwlekając ani chwili zapytałam.
- A co ja Cię w ogóle obchodzę?
- Proszę? – zapytał mnie, jak gdyby wydawało mu się, że się przesłyszał.
- Pytam, co ja Cię obchodzę? Dlaczego mnie tu przywiozłeś? Dlaczego tak się denerwujesz?
- Skoro tu jesteś musisz mnie coś obchodzić. Przywiozłem Cię tu, bo wątpię, żeby ktokolwiek z Twojego domu był zadowolony gdyby zobaczył Cię w takim stanie. A denerwuję się, bo tak mam w swojej naturze. I nie podoba mi się fakt, że jakiś kretyn traktuje tak kobiety. – wyjaśnił.
- Okej, rozumiem. Ale dlaczego nie odwiozłeś mnie do Sue, albo chociaż nie zostawiłeś mnie pod jej opieką? Co ja tu w ogóle robię, co ? – dalej drążyłam temat.
- Zaczynasz mnie wkurwiać tymi pytaniami. – warknął.
- Wybacz, staram się tylko dowiedzieć jaki masz interes w tym wszystkim.
- Zamknij się, albo naprawdę skończę to, co ten frajer zaczął. – syknął Justin.
To mnie zabiło, trafił w sam czuły punkt. Jedyne czego chciałam, to zapomnieć o tym co wydarzyło się w klubie i wrócić do normalnego życia. Czułam jak znów z oczu wylewają się łzy.
- Przepraszam .. – Justin zrobił krok do przodu, a ja krok w tył.
- Zostaw mnie. – szepnęłam, a moja dolna warga drżała. – Zostaw mnie w spokoju. Chcę przespać spokojnie tą noc i wrócić do domu. – mruknęłam, ocierając łzy i kierując się do łóżka. Skuliłam się i dokładnie okryłam kołdrą.
- Śpij dobrze. – odparł żałośnie Justin i zniknął za drzwiami .
Zamknęłam oczy i z całych sił starałam się zasnąć. Co ja tu robiłam do cholery? Czemu mnie tu przywiózł i najważniejsze, dlaczego tak zareagował w klubie. Zadawałam sobie pytania, wiedząc, że nie dostanę odpowiedzi. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Przed oczami dalej miałam tego świra, wydawało mi się, że dalej czuje jego dotyk na moim ciele. To był koszmar. Wstałam więc z łóżka, owinęłam się kocem i postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam cicho z pokoju i od razu powędrowałam na ogród. Księżyc mocno świecił tej nocy, a niebo było gwiaździste. Widok był magiczny. Usiadłam w wiklinowym fotelu i dokładniej owinęłam się kocem.
- Miałaś iść spać – ktoś odezwał się za mną, a ja podskoczyłam ze strachu. – Co tu robisz?- oczywiście okazało się, że to Justin.
- Jak widzisz, siedzę na krześle . Nie mogę spać. – wzruszyłam ramionami, wcale na niego nie patrząc.
- Jest późno, wiesz o tym, no nie? – zapytał wyciągając z kieszenią paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. I co w związku z tym? – zapytałam
- No i nic. - rzucił odpalając papierosa i stojąc obok mnie.
Pokiwałam głową i podniosłam kolana pod brodę. Co jakiś czas wzdychałam cicho.
- Chcesz?  - zapytał wyciągając papierosy.
- Dzięki. – wyciągnęłam rękę, sięgając po fajkę. Odpaliłam ją i zaciągnęłam się. Ogarnęła nas nieprzyjemna cisza. Każdy z nas chyba toczył wojnę w swojej głowie. Westchnęłam cicho i postanowiłam ponownie o coś zapytać, tym razem spokojniej.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Zrobiłem co? – spojrzał na mnie pytająco, jednocześnie wypuszczając dym z ust.
- No wiesz… Dlaczego mnie uratowałeś? – przeklęłam się w głowie za to, że zaczęłam ten temat.
- Wiesz, okazałbym się ciotą a nie facetem, jeśli nie zareagowałbym przechodząc obok takiej sytuacji. – odparł spokojnie.
- W sumie .. – mruknęłam, ponownie zaciągając się dymem. – Co Ty tam w ogóle robiłeś? – kontynuowałam.
-Ignac wspominał coś o tym, że idziecie do tego klubu i postanowiłem, że sam chętnie wpadnę zobaczyć co i jak. W końcu jest piątek. – rzucił luźno uśmiechając się mimowolnie. – Szukałem kogoś w środku i przechodziłem obok łazienek. A że zauważyłem coś niepokojącego, podszedłem żeby zobaczyć co się dzieje.
- Dlaczego nie przyszedłeś z nami ? – zapytałam opierając się o oparcie krzesła. Spojrzałam na niego.
- Musiałem pozałatwiać parę spraw na mieście. – powiedział, już o wiele chłodniej niż przedtem.
- Mogę wiedzieć, co ?- nie odpuszczałam.
- Nie . – warknął.
- Wyluzuj. Zachowujesz się jakbyś załatwiał jakieś mafijne porachunki – zaśmiałam się.
- Przymknij się. – syknął chłopak. Spojrzałam na niego i podkuliłam bardziej nogi. Wyrzuciłam papierosa i upiłam łyk, wcześniej znalezionej w kuchni wody. Przełknęłam ślinę i opuściłam głowę.
- Przepraszam – wymamrotał Justin.
- Jasne, nie ma sprawy – odparłam cicho. – Miałeś prawo.
- Nie, nie miałem prawa tak na Ciebie naskoczyć – zaczął tłumaczyć się Justin.
- Przestań. – podniosłam rękę i mój wzrok znów skupił się na siniakach. Opuściłam smutno dłonie i wstałam. – Pójdę już się położyć, dobrej nocy – wysiliłam się na kilka tych słów nie chcąc znów wybuchnąć przy chłopaku. Ruszyłam w strone wejścia do domu, gdy Justin się odezwał.
- Poczekaj.
- Słucham? – spojrzałam na niego i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stoi przede mną bez koszulki.
- Przepraszam za tamto.. No wiesz, za to co powiedziałem wcześniej. – mówiąc to, podrapał się po karku.
- Nic się nie stało, ja też przepraszam. Nie powinnam Cię osądzać – spojrzałam na niego, dużymi oczyma. – A i zapomniałam Ci podziękować. Więc, dziękuje – posłałam mu ciepły uśmiech i wyszłam z ogrodu. Rozglądnęłam się po domu i wyszłam spokojnie na górę, otwierając drzwi do pokoju chłopaka. Postanowiłam umyć zęby, więc weszłam do łazienki i znalazłam w niej jedynie szczoteczkę Justina. Wzruszając ramionami, chwyciłam ją i porządnie wyszczotkowałam nią zęby. Gdy skończyłam, przepłukałam buzię i poszłam się położyć. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam, spokojnie oddychając.


Zbliża się… Podchodzi … Widzę jego twarz… Krzyczy … Dotyka … Ten dotyk boli, jest zły … Ratunku… Tracę świadomość… Tracę siebie… Pomocy..


xoxo, 
V.

1 komentarz: