Menu

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 4

Czułam jak ktoś mną potrząsacoś krzyczy.
- Sophie, do cholery! Obudź się! – usłyszałam męski, podniesiony głos.
Złapałam gwałtownie powietrze i otworzyłam oczy, czując jak bardzo mokre są moje poliki.
- C..co się dzieje ? – zapytałam cicho, budząc się.
- Co się dzieje?! – zapytał sfrustrowany Justin- To ja się Ciebie pytam, co się stało! Wchodzę do pokoju, poszedłem się umyć, wychodzę, patrze na Ciebie a Ty byłaś cała zapłakana, mówiłaś coś i strasznie szybko oddychałaś.  Więc ? – zapytał oczekując na odpowiedź.
-Nie wiem … Po prostu śnił mi się… - złamał mi się głos i zaczęłam kręcić głową.
- Ciii, już spokojnie. Jesteś tu bezpieczna. – Justin objął mnie ramieniem i zaczął delikatnie kołysać. Schowałam twarz w jego klatce piersiowej, starając się uspokoić. Po kilku chwilach odsunęłam się od niego. Nie wiem dlaczego pozwoliłam mu na takie gesty, co spowodowało, że tak mu ufałam.
- Która godzina? – zapytałam, podkulając nogi pod siebie.
- Po 10-tej. – odpowiedział spokojnie chłopak.
- Okej – pokiwałam głową. Już miałam się odezwać ponownie, ale Justin mnie wyprzedził.
- Na dole jest śniadanie. Przepraszam, ale nie czekaliśmy na Ciebie – spojrzał na mnie przepraszająco.
- My? – zdziwiłam się.
- Tak, my. Ja, Ignac, Mike i Luke .
- Ah tak, zapomniałam, że nie mieszkasz sam. – zarumieniłam się lekko.
- Miałbym trochę za dużo miejsca – uśmiechnął się.
Wstałam z łóżka i spojrzałam w duże lutro. Nie wyglądałam dobrze, szczególnie z rana. Justin spojrzał na mnie i sam podszedł do szafy, wyciągając z niej luźne, sportowe, koszykarskie spodenki i rzucił je w moją stronę.
- Ubierz je, chyba będziesz się lepiej czuła.
- Dzięki. – poczułam jak moje policzki zrobiły się czerwone, dlatego też szybko zniknęłam za drzwiami łazienki. Przemyłam zęby, oczywiście szczotką Justina. Umyłam też buzię a włosy związałam w luźnego kucyka. Wychodząc z łazienki, rozejrzałam się po pokoju, ale Justina już nie było. Dlatego też, wyszłam cicho z łazienki i zeszłam po schodach na dół, kierując się do kuchni. W kuchni zastałam całą czwórkę chłopaków którzy bili się ze sobą, gawędzili i śmiali się. Spojrzałam na nich i od razu zbladłam. Czułam się cholernie nieswojo w ich towarzystwie, szczególnie po ostatnich wydarzeniach. Czterech chłopaków i ja jedna. Nie, to nie był ani trochę normalny widok, przynajmniej dla mnie. Nogi zaczęły mi drżeć kiedy spojrzenia wszystkich chłopaków przeniosły się na mnie.
- Bieber, czy to Twoja sprawka ? – zapytał szyderczo złotowłosy chłopak.
- Coś jeszcze Luke ? – zapytał chłodno Justin. – To Sophie, musiała tu przenocować.- wyjaśnił.
- Ta, już widze to Twoje ‘’ przenocować ‘’ . Dobrze wam chociaż było? – zapytał wścibski Luke. Słysząc to, myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
- Zamknij się – mruknął Justin.
- No Bieber, nie wierzę, że nie zamoczyłeś, trafiając na taką okazję – Luke dalej nie ustępował. W tym momencie Luke powiedział o jedno zdanie za dużo. Justin zerwał się z krzesła i rzucił się na Luke’a szarpiąc go za koszulkę. Ja zrobiłam krok w tył, chcąc wyjść z tego domu jak najprędzej. Widząc w jakim jestem stanie, Ignac podszedł do mnie i objął, dając do zrozumienia, że jestem bezpieczna.
- Lepiej uważaj na słowa ! – krzyczał Justin . – Nie znasz jej, nie wiesz co się stało więc zrób nam wszystkim przysługę i zamknij pysk!
- Jezu, stary wyluzuj. To tylko żarty! – zaczął tłumaczyć się Luke.
- To ja mam chyba kurwa jakieś dziwne poczucie humoru, skoro nie rozumiem Twoich pseudo żarcików – warknął Justin, puszczając chłopaka – Jeszcze raz takie coś, a urwę Ci jaja i nie będziesz miał już czym zadawalać swoich panienek. W woli ścisłości, co tydzień innej.
- Dzięki stary, nie musiałeś. – jęknął Luke.
- Wet za wet, brachu – wzruszył ramionami Justin.
Z boku tego całego zamieszania, siedział czarnowłosy chłopak, niewiele starszy od Justina. Spokojnie przyglądał się całej tej sytuacji, w ogóle nie reagując na nią. Uśmiechał się co jakiś czas sam do siebie, słysząc coraz to nowsze obelgi przyjaciół. Spojrzał na mnie i wstał.
- Jestem Mike, miło mi Cię poznać. Szkoda, że w takiej sytuacji – czarnowłosy chłopak wyciągnął do mnie dłoń, a ja odruchowo ją uścisnęłam.
- Sophie… - wymruczałam, spuszczając wzrok w dół.
- Nie przejmuj się Lukiem. Jego niewyparzona gęba nieraz sprawiała kłopoty. – posłał mi pocieszający uśmiech.
- Jasne .. – wzruszyłam ramionami, wyplątując się z objęć Ignaca. Nie chciałam dzisiaj czuć niczyjego, obcego dotyku. Podeszłam do wysepki kuchennej i zobaczyłam na niej gofry, jeszcze ciepłe. Skoro na mnie nie czekali i zjedli śniadanie, to tego śniadania musiało być naprawdę dużo, skoro zostały jeszcze gofry. Nie pytając o nic, wzięłam jednego z nich i ugryzłam. Znalazłam też wodę i szklankę, więc sama się obsłużyłam, ponieważ tamta czwórka coś sobie wyjaśniała. Zjadłam pół gofra, wypiłam wodę i odłożyłam talerz na bok. Odwracając wzrok spotkałam wzrok Justina.
- Nie zjesz więcej? Przecież Ty praktycznie nic nie zjadłaś.
- Nie jestem głodna – powiedziałam.
-Powinnaś więcej jeść – pouczył mnie Justin.
Nic nie odpowiedziałam na jego słowa. Ponieważ chłopaki znów wrócili do rozmowy, zmyłam się na górę, do pokoju Justina. Wzięłam swoje wczorajsze ubrania i weszłam do łazienki. Po około 5 minutach znów byłam w sukience i szpilkach. Chwyciłam torebkę i ponownie wyszłam z pokoju, schodząc na dół.  Stanęłam w drzwiach i zarumieniłam się, czując na sobie spojrzenia.
- Cholera, Bieber. Wiesz zawsze co dobre – mruknął Luke.
- Czy Ty wreszcie się kurwa zamkniesz? – rzucił Justin, wpatrzony we mnie, tak samo jak reszta.
- Umh, przepraszam Justin. Pójdę już. Dziękuje za pomoc i przenocowanie. – zdobyłam się na parę zdań i po chwili dodałam. – Trzymajcie się chłopcy. – odwróciłam się i ruszyłam do drzwi, które pare sekund potem zamknęłam za sobą. Ruszyłam powoli w dół ulicy, kierując się w stronę mojego domu. Szłam powoli, nadal czując jak bardzo jestem obolała. Słońce przyjemnie ogrzewało moją skórę. Szłam już dobrą chwilę, gdy usłyszałam jak samochód zatrzymuje się obok mnie. Rzecz jasna, był to czarny samochód Justina.
- Wsiadaj, powiozę Cię. – powiedział twardo Justin, otwierając szyby.
- Nie trzeba, poradzę sobie. – rzuciłam nie przestając iść.
- Nie zgrywaj odważnej i wsiadaj – naciskał chłopak.
- Nie zgrywam się. Jestem odważna – odpowiedziałam.
- Jesteś tego taka pewna? Wczoraj wydawało mi się, że jest trochę inaczej. – powiedział. Tego było już za wiele, ciśnienie skoczyło mi do maksimum.
- Ile razy jeszcze mi to przypomnisz?! – krzyczałam, mając głęboko w to, że przechodnie się na mnie patrzą. – Ile razy jeszcze będziesz mi sypał sól na tą ranę?! Jak tak bardzo Ci to przeszkadza, to po jaką cholerę mnie w ogóle ratowałeś, co?! Marny z Ciebie bohater! – wyrzucałam wszystko z siebie. – Od początku wiedziałam, że z Tobą jest coś nie tak!
W tym momencie, Justin zjechał na pobocze i wyszedł z auta. Podszedł do mnie, z lodowatą miną.
- O co Ci do cholery chodzi?! Gdybyś nie chciała, nie spałabyś tej nocy u mnie w łóżku. A ja gdybym miał taką ochotę, tej nocy byłbym w Tobie i słyszał Twoje jęki. Ale okazałem dobre serce i nic Ci nie zrobiłem. Co więcej, jeszcze Cię broniłem! – warczał Justin.
- Daj mi spokój! Im dłużej Cię słucham, tym bardziej widzę, jakim jesteś bezuczuciowym człowiekiem. To co wczoraj zrobiłeś, było dobre z Twojej strony, ale wydaje mi się, że była to jedna z wielu Twoich masek. A teraz, bądź łaskaw, zejdź mi z drogi, bo chciałabym jak najszybciej wrócić do domu. – powiedziałam dławiąc łzy. To bolało, ta rana nadal się nie zagoiła. Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez i dodałam. – Dziękuje. Dziękuje, że mnie uratowałeś, że mnie broniłeś. – z mojego oka popłynęła krystaliczna łza. – Ale nie zniosę dłużej tych upokorzeń.- wyminęłam go i ruszyłam, ocierając łzy. Szłam coraz szybciej, słysząc jak Justin woła coś. Nie obracałam się już, nie chciałam na niego patrzeć.
Po około 30 minutach byłam już w domu. W środku panowała błoga cisza. Taka, której najbardziej potrzebowałam. Mama była na ćwiczeniach, a Chris pewnie poszedł do kumpla. Weszłam do swojego pokoju, wyciągnęłam z szafy rozciągniętą koszulkę, dresy i czystą bieliznę. Pospieszyłam do łazienki, nalałam wannę pełną wody i zrzuciłam z siebie ubrania. Weszłam do wanny i wreszcie się odprężyłam. Relaksowałam się około 20 minut, po czym postanowiłam się umyć. Obmyłam dokładnie swoje ciało, umyłam włosy i wyszłam z wanny. Otarłam się dokładnie ręcznikiem, rozczesałam włosy, ubrałam się w koszulkę i dresy, po czym poszłam do pokoju. Położyłam się na  łóżku i przejechałam dłońmi po twarzy. Nagle opamiętałam się, że od wczorajszej nocy, po tym gdy skończyłam pisać z Chrisem nie spoglądałam na telefon. Wykopałam go z torebki i doznałam wstrząsu. 17 nieodebranych połączeń od Sue, 10 od Trish i 4 smsy. Przewróciłam oczami i otworzyłam skrzynkę. 2 smsy były od Sue, jeden od Chrisa i jeden od Justina. Czego on jeszcze ode mnie chciał? Odczytałam po kolei każdego z smsów i stwierdziłam, że zadzwonię do Sue. Wybrałam jej numer i czekałam aż odbierze.
- Halo ? – usłyszałam nieprzytomne pytanie.
- Cześć, to ja, Soph – poinformowałam zaspaną przyjaciółkę.
- Rany Boskie, Sophie! – głos Sue stał się piskliwy. – Co się z Tobą do cholery działo?! Próbowałam się dodzwonić do Ciebie chyba z miliard razy, to samo Trish! Mało nie umarłam ze zmartwienia.- krzyczała do słuchawki.
- Sue, uspokój się. Nic mi nie jest, żyję. – zaczęłam ją uspokajać.
- Chwała Bogu, że żyjesz! Mogło Ci się coś stać. – zaczęła histeryzować.
- I stało … - mruknęłam.
- CO?! – krzyknęła przerażona Sue.
- To nie jest rozmowa na telefon. Poza tym, myślałam, że Justin Ci powiedział.
- A co robi w tym wszystkim Justin do cholery?! –wypytywała mnie przyjaciółka.
- Właśnie sporo ma w tym wszystkim udziału .. – rzuciłam cicho.
- Czy on Ci coś.. No wiesz?
- Nie ! – zaprzeczyłam twardo.
- Uff. Słuchaj, za godzinę widzę Cię w naszej kawiarni, zrozumiano?
- Przyjęłam. Dziękuje – dodałam po chwili.
- Za co? – zapytała zdziwiona Sue.
- Za to, że jesteś. Chyba muszę z kimś pogadać – zagryzłam marnie wargę.
- Od tego jestem, tak? Zbieraj się, za godzinę się widzimy. Pa .
- Pa – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Westchnęłam ciężko z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i zagryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się przy tym, co na siebie ubrać. Spojrzałam za okno i uśmiechnęłam się. Słońce świeciło, a niebo było bezchmurne. Wakacje się zbliżały wielkimi krokami. Wracając do wyboru ciuchów, zdecydowałam się w końcu na czarne spodenki z wysokim stanem, do tego czarną, szerszą koszulkę, na szyję ubrałam złoty, masywny łańcuch a na nogi zadecydowałam ubrać bordowe Vansy. Wysuszyłam i wyprostowałam włosy, a później dodałam im trochę więcej objętości. Na powiekach narysowałam delikatne kreski, a usta podkreśliłam przezroczystym błyszczykiem. Zamiast torebki, wzięłam ze sobą bordowo-czarną nerkę. Upewniając się że wyglądam okej, zeszłam na dół i zamknęłam za sobą drzwi. Odwracając się, wpadłam na Chrisa.
- Ej młoda, gdzie Ty się wybierasz? – zapytał chłodno mój brat.
- Pogadać z Sue – odparłam.
- Ze mną miałaś pogadać – mruknął Chris.
- Uhh, odpuść sobie. Pogadamy później, nie mam ochoty jeszcze z Tobą się kłócić – rzuciłam, zakładając okulary na nos. I to było najgorsze posunięcie z mojej strony. Chris ściągnął brwi i zacisnął szczękę.
- Co to kurwa jest?! – wrzasnął nagle.
- Nie krzycz na mnie! – powiedziałam w odwecie.
- Co Ty robiłaś, że masz sine nadgarstki?! Matka jak to zobaczy, umrze na zawał. I masz szczęście, że ojciec wyjechał – powiedział wściekły .
- Ja nie robiłam nic. – mruknęłam.
- No to co się stało? Bawiłaś się w kickboxing? – zapytał. Hm, zabawne. Pomyślał dokładnie to samo, co ja jakieś kilka godzin temu.
- Zamknij się – warknęłam.
- Sophie, do jasnej cholery. Powiesz mi księżniczko.. – tu uśmiechnął się sarkastycznie- co się stało, czy mam załatwić to inaczej?
- Wybrałeś sobie świetne miejsce na pogawędkę, wiesz? – wykrzywiłam usta w sztuczny uśmiech.
- Bo z Tobą się inaczej dzisiaj nie da. Co w Ciebie wstąpiło? Nie byłaś taka wczoraj- spojrzał na mnie, oczekując w końcu jasnej odpowiedzi.
- A czy Ty tryskałbyś radością, gdyby na imprezie, na którą sam mnie zresztą namawiałeś, dobierała się do Ciebie osoba, której w ogóle nie znasz? Byłbyś szczęśliwy, gdybyś został cholernie zraniony? – zapytałam i nie czekając, odpowiedziałam za niego – nie. Więc nie dziw się, że …
- Zaraz, poczekaj. Co powiedziałaś? Ktoś się do Ciebie dobierał? – zapytał Chris, sam chyba nie wierząc we własne słowa. – Kim jest ten skurwysyn i gdzie go znajdę?! Zginie ! – warknął Chris. – I gdzie Ty do cholery byłaś?! Czemu do mnie nie zadzwoniłaś?!
- Uspokój się ! Po pierwsze, nie mam pojęcia jak się nazywa, po drugie byłam w bezpiecznym miejscu, po trzecie nie byłam w stanie. Sam domyśl się dlaczego.
- Czekaj. Kto Cię uwolnił od tego skurwiela? Bo nie sądze, że zrobiłaś to sama. – spojrzał na mnie.
- Brawo, dzięki że we mnie wierzysz. Ale masz rację, nie zrobiłam tego sama. To Justin, to on mi pomógł. – przyciszyłam głos.
- Skąd znasz Biebera? – zapytał niepewnie Chris.
- Dzięki Sue. Czekaj, skąd Ty znasz jego nazwisko i skąd Ty go w ogóle znasz? – zapytałam piskliwie.
- Załatwiałem z nim kiedyś pare spraw. – odparł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Jakie sprawy? W co wy do cholery jesteście zaplątani?! Mam tego dość, zejdź mi z drogi, jeśli możesz. – spojrzałam na Chrisa wzrokiem mordercy a ten złapał mnie za ramiona, skutecznie zatrzymując.
- Im mniej wiesz, tym lepiej żyjesz. I tak niech zostanie. A co do Biebera, to nie sądziłem, że z niego taki szlachetny chłopak – uśmiechnął się nonszalancko.
- To, że udała mu się jedna, bądź dwie rzeczy nie oznacza, że jest szlachetny – dodałam pomrukiem.
- Co Ty bredzisz? – zapytał, a zaraz potem dodał. – To u niego przenocowałaś, tak ?
- Tak.
- I w tej kwestii jestem spokojny.
- Czemu?
-Bo wiem, że nic Ci nie zrobił. – wzruszył ramionami Chris.
Pokiwałam marnie głową, nie chcąc o nim gadać . Wyrwałam się z uścisku Chrisa i poprawiłam włosy.
- Bardzo Cię przepraszam, ale jestem umówiona. Więc bądź łaskaw i teraz mnie odwieź, bo przez to, że zachciało Ci się przesłuchania, jestem spóźniona. – powiedziałam wkurzona .
- Z Bieberem? – zapytał dociekliwie.
- Nie! Nie mam zamiaru się z nim spotykać, więc odpuść sobie takie słabe żarty i rusz ten tyłek . Sue mnie udusi.
- Dobra, dobra. Wyluzuj. Wsiadaj.- Chris otworzył samochód, a ja po chwili weszłam do środka.
Mój brat wsiadł chwilę po mnie, odpalił auto i płynnie ruszył. Droga w zasadzie minęła nam w milczeniu. To znaczy mnie, bo Chris trajkotał niczym baba z kimś przez telefon. Jeżeli ja podczas ploteczek z Sue lub Trish wyglądam tak samo, to szczerze współczuję osobom z mojego otoczenia.
Pod kawiarnią byliśmy 10 minut później. Wyszłam z samochodu, a Chris odjechał. W kawiarniowym ogródku siedziała już Sue.
- No ile można czekać ?! – zapytała Sue.
- Przepraszam, to przez Chrisa. –wyjaśniłam całując Sue w policzek.
- Zamówiłam Ci frappe, może być ?- spojrzała na mnie pytająco.
- Jasne, że tak. Dziękuje. – uśmiechnęłam się.
- No, no to zacznij mi opowiadać co jest grane. – Sue rozpoczęła temat .
Opowiedzenie jej całej zaistniałeś sytuacji zajęło mi jakieś pół godziny. Trwało to tyle, bo musiałam 3 razy powtarzać jej co się stało. Sue tak samo jak ja nie dowierzała w to wszystko. W trakcie opowiadania popłakałam się pare razy. Nie sądziłam, że to może tak boleć. Sue cały czas mnie tuliła i pocieszała, ale widziałam, że jej samej nie jest z tym faktem łatwo. Z resztą gdyby to jej zrobili zachowałabym się tak samo.
- Przepraszam, że mnie tam nie było.
- Sue, skąd mogłaś wiedzieć, że coś takiego się wydarzy? – uśmiechnęłam się słabo.
- W zasadzie masz racje, ale i tak mam wyrzuty sumienia. – powiedziała smutno.
- Skarbie, to nie Twoja wina. Byłyśmy w klubie, miałyśmy się bawić. Skąd miałyśmy wiedzieć, że jakiemuś idiocie odbije ? – powiedziałam patrząc jej w oczy. – Miałam szczęście, że Justin tam był.
- A właśnie. Justin. Co z nim ? – zapytała ciekawa Sue.
- A co ma być ? Nic. – odparłam z nonszalancją.
- Myślalam, że wiesz. Zaszło między Wami coś wczoraj? W końcu byłaś u niego.. Nie chodzi mi o seks, bo to oczywiste, że nic się nie stało, ale może no wiesz.. Jakiś pocałunek, nie wiem cokolwiek.
- Sue.. Nie chcę rozmawiać o Justinie. Nic się między nami nie wydarzyło oprócz tego, że się pokłóciliśmy. I Twoje wróżby się nie spełniły. Jest dupkiem. Pomógł mi, ale to nie zmienia faktu, że jest dupkiem. – powiedziałam stanowczo.
- Jesteście oboje popieprzeni. – rzuciła Sue.
- Super, wiem to nie od dziś. Umówiłaś się z Ignacem?
- Tak, jak zwykle. Zaraz powinien tu być. – uśmiechnęła się lekko.
- Okej, podziękuj mu ode mnie. On wie za co. Ja zmykam, mam ochotę na spacer. – powiedziałam spokojnie.
- Jasne. Trzymaj się mała i dzwoń w razie czego, okej ? – zapytała troskliwie Sue.
- Dobrze. – przytaknęłam i pocałowałam ją w policzek na pożegnanie. – Pa.
Wyszłam z kawiarni i włożyłam słuchawki do uszu, puszczając jakąś spokojną piosenkę. Szłam w dół ulicy, mijając spokojnie przechodniówNogi poprowadziły mnie na miejskie pola, w miejsce gdzie wszyscy mieszkańcy, z rodzinami, partnerami czy psami wypoczywali słoneczne dni. Można było wyczuć tutaj spokojną, ciepłą atmosferę.

Znalazłam wolny kawałek trawy i położyłam się wygodnie, zamykając oczy. W słuchawkach brzmiała Adele, z jej anielskim głosem. Głosem, który sprawiał, że znajdowałam się w innym świecie, z głosem który koi wszystkie otwarte rany w środku. Wszystko wokół wydawało się ucichnąć. Czułam jak to co we mnie dotąd tkwiło coraz mniej bolało, dawało mi spokój. Słońce przyjemnie ogrzewało moje ciało, a ja od dawna poczułam ulgę. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Otworzyłam oczy i spojrzałam na ekranik. Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość. Świetnie, znów wygrałam nowiutkie Volvo. Już 3 w tym tygodniu. Podniosłam się i gdy już wygodnie siedziałam, zaczęłam się przyglądać ludziom. Co jakiś czas uśmiechałam się delikatnie, patrząc jak małe dzieciaki biegały, śmiały się i bawiły się ze swoimi psami. Nagle coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę, ponieważ był łudząco podobny do mojego brata. Cholera, był nawet tak samo ubrany. Powoli wstałam i zaczęłam iść w jego stronę, chcąc się dowiedzieć co on tu robi. W pewnej chwili dołączył do niego jeszcze jeden mężczyzna, którego twarzy początkowo nie poznałam, ze względu na to, ze miał na nosie ciemne okulary i snapa. Zaczęli podążać w dół wzniesienia, na którym właśnie stali. Ja oczywiście poszłam za nimi. Przystanęli w zacienionym miejscu, gdzie mało kto mógł ich zobaczyć. To było cholernie dziwne. I kiedy tajemniczy chłopak ściągnął okulary, szczęka mi opadła. ‘’ Co do jasnej cholery Justin tu robi z moim bratem?! ‘’ non stop siebie o to pytałam. Wiedziałam już, że Chris załatwiał wcześniej coś z Justinem, ale myślałam, że to przeszłość. Nagle Justin wyciągnął z kieszeni czarnych, nisko zwisających spodenek spory plik pieniędzy i wręczył go mojemu bratu. Robiłam się coraz to bardziej blada patrząc na to i już chciałam do nich podejść i zrobić im aferę, kiedy ktoś zaszedł mnie z tyłu i zasłonił oczy. Od razu spodziewałam się najgorszego. Zaczęłam cała drżeć, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie chciałam przeżywać tego ponownie. Bałam się, cholernie się bałam. 



                                  DZIĘKUJE WAM ! <3

1 komentarz: