Menu

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 16

Kiedy stałam przed magazynem, ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju. Poczułam jak zaczynają mi drżeć dłonie, a oddech powoli staje się płytszy i nierówny. Świadomość, że moja przyjaciółka właśnie siedzi prawdopodobnie przerażona i samotna w środku, przygnębiała mnie. Dlatego też, nie czekając ani chwili dłużej, weszłam do magazynu przez metalowe drzwi i odchrząknęłam.
- Sue? 
- Tutaj. - głos Sue dobiegał z pomieszczenia obok. Ale coś co było w jej tonie, wydawało mi się podejrzane. 
Oblizałam suche wargi i niepewnie weszłam do miejsca, gdzie miała być Sue. I możecie sobie tylko wyobrazić, jak wyglądała moja mina, gdy zobaczyłam moją przyjaciółkę, siedzącą lekko osuniętą na krześle, w czarnej i dopasowanej sukience oraz rockowej ramonesce, a na nogach miała buty przypominające te od Jeffrey'a Campbella w tym samym kolorze co kurtka i sukienka. Wyglądała powalająco w tym zestawie, a kosmyki jej wiśniowych włosów cudownie okalały jej twarz, podkreślając umiejętnie błękitne oczy i  krwistoczerwone usta. Jej blada cera idealnie komponowała się z całym tym lookiem, a makijaż tylko podkreślał pazur. 
Przełknęłam ślinę, ponieważ uświadomiłam sobie, że ona wcale nie była potrzebująca i przerażona. Wręcz przeciwnie. Na jej twarzy pojawiła się pewnego rodzaju satysfakcja, co poważnie mnie zmartwiło. Nie poznawałam jej zachowania, spojrzeń, gestów czy nastawieina. 
- Sue, czy mogłabym Ci jakoś pomóc? - spojrzałam na dziewczynie, czujac jak mój żołądek nieprzyjemnie się kurczy.
- Ta, zrobisz mi przysługę jak się na chwile zamkniesz i posłuchasz co mamy do powiedzenia. - warknęła Sue, podnosząc się ociężale z krzesła. 
Jak się okazało, zrobiła to tylko po to, żeby podejść do mnie i rzucić mną o krzesło tak, że poczułam silny bół w plecach.
- My? Jacy my? - zapytałam zdezorientowana, poprawiając się na stołku.
W tej chwili do środka wszedł dość postawny ciemnowłosy mężczyzna, którego miałam wrażenie, już kiedyś widziałam. Jego twarz kąpała się w cieniu, więc przez chwilę nie widziałam nic poza świecącymi oczyma. Ale kiedy stanął przede mną w całej okazałości, zapomniałam jak się oddycha. Spojrzałam na przystojnego dwudziestoparoletniego mężczyzn i zaczęłam przypominać sobie, gdzie go widziałam. Tak, to on wtedy pobił się z Justinem, to on zajechał nam drogę. Byłam tego pewna. Złapałam się boków krzesła na którym siedziałam i z przerażeniem patrzyłam na Sue i tego mężczyznę. Nie mogłam sobie przypomnieć jak się nazywa. Posłałam Sue zdezorientowane spojrzenie, na co ona wygięła usta w złowrogim uśmiechu i szepnęła.
- Tacy 'my'. 
Jej szept był lodowaty, do tego stopnia, że przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. I na domiar złego, zabrakło mi słów. Nie wiedziałam co sie dzieje, ale modliłam się, żeby to był tylko zły sen. Wzięłam kilka głębokich oddechów i drżącym głosem, zadałam pytanie, patrząc boleśnie na Sue.
- Sue, o co tu chodzi? Co to ma znaczyć? Czego chcecie?
Z moich ust wylewał się potok słów i nie potrafiłam tego zatrzymać. Wtedy Sue podeszła do mnie i krzyknęła.
- Zamknij wreszcie pysk! Nie moge Cię już słuchać. Będziesz siedzieć cicho to nic Ci się nie stanie, a my wyjaśnimy Ci w czym rzecz. Następnie Ty grzecznie pomaszerujesz do swojego chłoptasia i jego marnych kolegów, przekazując im to co zaraz Ci powiemy.
Spojrzałam na Sue i syknęłam.
- Nie zapominaj, że w tej grupie ' mojego chłoptasia i marnych kolegów' znajduje się Twój chłopak, który swoją drogą odchodzi od zmysłów, zastanawiając się gdzie jesteś.
- Ignac jest przeszłością, nie potrzebuje go. 
- Przeszłością? Ty się słyszysz? Z tą przeszłością spędziłaś dwa lata! Kochałaś go, nie mogliście bez siebie wytrzymać. On zasługuje na wyjaśnienia i choć trochę szacunku! - krzyknęłam.
- Och, jakie to wzruszające. Mam już płakać? - warknęła Sue.
- Co się z Tobą stało? Co się dzieje, dziewczyno... - szepnęłam, czując jak zaciska mi się gardło.
- Powiedzmy, że zmieniłam pogląd na ten cały biznes. " The Furious Kings" to banda frajerów, którzy nie mają nic prócz ogromnego farta. Ale poczekaj chwile, wszystko im się sypnie. Wrócił ich największy wróg i to z podwojoną siłą. - powiedziała z wyższością Sue.
- Gówno się znasz na tym biznesie. Nie wiem dlaczego i co miałaś na celu, traktując tak Ignaca i resztę. Nie zapominaj, że byliśmy Twoimi przyjaciółmi. - rzuciłam.
- Właśnie - byliście. - skwitowała Sue.- Siedziałam idiotko dwa lata w tym gównie, żeby wystarczająco dużo się dowiedzieć. Na ich nieszczęście, wykorzystam wszystko.
- Co do cholery Ci się stało? Dlaczego traktujesz nas jak wrogów?
- Bo nimi jesteście. - warknęła Sue.
- Po co do niego odeszłaś? - gestem głowy wskazałam na mężczyznę stojącego obok, który nadal milczał.
- Bo on daje mi wszystko czego potrzebuje! - krzyknęła Sue.
- A czego Ty możesz potrzebować od niego?! Dragów, markowych ciuchów i dobrego pieprzenia? To jedyne co ten człowiek ma Ci do zaoferowania, a Ty tego chcesz. Jesteś cholernie prymitywna Sue. Zmieniłaś się, do cholery. Jesteś żałosną, żałosną ćpunką. - wlałam w te słowa tyle jadu ile tylko w sobie miałam. Wiedziałam, że Sue nie jest sobą, ale tego dnia kiedy nas zdradziła, została skreślona z mojego życia.
- Zamknij się! - wrzasnęła Sue i poczułam na policzku ostry ból. Odrzuciłam głowę do tyłu, marszcząc brwi z nieprzyjemnego bólu.
- Prawda rani, co? - wymamrotałam, pocierając dłonią czerwone miejsce na moim poliku.
- Powiedziałam Ci kurwa, że masz zamknąć tą pieprzoną morde! - Sue mimo tego, że była drobna, w tej chwili była w stanie zabić. Widziałam to w jej oczach, które przecież tak dobrze znałam.
- Jesteś śmieszna, myśląc, że będę Cię słuchać. Nie..
- Słyszałaś co powiedziała? - w tej chwili odezwał się bezimienny młody mężczynza. 
Spojrzałam na niego i odparłam.
- Nie jestem głucha.
- Świetnie się składa, - mężczyzna pochylił się nade mną i chwycił moją twarz, bym na niego patrzyła cały czas.- ponieważ przekażesz to i owo swojemu chłopakowi.
- Tak jakbyś sam tego nie mógł zrobić. Chryste, jakie to banalne zachowanie, zaciągając przyjaciółke swoich wrogów do magaynu, pod byle pretekstem, próbując ją zastraszyć i na końcu powiedzieć jej, by przekazała jakąś informacje. Dzieci w przedszkolu są kreatywniejsze i bardziej odważne.
- Bądź cicho, albo Ci utne ten niewyparzony język.
- A ja nie będe mogła przekazać im Twojej nadzwyczajnej wiadomości. W ogóle nie myślisz co robisz. - rzuciłam z nieukrywanym rozbawieniem.
- Zobaczymy czy teraz też będzie Ci tak wesoło. - na swoim udzie poczułam chłodny szpic noża, który nagle w swojej dłoni miał mężczyzna. Spojrzałam na niego przerażona i w tej właśnie chwili poczułam niewyobrażalny ból. Zawyłam głośno, czując jak skóra na mojej nodze się rozcina. 
W moich oczach zebrały się łzy, a chłopak niemożliwie powoli rozcinał moje spodnie jak i udo. Gdy skończył, pociągał mnie za podbródek, bym znów na niego patrzyła.
- Ostrzegaliśmy. Gdybyś siedziała cicho Twoim pięknym nóżkom nic by się nie stało. - w jego oddechu czułam wyraźną woń alkoholu i mięty. - A teraz się skup. Przekażesz wszystko, słowo w słowo to co Ci teraz powiem, jasne? 
Gdy nie odpowiedziałam, chłopak uderzył mnie w rozcięta nogę i ponowił pytanie.
- Jasne?! 
Jęknęłam z bólu i pokiwałam beznadziejnie głową, będąc zarazem pewna, że po uderzeniu zostanie siny ślad.
- Nie słyszałem. - warknął chłopak, jeżdząc zakrwawionym nożem po moim brzuchu i ramieniu.
- Tak. - wyskomlałam, czując jak krew cieknie po nodze.
- Doskonale. A więc, powiesz swoim przyjaciołom, że żarty się skończyły. Wracam do gry i przysiągłem sobie, że zniszcze ich tak jak oni mnie, tyle, że ja zrobię to skuteczniej. Zamierzam zabić każdego z nich po kolei. Wcześniej jednak zniszczę im życie. Stopniowo będę się posuwał do poważniejszych kroków. I będe to robił w taki sposób, że nie będą mieli pojęcia kiedy zaatakuje. Obrócę w pył wszystko co posiadają. Ale nie od razu. Chcę się delektować ich cierpieniem, ich pieprzonym bólem, który będzie się malował na ich twarzach, gdy będą patrzyli jak cały ich świat znika na ich oczach. I zacznę działać juz niedługo. Zniszczę ich. - widziałam jak satysfakcja i nienawiść pojawiają się na twarzy nieznanego mi mężczyzny.
- Nigdy Ci się to nie uda. - wysyczałam, kotłując w sobie ogromny ból. - Mówisz tak, jakbyś nie wiedział do czego są zdolni. - grałam pewną siebie i swoich słów, ponieważ w gruncie rzeczy nic nie wiedziałam o dokonaniach gangu, do którego należał Justin. 
- Może i raz udało im się mnie pokonać i wsadzić do pierdla, ale wtedy nie wiedziałem tego co wiem teraz. - uśmiechnął się jadowicie, patrząc mi w oczy.
Kątem oka dostrzegłam Sue, która stała z boku i paliła papierosa. Wyglądała na pewną siebie i niewzruszoną, ale w jej oczach dostrzegłam nutkę strachu i przerażenia. Trochę się jej nawet nie dziwiłam, ponieważ z dnia na dzień weszła w o wiele drastyczniejsze życie niż wcześniej. Ale wcale nie było mi jej szkoda. Pokazała kim tak naprawdę dla niej byliśmy i jak perfidnie wykorzystała Ignaca oraz resztę chłopaków, zdobywając ich zaufanie na całe pieprzone dwa lata. I wtedy poczułam jak ogarnia mnie smutek i przygnębienie. Osoba, która kiedyś uważałam za najlepszą przyjaciółkę, odeszła do innego życia, w którym liczy się seks, narkotyki i dobre ciuchy. Dała się przekupić, a co gorsza ona tego pragnęła. Widziałam to. W ciągu kilku tygodniu zmieniła się diametralnie. Czułam ten dystans między nami. I mimo tego, że chciałam z całych sił jakoś się z nią dogadać i znowu przytulić, wiedziałam że nie mogę. Nie po tym, jaką krzwydę i mi i Ignacowi wyrządziła. Miałam tylko nadzieję, że kiedyś zrozumie  jaki to ból stracić z dnia na dzień jedną z najważniejszych osób w życiu. 
Krew ściekała mi po nodze, a cała ta sytuacja osłabiła mnie. Gdy pozbierałam myśli, oblizałam suche wargi i opowiedziałam na wcześniejsze wyznanie chłopaka.
- Co nie zmienia faktu, że przez okres w którym ty siedziałeś w więzieniu, 'The Furious King' zdobyło wysoką pozycję i plecy u innych gangów. - mówiąc to, nie miałam pojęcia czy rzeczywiście tak jest, ale liczyłam na to i wydawało mi się to prawdopodobne.
- Zniszczę to wszystko co mają po kolei, masz moje słowo. - mruknął chłopak.
Słysząc jego słowa, zaczełam się śmiać. To było równie śmieszne, co żałosne i bezczelne. Wtedy poczułam ponownie ostry ból, tym razem na drugiej nodze. Wrzasnęłam z bólu i przerażenia, odrzucając głowę do tyłu. 
- A Ty będziesz tego najlepszym przykładem. - dodał ohydnie. 
Przełknęłam głośno ślinę, czując niewyobrażalnie ogromny ból w obu nogach. Spojrzałam błagalnie na Sue, szukając w niej pomocy, mimo wszystko. Lecz ona tylko zaśmiała się wrednie i podchodząc do mnie, splunęła.
- Nie patrz tak na mnie, mała suko. Nie mam ochoty Ci pomóc. Przyjemnie mi się patrzy na Twój ból. - wiedziałam, że w głębi duszy wcale tak nie jest. Ale uznałam, że kwestią czasu jest to, że nienawiścią przesiąknie każdy cal jej ciała. -  Żałuję, że wtedy w klubie, Tim Cię nie zerżnął. Może teraz miałabyś więcej oleju w głowie i zamknęła tą swoją niewyparzoną mordę. - na wspomnienie o sytuacji z klubu, żółć podeszła mi do gardła. Nadal czułam na sobie brudny dotyk tamtego faceta. 
I nagle złapałam się na tym, że Kat wiedziała kim był tamten człowiek. Zaczęłam wiązać fakty i wszystko wskazywało na to, że powodem tego, że Katty leży w szpitalu, jest konflikt chłopaków z gangiem mężczyzny, do którego odeszła Sue. Kat musiała zacząć węszyć i wygląda na to, że zaszła im za skórę. Wstrząsnęła mną ta myśl. 
- Skoro skończyłeś już z nią rozmawiać, to wracajmy. Nie mam już ochoty tu siedzieć i na nią patrzeć. - jęknęła Sue.
- I vice versa. - odparłam smętnie.
- Jeszcze Ci mało? - zapytała Sue, patrząc na moje pocięte nogi.
Spojrzałam na nią z chłodem i wstrętem w oczach. Wymazałam ją ze swojego życia, nie chcąc mieć z nią nic wspólnego. 
Czułam jak ból w moich nogach narasta, a ja ledwo powstrzymywałam się od płaczu i krzyku. Cała drżałam i w duchu modliłam się, żeby już stąd wyszli i oszczędzili mi większych doznań. 
- Ryan, idziemy? - zapytała się Sue mężczyzny, który intensywnie się we mnie wpatrywał.
Usłyszałam jego imie i wtedy puzzle znów zaczęły się układać. Ale nie miałam siły na myślenie o tym. Ból i nerwy nie pozwalały mi się na niczym skupić. Siedziałam bezwładnie na krześle, walcząc ze soba, by nie zamknąć oczu ze zmęczenia. Wtedy Ryan podszedł do mnie i przyłożył swoje usta do mojego ucha, mrucząc obrzydliwie.
- Żebyś pamiętała o mnie i o mojej przysiędze, kwiatuszku. - po jego słowach poczułam za uchem ten sam ból, który poczułam gdy rozciął mi skórę na nogach. Wrzasnęłam koszmarnie głośno, mając wrażenie, że tym krzykiem zmniejszę odczucie bólu. Krew ściekała ospale po mojej szyi, barwiąc koszulkę na szkarłatny kolor. Oddychałam nierówno i patrzyłam półprzytomnymi oczyma na tę dwójkę, która przysporzyła mi nie lada cierpienia i bólu. 
Na ich twarzach malowało się zadowolenie i swego rodzaju duma. To było obrzydliwe i popierdolone na wszystkie możliwe sposoby. Ryan złapał dłoń Sue i posyłając mi ostatnie spojrzenia, ruszyli do wyjścia.
- Do zobaczenia, złotko. - odezwał się Ryan, a za nim Sue z podobnym pożegnaniem.
Jęknęłam beznadziejnie i szepnęłam.
- Nic wam się nie uda. Nic.
Po tych słowach opadłam bezwładnie na krzesło, próbując pozbierać wszystkie siły, by jakoś dostać się do domu chłopaków. Mimo przerażającego bólu, pamiętałam wszystkie słowa, jakie Ryan rzucił w moim kierunku. Cierpiałam, ale wiedziałam, że nie mogę tutaj zostać ani chwili dłużej. Uniosłam ostrożnie wzrok i zobaczyłam, że moje spodnie i koszulka są przesiąknięte krwią, a czerwone kropelki spływały na podłogę. Skrzywiłam się boleśnie i powoli się podniosłam. Znów poczułam przeszywający ból, ale zagryzłam mocno zęby, nie mogąc teraz się poddać.
*
Właściwie nie pamietam drogi do domu chłopaków. Był środek nocy, wiatr nieprzyjemnie otulał moje ciało i ledwo ruszałam się do przodu. Co jakiś czas musiałam oprzeć się o drzewo bądź ławkę, aby nie osunąć się na ziemię. Mineły mnie dwa samochody, niespecjalnie zwracając na mnie uwagę. Cieszyłam się z tego powodu, bo byłam skonana i nie zniosłabym rozmów czy tłumaczeń co mi się stało. Rany nieprzyjemnie pulsowały, a krew ciekła powolnie z ich środka. Czułam, że za chwilę się przewrócę. Każdy krok sprawiał mi niemiłosierny ból. Gdy zobaczyłam dom chłopców, dostałam dreszczy i zaczęłam drżeć. Bedąc przed ich drzwiami, widziałam, że światła są wszędzie zapalone, co świadczyło o tym iż czekają na mnie. 
Używając ostatek sił, otworzyłam drzwi i popchnęłam je słabo do przodu. Zrzuciłam z ramion kurtkę Chrisa i zrobiłam krok do przodu, by wejść głębiej. Wtedy z biura wyszedł Justin, Mike, Luke oraz Brad. Wszyscy dyskutowali o czymś zawzięcie, ale ból jaki odczuwałam, nie pozwolił mi załapać o czym. Wtedy mój zamglony wzrok napotkał spojrzenie Justina, a zaraz po nim całej reszty. Złapałam się ściany, ale to nic nie dało. Zachwiałam się i poczułam jak odpływają ode mnie wszystkie siły. Ugięły się pode mną moje zakrwawione nogi i zaczełam sie przerwacać, będąc pewna, że zaraz poczuje chłód posadzki w przedpokoju. Jednak zamiast tego poczułam silne ramiona Justina, które wciągnęły mnie na niego. Opadłam na jego ciało bezwładnie i usłyszałam jakieś krzyki, ale byłam zbyt wykonczona, by skupić się na tym. Zamknełam ledwie przytomne oczy i poczułam, jak trace świadomość tego, co się dzieje wokół mnie.

Justin's POV
Odkąd Sophie opuściła dom, myślałem że wyjdę z siebie. Chciałem za nią pójść i upewnić się, że jest bezpieczna, ale kiedy złapałem za klamkę, poczułem silną dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się gwałtownie i warknąłem
- Czego?! 
- Justin, daj spokój. Ona niedługo wróci. Dzwoniła do niej jej przyjaciółka, idzie jej pomóc. Zaufaj jej. - Brad był tak opanowany, że nawet jego powieka nie drgnęła, kiedy go popchnąłem.
- Odpieprz się, okej? - zapytałem retorycznie, przeczesując nerwowo włosy i pociągając za ich końcówki. - Widzisz, która jest godzina do cholery? Może i idzie do Sue, ale wszyscy wiemy, że o tej porze Stratford nie należy do najbezpieczniejszych miast! 
- Uspokój się i skup się na tym, jak ochronić Katty. - dodał Mike.
- To kurwa nie moja wina, że wpakowała nos w nieswoje sprawy! - krzyknąłem, piorunując wzrokiem Mike.
- Zamknij morde Bieber. Nie wszystko kręci się wokół Twoich problemów. - wysyczał Chris.
- Jasne. - warknąłem i wziąłem głęboki oddech, próbując okiełznać swoje nerwy.
Byłem prawie pewny, że ta wycieczka Sophie nie wróży nic dobrego. Wyszedłem na taras, by zapalić fajke i spotkałem tam Ignaca, który siedział zamyślony na schodkach prowadzących na ogród. Westchnąłem bezgłośnie i przysiadłem obok niego.
- Co jest stary? - zapytałem, odpalając papierosa.
- Sue. - odparł krótko Ignac.
- Za dużo się nie dowiedziałem. Wyjaśnisz mi o co chodzi? 
- Do cholery. Mam pieprzone wrażenie, że Sue odeszła na zawsze. Że to nie jest chwilowe, tylko definitywne. Nie mam kurwa pojęcia dlaczego to zrobiła. Sam widziałeś, że od kilku tygodni się nie dogadywaliśmy, ale byłem przekonany, że to z powodu naszych problemów z Ryanem i jej kłótni z matką. Dałbym sobie uciąć rękę, że wszystko się unormuje - jęknął chłopak.
- Słuchaj, nie wydaje mi się, żeby Sue ot tak, po prostu od Ciebie odeszła, bo mieliście złe dni. Przepraszam, że to mówię, ale z Sue od jakiejś pory było coś nie tak. Nie umiem tego nazwać, ale zachowywała się dziwnie. - wypuściłem dym razem ze słowami.
- Nie wiesz wszystkiego, Justin. - mruknął Ignac, patrząc w dół.
- To może mnie oświeć. - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na niego.
- Sue zaczeła brać. - wyrzucił z siebie Ignac.
- Nie pierdol ... 
- A wyglądam, jakbym miał nastrój i ochotę do żartów? - warknął przyjaciel.
- Stary, wiem że to niecodzienna sytuacja, ale to nie jest coś z czym byśmy się nie spotkali.
- Do kurwy nędzy, ale tu chodzi o moją dziewczynę! To nie jest u niej normalne. Nie związałem się z pieprzoną ćpunką, tylko z dziewczyną która była naturalna i szczera. A teraz traktuje mnie gorzej od gówna na bucie. Próbowałem jej pomóc, zaradzić jakoś, a w zamian za to dostawałem opierdol. Nie pozwalała mi już nawet się dotknąć, odpychała mnie i stawała się dla mnie coraz bardziej oziębła. Aż w końcu pokłóciliśmy się i wyszła z domu, wcześniej wrzeszcząc że nas nienawidzi i że to koniec. Ale była wtedy nagrzana i myślałem, że to tylko słowa wyrzucone pod wpływem nerwów i narkotyków. Do dzisiaj się nie odezwała.
Słuchałem go, nie mogąc uwierzyć, co się dzieje z Sue. Zawsze była antynarkotykowa, wolała się napić, dobrze zabawić niż wziąć coś. Ale to co usłyszałem było opisem dziewczyny, której kompletnie nie znałem. Przejechałem dłonią po twarzy, nie mając pojęcia co mógłbym powiedzieć lub poradzić mojemu przyjacielowi.
- Przez całe pierdolone dwa lata, chroniłem ją, dbałem o nią i stawałem kurwa na głowie, żeby miała to czego pragnie. A zostałem kopnięty za to w dupe. W pizdu z takim związkem. - mruknął wściekle Ignac, rzucając czymś przed siebie.
- Dasz sobie rade stary, kto jak nie ty. Pamiętaj, że masz z nas wsparcie. - poklepałem go po ramieniu, a w odpowiedzi dostałem jedynie lekkie kiwnięcie głową.
Wtedy dołączył do nas Luke.
- Bizzle, zbieraj dupe. Brad coś od Ciebie chce.
- Jasne. - pokiwałem głową i podniosłem się, wcześniej gasząc peta i posyłając Ignacowi ostatnie spojrzenie. Prawie mogłem poczuć ten ból, który ten chłopak w sobie nosił.
Gdy wszedłem do domu, od razu skierowałem się do gabinetu Brada.
- Co jest? - zapytałem, siadając w wygodnym fotelu. Luke stanął za mną, opierajac się o regał.
- Poczekajmy na reszte. - rzucił Brad, a po chwili do środka weszli Chris z Mike'm, a za nimi zmarnowany Ignac. 
- Więc? - mruknąłem, patrząc na Brada.
- Musimy obgadać kwestie bezpieczeństwa i kwestię Ryana. Zacznijmy od końca. 
Jak już wszyscy wiemy, Ryan wyszedł na wolność i prawdopodobnie będzie próbował wrócić do gry. Oczywiście nikt mu tego nie zabrania, ale można się domyślić, że ten kutas będzie próbował się na nas odegrać. Z jasnych powodów. Mamy ten plus, że zyskaliśmy silną pozycję na tle pozostałych gangów i mamy wielu ''przyjaciół'' z branży. Ale Ryan nie jest na tyle głupi, żeby o tym nie wiedzieć. Mam wrażenie, że zrobi wszystko by odzyskać dawną świetność, poświęcając wszystko. 
- Do czego zmierzasz? - zza moich pleców odezwał się Ignac.
- Do tego, że musimy po prostu uważać na niego, spiąć na chwilę dupy i uzbroić się w cierpliwość, bo doskonale wiem, że ten człowiek wystawi nasze nerwy na próbę. Dlatego też musimy zacząc się ze sobą dokładniej i częściej komunikować, a każdą podejrzaną sytuacje zgłaszacie mnie, jasne? - zapytał pewnym siebie tonem Brad.
- Sie rozumie szefie. - rzucił Luke, a za nim każdy po kolei.
- W takim razie, bardzo się cieszę. A teraz kwestia bezpieczeństwa. Zacznijmy od sytuacji z Katty. Musimy zapewnić jej stałą ochronę, dopóki nie wyjdzie ze szpitala. Skontaktowałem się już z Olivierem i Travisem. To chłopaki z zaprzyjaźnionego gangu, którzy specjalizują się w ochronie. Miałem zadzwonić jeszcze raz, żeby wszystko dogadać.
- Daj numer. Zajmę się tym. - przerwał Chris.
Brad spojrzał na niego zaskoczony, a następnie wypisał na karteczce numer, podając ją Chrisowi. Chłopak wyszedł z pomieszczenia i wyszedł jak mniemam na górę, ponieważ słyszałem dźwięk wchodzenia po schodach. 
- Gang Ryana będzie chciał nastraszyć albo nas, albo naszych bliskich dlatego upewnijcie się, że wasze rodziny są bezpieczne. Nie sądze, aby posunęli się do zastraszania najbliższych, ale ostrożności nigdy dość.
Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami, a ja uśmiechnąłem się spokojnie na myśl o mojej rodzinie. Stęskniłem się za nimi, ponieważ nie widziałem ich od dobrych kilku miesięcy. Ale tak musiało być. 
Tak czy inaczej, Brad dokończył wykład o bezpieczeństwie, po czym wszyscy stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni. Jedynie Ignac odmówił i powiedział, że zajmie się papierkową robotą, by zająć czymś myśli. Było mi go żal, widziałem jak cierpi, mimo tego, że nie okazywał swoich uczuć. Ale znałem go na tyle długo, że mogłem określić i rozpoznać jego emocje.
Zastanawiałem się gdzie jest Sophie, ponieważ od jej wyjścia minęła ponad godzina, a ona nadal nie skontaktowała się z nami. Postanowiłem poczekać na nią jeszcze chwilę. 
Wychodząc, wszyscy dyskutowaliśmy o ostatnim meczu Toronto Leafs, przekłócając się i przekonując do swoich racji. Wtedy właśnie otworzyły się drzwi, a mój świat zatrzymał się na ułamek sekundy. W drzwiach stała Sophie z zakrwawionymi nogami, dłońmi i częścią szyi. Spojrzała na mnie, a ja złapałem jej nieprzytomny wzrok. Była na granicy wyczerpania, a każdy skrawek jej ciała powoli odmawiał jej posłuszeństwa. Miałem wrażenie, że żaden z nas nagle stracił możliwość mowy i ruchu. Sophie wyglądała tragicznie. Kiedy złapała się ściany, uświadomiłem sobie, że traci przytomność. I w chwili kiedy leciała do przodu, złapałem ją w swoje ramiona i podciągnąłem ją nieco w górę. Wtedy wszyscy odzyskali zimną krew i skupili się na tym, jak pomóc.  Zaniosłem bezwładne ciało Sophie do swojej sypiali, by tam ją położyć i się nią zająć. Czułem jak wszystko we mnie się przewraca. Krzyknąłem, żeby ktokolwiek przyniósł środki dezynfekujące, ręczniki i bandaże. Wtedy do pokoju wbiegł Chris blady jak ściana, a chwilę później znalazł się przy Sophie, zdejmując jej sweter i targając koszulkę. Posłałem mu pytające spojrzenie, na co on sapnął.
- To moja siostra do cholery. Nic czego wcześniej nie widziałem.
Ciało Sophie było umazane w krwi, a rany nadal krwawiły, brudząc pościel na moim łóżku. Chris zdjął siostrze spodnie, pozostawiając ją w równie zakrwawionej bieliźnie. Na jej twarzy było wymalowane cierpienie, ale też swego rodzaju determinacja. Zabolało mnie serce. 
Chwyciłem za mokre ręczniki, które przyniósł Luke i zacząłem oczyszczać ciało Sophie. Chris zajął się dezynfekcją jej ran i opatrywaniem ich. Czułem jak wściekłość i furia narastają we mnie, pragnąc zniszczyć tego, kto wyrządził jej taką krzywdę.
- Rany nie sią głębokie. Nie bedzie widocznych blizn. - wymamrotał Chris, bandażując nogę siostry. 
Pokiwałem głową, przełykając głośno ślinę. Gdy ręczniki były już całkowicie zabarwione krwią, poszedłem je wymienić na nowe. Wyszedłem z pokoju i zbiegłem do pralni, wrzucając ręczniki do kosza na brudy i łapiąc za nowe. Gdy wychodziłem po schodach Brad złapał mnie za łokieć i zapytał.
- Co z nią ?
Ta kropla przepełniła czarę wkurwienia. Rzuciłem ręcznikami i ryknąłem na Brada.
- Mówiłem kurwa, żeby za nią iść! Ale oczywiście byłeś mądrzejszy! Widziałeś jak ona wygląda? Widziałeś to cierpienie? Nie czułeś jej bezwładnego ciała, do cholery jasnej! Od jakiegoś czasu spadają na mnie, na nas jakieś pieprzone plagi egipskie. Mam tego dość, rozumiesz? Ja..
- Uspokój się. - rozkazał rzeczowo Brad.
- Ty siebie kurwa słyszysz? Ciekawe jakbyś się Ty zachował, gdyby Blair to spotkało! - wiedziałem, że Blair była dla niego wszystkim, kochał ją do szaleństwa i nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało. - Więc kurwa zastanów się co do mnie mówisz i radze Ci spiąć dupę, żeby dowiedzieć się kto to zrobił. Bo zaczynam wierzyć, że to wszystko jest ze sobą połączone. Zrób coś do cholery! - krzyknąłem tak głośno, że chłopaki wyszli z pokoju, upewnić się czy nic się nie stało. 
Moje spojrzenie utkwiło w Ignacu, który wyglądał na zmartwionego. Ale nie tyle samym stanem Sophie, co tym o czym to mówiło. To było przekazanie przez Sue informacji o tym, że to koniec. Koniec ich związku i naszej przyjaźni, koniec wszystkiego co dotychczas ich łączyło. Odeszła, nie chciała wracać. 
Podniosłem ręczniki z ziemi i ruszyłem do swojego pokoju. Chris kończył właśnie bandażować drugą nogę Sophie. Gdy na nią patrzyłem, serce nieprzyjemnie mnie kuło, a rządza zemsty wzrastała z każdą minutą. Twarz Chrisa nie wyrażała żadnych emocji. Był zimny i zdystansowany jak nigdy. Prawdopodobnie było to spowodowane zmęczeniem i stresem, który non stop odczuwał. Nie była to łatwa sytuacja, nawet dla mnie. Spojrzałem na półnagie ciało Sophie i zagryzłem wargę. Leżała taka bezbronna, a jej cięty język wreszcie mógł odpocząć. Spokojnie oddychała, mimo że jej twarz przepełniało cierpienie. Zacisnąłem szczękę i podałem czyste ręczniki Chrisowi.
- Daj mi jakieś ubrania dla niej. - rzucił, ocierając jej ciało.
- Jasne. - mruknąłem i podszedłem do szafy szukając jakichś ciuchów. 
Wyciągnąłem czarne spodenki, w które dałem Sophie, gdy pierwszy raz u mnie spała. Uśmiechnąłem się mimowolnie i rzuciłem je Chrisowi, a następnie wyjąłem czarny T-shirt i zamknąłem szafę. Gdy Chris ubrał siostrę, spojrzał na mnie pustym wzrokiem i zacisnął pięści.
- Zabije każdego, który jej to wyrządził, jasne? I pierdoli mnie fakt, że może to być niebezpieczne.- warknął Chris, patrząc mi w oczy, a jego głos był przepełniony złem i swego rodzaju obietnicy.
- Przysiągłem to sobie, kiedy tylko ją tu zobaczyłem. - odparłem, przeczesując nerwowo włosy. 
- Dajmy jej odpocząć. Może tu spać? 
- Oczywiście. - kiwnąłem głową i oboje wyszliśmy z pokoju, czując niesamowitą żądze mordu.

Sophie's POV
Spałam, a mimo to czułam ten przeszywający ból, słyszałam wszystkie słowa Sue i Ryana, jak gdyby znów stali przede mną i ciskali mi bluzgami oraz groźbami w twarz. Starałam się być silna do ostatnich chwil. Wtedy w moich snach pojawiły się wszystkie koszmary ostatnich lat. To przeszło moje możliwości, nie wytrzymałam tego cierpienia. Obudziłam się z krzykiem, z przeszywającym moje ciało bólem oraz z mokrymi od łez policzkami. Mój oddech był nierówny i płytki, a wzrok rozbiegany i przerażony. Jęknęłam żałośnie, zaciskając pięści na prześcieradle, jak gdybym liczyła na to, że to weźmie wszystkie moje koszmary. 
Kiedy próbowałam zlokalizować swoje położenie, otworzyły się drzwi i wraz ze strugą drażniącego światła do pokoju wbiegł Justin, a za nim Chris. Usiadłam na łóżku, czując jak ciągną mnie rany na nogach. Justin stanął niedaleko mnie i wpatrywał się w moją twarz niepewnie. Wciąż byłam oszołomiona, więc chwilę zajęło mi dojście do siebie. Chris był oparty o komodę i stojąc z założonymi rękoma, patrzył przed siebie. W jego oczach mogłam dostrzec chłód, dystans i złość, mimo  tego że w pokoju panowała ciemność. Przełknęłam ślinę i ukryłam twarz w dłoniach, jęcząc bezsilnie.
- Sophie? -pierwszy odezwał się Justin. 
- Justin ... - poniosłam swój wzrok na niego i poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Pokręciłam głową, próbując się ich pozbyć. 
Justin przysiadł na łóżku i chwycił moją dłoń.
- Już dobrze, jesteś z nami. - jego głos był tak spokojny i stonowany, że od razu poczułam jak wszystko się we mnie rozpływa. Mogłabym go słuchać całymi dniami. 
- Chłopaki są w domu? - zapytałam cicho, patrząc na Chrisa.
- Tak. - odpowiedział sucho Chris. Ale ani troche nie uraził mnie jego ton. Wiedziałam przez co teraz przechodzi. To wszystko było bardziej popieprzone, niż mogłoby się wydawać.
- Chcę zejść na dół. - mruknęłam, zagryzając wargę.
- Um... oczywiście. - powiedział zaskoczony Justin i wstał, wkładając jedną rękę pod moje zgięte nogi, a drugą kładąc na moich plecach.
- Nie. - zaprotestowałam. - Chcę zejść sama.
Opuściłam nogi na podłogę, czując pod stopami miękki materiał wykładziny. Justin podał mi dłoń i bardzo powoli wstałam, próbując nie stracić równowagi. Zagryzłam mocno wargi, robiąc krok do przodu. Chris nadał stał niewzruszony, chociaż w jego oczach zaczęła pojawiać się troska. Przerzuciłam rękę przez ramie Justina, który oplótł dłoń wokół mojej talii, by wspomóc mnie jak najlepiej. Gdy wyszliśmy z pokoju i stanęłam przed schodami, miałam nieodparte wrażenie, że w ciągu kilku godzin, liczba stopni wzrosła o przynajmniej 10. W obliczu bólu i osłabienia każdy ilość schodków wydawała się kolosalna. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok w przód, tym samym pokonując pierwszy ze schodów. 
Po kilku krótkich przystankach udało mi się zejść na dół. Dojście do salonu wydawało się być pestką. Chris asekurował mnie od tyłu, a ja czułam się jakbym na nowo uczyła się chodzić. W świetle lamp zauważyłam zaschniętą krew na nogach i dłoniach, przez co przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz. 
Kiedy znaleźliśmy się w salonie, Justin posadził mnie na swoich kolanach, a ja wtuliłam się w jego nagi tors. Chris zawołał chłopaków, a gdy wchodzili do pokoju Luke zapytał.
- Jak się masz mała? 
- Jest... dobrze. - odpowiedziałam, delikatnie się uśmiechając.
Gdy chłopcy usiedli na kanapach, Brad zaczął mówić.
- Sophie, wiem że to nie najlepszy moment, ale musisz nam powiedzieć kto Ci to zrobił. Im wcześniej nam powiesz, tym szybciej wymierzymy karę.
- Nie możecie. - szepnęłam.
- Że co proszę? - nagle odezwał się Chris.
- O to mu chodzi. - moje dłonie zaczęły drżeć, a wzrok utkwił w jednym punkcie na moich nogach.
- Powiedz o kogo chodzi, Sophie. To nie są żarty.- rzucił Justin zza mojego ucha. 
-  A czy wyglądam jakbym uważała to za coś zabawnego? - rzuciłam w odwecie. - To Ryan. 
W momencie kiedy wyrzuciłam jego imie ze swoich ust w pokoju jakby zgęstniała atmosfera, a na twarzach chłopaków pojawiło się nieznana mi emocja. Poczułam również, jak mięśnie Justina spinają się pode mną.
- Zabije go, kurwa. - warknął Chris, ciskając szklanką w ściane. 
Malutkie kawałki szkła opadły na ziemie, ale żaden z chłopaków nie zareagował na zachowanie Chrisa.
- To dlaczego dzwoniła do Ciebie Sue? - kolejny odezwał się Mike.
- To był pretekst, żeby mnie tam zwabić. - mruknęłam bawiąc się skrawkiem podkoszulka.
- Ale po co oni to zrobili? - ciągnął Mike.
Wtedy opowiedziałam im wszystko - od początku do końca. I przekazałam im najważniejsze - informacje groźbę od Ryana.
Ale najbardziej zabolał mnie widok Ignaca. Przez cały czas nie odezwał się słowem, jedynie co jakiś czas odchrząkiwał. Widziałam jak zaczeła przerastać go cała ta sytuacja.
- I dlatego mówiłem o kwestii bezpieczeństwa. - rzucił Brad.
- Zamknij kurwa pysk, bo jak chciałem isć za nią to mnie powstrzymałeś. - warknął ostro Justin. 
- A skąd mogłem wiedzieć, że jej przyjaciółka może zrobić jej takie gówno? - odparł chłodno Brad. - Nie moja wina, że Sue okazała się bezwartościową, fałszywą dziwką. 
- Pierdol sie. - krzyknął Ignac i z impetem popchnął Brada o ścianę, a następnie wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. 
Zrozumiał, choć nie umiał się z tym pogodzić. 


Co sądzicie? 
Dziękuję,
much love xx

2 komentarze:

  1. Jejku <33 Jest ! Wiedziałam, że coś bd nie tak .. od początku ten telefon od Sue wydawał się podejrzany ;/
    Dziękuję za rozdział i wgl za wszystko :))
    ILYSM . xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten telefon od Sue od razu wydawał sie podejrzany i juz wiedziałam ze to pułapka :) Zajebisty rozdział

    OdpowiedzUsuń